Powróciła szansa na realizację amerykańskiego planu "Mapy drogowej"
Trzeba pomóc Abu Mazenowi - mówi premier Szaron, którego niepokoi sytuacja w Strefie Gazy. Po niedawnych krwawych potyczkach między policją palestyńską a skrajnymi organizacjami islamskimi kierownictwo Hamasu opublikowało manifest programowy, w którym zapowiada zniszczenie Izraela i przekształcenie "całej Palestyny" w religijne państwo islamskie.
Spotkanie Szaron - Abu Mazen nie doprowadzi do żadnego dramatycznego zwrotu, ale nie ulega wątpliwości, że Izrael zechce wzmocnić palestyńskiego przywódcę, który od kilku tygodni cierpi na potężny ból głowy. Bardzo możliwe, że w ramach gestów dobrej woli armia izraelska wycofa się z kilku dużych miast na Zachodnim Brzegu i zlikwiduje zapory oraz "obręcze" komunikacyjne, które tak bardzo utrudniają życie Palestyńczykom. W otoczeniu premiera mówi się również o uwolnieniu kilkuset więźniów intifady.
Abu Mazen z pewnością zażąda pozwolenia na uruchomienie lotniska międzynarodowego w Gazie, poprosi o wyznaczenie lądowego korytarza łączącego Zachodni Brzeg ze Strefą Gazy i otwarcie przejścia granicznego w Rafijach, które na obecnym etapie jest jedynym palestyńskim oknem na świat. Jeśli nie nastąpi eskalacja antyizraelskiego terroru, Szaron być może wyrazi też zgodę na tymczasowe wstrzymanie likwidacji hamasowców, którzy są odpowiedzialni za zamachy samobójcze przeciwko izraelskiej ludności cywilnej. Minister obrony gen. Saul Mofaz mówi, że Izrael z uwagą obserwuje działania Abu Mazena mające na celu podporządkowanie sobie zbrojnej opozycji islamskiej: - Jeśli wysiłki te zostaną uwieńczone sukcesem, zarysuje się szansa na osiągnięcie postępu zgodnie z amerykańskim planem "Mapy drogowej".
- Jedna władza, jedno prawo, jeden karabin - powtarzał często Abu Mazen, mając na myśli budowę nowego porządku po Arafacie. Hasła te pozostały na papierze. Dwuwładza, bezprawie i tysiące karabinów - taka jest sytuacja w Gazie i w mniejszym stopniu na Zachodnim Brzegu. Do tego wszystkiego dochodzi wewnętrzna opozycja we władzach autonomii i Fatah. Rząd premiera Abu Ali od dawna nie funkcjonuje, ministrowie nie przychodzą do pracy, korupcja kwitnie, każdy myśli tylko o sobie. W Ramallah i Gazie twierdzą, że w ciągu najbliższych dni Abu Ala poda się do dymisji.
Na razie przywódca Hamasu Chaled Maszal nie chce nawet słyszeć o rozbrojeniu swoich jednostek i przekazaniu całej broni organom autonomii. Być może nie jest to jego ostatnie słowo. Islamiści liczą na duży sukces w wyborach parlamentarnych, zapowiedzianych na styczeń, ale po to, żeby wziąć w nich udział, muszą się dogadać z Abu Mazenem. W odróżnieniu od tuzina innych skrajnych organizacji islamskich Hamas ma jedną słabość: postępuje racjonalnie. W meczetach i wszechnicach religijnych dobrze wiedzą, że po likwidacji osiedli żydowskich Izrael nie ścierpi dłużej zamachów samobójczych i ataków rakietowych: Hamas zapowiada wprawdzie zniszczenie Izraela w nie dającej się przewidzieć przyszłości, ale jednocześnie po cichu poinformował o tymczasowym przerwaniu ognia. Nie po raz pierwszy okazuje się, że brodacze spod znaku islamskiego półksiężyca są bardziej wyczuleni na pomruki ciężkiej artylerii izraelskiej niż na prośby, żądania i egzorcyzmy Abu Mazena i jego ludzi.
W Strefie Gazy sytuacja jest w dalszym ciągu napięta i w każdej chwili może tam dojść do nowych starć. Ta "anarchia domowa" bardzo szybko może się przekształcić w wojnę domową. Perspektywa taka bardzo niepokoi egipskiego prezydenta Mubaraka, który dotychczas z powodzeniem odgrywał rolę arbitra na polu minowym. Wydaje się, że Egipcjanie przestali wierzyć, że palestyńska krowa zacznie dawać mleko. Sześćdziesięciu oficerów wywiadu egipskiego od kilku tygodni uwija się w Strefie Gazy, próbując pogodzić skłócone strony i zapobiec walkom. Spalone posterunki policji, znikomy ruch kołowy na ulicach, częste godziny policyjne - wszystko to świadczy, że tym razem sytuacja jest trudniejsza niż kiedykolwiek przedtem.
Najważniejszą osobistością egipską w Strefie Gazy jest gen. Mustafa El-Bocheiri, przedstawiciel Omara Sulejmana, egipskiego ministra bezpieczeństwa. W rozmowie z dziennikarzami izraelskimi generał rozkłada ręce: - Trudno się w tym wszystkim połapać, ale Hamas musi wybrać: albo terror, albo polityka. Dopóki Izraelczycy znajdowali się w Gazie, różne organizacje palestyńskie miały wspólnego wroga. Po ewakuacji i likwidacji osiedli rozpoczęła się walka o miejsce na arenie wewnątrzpalestyńskiej. Wszystko zależy teraz od tego, czy Abu Mazen wierzy w Abu Mazena. Jeśli stanie on na wysokości zadania, skończy z dwuwładzą, rozbroi terrorystów, zastopuje Hamas, może się pojawić szansa na zbudowanie samodzielnego państwa palestyńskiego.
