Samorządy niszczą prywatne firmy, czyli likwidują miejsca pracy
Współwłaścicielem Międzynarodowych Targów Katowickich, do których należy feralna hala, pod której gruzami zginęło ponad sześćdziesiąt osób, jest oprócz skarbu państwa gmina Katowice. Do polskich samorządów należy ponad półtora tysiąca podobnie źle zarządzanych, przynoszących straty firm. Gminy zajmują się m.in. produkcją przetworów mięsnych, lotami pasażerskimi, budową i prowadzeniem basenów, obróbką drewna, udzielaniem kredytów bankowych. Dzięki niezgodnemu z prawem wsparciu lokalnych władz i nieograniczonemu dostępowi do pieniędzy podatników spółki należące do samorządów bawią się w biznes, wypychając z rynku rentowne prywatne firmy. Tylko w 2005 r. UOKiK ukarał za działania szkodzące konkurencji Katowice, Zakopane, Gorzów Wielkopolski, Łomżę i Grudziądz. Chociaż w większości wypadków miejskie firmy przynoszą straty, lokalne władze ich nie prywatyzują, ponieważ pracują w nich politycy, ich krewni lub znajomi, a ustawiane przetargi pozwalają w prosty sposób wyprowadzać pieniądze z kasy miast. W większości stanów USA, prowincji Kanady i regionów Nowej Zelandii lokalnym władzom nie wolno zakładać własnych firm, a jeżeli samorząd ma pieniądze, by założyć biznes, to oznacza, że podatki są zbyt wysokie i powinny zostać obniżone. W Stanach Zjednoczonych nawet majątek przejęty przez lokalne władze za nie zapłacone podatki musi zostać natychmiast sprzedany. Dostosowanie sytuacji do standardów amerykańskich, czyli sprzedaż wszystkich firm należących do samorządów, przyniosłaby władzom lokalnym około 40 mld zł. To tyle, ile kosztowałoby wybudowanie w każdym mieście wojewódzkim linii metra.
Worek bez dna
Każda polska gmina, powiat, miasto w myśl ustawy o samorządach gminnych i powiatowych może prowadzić działalność gospodarczą. Zachętą są wytyczne rządu o obowiązku tworzenia miejsc pracy. - Gminy tworzą miejsca pracy, ale najdroższe w Polsce, a przy tym likwidują prywatny biznes. Wspomniana ustawa wprowadziła proceder swoistej nacjonalizacji jeszcze nie do końca zdenacjonalizowanej gospodarki - ocenia Rafał Antczak, ekspert ekonomiczny CASE. Noblista Friedrich August von Hayek pisał, że pieniądze znajdujące się w kieszeni podatnika mają siłę nabywczą od dwóch (Stany Zjednoczone) do trzech (Europa Zachodnia) razy większą niż wtedy, gdy są przepuszczane przez kasy państwowe. Oznacza to, że pseudobiznesowe "komuny", tworząc jedno miejsce pracy, trzy likwidują. Wśród miast prowadzących działalność gospodarczą prym wiedzie Warszawa. Stolica ma ponad 70 firm łącznej wartości ponad 4 mld zł. Samorząd warszawski prowadzi hurtownię rur, przedsiębiorstwa robót drogowych, korporację taksówkową, ma kilka fabryczek metalowych, a także znaczące udziały w przedsiębiorstwach budowlanych oraz produkcji materiałów budowlanych i bitumicznych. Do miana prawdziwego holdingu aspiruje Poznań. Stolica Wielkopolski zajmuje się nie tylko prowadzeniem budownictwa mieszkaniowego i akwaparku, ale też ma zakłady remontowe autobusów, firmę kredytową, telewizję kablową itd. Właśnie w Poznaniu najlepiej widać szkodliwość prowadzenia biznesu przez władze lokalne. Od niedawna towarzystwa budownictwa społecznego mogą funkcjonować jak deweloperzy, czyli budować i sprzedawać mieszkania po rynkowych cenach. Sejm pozostawił jednak przepis umożliwiający sprzedaż przez gminy należącym do nich TBS gruntów bez przetargu, po zaniżonych cenach. Skorzystały z tego władze Poznania, które podarowały należącym do nich TBS działki o powierzchni dwóch hektarów wartości 45 mln zł. Deweloperzy, którym nikt nie podaruje gruntów wartych kilkadziesiąt milionów złotych, nie będą mieli szans konkurować z TBS.
Gminy bardzo często stosują dumping, by wykończyć prywatną konkurencję, a następnie podnieść ceny i odbić sobie wcześniejsze straty z nawiązką. Mogą tak postępować - jeżeli należąca do gminy firma zacznie przynosić straty, samorząd najzwyczajniej w świecie zacznie ją subsydiować z pieniędzy podatników.
