Nasze ustalenia są wstrząsające: w sprawie zamordowania księdza Popiełuszki zgadzają się tylko dwa fakty: czas i miejsce uprowadzenia księdza Jerzego - 19 października 1984 r. w Górsku. Wszystko, czego dotychczas opinia publiczna dowiedziała się o śmierci księdza Popiełuszki, to kłamstwa bądź wielopiętrowe manipulacje. I nic dziwnego. Nasze ustalenia dowodzą, że ta zbrodnia nie była wybrykiem kilku osób, lecz od początku była zaplanowana przez struktury i urzędników, w tym najwyższych, komunistycznego państwa, przez nich przeprowadzona i zatuszowana. Przestudiowaliśmy tysiące stron dokumentów, które zgromadzono podczas śledztwa Instytutu Pamięci Narodowej pod kierunkiem prokuratora Andrzeja Witkowskiego. Rozmawialiśmy z kilkudziesięcioma świadkami, przeanalizowaliśmy setki godzin zapisów z podsłuchów rodzin sprawców i ich mocodawców. Poddaliśmy krytycznej ocenie ekspertyzy przeprowadzone w tej sprawie. Teraz staje się jasne, dlaczego ta sprawa została tak zakłamana, dlaczego do dziś panuje wokół niej zmowa milczenia, obejmująca nie tylko ludzi PRL, ale także osobistości III RP, w tym niektórych hierarchów Kościoła.
Zakopać śledztwo!
27 października 2004 r. Piotr Zając, naczelnik Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Lublinie, zwołał swoich pracowników. Oświadczył, że prof. Witold Kulesza, szef pionu śledczego IPN, miał się domagać, by Zając zwołał konferencję prasową, podczas której oznajmi, że to on, a nie Kulesza, odsunął prokuratora Witkowskiego od śledztwa w sprawie zabójstwa księdza Popiełuszki. Zając się nie zgodził i podał do dymisji. Trzynaście dni wcześniej, 14 października, prof. Kulesza poinformował, że prokurator Witkowski nie prowadzi już śledztwa dotyczącego zabójstwa księdza Jerzego. Kilka dni wcześniej Witkowski powiadomił szefów IPN o wynikach tego śledztwa i przedstawił plan postawienia w stan oskarżenia kilku osób, które brały udział w zbrodni bądź w wydarzeniach z nią związanych. Jednym z oskarżonych miał być gen. Czesław Kiszczak.
Odebranie sprawy prokuratorowi Witkowskiemu wplata się w realizowany przez 20 lat scenariusz ukrywania i fałszowania prawdy o zamordowaniu księdza. Ten scenariusz był realizowany przez cały okres III RP, a pierwszy etap zacierania śladów zbrodni zaczął się w 1985 r. w ramach spraw operacyjnych "Teresa" i "Trawa". Podczas tych operacji, prowadzonych w latach 1985-1990, Departament Techniki Ministerstwa Spraw Wewnętrznych rejestrował rozmowy z podsłuchów rodzin zabójców i ich mocodawców. Ustaliliśmy, że informacje z podsłuchów trafiały na biurka generałów Wojciecha Jaruzelskiego i Czesława Kiszczaka. Prawie do końca 1989 r. w strukturze gabinetu ministra spraw wewnętrznych funkcjonował zespół ds. analiz, który przetwarzał przesyłane do szefa MSW meldunki na informacje kierowane wprost do gen. Jaruzelskiego. Zespołem kierował Zbigniew Chwaliński, do 2004 r. zastępca komendanta głównego policji, obecnie oficer łącznikowy polskiej policji na Słowacji.
Prawie 1600 godzin zarejestrowanych i zachowanych rozmów, m.in. żony i syna płk. Adama Pietruszki, dowodzi wielkiej skali operacji tuszowania zbrodni - pod kryptonimami "Teresa" i "Trawa". Przez sześć lat uczestniczyło w niej kilkuset funkcjonariuszy i tajnych współpracowników SB. Osobą, która akceptowała działania w ramach operacji "Teresa" i "Trawa", był szef MSW gen. Czesław Kiszczak.
Amnezja Kiszczaka
Kiedy skończyła się PRL, Czesław Kiszczak zapadł na amnezję. Tyle że częściową. Ten sam Kiszczak, który w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" z lutego 2001 r. swobodnie przywołuje fakty nawet sprzed kilkudziesięciu lat, w sprawie zabójstwa księdza Popiełuszki nic nie pamięta. Znamienne są zeznania, które gen. Kiszczak składał w Departamencie Prokuratury Ministerstwa Sprawiedliwości w 1991 r. "Nie pamiętam, kto wyrażał zgodę na rewizję mieszkania księdza Popiełuszki, nie pamiętam, kto uzgadniał jego zatrzymanie z prokuraturą warszawską, jak również nie pamiętam mojego udziału w zwolnieniu księdza Popiełuszki. Nie pamiętam, z którym z biskupów rozmawiałem na temat jego zwolnienia. Nie pamiętam, kto mi zdał relację z przeszukania mieszkania księdza Popiełuszki".
