Cezary Mech będzie bronił wolnego rynku albo przed wolnym rynkiem
Rzeźnik z Nowego Jorku", "uzurpator", "krzyżowiec" - m.in. takich określeń doczekał się Eliot Spitzer, słynny prokurator generalny stanu Nowy Jork, pod którego jurysdykcją znajduje się Wall Street i tym samym spółki notowane na giełdach NYSE i Nasdaq. Spitzer, działając tylko na podstawie prawa stanowego, wytoczył najcięższe armaty (oskarżenia o korupcję, zmowy cenowe, "kreatywną księgowość") przeciwko takim potęgom światowego biznesu jak Citigroup, bankom inwestycyjnym Merrill Lynch, Goldman Sachs, Morgan Stanley, brokerowi Marsh & McLennan, koncernom farmaceutycznym. I wygrał - w procesach albo dzięki ugodom - miliardy dolarów dla poszkodowanych w wyniku ich działań klientów czy inwestorów giełdowych.
Jeśli więc w gabinecie prezesa Urzędu Nadzoru Finansowego, który wedle pomysłu wiceministra finansów Cezarego Mecha miałby powstać 1 kwietnia, zawiśnie portret Spitzera, to nie należy się temu dziwić. Cezary Mech, główny kandydat do fotela prezesa UNF, zawsze marzył o roli szeryfa zaprowadzającego porządek na rynku finansowym (niezależnie od tego, czy zachodzi taka potrzeba), na którego widok drżą ze strachu prezesi wielkich korporacji. Ten prawie 47-letni ekonomista i autor programu gospodarczego PiS dał się już we znaki bankowcom i zarządzającym funduszami emerytalnymi jako prezes dawnego Urzędu Nadzoru nad Funduszami Emerytalnymi, gdy - jak zapewniał - "w interesie klientów i zachowania konkurencji na rynku" blokował projekty łączenia OFE.
Dziś Cezary Mech mierzy wyżej. Według projektu ustawy jego autorstwa, UNF docelowo wchłonie wszystkie urzędy i komisje nadzoru, przejmując nadzór nad rynkiem finansowym w Polsce: bankami, giełdą, asekuratorami, funduszami inwestycyjnymi i emerytalnymi. Niepodzielną zaś władzę nad UNF będzie sprawował - wyposażony w pewne uprawnienia prokuratorskie - prezes, czyli najpewniej Cezary Mech.
Sam przeciw wszystkim
Cezary Mech dobrze zapamiętał gorzką lekcję, jaką otrzymał, gdy na początku 2002 r. rząd Leszka Millera (SLD) usiłował wyrzucić go z posady szefa Urzędu Nadzoru nad Funduszami Emerytalnymi. Mech współtworzył ów urząd za rządów AWS (jako pełnomocnik premiera Jerzego Buzka), został jego prezesem w 1998 r. i miał przed sobą - zdawało się - pewną sześcioletnią kadencję. Tymczasem Miller połączył UNFE z Państwowym Urzędem Nadzoru Ubezpieczeń w nową instytucję i urząd Mecha oraz jego posada przestały istnieć. "Połączenie UNFE z PUNU byłoby nieporozumieniem" - przekonywał wtedy Mech. "Nie ma żadnej synergii pomiędzy tymi urzędami. (...) Nawet w krajach, w których dokonano połączenia, objęło ono nadzór ubezpieczeniowy, bankowy i KPWiG. Ubezpieczenia emerytalne nadzoruje niezależny organ" - tłumaczył obecny wiceminister finansów. Dlaczego dziś zmienił zdanie?
Złośliwi uważają, że Mech chce teraz połączyć wszystko, co się da, by już nikt pod pretekstem łączenia urzędów i tworzenia nowych nie mógł go zwolnić. Projekt ustawy o nadzorze nad instytucjami finansowymi zakłada, że od 1 kwietnia UNF przejmie zadania obecnych Komisji Nadzoru Ubezpieczeń i Funduszy Emerytalnych, Komisji Papierów Wartościowych i Giełd oraz rzecznika ubezpieczonych, a od początku 2008 r. - Komisji Nadzoru Bankowego.