Władza na ratunek
Tam gdzie firmy należące do władz miejskich mają kłopoty, samorząd, czyli właściciel, spieszy na odsiecz, sekując konkurencję. Czasami, jak w wypadku Międzynarodowych Targów Katowickich, firmy miasta wspierane są przez sądy. Przypomnijmy, gliwicki sąd rejonowy wydał kuriozalny wyrok uwalniający MTK od odpowiedzialności za wcześniejsze szkody spowodowane nieodśnieżaniem dachu hali targowej. Rejestr grzechów gminnych "komun" biznesowych liczy setki pozycji. Uprzywilejowaną pozycję wykorzystuje na przykład należąca do Warszawy korporacja taksówkowa MPT. Podczas gdy prywatni taksówkarze muszą czekać kilkanaście miesięcy na uzyskanie licencji od władz miasta, MPT postanowiło w 2005 r. zwiększyć tabor o 20 nowych samochodów i bezzwłocznie otrzymało zezwolenie od władz.
Synekura dla królika
Równie nieefektywne, ale znacznie bardziej szkodliwe są inwestycje realizowane przez samorządy zwykle pod szczytnym hasłem "zaspokajania potrzeb mieszkańców" (budowa obiektów sportowych, kulturalnych itp.). Skutek jest taki, że oferowane usługi nie dość, że są drogie, to przeważnie złej jakości. Na prywatnych inwestorów nie ma jednak co liczyć, bo władze zablokowały im dostęp do rynku.
Sztandarowym przykładem takiego marnotrawstwa jest budowa Parku Wodnego Warszawianka za 120 mln zł. Basen wybudowany w 1999 r. za pieniądze warszawiaków miał oferować mieszkańcom tanie usługi i przynieść miastu zyski. Po sześciu latach strat spółka przyniosła pierwszy zysk - 700 tys. zł. W tym tempie odzyskanie zainwestowanych pieniędzy, nie mówiąc o zysku z kapitału, potrwa 171 lat. Na podobnych inwestycjach zawiodły się władze Polkowic (koszt budowy 50 mln zł) i Zakopanego (5 mln zł). Dlaczego zatem samorządy nie chcą się pozbywać deficytowych i drogich firm? Odpowiedź jest prosta: w tych firmach umieszcza się krewnych i znajomych królika, na dodatek można im więcej płacić niż na przykład w urzędach.
Imperium absurdu
Władze miejskie nie tylko nie prywatyzują komunalnych spółek, ale próbują odzyskać rynek, który przejęły prywatne firmy. Tak dzieje się na przykład na wartym 3 mld zł rocznie rynku wywozu śmieci (działa na nim około 3 tys. prywatnych firm). Grudziądz i Gorzów Wielkopolski w 2005 r. zobowiązały prywatne firmy, by korzystały tylko z miejskiego wysypiska śmieci. Katowice przyznawały prawo do wywozu komunalnych śmieci tylko tym prywatnym firmom, które utylizowały je w należącej do miasta kompostowni. Tymczasem miejska kompostownia odmawiała przyjęcia śmieci od prywatnych firm. "Straciliśmy wszystkich klientów"- skarży się Andrzej Olejak, współwłaściciel firmy Auto-Ład.
Kwintesencją absurdu jest sprawa jednej z siedemdziesięciu spółek należących do Warszawy. Miasto wydało na powstanie Strefy Ekonomicznej Lotniska Okęcie 800 tys. zł, choć firma nigdy nie rozpoczęła działalności. Teraz władze miejskie jej nie likwidują, ponieważ koszt likwidacji spółki jest wyższy niż jej utrzymywania. Stefan Kisielewski mawiał, że socjalizm bohatersko walczy z problemami, które sam tworzy. Samorządy boją się, że po sprywatyzowaniu wszystkich należących do nich spółek zabraknie im problemów do rozwiązywania. I wielu innych wymiernych korzyści.
Worek bez dna
Każda polska gmina, powiat, miasto w myśl ustawy o samorządach gminnych i powiatowych może prowadzić działalność gospodarczą. Zachętą są wytyczne rządu o obowiązku tworzenia miejsc pracy. - Gminy tworzą miejsca pracy, ale najdroższe w Polsce, a przy tym likwidują prywatny biznes. Wspomniana ustawa wprowadziła proceder swoistej nacjonalizacji jeszcze nie do końca zdenacjonalizowanej gospodarki - ocenia Rafał Antczak, ekspert ekonomiczny CASE. Noblista Friedrich August von Hayek pisał, że pieniądze znajdujące się w kieszeni podatnika mają siłę nabywczą od dwóch (Stany Zjednoczone) do trzech (Europa Zachodnia) razy większą niż wtedy, gdy są przepuszczane przez kasy państwowe. Oznacza to, że pseudobiznesowe "komuny", tworząc jedno miejsce pracy, trzy likwidują. Wśród miast prowadzących działalność gospodarczą prym wiedzie Warszawa. Stolica ma ponad 70 firm łącznej wartości ponad 4 mld zł. Samorząd warszawski prowadzi hurtownię rur, przedsiębiorstwa robót drogowych, korporację taksówkową, ma kilka fabryczek metalowych, a także znaczące udziały w przedsiębiorstwach budowlanych oraz produkcji materiałów budowlanych i bitumicznych. Do miana prawdziwego holdingu aspiruje Poznań. Stolica Wielkopolski zajmuje się nie tylko prowadzeniem budownictwa mieszkaniowego i akwaparku, ale też ma zakłady remontowe autobusów, firmę kredytową, telewizję kablową itd. Właśnie w Poznaniu najlepiej widać szkodliwość prowadzenia biznesu przez władze lokalne. Od niedawna towarzystwa budownictwa społecznego mogą funkcjonować jak deweloperzy, czyli budować i sprzedawać mieszkania po rynkowych cenach. Sejm pozostawił jednak przepis umożliwiający sprzedaż przez gminy należącym do nich TBS gruntów bez przetargu, po zaniżonych cenach. Skorzystały z tego władze Poznania, które podarowały należącym do nich TBS działki o powierzchni dwóch hektarów wartości 45 mln zł. Deweloperzy, którym nikt nie podaruje gruntów wartych kilkadziesiąt milionów złotych, nie będą mieli szans konkurować z TBS.