W rozmowie z nami Czesław Kiszczak twierdzi, że operacje "Teresa" i "Trawa" były prowadzone w celu wykrycia wszystkich ewentualnych współwinnych zbrodni. Jeśli tak, to dlaczego Kiszczak nigdy nie nakazał inwigilacji żadnego z funkcjonariuszy bezpieki, którzy w latach 80. zamordowali ponad stu przedstawicieli opozycji i duchowieństwa? Wyjaśnienie wielkiej skali inwigilacji osób zamieszanych w zabójstwo księdza Popiełuszki jest proste. Chodziło o zorientowanie się, czy ktokolwiek może stanowić źródło przecieku tajnych informacji związanych z zabójstwem księdza.
Dwa plany operacji przeciwko księdzu Popiełuszce
Z dokumentów IPN wynika, że zamordowanie księdza Popiełuszki było kombinacją operacyjną tajnych służb PRL, mającą przynieść pożądane polityczne skutki. To tłumaczy, dlaczego pierwszy raz w historii PRL wskazano i osądzono sprawców. Tłumaczy, dlaczego mając do dyspozycji arsenał możliwości gwarantujących zniknięcie zwłok, zdecydowano się na ich odnalezienie. Za decyzją o rozpoczęciu operacji kryła się przebiegła gra. W MSW przygotowano dwa plany operacji przeciwko księdzu Popiełuszce. Pierwszy zakładał pozyskanie księdza Jerzego jako tajnego współpracownika SB. Po zwerbowaniu kapelan "Solidarności" zostałby wysłany na studia do Rzymu, do czego zresztą był nakłaniany przez kościelnych hierarchów. Znajdujące się obecnie w IPN taśmy z podsłuchów rodziny płk. Pietruszki wskazują, że autorem rzymskiego wariantu był gen. Kiszczak. Według żony Pietruszki, wywierał on nacisk w tej sprawie na abp. Bronisława Dąbrowskiego, ówczesnego sekretarza Konferencji Episkopatu Polski. Ten z kolei rozmawiał o tym z prymasem Józefem Glempem. Co ciekawe, koncepcję wysłania księdza Jerzego do Rzymu biskup przedstawił prymasowi jako własny pomysł.
Drugi wariant zakładał zamordowanie kapłana i obarczenie odpowiedzialnością za jego śmierć grupy księży z konspiracyjnej organizacji opozycyjnej. Organizacja ta była wymysłem bezpieki. Celem organizacji miało być obalenie komunizmu w Polsce, a drogą do osiągnięcia celu - wstrząs wywołany zamordowaniem kapelana "Solidarności". Dla wywołania wstrząsu niezbędne było wplątanie w grę funkcjonariuszy SB: Piotrowskiego i jego podwładnych. Wiele wskazuje na to, że nie byli oni świadomi istnienia szerszego planu operacji.
Wspólny stół
O tym, że w 1984 r. szefowie MSW zamierzali wmówić opinii publicznej, iż istniał antypaństwowy spisek opozycji i księży, świadczą dokumenty i zeznania podstawionych przez SB świadków. Powodowani rzekomo uczuciami patriotycznymi jesienią 1984 r. opowiedzieli oni o solidarnościowej prowokacji funkcjonariuszom Biura Śledczego MSW. Jeden z tych świadków zeznał, że jego przyjaciel, sekretarz kurii biskupiej w Białymstoku, wyjawił mu w zaufaniu, iż "celem uprowadzenia było pogłębienie w społeczeństwie nienawiści do władzy poprzez obarczenie jej odpowiedzialnością za uprowadzenie księdza Popiełuszki. Nienawiść ta miała się przerodzić w ogólnokrajowe strajki, które powinny doprowadzić do obalenia komunistów w Polsce". Zamordowanie księdza miało być sygnałem do ogólnopolskich wystąpień, a jego pogrzeb miał się stać odpowiednikiem godziny W w powstaniu warszawskim.
