Kiedyś dzienniki prowadzili wojskowi, teraz księża - napisał ktoś na jednym z internetowych portali
Ojciec Tadeusz Rydzyk to dziecko szczęścia. Kilka dni temu media należące do jego koncernu uzyskały wyłączność na relacjonowanie jednego z najważniejszych wydarzeń politycznych - podpisania paktu stabilizacyjnego. Uzyskały tzw. scoopa, bo tak w dziennikarskim żargonie nazywa się informację, którą dane medium zdobywa na wyłączność i przed wszystkimi. Inni muszą się zadowolić jedynie powoływaniem na "pierwsze źródło informacji". Sukces to wielki, ale i sytuacja obnażająca poważny problem. Jeszcze kilka dni temu, podczas ostatniego zebrania Konferencji Episkopatu Polski, miało dojść do dyskusji nad rolą, jaką odgrywa Radio Maryja, zwłaszcza w wymiarze społeczno-politycznym, ale na debatę zabrakło czasu.
W zamian mogliśmy obejrzeć niezwykły spektakl zafundowany przez polityków. Dzień po apelu abp. Tadeusza Gocłowskiego, by się powstrzymać od udziału w programach Radia Maryja i TV Trwam, a tym samym nie zaburzać "katolickiego głosu w naszym domu", politycy wielkiej trójki postanowili przetestować jedność polskiego episkopatu. Parafowanie paktu między PiS, LPR i Samoobroną dokonało się najpierw wyłącznie dla widzów i słuchaczy mediów o. Rydzyka. To "uprzywilejowanie" było swoistą nagrodą za styl i jakość publicznej debaty, jakiej doświadczają tysiące odbiorców tych mediów od czasu rozpoczęcia "rządowych pielgrzymek" do Torunia.
Do kogo mówił papież?
Szef Katolickiej Agencji Informacyjnej Marcin Przeciszewski przytomnie zauważył, że parafowanie umowy stabilizacyjnej jedynie w obecności "mediów katolickich jednego ośrodka" to nie tylko ewidentne naruszenie zasady równego dostępu do informacji dla wszystkich, ale również (a może w tym wypadku przede wszystkim) zlekceważenie przestrogi Benedykta XVI, który apelował do polskich biskupów przestrzeganie zasady autonomii spraw politycznych i wyraźnie zaznaczył, że "żadne media katolickie nie powinny się wiązać bezpośrednio z jedną opcją polityczną", czyli - jak to ujął Przeciszewski - "być tubą jednej partii". Podpisanie paktu tylko dla odbiorców mediów o. Rydzyka rodzi także pytanie o odpowiedzialność polityków, którzy uprzywilejowując jedne media katolickie, dokonują świadomej prowokacji, co świadczy o zaburzeniu normalnego porządku funkcjonowania demokratycznego państwa.
Dziennikarze "Naszego Dziennika" (także dopuszczeni do koalicyjnej "akademii z okazji i ku czci") tłumaczyli, że cała Polska padła ofiarą spisku i swoistego "bojkotu" ze strony reszty mediów. Swoim wiernym czytelnikom "ND" tłumaczył, że zachowanie pozostałych dziennikarzy wynikało z zazdrości i braku profesjonalizmu, bo "obrazili się oni na swoich kolegów po fachu za to, że dotarli do informacji przed nimi". Dziennikarz "ND", komentując to medialne osiągnięcie, poczuł się też w obowiązku pouczyć kolegów po fachu, że "łatwiej w tej sytuacji podjąć próbę pseudobojkotu, niż przyznać się do porażki". Tymczasem największą porażkę ponieśli sami dziennikarze o. Rydzyka, stając się jedynie figurantami w spektaklu przygotowanym przez polityków i swoich szefów. Upojony zdobyciem wyjątkowego scoopa publicysta "ND" być może nie zauważył, że wśród mikrofonów położonych przed pokojem polityków PiS znajdowały się także te z logo katolickich stacji radiowych, choćby Radia Plus czy Radia Praga.
