Nikogo nie obchodzi kształt Europy - ważny jest tylko sposób przepchnięcia eurokonstytucji
Traktat nie jest martwy, jest przecież w trakcie ratyfikacji" - mówi Wolfgang Schuessel, kanclerz Austrii, która przewodzi w tym półroczu Unii Europejskiej. Z ożywienia odrzuconej eurokonstytucji Austria uczyniła jeden z najważniejszych celów swojej prezydencji i zapowiada "walkę o przyszłość Europy". Jeśli tej walki nie uda się wygrać Austriakom, to poprowadzą ją Finowie, Niemcy i Portugalczycy. Odpowiednią rezolucję przyjął już Parlament Europejski, który zaleca, aby "podjąć wszelkie wysiłki, by konstytucja weszła w życie w 2009 r.". Pomysłowi przyklasnęli liberalni deputowani. Sceptyków nazywa się "recesjonistami" i straszy się ich kolejny już raz tworzeniem "grup wzmocnionej współpracy" bądź "twardego jądra". Trzeźwy jak zwykle jest tylko brytyjski "The Economist", który pyta, jakiej części słowa "nie" nie rozumieją europejscy przywódcy. "Wydaje się, że wszystkich" - konkluduje gazeta. - To pogwałcenie demokracji i arogancja elit politycznych, które zawsze wiedzą lepiej - mówi "Wprost" Kathrin Zippel, politolog z Harvardu.
Lornetka dla ślepca
O "powrocie do debaty" nad odrzuconym traktatem konstytucyjnym pierwsza wspomniała kanclerz Niemiec Angela Merkel podczas wizyty w Brukseli tuż po swoim zaprzysiężeniu. Wypowiedź Merkel ochoczo podchwycił Wolfgang Schuessel, zapisując w zadaniach prezydencji, że "traktat konstytucyjny już istnieje" i trzeba się zastanowić, "jakie będą jego losy". Przy okazji zaznaczono, że przywództwo Austrii w UE jest "potrójną prezydencją" - jej prace mają kontynuować Finlandia i Niemcy. Konstytucja została już wpisana na listę tematów wiosennego szczytu UE. - Na razie to temat zastępczy, który naprawdę wypłynie za kilka miesięcy. Niemcy są największym beneficjentem konstytucji w obecnej formie, będą więc uparcie forsować ten projekt - mówi Jacek Saryusz-Wolski, wiceprzewodniczący europarlamentu.
Europejskie strachy
Entuzjaści konstytucji wskazują na ostatnie badania Eurobarometru, z których wynika, że spora większość Europejczyków uważa, iż tylko z konstytucją Europa się nie rozpadnie. To pokazuje, że euroliberałowie, którzy z walki o europejską konstytucję uczynili sens swego istnienia, osiągnęli już część celów. Udało się im wmówić Europejczykom, że tylko szybkie przyjęcie konstytucji uchroni UE przed upadkiem.
Ten sposób argumentacji był już stosowany wcześniej. W czasie kampanii konstytucyjnej Holendrów ostrzegano, że odrzucenie przez nich traktatu spowoduje, iż zostaną "wykluczeni" z UE i na zawsze podzielą Europę. Dziś robi się to samo. Kiedy Holendrzy sceptycznie odnieśli się do pomysłów Schuessela, w histerię wpadła austriacka prasa. "Niderlandy porzuciły ambicje europejskie" - napisał dziennik "Het Financieele Dagblad". Podobnie potraktowano Lecha Kaczyńskiego - gdy stwierdził, że podziela opinię Vaclava Klausa o traktacie konstytucyjnym, został uznany za konserwatywnego nacjonalistę. Straszy się też kraje czekające w kolejce do UE. - Póki nie uchwalimy nowej konstytucji, możemy zapomnieć o poszerzaniu unii. Nicea zakłada rozwiązania dla 27 krajów. Oznacza to, że będąca najbliżej w kolejce Chorwacja powinna się uzbroić w cierpliwość, nie mówiąc już Ukrainie, Mołdawii czy Turcji - mówi "Wprost" brytyjski eurodeputowany Charles Tannock.
