***
Romain, młody utalentowany fotografik, dowiaduje się, że jest chory. Nie na AIDS, jak początkowo podejrzewa, lecz na raka płuc, który jest w stadium tak zaawansowanym, że wyklucza nadzieję na wyleczenie. Od tej chwili jego życie zamienia się w odliczanie dni do rychłej śmierci i przyspieszony proces przechodzenia od rozpaczy i buntu do pogodzenia się z tym, co nieuchronne. Brzmi znajomo? Owszem, tego rodzaju filmów, których bohaterowie nagle stają w obliczu śmierci - może wieczności, może nicości - było, zwłaszcza w kinie europejskim, bez liku. W Polsce jest to specjalność Krzysztofa Zanussiego i nie można oprzeć się wrażeniu, że "Czas, który pozostał" mógłby wyjść spod ręki tego właśnie reżysera. W każdym razie chłód i precyzja, z jakimi Franćois Ozon konstruuje swoją historię, by nabrała rangi wielkiej metafory, usprawiedliwia to skojarzenie. Przed kilku laty Ozon nakręcił "8 kobiet" - niby-musical o ośmiu zepsutych do szpiku kości paniach, odprawiających sabat nad trupem mężczyzny, z którym każda pozostawała w mniej lub bardziej wyuzdanym związku. Wydawało się wtedy, iż w kinie francuskim pojawił się obrazoburca na miarę Pedra Almodovara w Hiszpanii. Niestety, następne trzy filmy tego reżysera - tak najciekawszy z nich "5x2", jak mniej udane "Basen" i "Czas, który pozostał" - raczej tego nie potwierdzają.
Jerzy A. Rzewuski
"Czas, który pozostał" (Le temps qui reste), reż. Franćois Ozon. Francja, 2005 (Gutek Film)
Romain, młody utalentowany fotografik, dowiaduje się, że jest chory. Nie na AIDS, jak początkowo podejrzewa, lecz na raka płuc, który jest w stadium tak zaawansowanym, że wyklucza nadzieję na wyleczenie. Od tej chwili jego życie zamienia się w odliczanie dni do rychłej śmierci i przyspieszony proces przechodzenia od rozpaczy i buntu do pogodzenia się z tym, co nieuchronne. Brzmi znajomo? Owszem, tego rodzaju filmów, których bohaterowie nagle stają w obliczu śmierci - może wieczności, może nicości - było, zwłaszcza w kinie europejskim, bez liku. W Polsce jest to specjalność Krzysztofa Zanussiego i nie można oprzeć się wrażeniu, że "Czas, który pozostał" mógłby wyjść spod ręki tego właśnie reżysera. W każdym razie chłód i precyzja, z jakimi Franćois Ozon konstruuje swoją historię, by nabrała rangi wielkiej metafory, usprawiedliwia to skojarzenie. Przed kilku laty Ozon nakręcił "8 kobiet" - niby-musical o ośmiu zepsutych do szpiku kości paniach, odprawiających sabat nad trupem mężczyzny, z którym każda pozostawała w mniej lub bardziej wyuzdanym związku. Wydawało się wtedy, iż w kinie francuskim pojawił się obrazoburca na miarę Pedra Almodovara w Hiszpanii. Niestety, następne trzy filmy tego reżysera - tak najciekawszy z nich "5x2", jak mniej udane "Basen" i "Czas, który pozostał" - raczej tego nie potwierdzają.
Jerzy A. Rzewuski
"Czas, który pozostał" (Le temps qui reste), reż. Franćois Ozon. Francja, 2005 (Gutek Film)
Więcej możesz przeczytać w 6/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.