Format Rydzyka
Wydaje się, że sytuacja w mediach jeszcze się zaostrzy - jeden z nowych członków Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, Witold Kołodziejski, ujawnił na łamach "Pulsu Biznesu" swoją wizję idealnej telewizji, twierdząc, że format programów publicystycznych TV Trwam powinien być wzorem dla telewizji publicznej. Szkoda tylko, że aktualny członek KRRiT, a w przeszłości wieloletni dziennikarz redakcji katolickiej TVP, nie wykorzystał swoich obserwacji i nie wprowadził w życie tego wzorcowego formatu w czasach rządów Roberta Kwiatkowskiego, a przynajmniej w ostatnim okresie prezesury Jana Dworaka. Chyba że wkrótce się okaże, iż niegdyś redaktor, a dziś minister Kołodziejski był od lat za swoje poglądy prześladowany i szykanowany. Jako stały widz niedzielnego programu redakcji katolickiej muszę przyznać, że zachowywał się dzielnie, nie dając po sobie tego poznać.
Na drodze do antyklerykalizmu
Można spytać, czy warto się przejmować jednym incydentem? Przecież wkrótce media zajmą się nowymi wydarzeniami i zaczną żyć swoim życiem, bo taka jest ich natura. Jednak warto, a nawet trzeba temu politycznemu wykorzystaniu mediów o. Rydzyka poświęcić w polskim Kościele specjalną debatę. Bo cenę za upolitycznienie katolickich mediów zapłacimy wszyscy - duchowni i świeccy, niezależnie od naszych politycznych czy społecznych sympatii. Napisana jeszcze za czasów Pawła VI instrukcja pastoralna "Communio et progressio" zwracała uwagę, że we współczesnym świecie środki przekazu są drogą do budowania wspólnoty i dialogu. Jeśli stają się wyrazicielem jednej tylko opcji politycznej, prowadzą do podziału i fałszują prawdę, a "fragmentaryczne informacje nie odzwierciedlają całej istoty wydarzeń". Konsekwencją takiego zachowania jest także obarczanie odpowiedzialnością za skutki działań politycznych instytucji, które im patronują. Dziennikarze, a jeszcze bardziej właściciele medialnego imperium z Torunia powinni zdawać sobie sprawę, że stosowanie znanej z minionych czasów zasady "prawda czasu, prawda ekranu" jest prostą drogą do wywołania w Polsce nastrojów antyklerykalnych. Pierwsze sygnały już się pojawiły. Kiedy TVP pokazała w "Wiadomościach" parafowanie paktu na antenie TV Trwam, na jednym z internetowych portali ktoś napisał: "Kiedyś dzienniki prowadzili wojskowi, teraz księża".
W zamian mogliśmy obejrzeć niezwykły spektakl zafundowany przez polityków. Dzień po apelu abp. Tadeusza Gocłowskiego, by się powstrzymać od udziału w programach Radia Maryja i TV Trwam, a tym samym nie zaburzać "katolickiego głosu w naszym domu", politycy wielkiej trójki postanowili przetestować jedność polskiego episkopatu. Parafowanie paktu między PiS, LPR i Samoobroną dokonało się najpierw wyłącznie dla widzów i słuchaczy mediów o. Rydzyka. To "uprzywilejowanie" było swoistą nagrodą za styl i jakość publicznej debaty, jakiej doświadczają tysiące odbiorców tych mediów od czasu rozpoczęcia "rządowych pielgrzymek" do Torunia.
Do kogo mówił papież?
Szef Katolickiej Agencji Informacyjnej Marcin Przeciszewski przytomnie zauważył, że parafowanie umowy stabilizacyjnej jedynie w obecności "mediów katolickich jednego ośrodka" to nie tylko ewidentne naruszenie zasady równego dostępu do informacji dla wszystkich, ale również (a może w tym wypadku przede wszystkim) zlekceważenie przestrogi Benedykta XVI, który apelował do polskich biskupów przestrzeganie zasady autonomii spraw politycznych i wyraźnie zaznaczył, że "żadne media katolickie nie powinny się wiązać bezpośrednio z jedną opcją polityczną", czyli - jak to ujął Przeciszewski - "być tubą jednej partii". Podpisanie paktu tylko dla odbiorców mediów o. Rydzyka rodzi także pytanie o odpowiedzialność polityków, którzy uprzywilejowując jedne media katolickie, dokonują świadomej prowokacji, co świadczy o zaburzeniu normalnego porządku funkcjonowania demokratycznego państwa.