Podzielić i przepchnąć
Na razie nie wiadomo, w jaki sposób mogłoby dojść do uchwalenia konstytucji. Nicolas Sarkozy, francuski minister spraw wewnętrznych i kandydat na prezydenta, proponuje, by traktat sprowadzić do dwóch fragmentów określających instytucyjne funkcjonowanie UE. Z kolei prezydent Jacques Chirac chce, by konstytucję "rozłożyć na części", które miałyby być po kolei przyjmowane. To odpowiada pomysłowi części eurodeputowanych, którzy nieoficjalnie mówią, że dokument należy "przepchnąć" pod zmienioną nazwą. Ten sposób działania odrzuciła jednak Margot Wallstroem, europejska komisarz ds. stosunków z instytucjami. Według niej, "stworzyłoby to wrażenie, że ignorujemy wyniki referendów". Najpopularniejsze są propozycje Angeli Merkel, która chce, aby do traktatu dopisać Kartę Socjalną.
W całej tej dyskusji nawet nie wspomina się o tym, jak ma wyglądać Europa. Nadrzędne są kwestie "techniczne": jak przepchnąć dokument. Europa nie nauczyła się niczego po referendach we Francji i Holandii. Według intelektualnych elit, europejskie społeczeństwa są plastyczne, można je kształtować i trzeba to robić aż do skutku, na przykład ogłaszając kolejne referenda w tej samej sprawie. Taka metoda okazała się skuteczna w wypadku Danii (w 1992 r. Duńczycy odrzucili traktat z Maastricht) i Irlandii, która w 2001 r. nie zaakceptowała traktatu nicejskiego.
Na razie nie ma większych szans na ratyfikację eurokonstytucji. Przeciw obecnemu traktatowi zagłosowaliby na pewno Brytyjczycy, Duńczycy i Szwedzi. Ponownego głosowania nie zorganizowaliby Holendrzy. Dyskusja o konstytucji może mieć tylko charakter zastępczy. Być może Angela Merkel chce przy tej okazji pokazać, że w polityce europejskiej jest spadkobierczynią Helmuta Kohla. Dowodziłoby to jednak, że unia jest traktowana instrumentalnie, a mechanizm, który przy okazji uruchomiono, działa na Europę destrukcyjnie. Na szczęście dla Europy konstytucję odrzuciła Francja, której politycy byli głównymi twórcami dokumentu. Eurokonstytucja w praktyce byłaby bowiem wyrokiem dla wspólnej Europy. Pomysły reanimacji traktatu zamiast prawdziwej debaty o granicach rozszerzenia i europejskiej solidarności są próbą ucieczki od rzeczywistych problemów unii. Polska - wspólnie z nowymi krajami członkowskimi - zamiast ulegać austriackiej histerii i niemieckiej hipokryzji, powinna zaproponować wizję Europy "25", bez twardych jąder i członków drugiej i trzeciej kategorii. Dopiero w takiej Europie będzie miało sens pytanie o to, czy konstytucja jest nam potrzebna.
Lornetka dla ślepca
O "powrocie do debaty" nad odrzuconym traktatem konstytucyjnym pierwsza wspomniała kanclerz Niemiec Angela Merkel podczas wizyty w Brukseli tuż po swoim zaprzysiężeniu. Wypowiedź Merkel ochoczo podchwycił Wolfgang Schuessel, zapisując w zadaniach prezydencji, że "traktat konstytucyjny już istnieje" i trzeba się zastanowić, "jakie będą jego losy". Przy okazji zaznaczono, że przywództwo Austrii w UE jest "potrójną prezydencją" - jej prace mają kontynuować Finlandia i Niemcy. Konstytucja została już wpisana na listę tematów wiosennego szczytu UE. - Na razie to temat zastępczy, który naprawdę wypłynie za kilka miesięcy. Niemcy są największym beneficjentem konstytucji w obecnej formie, będą więc uparcie forsować ten projekt - mówi Jacek Saryusz-Wolski, wiceprzewodniczący europarlamentu.
Europejskie strachy
Entuzjaści konstytucji wskazują na ostatnie badania Eurobarometru, z których wynika, że spora większość Europejczyków uważa, iż tylko z konstytucją Europa się nie rozpadnie. To pokazuje, że euroliberałowie, którzy z walki o europejską konstytucję uczynili sens swego istnienia, osiągnęli już część celów. Udało się im wmówić Europejczykom, że tylko szybkie przyjęcie konstytucji uchroni UE przed upadkiem.