Gminy bardzo często stosują dumping, by wykończyć prywatną konkurencję, a następnie podnieść ceny i odbić sobie wcześniejsze straty z nawiązką. Mogą tak postępować - jeżeli należąca do gminy firma zacznie przynosić straty, samorząd najzwyczajniej w świecie zacznie ją subsydiować z pieniędzy podatników.
Władza na ratunek
Tam gdzie firmy należące do władz miejskich mają kłopoty, samorząd, czyli właściciel, spieszy na odsiecz, sekując konkurencję. Czasami, jak w wypadku Międzynarodowych Targów Katowickich, firmy miasta wspierane są przez sądy. Przypomnijmy, gliwicki sąd rejonowy wydał kuriozalny wyrok uwalniający MTK od odpowiedzialności za wcześniejsze szkody spowodowane nieodśnieżaniem dachu hali targowej. Rejestr grzechów gminnych "komun" biznesowych liczy setki pozycji. Uprzywilejowaną pozycję wykorzystuje na przykład należąca do Warszawy korporacja taksówkowa MPT. Podczas gdy prywatni taksówkarze muszą czekać kilkanaście miesięcy na uzyskanie licencji od władz miasta, MPT postanowiło w 2005 r. zwiększyć tabor o 20 nowych samochodów i bezzwłocznie otrzymało zezwolenie od władz.
Synekura dla królika
Równie nieefektywne, ale znacznie bardziej szkodliwe są inwestycje realizowane przez samorządy zwykle pod szczytnym hasłem "zaspokajania potrzeb mieszkańców" (budowa obiektów sportowych, kulturalnych itp.). Skutek jest taki, że oferowane usługi nie dość, że są drogie, to przeważnie złej jakości. Na prywatnych inwestorów nie ma jednak co liczyć, bo władze zablokowały im dostęp do rynku.
Sztandarowym przykładem takiego marnotrawstwa jest budowa Parku Wodnego Warszawianka za 120 mln zł. Basen wybudowany w 1999 r. za pieniądze warszawiaków miał oferować mieszkańcom tanie usługi i przynieść miastu zyski. Po sześciu latach strat spółka przyniosła pierwszy zysk - 700 tys. zł. W tym tempie odzyskanie zainwestowanych pieniędzy, nie mówiąc o zysku z kapitału, potrwa 171 lat. Na podobnych inwestycjach zawiodły się władze Polkowic (koszt budowy 50 mln zł) i Zakopanego (5 mln zł). Dlaczego zatem samorządy nie chcą się pozbywać deficytowych i drogich firm? Odpowiedź jest prosta: w tych firmach umieszcza się krewnych i znajomych królika, na dodatek można im więcej płacić niż na przykład w urzędach.
Imperium absurdu
Władze miejskie nie tylko nie prywatyzują komunalnych spółek, ale próbują odzyskać rynek, który przejęły prywatne firmy. Tak dzieje się na przykład na wartym 3 mld zł rocznie rynku wywozu śmieci (działa na nim około 3 tys. prywatnych firm). Grudziądz i Gorzów Wielkopolski w 2005 r. zobowiązały prywatne firmy, by korzystały tylko z miejskiego wysypiska śmieci. Katowice przyznawały prawo do wywozu komunalnych śmieci tylko tym prywatnym firmom, które utylizowały je w należącej do miasta kompostowni. Tymczasem miejska kompostownia odmawiała przyjęcia śmieci od prywatnych firm. "Straciliśmy wszystkich klientów"- skarży się Andrzej Olejak, współwłaściciel firmy Auto-Ład.
Kwintesencją absurdu jest sprawa jednej z siedemdziesięciu spółek należących do Warszawy. Miasto wydało na powstanie Strefy Ekonomicznej Lotniska Okęcie 800 tys. zł, choć firma nigdy nie rozpoczęła działalności. Teraz władze miejskie jej nie likwidują, ponieważ koszt likwidacji spółki jest wyższy niż jej utrzymywania. Stefan Kisielewski mawiał, że socjalizm bohatersko walczy z problemami, które sam tworzy. Samorządy boją się, że po sprywatyzowaniu wszystkich należących do nich spółek zabraknie im problemów do rozwiązywania. I wielu innych wymiernych korzyści.
Więcej możesz przeczytać w 6/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.