Hollywood pomaga sprzedawać remaki kultowych samochodów
Ford idealnie trafił w gusty amerykańskich nabywców z nowym mustangiem. Mocno przypomina on pierwszy model z 1964 r. Pozostali producenci pozazdrościli firmie kierowanej przez Billa Forda list kolejkowych i też szybko tworzą swoje nowe wersje legendarnych "muscle cars". Te potężne auta z silnikami V-8 otaczane są wyjątkowym kultem. Na salonie samochodowym w Detroit General Motors pokazał koncepcyjny prototyp chevroleta camaro, zaś Chrysler równie bezwstydnie sklonowany prototyp nowego dodge`a challengera. Reakcja publiczności była tak entuzjastyczna, że szefowie obydwu konkurentów Forda byliby idiotami, gdyby nie skierowali tych samochodów do produkcji.
Pewniaki ze starych filmów
Nowe wersje starych "pewniaków" są bezpieczne, stosunkowo proste w produkcji i łatwo je wypromować. Ford zakończył już wprawdzie produkcję nowego modelu thunderbird (takim autem jeździła Halle Berry w ostatnim Bondzie), na forda GT trzeba się było zapisywać z dużym wyprzedzeniem, ale przecież i PT cruiser Chryslera, i model 300 C, i nawet jeep wrangler to też przedstawiciele retroestetyki. Chevrolet tak bardzo chciał mieć własnego PT cruisera, że go w końcu zbudował - model HHR właśnie wchodzi do produkcji. W Detroit Chrysler pokazał prototyp o nazwie Imperial (kiedyś już produkowano samochody o tej nazwie), kojarzący się z przyciężkimi, ale na swój sposób stylowymi limuzynami z lat 40.
Powód tworzenia samochodów w stylu retro jest oczywisty: w dobie kłopotów na rynku, wątłej stabilności ekonomicznej i wielkich obciążeń ubezpieczeniami zdrowotnymi amerykańskie koncerny szukają pewnych inwestycji, tanich sposobów na sprzedawanie samochodów bez rabatów. Póki żyją ludzie, którzy jako dzieci wieszali na ścianie plakaty z wizerunkami pierwowzorów tych aut, inwestycja jest bezpieczna. Pomaga też Hollywood, kręcąc remaki starych filmów, takich jak "Znikający punkt", "60 sekund" czy "The Dukes of Hazzard". Także japońskie firmy chętnie uciekają się do historycznych zapożyczeń - nowa terenowa toyota FJ cruiser, oferowana w USA, to nic innego jak nowa interpretacja pierwszych generacji legendarnego land cruisera, niezniszczalnej terenówki.
Maksisukces mini
W Europie ekonomiczny sukces odniosły takie samochody jak nowe mini, produkowane przez BMW. W minionym roku wypuszczono na rynek 200 tys. sztuk - więcej się nie dało, bo brytyjska fabryka BMW zlokalizowana jest na zbyt małej działce. Interes idzie tak dobrze, że nowy model, pod względem wizualnym zmieniony niemal niezauważalnie, pojawi się pewnie dopiero w 2007 r. Sukcesem jest też PT cruiser. Natomiast new beetle Volkswagena sprzedaje się dobrze w zasadzie tylko w Stanach Zjednoczonych.
Konsumenci europejscy chyba jednak nie są nadmiernie podatni na modę retro. Dobrze o tym wiedzą producenci francuscy, którzy na swoim rynku muszą pamiętać, że gdy wprowadza się do samochodu jakieś modyfikacje, nowy model musi wizualnie się różnić od poprzedniego - bo inaczej sąsiedzi kupującego myślą, że nadal jeździ on starym autem, że wiedzie mu się nie najlepiej i że nie stać go na nowy model.
Syreni śpiew
Zdarzają się wyjątki, choćby nowy mały fiat mający wyglądać trochę jak stare fiaty 500 i 600, które zmotoryzowały powojenne Włochy. Będzie on produkowany we wspólnym przedsięwzięciu z Fordem - w Tychach. Zbudowane na platformie fiata pandy auto nawiąże stylistycznie do niedawno prezentowanego prototypu o nazwie Trepino. Renault eksperymentowało trochę ze stylem retro w latach 90., charakterystyczna atrapa aktualnych modeli alfy romeo, czyli słynne "scudetto", to nawiązanie do odnoszących sportowe sukcesy w latach 30. modeli marki z włoskiego Arese. I na tym oraz kilku detalach w innych samochodach kończy się w Europie moda na retro.