Szef nowego urzędu skupi w ręku ogromną władzę nad instytucjami obracającymi naszymi pieniędzmi. Tylko w funduszach emerytalnych i inwestycyjnych, które będzie nadzorował, Polacy zgromadzili dotąd łącznie 140 mld zł. Prezes UNF będzie odpowiadał m.in. za monitorowanie płynności finansowej banków, by nie powtórzyły się wpadki w rodzaju upadłości Banku Staropolskiego w 2000 r. Jeśli zostanie nim Mech, którego obsesją jest powstrzymywanie wielkich fuzji banków czy towarzystw ubezpieczeniowych w obawie przed zdominowaniem przez nie rynku, zapewne będzie on blokował wydanie zezwoleń czy opinii niezbędnych do połączenia Pekao SA i Banku BPH oraz podobnych przedsięwzięć.
Szef UNF mógłby się za to dobrze przysłużyć drobnym ciułaczom, gdyby z uporem ścigał giełdowe przestępstwa. Bierność KPWiG wobec oczywistych przykładów tzw. insider trading (niedozwolone posłużenie się informacjami poufnymi) czy lekceważenia przez spółki publiczne ich obowiązków od lat budziła irytację inwestorów.
Finansiści w planach powołania UNF widzą głównie próbę podporządkowania PiS rynku finansowego. Projekt zgodnie skrytykowały zrzeszenia banków, ubezpieczycieli, brokerów, maklerów, funduszy inwestycyjnych i emerytalnych. - Decyzje ma podejmować urzędnik mianowany przez premiera. Naraża to instytucje nadzorcze na udział w bieżących perturbacjach politycznych - uważa Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes Związku Banków Polskich. - Obecny system nadzoru nieźle realizuje swe zadania i utrzymuje równowagę między uczestnikami rynku a państwowym regulatorem - wtóruje Maria Pasło-Wiśniewska, posłanka PO, była prezes Pekao SA.
Dobry urząd i zły prezes
Jak twierdzą nasi informatorzy, wobec totalnej krytyki Mechowi w drodze "wewnątrzresortowej instrukcji" zakazano publicznych wypowiedzi na temat UNF. Jest jednak mało prawdopodobne, by PiS porzucił projekt wiceministra finansów.
W Unii Europejskiej dominuje tendencja do łączenia nadzorów, gdyż banki, ubezpieczyciele czy biura maklerskie coraz częściej są elementami tych samych potężnych grup finansowych. - Połączenie w 2002 r. trzech urzędów sprawujących nadzór nad bankami, ubezpieczycielami i giełdą w Federalny Urząd Nadzoru nad Usługami Finansowymi (BAFIN) było bardzo dobrym rozwiązaniem - ocenia dr Dorothea Schfer z Niemieckiego Instytutu Badań Rynkowych. Podobne systemy funkcjonują m.in. we Francji i w Wielkiej Brytanii. Na przykład brytyjskiego superurzędu FSA (Financial Services Authority) powołuje się często Cezary Mech. - Dziś każda z naszych instytucji nadzorczych prowadzi odrębną politykę, mimo że ich działania dotyczą coraz bardziej skonsolidowanego sektora - wskazuje Wojciech Jasiński, poseł PiS i szef Komisji Finansów Publicznych. Obecne organy nadzoru są też niewydolne. - Sprawy wymagające opinii czy zgody KPWiG lub KNUiFE ciągną się miesiącami - mówi Jarosław Bauc, były prezes Skarbiec Asset Management Holding. Nieoficjalnie szefowie instytucji finansowych przyznają, że ich zastrzeżenia naprawdę sprowadzają się do hasła "UNF - tak, Mech - nie". Wiceminister finansów ma bowiem opinię doktrynera ze skłonnościami do prób ręcznego sterowania rynkiem. Czy Mech może zostać "polskim Spitzerem", "rzeźnikiem z Warszawy" skutecznie chroniącym prawa uczestników wolnego rynku i bezpieczeństwo ich pieniędzy, czy okaże się skrzyżowaniem błędnego rycerza Don Kichota i Chucka Norrisa z serialowej roli "Strażnika Teksasu", czyli wariatem z naładowaną bronią?
