Na kogo mają głosować zwolennicy IV Rzeczypospolitej?
Wielkim sukcesem zwolenników IV RP są wybory w 2005 r. W wyborach parlamentarnych partie, które deklarowały potrzebę budowy IV RP (PiS i PO), zdobyły grubo ponad połowę mandatów. W pierwszej turze wyborów prezydenckich ich reprezentanci zdobyli ponadsiedemdziesięcioprocentowe poparcie. Wyborcza rywalizacja między PO i PiS oraz ich prezydenckimi kandydatami doprowadziła jednak do wyeksponowania - wcześniej wydawałoby się drugorzędnych - różnic, zaogniła ich stosunki i wzbudziła niepokój zwolenników. Wielu z tych, którzy sądzili, że te partie więcej łączy, niż dzieli, i koalicja między nimi będzie czymś oczywistym, nagle zorientowało się, że mogli się zasadniczo mylić. Oznacza to, że głęboka reforma, która wyeliminuje patologie III RP, a do której potrzebna jest zgodna współpraca obu partii, może się okazać złudzeniem.
Koncepcja IV RP zakłada, że polskie państwo trawią poważne schorzenia, którym zaradzić może tylko przebudowa status quo. Dopiero rozerwanie postkomunistycznego gorsetu umożliwi budowę realnej demokracji, państwa prawa i gospodarki rynkowej. Zaniechanie głębokich zmian skazuje nas na stagnację i marginalność. Pytanie o to, który prezydencki kandydat gwarantuje głęboką przebudowę kraju, jest więc zasadnicze dla dokonania wyboru. A odpowiedź wcale nie jest jednoznaczna.
Fikcja Kwaśniewskiego
Platforma Obywatelska i Donald Tusk w ogóle zarzucili hasło IV RP. Być może podyktowały im to wyborcze rachuby. Platformie i jej przywódcy trudno rywalizować w tej mierze z braćmi Kaczyńskimi, którzy kontestowali ideologiczno-prawne fundamenty III RP nieomal od momentu jej powstania. W tej sytuacji dość naturalne jest kokietowanie przez Tuska wyborców, którzy czują się zaniepokojeni "rewolucją", jaką zgodnie z wyobrażeniem dominujących mediów szykują im "straszne Kaczory". Dość naturalne jest więc przymierzanie przez lidera PO kostiumu Kwaśniewskiego, któremu udało się zaczarować Polaków.
Odchodzący prezydent wygrywał nie dlatego, że proponował atrakcyjne rozwiązania politycznych sprzeczności i konfliktów, ale dlatego, że potrafił wmówić wyborcom, iż są one tylko pozorem. Kwaśniewski był mistrzem w kreowaniu politycznej fikcji (inna sprawa, że pomagały mu w tym polskie ośrodki opiniotwórcze i media), która doskonale ukrywała grę o zyski i władzę, toczącą się za kulisami demokracji III RP.
Podczepieni pod Tuska
To, że Donald Tusk przejął język Kwaśniewskiego, może być tylko wyborem techniki, która okazuje się - niestety - skuteczna wobec niedojrzałych politycznie obywateli. Siłą rzeczy jednak z tego języka wynikają określone treści. Jeśli lider PO powtarza, że nie interesuje go, kto wepchnął polski wóz w bagno, ale jak go z niego wyciągnąć, to nie tylko powtarza retorykę Kwaśniewskiego i Unii Wolności. Tworzy też złudzenie, że wszystkim jednakowo zależy na tym, aby ten "polski wóz" wepchnąć na właściwe koleiny. W rzeczywistości ogromna część dominujących w Polsce sił swoją pozycję zawdzięcza polskim patologiom i zrobi wszystko, aby podtrzymać ich trwanie. Naprawa sytuacji wymaga nie tylko reform systemowych, ale i odsunięcia od władzy korupcjogennych postaci i środowisk, m.in. dlatego, że są one w stanie zablokować najlepsze nawet reformy.
Uderzająca jest mobilizacja środowisk, które uznały, że jedyną szansą przetrwania jest dla nich zwycięstwo Tuska. Znamienne jest to w pokazywaniu przez dominujące media kampanii prezydenckiej, gdzie Tusk jest absolutnym i nie ukrywanym faworytem. Trudno winić lidera PO o to, że stary układ próbuje się pod niego podczepić, ale sytuacja ta może niepokoić, zwłaszcza jeśli pamiętamy o wpisaniu części środowisk PO w system III RP.
Stereotypy Kaczyńskiego
Na podobnej zasadzie jak strategii PO i jej lidera można by bronić strategii wyborczej PiS, a zwłaszcza Lecha Kaczyńskiego, który odwołując się do solidarności, radykalnie przeciwstawia ją gospodarczemu liberalizmowi swoich rywali. Wątpliwości budzi jednak to, że ta kampania wzmacnia antyrynkowe stereotypy, coraz silniejsze w Polsce, a także dlatego, że wyraża jednak autentyczne poglądy prezydenckiego kandydata.