Mając dowody, że za prowokacją w postaci zabójstwa kapelana "Solidarności" stały kler i "Solidarność", władze musiałyby się rozprawić z opozycją. Dlaczego zatem operację zatrzymano w pół drogi? Cząstkową odpowiedzią mogą być słowa wypowiedziane przez ówczesnego wicepremiera Mieczysława Rakowskiego podczas posiedzenia Biura Politycznego KC PZPR 27 listopada 1984 r. W obecności generałów Jaruzelskiego i Kiszczaka Rakowski stwierdził: "Analizując zachowanie się sił antysocjalistycznych czy też opozycjonistów po zabójstwie Popiełuszki, widać, że oni wykorzystują to nie tylko dla zaznaczenia swojej obecności w kraju i w polityce, ale że lansują tę tezę, że właśnie nastał czas na to, byśmy zasiedli do wspólnego stołu teraz z tymi, którzy są ich zdaniem przez nas odsuwani (...), lansują ją ludzie tego typu co Geremek i Mazowiecki". Czy inspiratorzy zbrodni zrezygnowali z postawienia kropki nad i, ponieważ już jesienią 1984 r. zaczęła dojrzewać koncepcja "wspólnego (okrągłego) stołu"? Wtedy wykrycie i ukaranie sprawców zbrodni było aktem najwyższego uwiarygodnienia. I z tak uwiarygodnioną władzą w końcu, w 1988 r., opozycja zaczęła rozmawiać, co skończyło się obradami "okrągłego stołu".
Wiele wskazuje na to, że już w 1984 r. władcy PRL rozważali scenariusz, w którym lepszym rozwiązaniem od rozprawy z opozycją było porozumienie się z jej "konstruktywną" częścią. Ostatecznie zdecydowano się poświęcić Grzegorza Piotrowskiego, Waldemara Chmielewskiego i Leszka Pękalę. Byli na tyle drobnymi pionkami, że pomysłodawcy zbrodni zdecydowali się złożyć ich na ołtarzu wielkiej polityki, a ponadto mogli zagwarantować sobie ich milczenie, strasząc różnymi hakami.
Tajna ugoda
W zainicjowanej przez MSW wielkiej grze szczególna rola przypadła Waldemarowi Chrostowskiemu. By wyjaśnić tę sprawę, trzeba przeskoczyć do 31 sierpnia 1987 r. Tego dnia mecenas Edward Wende w imieniu Waldemara Chrostowskiego, kierowcy i przyjaciela księdza Jerzego Popiełuszki, zawarł z MSW ugodę. Opatrzono ją klauzulą tajności. Ugoda nawiązywała do działań funkcjonariuszy SB z 13 i 19 października 1984 r., czyli uprowadzenia księdza. W najważniejszym fragmencie ugody zapisano: "Poszkodowany przyznaje, że wyłączną odpowiedzialność za wyrządzoną mu krzywdę ponoszą osoby skazane wyrokiem sądu Wojewódzkiego w Toruniu w dniu 7 lutego 1985 roku". W ugodzie czytamy ponadto: "Skarb Państwa - Ministerstwo Spraw Wewnętrznych (...) postanawia, kierując się pobudkami humanitarnymi, wynagrodzić powstałą szkodę ze środków budżetowych". MSW zobowiązało się wypłacić, a pełnomocnik Waldemara Chrostowskiego przyjąć tytułem odszkodowania 1 mln 650 tys. zł (kilkuletnia ówczesna średnia pensja).
Było coś niepojętego w decyzji MSW, łamiącej obowiązujące wówczas reguły postępowania. Jeszcze bardziej niezrozumiałe było jednak to, że ugodę zaakceptował sam Chrostowski, bohater i jedyny świadek zbrodni. I ktoś taki zawarł ugodę, której treść miała zamknąć dociekanie, co się naprawdę wydarzyło 19 października 1984 r. Dopiero w 2002 r. na ślad ugody trafili prokuratorzy lubelskiego IPN. Reporterom "Wprost" i Polsatu Chrostowski mówi, że "mecenas Wende miał jego pełnomocnictwo, ale ugody z MSW nie zawierał". Dysponujemy kopią ugody i innymi uwiarygadniającymi ją dokumentami.
W rozmowie z nami mecenas Jakub Wende, syn Edwarda Wende, nie wykluczył, że widniejący pod umową podpis mógł zostać złożony przez jego ojca. - To wygląda na podpis mojego ojca, ale pewien na sto procent nie jestem. Dopuszczam możliwość, że mój ojciec mógł reprezentować Chrostowskiego, z drugiej jednak strony trzeba brać pod uwagę, że SB mogła wytworzyć fałszywe dokumenty - powiedział nam Jakub Wende. Kilka godzin później Wende poinformował nas, że rozmawiał z prof. Witoldem Kuleszą i dowiedział się, że posiadana przez nas kopia ugody oraz dotyczące jej dokumenty nie znajdują się w aktach katowickiego IPN, który przejął materiały śledztwa prokuratora Witkowskiego. To zaskakująca informacja, bowiem już dwa lata temu fakt istnienia tej ugody w zasobach IPN potwierdził nam prokurator Andrzej Witkowski. Zastanawiające jest też to, że skontaktowanie się z wiceprezesem IPN zajęło Jakubowi Wende zaledwie kilka godzin. Dla dziennikarzy "Wprost" i Polsatu prof. Witold Kulesza nie znalazł czasu przez kilka ostatnich tygodni.