Dziennikarze "Naszego Dziennika" (także dopuszczeni do koalicyjnej "akademii z okazji i ku czci") tłumaczyli, że cała Polska padła ofiarą spisku i swoistego "bojkotu" ze strony reszty mediów. Swoim wiernym czytelnikom "ND" tłumaczył, że zachowanie pozostałych dziennikarzy wynikało z zazdrości i braku profesjonalizmu, bo "obrazili się oni na swoich kolegów po fachu za to, że dotarli do informacji przed nimi". Dziennikarz "ND", komentując to medialne osiągnięcie, poczuł się też w obowiązku pouczyć kolegów po fachu, że "łatwiej w tej sytuacji podjąć próbę pseudobojkotu, niż przyznać się do porażki". Tymczasem największą porażkę ponieśli sami dziennikarze o. Rydzyka, stając się jedynie figurantami w spektaklu przygotowanym przez polityków i swoich szefów. Upojony zdobyciem wyjątkowego scoopa publicysta "ND" być może nie zauważył, że wśród mikrofonów położonych przed pokojem polityków PiS znajdowały się także te z logo katolickich stacji radiowych, choćby Radia Plus czy Radia Praga.
Format Rydzyka
Wydaje się, że sytuacja w mediach jeszcze się zaostrzy - jeden z nowych członków Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, Witold Kołodziejski, ujawnił na łamach "Pulsu Biznesu" swoją wizję idealnej telewizji, twierdząc, że format programów publicystycznych TV Trwam powinien być wzorem dla telewizji publicznej. Szkoda tylko, że aktualny członek KRRiT, a w przeszłości wieloletni dziennikarz redakcji katolickiej TVP, nie wykorzystał swoich obserwacji i nie wprowadził w życie tego wzorcowego formatu w czasach rządów Roberta Kwiatkowskiego, a przynajmniej w ostatnim okresie prezesury Jana Dworaka. Chyba że wkrótce się okaże, iż niegdyś redaktor, a dziś minister Kołodziejski był od lat za swoje poglądy prześladowany i szykanowany. Jako stały widz niedzielnego programu redakcji katolickiej muszę przyznać, że zachowywał się dzielnie, nie dając po sobie tego poznać.
Na drodze do antyklerykalizmu
Można spytać, czy warto się przejmować jednym incydentem? Przecież wkrótce media zajmą się nowymi wydarzeniami i zaczną żyć swoim życiem, bo taka jest ich natura. Jednak warto, a nawet trzeba temu politycznemu wykorzystaniu mediów o. Rydzyka poświęcić w polskim Kościele specjalną debatę. Bo cenę za upolitycznienie katolickich mediów zapłacimy wszyscy - duchowni i świeccy, niezależnie od naszych politycznych czy społecznych sympatii. Napisana jeszcze za czasów Pawła VI instrukcja pastoralna "Communio et progressio" zwracała uwagę, że we współczesnym świecie środki przekazu są drogą do budowania wspólnoty i dialogu. Jeśli stają się wyrazicielem jednej tylko opcji politycznej, prowadzą do podziału i fałszują prawdę, a "fragmentaryczne informacje nie odzwierciedlają całej istoty wydarzeń". Konsekwencją takiego zachowania jest także obarczanie odpowiedzialnością za skutki działań politycznych instytucji, które im patronują. Dziennikarze, a jeszcze bardziej właściciele medialnego imperium z Torunia powinni zdawać sobie sprawę, że stosowanie znanej z minionych czasów zasady "prawda czasu, prawda ekranu" jest prostą drogą do wywołania w Polsce nastrojów antyklerykalnych. Pierwsze sygnały już się pojawiły. Kiedy TVP pokazała w "Wiadomościach" parafowanie paktu na antenie TV Trwam, na jednym z internetowych portali ktoś napisał: "Kiedyś dzienniki prowadzili wojskowi, teraz księża".
Więcej możesz przeczytać w 6/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.