Jeśli więc w gabinecie prezesa Urzędu Nadzoru Finansowego, który wedle pomysłu wiceministra finansów Cezarego Mecha miałby powstać 1 kwietnia, zawiśnie portret Spitzera, to nie należy się temu dziwić. Cezary Mech, główny kandydat do fotela prezesa UNF, zawsze marzył o roli szeryfa zaprowadzającego porządek na rynku finansowym (niezależnie od tego, czy zachodzi taka potrzeba), na którego widok drżą ze strachu prezesi wielkich korporacji. Ten prawie 47-letni ekonomista i autor programu gospodarczego PiS dał się już we znaki bankowcom i zarządzającym funduszami emerytalnymi jako prezes dawnego Urzędu Nadzoru nad Funduszami Emerytalnymi, gdy - jak zapewniał - "w interesie klientów i zachowania konkurencji na rynku" blokował projekty łączenia OFE.
Dziś Cezary Mech mierzy wyżej. Według projektu ustawy jego autorstwa, UNF docelowo wchłonie wszystkie urzędy i komisje nadzoru, przejmując nadzór nad rynkiem finansowym w Polsce: bankami, giełdą, asekuratorami, funduszami inwestycyjnymi i emerytalnymi. Niepodzielną zaś władzę nad UNF będzie sprawował - wyposażony w pewne uprawnienia prokuratorskie - prezes, czyli najpewniej Cezary Mech.
Sam przeciw wszystkim
Cezary Mech dobrze zapamiętał gorzką lekcję, jaką otrzymał, gdy na początku 2002 r. rząd Leszka Millera (SLD) usiłował wyrzucić go z posady szefa Urzędu Nadzoru nad Funduszami Emerytalnymi. Mech współtworzył ów urząd za rządów AWS (jako pełnomocnik premiera Jerzego Buzka), został jego prezesem w 1998 r. i miał przed sobą - zdawało się - pewną sześcioletnią kadencję. Tymczasem Miller połączył UNFE z Państwowym Urzędem Nadzoru Ubezpieczeń w nową instytucję i urząd Mecha oraz jego posada przestały istnieć. "Połączenie UNFE z PUNU byłoby nieporozumieniem" - przekonywał wtedy Mech. "Nie ma żadnej synergii pomiędzy tymi urzędami. (...) Nawet w krajach, w których dokonano połączenia, objęło ono nadzór ubezpieczeniowy, bankowy i KPWiG. Ubezpieczenia emerytalne nadzoruje niezależny organ" - tłumaczył obecny wiceminister finansów. Dlaczego dziś zmienił zdanie?
Złośliwi uważają, że Mech chce teraz połączyć wszystko, co się da, by już nikt pod pretekstem łączenia urzędów i tworzenia nowych nie mógł go zwolnić. Projekt ustawy o nadzorze nad instytucjami finansowymi zakłada, że od 1 kwietnia UNF przejmie zadania obecnych Komisji Nadzoru Ubezpieczeń i Funduszy Emerytalnych, Komisji Papierów Wartościowych i Giełd oraz rzecznika ubezpieczonych, a od początku 2008 r. - Komisji Nadzoru Bankowego.