Pseudonim Desperat
Kim naprawdę był Waldemar Chrostowski? Żeby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba się cofnąć do feralnej nocy z 19 na 20 października 1984 r. To wtedy Chrostowski miał dokonać brawurowego skoku z pędzącego samochodu. Kaskader, który podczas wizji lokalnej przy prędkości 60km/h próbował powtórzyć wyczyn Chrostowskiego, trafił do szpitala ze złamaną ręką. Prof. Andrzej Włochowicz z Akademii Techniczno-Humanistycznej w Bielsku-Białej, biegły sądowy z zakresu towaroznawstwa włókienniczego, podważa zeznania Chrostowskiego. Podczas dochodzenia prokuratorskiego Chrostowski twierdził, że jego marynarkę podarł jeden z funkcjonariuszy SB, chcący go powstrzymać od skoku z auta. Prokuratorzy IPN postanowili zweryfikować relację, poddając marynarkę oględzinom. Prof. Włochowicz wykluczył wersję Chrostowskiego. "Odcięcie tej tylnej poły marynarki nastąpiło w wyniku użycia (...) narzędzia ostrego, którym mógł być nóż, żyletka. (...) Najprawdopodobniej (...) najpierw doszło do przecięć ostrym narzędziem rękawa lewego i rękawa prawego marynarki, a dopiero następnie powstały przetarcia lewego i prawego rękawa marynarki w wyniku silnego ocierania o podłoże, którym mógł być również asfalt" - napisał biegły w opinii dla IPN. Sam Chrostowski powiedział nam: "Marynarka została pocięta ostrym narzędziem, bo nożem mnie trzymali czy zębami, tego nie wiem".
Wersja Chrostowskiego ma same słabe punkty. - Zastanawiające jest, że kiedy wyskakiwał z samochodu, miał na rękach kajdanki, lecz miały one spiłowane ząbki, więc się otworzyły. Równie zastanawiające jest to, że drzwi samochodu nie zostały zablokowane. Cała ta ucieczka wyglądała dość nieprawdopodobnie - ocenia Jan Olszewski, oskarżyciel posiłkowy w procesie zabójców księdza Popiełuszki. Fakty wskazane przez byłego premiera to jedne z licznych wątpliwości dotyczących ucieczki. Po skoku Chrostowskiego oprawcy spokojnie odjechali, chociaż mieli świadomość, że kierowca księdza przeżył i będzie świadkiem zbrodni. Co ciekawe, latem 1984 r., goszcząc u brata księdza Jerzego Popiełuszki Józefa, Chrostowski szczegółowo opowiadał, "jak wyskakiwać z pędzącego samochodu". Chrostowski przemilczał to, że w latach 70. był ajentem stacji benzynowej w Toruniu i dobrze znał tereny, gdzie doszło do uprowadzenia księdza. 2 lutego 1984 r. Waldemar Chrostowski został zarejestrowany przez sekcję I Wydziału IV SUSW w Warszawie pod numerem 39785 - jako "zabezpieczenie operacyjne do sprawy operacyjnego rozpracowania o kryptonimie "Popiel". Nie wiadomo, jak przebiegało "rozpracowanie", bo w grudniu 1989 r. teczka z materiałami dotyczącymi Chrostowskiego została zniszczona - rzekomo "z powodu braku jakiejkolwiek wartości operacyjnej". Na karcie ewidencyjnej dotyczącej Chrostowskiego zachowała się jednak informacja o jego pseudonimie operacyjnym - "Desperat". Ta informacja wskazuje, że status zarejestrowanego zmienił się przez sam fakt nadania mu pseudonimu operacyjnego. "W praktyce MSW odnosiło się to wyłącznie do kandydata na tajnego współpracownika bądź tajnego współpracownika" - czytamy w notatce.
Zniszczenie akt nie pozwala określić, czy Chrostowski został pozyskany przez SB do udziału w operacji przeciwko księdzu Popiełuszce. W dokumentach IPN znalazła się następująca adnotacja: "`Desperat` najprawdopodobniej był jednym z kluczowych źródeł operacyjnych aktywnie wykorzystywanych w sprawie o kryptonimie `Popiel`". Elementem również przemawiającym na rzecz wykorzystania "Desperata" w ramach sprawy operacyjnego rozpracowania kryptonim "Popiel" są zapisy na karcie o symbolu EO - 4A/77 (...) dotyczącej Waldemara Chrostowskiego. Adnotacja odnośnie jednostek SB, które prawdopodobnie dokonywały tzw. koordynacji - m.in. Wydział V SUSW, Wydział II i Wydział III Departamentu III, Wydział IV WUSW Toruń - mogłaby dowodzić kluczowego zainteresowania osobą Waldemara Chrostowskiego. Szczególną uwagę budzi adnotacja: "19 X 1984 r. - Wydział IV WUSW Toruń, szyf. 4022, brak powodu zapytania, b. pilne", co może mieć związek z datą rozpoczęcia akcji uprowadzenia, a następnie pozbawienia życia księdza Jerzego przez grupę z IV Departamentu MSW. Tym samym zarejestrowanie Waldemara Chrostowskiego w ewidencji operacyjnej SUSW w Warszawie nie mogło się ograniczać jedynie do tzw. zabezpieczenia operacyjnego w tak kluczowej sprawie i wysoce prawdopodobne jest, że przybrało ono pełną rangę operacyjnego źródła SB (informator, agent, rezydent, konsultant, kontakt operacyjny)". Cytowany dokument sporządził biegły IPN Leszek Pietrzak, który potwierdził to w rozmowie z reporterami "Wprost" i Polsatu.