Ten sposób argumentacji był już stosowany wcześniej. W czasie kampanii konstytucyjnej Holendrów ostrzegano, że odrzucenie przez nich traktatu spowoduje, iż zostaną "wykluczeni" z UE i na zawsze podzielą Europę. Dziś robi się to samo. Kiedy Holendrzy sceptycznie odnieśli się do pomysłów Schuessela, w histerię wpadła austriacka prasa. "Niderlandy porzuciły ambicje europejskie" - napisał dziennik "Het Financieele Dagblad". Podobnie potraktowano Lecha Kaczyńskiego - gdy stwierdził, że podziela opinię Vaclava Klausa o traktacie konstytucyjnym, został uznany za konserwatywnego nacjonalistę. Straszy się też kraje czekające w kolejce do UE. - Póki nie uchwalimy nowej konstytucji, możemy zapomnieć o poszerzaniu unii. Nicea zakłada rozwiązania dla 27 krajów. Oznacza to, że będąca najbliżej w kolejce Chorwacja powinna się uzbroić w cierpliwość, nie mówiąc już Ukrainie, Mołdawii czy Turcji - mówi "Wprost" brytyjski eurodeputowany Charles Tannock.
Podzielić i przepchnąć
Na razie nie wiadomo, w jaki sposób mogłoby dojść do uchwalenia konstytucji. Nicolas Sarkozy, francuski minister spraw wewnętrznych i kandydat na prezydenta, proponuje, by traktat sprowadzić do dwóch fragmentów określających instytucyjne funkcjonowanie UE. Z kolei prezydent Jacques Chirac chce, by konstytucję "rozłożyć na części", które miałyby być po kolei przyjmowane. To odpowiada pomysłowi części eurodeputowanych, którzy nieoficjalnie mówią, że dokument należy "przepchnąć" pod zmienioną nazwą. Ten sposób działania odrzuciła jednak Margot Wallstroem, europejska komisarz ds. stosunków z instytucjami. Według niej, "stworzyłoby to wrażenie, że ignorujemy wyniki referendów". Najpopularniejsze są propozycje Angeli Merkel, która chce, aby do traktatu dopisać Kartę Socjalną.
W całej tej dyskusji nawet nie wspomina się o tym, jak ma wyglądać Europa. Nadrzędne są kwestie "techniczne": jak przepchnąć dokument. Europa nie nauczyła się niczego po referendach we Francji i Holandii. Według intelektualnych elit, europejskie społeczeństwa są plastyczne, można je kształtować i trzeba to robić aż do skutku, na przykład ogłaszając kolejne referenda w tej samej sprawie. Taka metoda okazała się skuteczna w wypadku Danii (w 1992 r. Duńczycy odrzucili traktat z Maastricht) i Irlandii, która w 2001 r. nie zaakceptowała traktatu nicejskiego.
Na razie nie ma większych szans na ratyfikację eurokonstytucji. Przeciw obecnemu traktatowi zagłosowaliby na pewno Brytyjczycy, Duńczycy i Szwedzi. Ponownego głosowania nie zorganizowaliby Holendrzy. Dyskusja o konstytucji może mieć tylko charakter zastępczy. Być może Angela Merkel chce przy tej okazji pokazać, że w polityce europejskiej jest spadkobierczynią Helmuta Kohla. Dowodziłoby to jednak, że unia jest traktowana instrumentalnie, a mechanizm, który przy okazji uruchomiono, działa na Europę destrukcyjnie. Na szczęście dla Europy konstytucję odrzuciła Francja, której politycy byli głównymi twórcami dokumentu. Eurokonstytucja w praktyce byłaby bowiem wyrokiem dla wspólnej Europy. Pomysły reanimacji traktatu zamiast prawdziwej debaty o granicach rozszerzenia i europejskiej solidarności są próbą ucieczki od rzeczywistych problemów unii. Polska - wspólnie z nowymi krajami członkowskimi - zamiast ulegać austriackiej histerii i niemieckiej hipokryzji, powinna zaproponować wizję Europy "25", bez twardych jąder i członków drugiej i trzeciej kategorii. Dopiero w takiej Europie będzie miało sens pytanie o to, czy konstytucja jest nam potrzebna.
Więcej możesz przeczytać w 6/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.