Szef nowego urzędu skupi w ręku ogromną władzę nad instytucjami obracającymi naszymi pieniędzmi. Tylko w funduszach emerytalnych i inwestycyjnych, które będzie nadzorował, Polacy zgromadzili dotąd łącznie 140 mld zł. Prezes UNF będzie odpowiadał m.in. za monitorowanie płynności finansowej banków, by nie powtórzyły się wpadki w rodzaju upadłości Banku Staropolskiego w 2000 r. Jeśli zostanie nim Mech, którego obsesją jest powstrzymywanie wielkich fuzji banków czy towarzystw ubezpieczeniowych w obawie przed zdominowaniem przez nie rynku, zapewne będzie on blokował wydanie zezwoleń czy opinii niezbędnych do połączenia Pekao SA i Banku BPH oraz podobnych przedsięwzięć.
Szef UNF mógłby się za to dobrze przysłużyć drobnym ciułaczom, gdyby z uporem ścigał giełdowe przestępstwa. Bierność KPWiG wobec oczywistych przykładów tzw. insider trading (niedozwolone posłużenie się informacjami poufnymi) czy lekceważenia przez spółki publiczne ich obowiązków od lat budziła irytację inwestorów.
Finansiści w planach powołania UNF widzą głównie próbę podporządkowania PiS rynku finansowego. Projekt zgodnie skrytykowały zrzeszenia banków, ubezpieczycieli, brokerów, maklerów, funduszy inwestycyjnych i emerytalnych. - Decyzje ma podejmować urzędnik mianowany przez premiera. Naraża to instytucje nadzorcze na udział w bieżących perturbacjach politycznych - uważa Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes Związku Banków Polskich. - Obecny system nadzoru nieźle realizuje swe zadania i utrzymuje równowagę między uczestnikami rynku a państwowym regulatorem - wtóruje Maria Pasło-Wiśniewska, posłanka PO, była prezes Pekao SA.
Dobry urząd i zły prezes
Jak twierdzą nasi informatorzy, wobec totalnej krytyki Mechowi w drodze "wewnątrzresortowej instrukcji" zakazano publicznych wypowiedzi na temat UNF. Jest jednak mało prawdopodobne, by PiS porzucił projekt wiceministra finansów.
W Unii Europejskiej dominuje tendencja do łączenia nadzorów, gdyż banki, ubezpieczyciele czy biura maklerskie coraz częściej są elementami tych samych potężnych grup finansowych. - Połączenie w 2002 r. trzech urzędów sprawujących nadzór nad bankami, ubezpieczycielami i giełdą w Federalny Urząd Nadzoru nad Usługami Finansowymi (BAFIN) było bardzo dobrym rozwiązaniem - ocenia dr Dorothea Schfer z Niemieckiego Instytutu Badań Rynkowych. Podobne systemy funkcjonują m.in. we Francji i w Wielkiej Brytanii. Na przykład brytyjskiego superurzędu FSA (Financial Services Authority) powołuje się często Cezary Mech. - Dziś każda z naszych instytucji nadzorczych prowadzi odrębną politykę, mimo że ich działania dotyczą coraz bardziej skonsolidowanego sektora - wskazuje Wojciech Jasiński, poseł PiS i szef Komisji Finansów Publicznych. Obecne organy nadzoru są też niewydolne. - Sprawy wymagające opinii czy zgody KPWiG lub KNUiFE ciągną się miesiącami - mówi Jarosław Bauc, były prezes Skarbiec Asset Management Holding. Nieoficjalnie szefowie instytucji finansowych przyznają, że ich zastrzeżenia naprawdę sprowadzają się do hasła "UNF - tak, Mech - nie". Wiceminister finansów ma bowiem opinię doktrynera ze skłonnościami do prób ręcznego sterowania rynkiem. Czy Mech może zostać "polskim Spitzerem", "rzeźnikiem z Warszawy" skutecznie chroniącym prawa uczestników wolnego rynku i bezpieczeństwo ich pieniędzy, czy okaże się skrzyżowaniem błędnego rycerza Don Kichota i Chucka Norrisa z serialowej roli "Strażnika Teksasu", czyli wariatem z naładowaną bronią?
Więcej możesz przeczytać w 6/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.