Wielka mistyfikacja
Oficjalna wersja tego, co działo się po uprowadzeniu księdza, jest mistyfikacją. Oto 25 października 1984 r. Jerzy Rosiński, pracownik Spółdzielni Pracy Rybołówstwa Śródlądowego Certa, jak co wieczór łowił ryby w pobliżu filarów zapory we Włocławku. Rosiński kłusował. Towarzyszyli mu kolega z pracy i szwagier kolegi. Około 20.00 usłyszeli, jak na moście zatrzymał się samochód. Zauważyli, że wysiadło z niego dwóch mężczyzn: podeszli do bagażnika i wyjęli z niego podłużny "pakunek". Z trudem unieśli go nad barierkę i wrzucili do wody. Mężczyźni wsiedli do samochodu i odjechali w kierunku Włocławka. Rybacy pomyśleli, że w "pakunku" był człowiek, i rozważali wyciągnięcie go. Jednak, jak zeznali prokuratorowi IPN, bali się, "że ci mężczyźni mogą mieć broń, wrócić na zaporę i (...) zabić". Rano 26 października na zaporze pojawili się funkcjonariusze milicji: wstrzymali ruch na moście, zakazali wypływania na wodę.
O wydarzeniach w nocy z 25 na 26 października 1984 r. kłusownicy przez kilkanaście lat nie powiedzieli nikomu. Zeznania złożyli dopiero przed prokuratorami IPN. Jeżeli mówili prawdę, oznacza to, że trzej oprawcy z SB, którzy uprowadzili i katowali księdza, mieli wspólników, bo przecież zostali zatrzymani 23 października 1984 r.
W nocy z 30 na 31 października 1984 r. sierżanci Józef Bartczak i Kazimierz Ślesicki, podobnie jak kilku innych funkcjonariuszy z plutonu specjalnego Komendy Wojewódzkiej MO w Szczecinie, otrzymali rozkaz wyjazdu do Włocławka. Mieli poszukiwać zwłok księdza. Po zakończeniu poszukiwań zostali wezwani przez przełożonych. "Zasugerowano" im, że "dla dobra służby" powinni skłamać i w "odpowiedni" sposób opisać wygląd zwłok. - Uzyskaliśmy zapewnienie, że nie będziemy wzywani przed sąd w Toruniu i w ogóle nie będzie żadnych kłopotów - mówi Józef Bartczak reporterom "Wprost" i Polsatu.
Fałszywe zeznania złożone w październiku 1984 r. przez Bartczaka i kolegów zostały wykorzystane przez biegłą, prof. Marię Byrdy, która opracowywała opinię sądowo-lekarską o zwłokach księdza. Była ona podstawą ostatecznej opinii sądowo-lekarskiej wydanej przez biegłych z Zakładu Medycyny Sądowej Akademii Medycznej w Białymstoku. Na ile była wiarygodna, skoro u jej podstaw legły fałszywe zeznania?
Przesłuchany przez prokuratorów IPN Marian Jęczmyk, w 1984 r. prokurator wojewódzki w Toruniu, zeznał, iż zwłoki księdza Jerzego zostały odnalezione, wydobyte i poddane oględzinom 26 października 1984 r. Co oznacza, że doszło do tego cztery dni przed oficjalną - i obowiązującą do dziś - datą ich wydobycia. Informację tę w rozmowie z reporterami "Wprost" i Polsatu potwierdził ówczesny podwładny Jęczmyka prokurator Wiesław Merkel. - 26 października 1984 r. zostałem wysłany na tamę do oględzin wydobytych zwłok księdza Jerzego. Kiedy jednak przyjechałem na miejsce, okazało się, że zwłok nie ma - opowiada Merkel. Podczas trzydziestosześcioletniej pracy w prokuraturze Merklowi nie zdarzyło się, by prokuratora wezwano do oględzin nie istniejących zwłok.