Spotkanie Szaron - Abu Mazen nie doprowadzi do żadnego dramatycznego zwrotu, ale nie ulega wątpliwości, że Izrael zechce wzmocnić palestyńskiego przywódcę, który od kilku tygodni cierpi na potężny ból głowy. Bardzo możliwe, że w ramach gestów dobrej woli armia izraelska wycofa się z kilku dużych miast na Zachodnim Brzegu i zlikwiduje zapory oraz "obręcze" komunikacyjne, które tak bardzo utrudniają życie Palestyńczykom. W otoczeniu premiera mówi się również o uwolnieniu kilkuset więźniów intifady.
Abu Mazen z pewnością zażąda pozwolenia na uruchomienie lotniska międzynarodowego w Gazie, poprosi o wyznaczenie lądowego korytarza łączącego Zachodni Brzeg ze Strefą Gazy i otwarcie przejścia granicznego w Rafijach, które na obecnym etapie jest jedynym palestyńskim oknem na świat. Jeśli nie nastąpi eskalacja antyizraelskiego terroru, Szaron być może wyrazi też zgodę na tymczasowe wstrzymanie likwidacji hamasowców, którzy są odpowiedzialni za zamachy samobójcze przeciwko izraelskiej ludności cywilnej. Minister obrony gen. Saul Mofaz mówi, że Izrael z uwagą obserwuje działania Abu Mazena mające na celu podporządkowanie sobie zbrojnej opozycji islamskiej: - Jeśli wysiłki te zostaną uwieńczone sukcesem, zarysuje się szansa na osiągnięcie postępu zgodnie z amerykańskim planem "Mapy drogowej".
- Jedna władza, jedno prawo, jeden karabin - powtarzał często Abu Mazen, mając na myśli budowę nowego porządku po Arafacie. Hasła te pozostały na papierze. Dwuwładza, bezprawie i tysiące karabinów - taka jest sytuacja w Gazie i w mniejszym stopniu na Zachodnim Brzegu. Do tego wszystkiego dochodzi wewnętrzna opozycja we władzach autonomii i Fatah. Rząd premiera Abu Ali od dawna nie funkcjonuje, ministrowie nie przychodzą do pracy, korupcja kwitnie, każdy myśli tylko o sobie. W Ramallah i Gazie twierdzą, że w ciągu najbliższych dni Abu Ala poda się do dymisji.
Na razie przywódca Hamasu Chaled Maszal nie chce nawet słyszeć o rozbrojeniu swoich jednostek i przekazaniu całej broni organom autonomii. Być może nie jest to jego ostatnie słowo. Islamiści liczą na duży sukces w wyborach parlamentarnych, zapowiedzianych na styczeń, ale po to, żeby wziąć w nich udział, muszą się dogadać z Abu Mazenem. W odróżnieniu od tuzina innych skrajnych organizacji islamskich Hamas ma jedną słabość: postępuje racjonalnie. W meczetach i wszechnicach religijnych dobrze wiedzą, że po likwidacji osiedli żydowskich Izrael nie ścierpi dłużej zamachów samobójczych i ataków rakietowych: Hamas zapowiada wprawdzie zniszczenie Izraela w nie dającej się przewidzieć przyszłości, ale jednocześnie po cichu poinformował o tymczasowym przerwaniu ognia. Nie po raz pierwszy okazuje się, że brodacze spod znaku islamskiego półksiężyca są bardziej wyczuleni na pomruki ciężkiej artylerii izraelskiej niż na prośby, żądania i egzorcyzmy Abu Mazena i jego ludzi.
W Strefie Gazy sytuacja jest w dalszym ciągu napięta i w każdej chwili może tam dojść do nowych starć. Ta "anarchia domowa" bardzo szybko może się przekształcić w wojnę domową. Perspektywa taka bardzo niepokoi egipskiego prezydenta Mubaraka, który dotychczas z powodzeniem odgrywał rolę arbitra na polu minowym. Wydaje się, że Egipcjanie przestali wierzyć, że palestyńska krowa zacznie dawać mleko. Sześćdziesięciu oficerów wywiadu egipskiego od kilku tygodni uwija się w Strefie Gazy, próbując pogodzić skłócone strony i zapobiec walkom. Spalone posterunki policji, znikomy ruch kołowy na ulicach, częste godziny policyjne - wszystko to świadczy, że tym razem sytuacja jest trudniejsza niż kiedykolwiek przedtem.
Najważniejszą osobistością egipską w Strefie Gazy jest gen. Mustafa El-Bocheiri, przedstawiciel Omara Sulejmana, egipskiego ministra bezpieczeństwa. W rozmowie z dziennikarzami izraelskimi generał rozkłada ręce: - Trudno się w tym wszystkim połapać, ale Hamas musi wybrać: albo terror, albo polityka. Dopóki Izraelczycy znajdowali się w Gazie, różne organizacje palestyńskie miały wspólnego wroga. Po ewakuacji i likwidacji osiedli rozpoczęła się walka o miejsce na arenie wewnątrzpalestyńskiej. Wszystko zależy teraz od tego, czy Abu Mazen wierzy w Abu Mazena. Jeśli stanie on na wysokości zadania, skończy z dwuwładzą, rozbroi terrorystów, zastopuje Hamas, może się pojawić szansa na zbudowanie samodzielnego państwa palestyńskiego.
Więcej możesz przeczytać w 42/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.