Problemem Polski nie jest jednak wyłącznie układ postkomunistyczny, ale także słabość państwa, na którym żerują rozliczne wpływowe lobby. Jeśli Lech Kaczyński potwierdza przywileje dla takich lobby jak górnicze, to budzi wątpliwości, czy chce budowy mocnego, a więc siłą rzeczy ograniczonego państwa. Jeśli PiS w swoim programie odwołuje się do praktyk państw bogatych, to warto zanalizować, czy to są praktyki, które przynoszą bogactwo, czy wręcz przeciwnie - nadwerężają wcześniej uzyskany dobrobyt. Można wprawdzie przyjąć, że prezydent nie tworzy polityki gospodarczej, a trudno zakwestionować konsekwencję Lecha Kaczyńskiego w budowie nowego, zdrowego państwa, ale wątpliwości pozostają.
Koncepcja IV RP zakłada, że polskie państwo trawią poważne schorzenia, którym zaradzić może tylko przebudowa status quo. Dopiero rozerwanie postkomunistycznego gorsetu umożliwi budowę realnej demokracji, państwa prawa i gospodarki rynkowej. Zaniechanie głębokich zmian skazuje nas na stagnację i marginalność. Pytanie o to, który prezydencki kandydat gwarantuje głęboką przebudowę kraju, jest więc zasadnicze dla dokonania wyboru. A odpowiedź wcale nie jest jednoznaczna.
Fikcja Kwaśniewskiego
Platforma Obywatelska i Donald Tusk w ogóle zarzucili hasło IV RP. Być może podyktowały im to wyborcze rachuby. Platformie i jej przywódcy trudno rywalizować w tej mierze z braćmi Kaczyńskimi, którzy kontestowali ideologiczno-prawne fundamenty III RP nieomal od momentu jej powstania. W tej sytuacji dość naturalne jest kokietowanie przez Tuska wyborców, którzy czują się zaniepokojeni "rewolucją", jaką zgodnie z wyobrażeniem dominujących mediów szykują im "straszne Kaczory". Dość naturalne jest więc przymierzanie przez lidera PO kostiumu Kwaśniewskiego, któremu udało się zaczarować Polaków.
Odchodzący prezydent wygrywał nie dlatego, że proponował atrakcyjne rozwiązania politycznych sprzeczności i konfliktów, ale dlatego, że potrafił wmówić wyborcom, iż są one tylko pozorem. Kwaśniewski był mistrzem w kreowaniu politycznej fikcji (inna sprawa, że pomagały mu w tym polskie ośrodki opiniotwórcze i media), która doskonale ukrywała grę o zyski i władzę, toczącą się za kulisami demokracji III RP.
Podczepieni pod Tuska
To, że Donald Tusk przejął język Kwaśniewskiego, może być tylko wyborem techniki, która okazuje się - niestety - skuteczna wobec niedojrzałych politycznie obywateli. Siłą rzeczy jednak z tego języka wynikają określone treści. Jeśli lider PO powtarza, że nie interesuje go, kto wepchnął polski wóz w bagno, ale jak go z niego wyciągnąć, to nie tylko powtarza retorykę Kwaśniewskiego i Unii Wolności. Tworzy też złudzenie, że wszystkim jednakowo zależy na tym, aby ten "polski wóz" wepchnąć na właściwe koleiny. W rzeczywistości ogromna część dominujących w Polsce sił swoją pozycję zawdzięcza polskim patologiom i zrobi wszystko, aby podtrzymać ich trwanie. Naprawa sytuacji wymaga nie tylko reform systemowych, ale i odsunięcia od władzy korupcjogennych postaci i środowisk, m.in. dlatego, że są one w stanie zablokować najlepsze nawet reformy.
Uderzająca jest mobilizacja środowisk, które uznały, że jedyną szansą przetrwania jest dla nich zwycięstwo Tuska. Znamienne jest to w pokazywaniu przez dominujące media kampanii prezydenckiej, gdzie Tusk jest absolutnym i nie ukrywanym faworytem. Trudno winić lidera PO o to, że stary układ próbuje się pod niego podczepić, ale sytuacja ta może niepokoić, zwłaszcza jeśli pamiętamy o wpisaniu części środowisk PO w system III RP.
Stereotypy Kaczyńskiego
Na podobnej zasadzie jak strategii PO i jej lidera można by bronić strategii wyborczej PiS, a zwłaszcza Lecha Kaczyńskiego, który odwołując się do solidarności, radykalnie przeciwstawia ją gospodarczemu liberalizmowi swoich rywali. Wątpliwości budzi jednak to, że ta kampania wzmacnia antyrynkowe stereotypy, coraz silniejsze w Polsce, a także dlatego, że wyraża jednak autentyczne poglądy prezydenckiego kandydata.
Problemem Polski nie jest jednak wyłącznie układ postkomunistyczny, ale także słabość państwa, na którym żerują rozliczne wpływowe lobby. Jeśli Lech Kaczyński potwierdza przywileje dla takich lobby jak górnicze, to budzi wątpliwości, czy chce budowy mocnego, a więc siłą rzeczy ograniczonego państwa. Jeśli PiS w swoim programie odwołuje się do praktyk państw bogatych, to warto zanalizować, czy to są praktyki, które przynoszą bogactwo, czy wręcz przeciwnie - nadwerężają wcześniej uzyskany dobrobyt. Można wprawdzie przyjąć, że prezydent nie tworzy polityki gospodarczej, a trudno zakwestionować konsekwencję Lecha Kaczyńskiego w budowie nowego, zdrowego państwa, ale wątpliwości pozostają.
Więcej możesz przeczytać w 42/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.