Teatr sądowy
Zebrane przez nas dowody pokazują, że w sprawie zabójstwa księdza Popiełuszki od początku chodziło o ukrycie prawdy. Oprawcom księdza i ich przełożonemu płk. Pietruszce naprzemiennie grożono i obiecywano pomoc. Mówiono im, że nawet po skazaniu przez sąd, "jak się sprawa uciszy", wyjdą z więzienia, a resort o nich nie zapomni. Uległość Pietruszki podczas procesu wskazuje, że początkowo wierzył on w obietnice. Złudzenia stracił dopiero w 1990 r. W obecności Marka Nowickiego i Andrzeja Rzeplińskiego z Komitetu Helsińskiego Pietruszka złożył wówczas ustne zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez gen. Kiszczaka. Pietruszka zeznał, że Kiszczak obiecał mu generalskie szlify za "zrealizowanie trudnej roli" w zbrodni. Chcieliśmy o tym porozmawiać z Adamem Pietruszką, jednak nie wyraził zgody na spotkanie. Do zacierania śladów dochodziło jeszcze w III RP. Między innymi w latach 1989-1990 zniszczono część dokumentacji związanej z operacją przeciwko księdzu Popiełuszce i doniesienia ulokowanych wokół niego agentów SB.
Spirala kłamstw
Sprawa Popiełuszki pokazuje, że już w 1984 r. generałowie Jaruzelski i Kiszczak zrozumieli, iż rozmowy z opozycją i podzielenie się władzą z wybranymi opozycjonistami to ich jedyna szansa na przeżycie. Ujawnienie prawdy o tej zbrodni mogłoby skompromitować wielu późniejszych uczestników "okrągłego stołu". Część opozycjonistów była zresztą szantażowana, że jeśli Jaruzelski i Kiszczak będą zagrożeni, mogą się pojawić esbeckie akta obciążające różne świetlane postacie opozycji.
Niektórzy przedstawiciele hierarchii kościelnej także się nie palą do ujawnienia prawdy o zamordowaniu księdza Popiełuszki, ponieważ "mogłoby to zaszkodzić beatyfikacji. Mówił nam o tym dyrektor Muzeum Archidiecezji Warszawskiej ksiądz Andrzej Przekaziński: "Rozgrzebywanie tej sprawy może zaszkodzić procesowi beatyfikacyjnemu". Ustaliliśmy, że jest odwrotnie: ze względu na niejasności co do okoliczności zbrodni proces beatyfikacyjny księdza Jerzego został zatrzymany. Szkopuł w tym, że wielu środowiskom nie zależy na wyjaśnieniu tej zbrodni. Czy to przypadek, że prawdziwi inspiratorzy tego mordu z opresji wychodzą obronną ręką? Czy to przypadek, że prokuratorowi Andrzejowi Witkowskiemu, który próbował rozwikłać tę zagadkę, najpierw dorobiono gębę fantasty, a potem odebrano śledztwo? Ujawnienie kulisów tej zbrodni wstrząśnie naszą wiedzą i wyobrażeniami o początkach III RP, o intencjach ważnych wtedy graczy, o wielu wydarzeniach i układach z lat 90., ale nie można tego odkładać. Bo III RP nie może być ufundowana na zbrodni i spirali kłamstw.
WERSJA OFICJALNA 19 października 1984 r. godz. 19.00 - ksiądz Popiełuszko celebruje mszę w kościele Świętych Polskich Braci Męczenników w bydgoskiej dzielnicy Wyżyny. około 21.30 - ksiądz Popiełuszko i Waldemar Chrostowski wyruszają w drogę powrotną do Warszawy. około 22.00 - na drodze z Bydgoszczy do Warszawy, w miejscowości Górsk, Chrostowski zwalnia, a prowadzony przez niego volkswagen golf zostaje dogoniony przez fiata 125, w którym jedzie trzech funkcjonariuszy SB. Ksiądz i jego kierowca zostają uprowadzeni. Kierowca wyskakuje z samochodu jadącego z prędkością prawie 100 km/h. Chwilę wcześniej funkcjonariusz SB chwyta Chrostowskiego za marynarkę, próbując uniemożliwić ucieczkę. Porywacze docierają nad tamę we Włocławku, gdzie mordują księdza Jerzego. 23 października 1984 r. oprawcy księdza Jerzego (Grzegorz Piotrowski, Waldemar Chmielewski, Leszek Pękala) zostają zatrzymani. Po wielogodzinnym przesłuchaniu przyznają się, że nie tylko torturowali, ale też zabili kapelana "Solidarności".
26 października 1984 r.
noc z 30 na 31 października 1984 r.
| WERSJA PROKURATORÓW LUBELSKIEGO IPN 19 października 1984 r. godz. 19.00 - ksiądz Popiełuszko celebruje mszę w kościele Świętych Polskich Braci Męczenników w bydgoskiej dzielnicy Wyżyny. około 21.30 - ksiądz Popiełuszko i Waldemar Chrostowski wyruszają w drogę powrotną do Warszawy. około 22.00 - na drodze z Bydgoszczy do Warszawy, w miejscowości Górsk, Chrostowski zwalnia. Prowadzony przez niego volkswagen golf zostaje dogoniony przez fiata 125, w którym jedzie trzech funkcjonariuszy SB. Ksiądz zostaje uprowadzony. Jego kierowca, którego marynarkę pocięto wcześniej ostrym narzędziem, wyskakuje z samochodu jadącego z prędkością 40 km/h. Porywacze torturują księdza. Próbując wymusić deklarację współpracy, doprowadzają go do granicy śmierci. Ksiądz zostaje przekazany innej grupie oprawców. 21 października 1984 r. funkcjonariusz MO pyta lekarkę kapelana "Solidarności", jakie lekarstwa zażywa ksiądz. 23 października 1984 r. oprawcy księdza Jerzego (Grzegorz Piotrowski, Waldemar Chmielewski, Leszek Pękala) zostają zatrzymani. Po wielogodzinnym przesłuchaniu przyznają się, że nie tylko torturowali, ale też zabili kapelana "Solidarności". 25 października 1984 r. trzej rybacy widzą, jak z mostu pod Włocławkiem dwaj mężczyźni wrzucają do Wisły ciało człowieka. 19-25 października 1984 r. śmierć księdza Jerzego Popiełuszki. Za najbardziej prawdopodobną datę śmierci biegli uznają 19 października 1984 r., jednocześnie nie wykluczają, że ksiądz Jerzy mógł zginąć nawet sześć dni później. Żadna z dat w tym przedziale czasowym nie jest wykluczona. 26 października 1984 r. przywiezieni na tamę Chmielewski i Pękala nie potrafią wskazać, gdzie 19 października 1984 r. wrzucili zwłoki księdza. Rozpoczyna się pierwsza akcja poszukiwania zwłok. Prokurator Wiesław Merkel na polecenie prokuratora wojewódzkiego w Toruniu Mariana Jęczmyka przybywa na tamę, by dokonać oględzin wyłowionych zwłok księdza Popiełuszki. Po południu poszukiwania zostają przerwane. 30 października 1984 r. około godz. 10.00 - na tamie pod Włocławkiem generał Kiszczak miał wydać rozkaz: "Dziś musi się znaleźć" (tak zeznaje świadek Czerwiński). około godz. 11.00 - zwłoki zostają odnalezione. godz. 16.30 - ciało zostaje wydobyte. noc z 30 na 31 października 1984 r. milicyjni płetwonurkowie, którzy znaleźli zwłoki kapelana "Solidarności" (ale ich nie wydobywali), Kazimierz Ślesicki i Józef Bartczak, zostają przewiezieni na przesłuchanie do Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Toruniu. Zastraszeni składają fałszywe zeznania.
|
WITOLD KULESZA |
---|
Szef pionu śledczego Instytutu Pamięci Narodowej, dyrektor Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. W październiku 2004 r. odsunął prokuratora Andrzeja Witkowskiego od śledztwa w sprawie zabójstwa księdza Popiełuszki. Jego żona Ewa Kulesza, generalny inspektor ochrony danych osobowych, po ujawnieniu tzw. listy Wildsteina złożyła do prokuratury doniesienie na kierownictwo IPN, że złamało ustawę o ochronie danych osobowych. Kilka tygodni temu zakazała dostępu do akt IPN dziennikarzom, a także historykom spoza instytutu. |
ANDRZEJ WITKOWSKI |
---|
Pracuje w prokuraturze od 1978 r., najpierw w Puławach, potem w Lublinie. W 1990 r. oddelegowano go do Departamentu Sprawiedliwości Ministerstwa Sprawiedliwości, przydzielając sprawę księdza Jerzego Popiełuszki. W 1991 r. odebrano mu tę sprawę i przekazano Prokuraturze Wojewódzkiej w Warszawie. W 2002 r., po powołaniu Instytutu Pamięci Narodowej, stanął na czele grupy śledczej zajmującej się związkiem przestępczym w MSW, działającym w latach 1956-1989. Efekt pracy grupy miał zostać zaprezentowany opinii publicznej w 20. rocznicę śmierci księdza Jerzego Popiełuszki. Nie doszło do tego, bo 14 października 2004 r. śledztwo w sprawie zabójstwa Popiełuszki ponownie Witkowskiemu odebrano. Obecnie jako jedyny prokurator w Polsce zajmuje się wyjaśnieniem kilkuset zbrodni politycznych popełnionych w latach 1956-1989. |
WALDEMAR CHROSTOWSKI |
---|
Kierowca ks. Jerzego Popiełuszki, który wyskoczył z samochodu morderców. 2 lutego 1984 r. został zarejestrowany w SUSW w Warszawie jako "zabezpieczenie operacyjne do sprawy operacyjnego rozpracowania o kryptonimie `Popiel`". W grudniu 1989 r. teczka z materiałami dotyczącymi Chrostowskiego została zniszczona, ale na karcie ewidencyjnej zachowała się informacja o jego pseudonimie operacyjnym - "Desperat". W 1987 r. zawarł tajną ugodę z MSW, w której przyznał, że wyłączną odpowiedzialność za wyrządzoną mu krzywdę "ponoszą osoby skazane wyrokiem Sądu Wojewódzkiego w Toruniu w dniu 7 lutego 1985 roku". MSW zobowiązało się wypłacić Chrostowskiemu 1 650 000 zł (kilkuletnia ówczesna średnia pensja). |
ADAM PIETRUSZKA |
---|
Pułkownik SB, zastępca szefa IV Departamentu MSW, przełożony Grzegorza Piotrowskiego. W procesie toruńskim skazany na 25 lat więzienia - za sprawstwo kierownicze, podżeganie i pomoc w zabójstwie księdza Jerzego. W 1990 r. w obecności Marka Nowickiego i Andrzeja Rzeplińskiego z Komitetu Helsińskiego złożył ustne zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez gen. Czesława Kiszczaka. Zeznał, że Kiszczak obiecał mu generalskie szlify za "zrealizowanie trudnej roli" w zbrodni. |
GRZEGORZ PIOTROWSKI |
---|
Kapitan w IV Departamencie MSW (jako naczelnik wydziału VI), zajmujący się inwigilacją Kościoła. Być może nie był świadomy istnienia szerszego planu operacji przeciwko księdzu Popiełuszce. Był na tyle drobnym pionkiem, że pomysłodawcy zbrodni zdecydowali się złożyć go na ołtarzu wielkiej polityki. Aresztowany 23 października 1984 r., wyrokiem Sądu Wojewódzkiego w Toruniu z lutego 1985 r. został skazany na karę 25 lat pozbawienia wolności. Karę zmniejszono mu następnie do 15 lat. Wyszedł na wolność 16 sierpnia 2001 r. |
CZESŁAW KISZCZAK |
---|
W latach 80. ten były oficer tajnych służb wojskowych był drugą osobą w państwie. To w kierowanym przez generała MSW w połowie 1984 r. przygotowano dwa plany operacji przeciwko księdzu Popiełuszce. Pierwszy zakładał pozyskanie księdza Jerzego jako tajnego współpracownika SB, drugi - zamordowanie kapłana i obarczenie odpowiedzialnością przedstawicieli duchowieństwa i opozycji. Akceptował działania w ramach operacji tuszowania zbrodni pod kryptonimami "Teresa", "Trawa" i "Robot". |
WOJCIECH JARUZELSKI |
---|
W czasie zabójstwa ks. Jerzego Popiełuszki był premierem i I sekretarzem KC PZPR. "Załatw to, niech on nie szczeka" - miał powiedzieć gen. Czesławowi Kiszczakowi, uruchamiając operację przeciwko księdzu Popiełuszce. Na biurko Jaruzelskiego trafiały zapisy rozmów z podsłuchów rodzin zabójców i ich bezpośrednich mocodawców. Działający w strukturze gabinetu Kiszczaka zespół ds. analiz przetwarzał przesyłane do szefa MSW meldunki z podsłuchów na informacje kierowane wprost do gen. Jaruzelskiego. |
WŁADYSŁAW CIASTOŃ |
---|
Generał, szef Służby Bezpieczeństwa, wiceminister spraw wewnętrznych. Brał udział w naradzie u Czesława Kiszczaka, podczas której zatwierdzono plan operacji przeciwko ks. Jerzemu Popiełuszce. Dwa razy oskarżano go o kierowanie zabójstwem kapelana "Solidarności" , został jednak uniewinniony. Po zwolnieniu z MSW był charge d`affaires ambasady PRL w Tiranie. |
ZENON PŁATEK |
---|
Generał SB, szef IV Departamentu MSW, w którym funkcjonowała tzw. grupa D (od słowa "dezintegracja") prowadząca bezprawne działania przeciwko Kościołowi. Zenon Płatek kierował grupą D. Wraz z Władysławem Ciastoniem uczestniczył w naradzie u Czesława Kiszczaka. Proces sądowy przeciwko Płatkowi za udział w kierowaniu zbrodnią jest zawieszony. Wcześniej Płatek próbował m.in. zwerbować Józefa Glempa, późniejszego prymasa. |
* Nazwiska niektórych rozmówców zostały zmienione
Szczegóły dziennikarskiego śledztwa w sprawie zabójstwa księdza Popiełuszki przedstawia także film Wojciecha Sumlińskiego, Mirosława Majerana i Łukasza Kurtza, który został pokazany w raporcie specjalnym Polsatu.
O tej zbrodni opowiada też książka Wojciecha Sumlińskiego "Kto naprawdę go zabił?", która ukazała się w nakładem wydawnictwa Rosner i Wspólnicy.
Fot. K. Pacuła
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.