W Polsce nie ma o czym mówić, ale nie ze względu na brak nostalgii za starymi autami. Przeciwnie, można zobaczyć na ulicach perfekcyjnie odrestaurowane duże fiaty czy warszawy - pięknie wyremontowany polski klasyk może kosztować właściciela nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych, czyli tyle, ile niezłe nowe auto segmentu C. Gdyby nie to, że rodzimego przemysłu motoryzacyjnego już nie ma, pewnie zobaczylibyśmy jakąś nową interpretację garbatej warszawy czy nieomal mitycznej syreny sport. Te nielubiane jeszcze przed kilkunastoma laty produkty komunistycznej gospodarki, obecnie coraz trudniej do kupienia w dobrym stanie, stają się bowiem przedmiotami pożądania. Niestety, chętni muszą się obejść smakiem, patrząc z zazdrością na to, jak Amerykanie będą mogli sobie wybrać mustanga, challengera czy camaro - pozbawione wad oryginałów, poprawne i bezpieczne w prowadzeniu, bezpieczne także w razie wypadku. Fakt, pojawienie się tych samochodów to wyraz konformizmu dyrekcji samochodowych koncernów, ale co z tego, skoro moda retro jest taka przyjemna? Przypomina, że kiedyś byliśmy młodzi. A za to się chętnie płaci.
Pewniaki ze starych filmów
Nowe wersje starych "pewniaków" są bezpieczne, stosunkowo proste w produkcji i łatwo je wypromować. Ford zakończył już wprawdzie produkcję nowego modelu thunderbird (takim autem jeździła Halle Berry w ostatnim Bondzie), na forda GT trzeba się było zapisywać z dużym wyprzedzeniem, ale przecież i PT cruiser Chryslera, i model 300 C, i nawet jeep wrangler to też przedstawiciele retroestetyki. Chevrolet tak bardzo chciał mieć własnego PT cruisera, że go w końcu zbudował - model HHR właśnie wchodzi do produkcji. W Detroit Chrysler pokazał prototyp o nazwie Imperial (kiedyś już produkowano samochody o tej nazwie), kojarzący się z przyciężkimi, ale na swój sposób stylowymi limuzynami z lat 40.
Powód tworzenia samochodów w stylu retro jest oczywisty: w dobie kłopotów na rynku, wątłej stabilności ekonomicznej i wielkich obciążeń ubezpieczeniami zdrowotnymi amerykańskie koncerny szukają pewnych inwestycji, tanich sposobów na sprzedawanie samochodów bez rabatów. Póki żyją ludzie, którzy jako dzieci wieszali na ścianie plakaty z wizerunkami pierwowzorów tych aut, inwestycja jest bezpieczna. Pomaga też Hollywood, kręcąc remaki starych filmów, takich jak "Znikający punkt", "60 sekund" czy "The Dukes of Hazzard". Także japońskie firmy chętnie uciekają się do historycznych zapożyczeń - nowa terenowa toyota FJ cruiser, oferowana w USA, to nic innego jak nowa interpretacja pierwszych generacji legendarnego land cruisera, niezniszczalnej terenówki.
Maksisukces mini
W Europie ekonomiczny sukces odniosły takie samochody jak nowe mini, produkowane przez BMW. W minionym roku wypuszczono na rynek 200 tys. sztuk - więcej się nie dało, bo brytyjska fabryka BMW zlokalizowana jest na zbyt małej działce. Interes idzie tak dobrze, że nowy model, pod względem wizualnym zmieniony niemal niezauważalnie, pojawi się pewnie dopiero w 2007 r. Sukcesem jest też PT cruiser. Natomiast new beetle Volkswagena sprzedaje się dobrze w zasadzie tylko w Stanach Zjednoczonych.
Konsumenci europejscy chyba jednak nie są nadmiernie podatni na modę retro. Dobrze o tym wiedzą producenci francuscy, którzy na swoim rynku muszą pamiętać, że gdy wprowadza się do samochodu jakieś modyfikacje, nowy model musi wizualnie się różnić od poprzedniego - bo inaczej sąsiedzi kupującego myślą, że nadal jeździ on starym autem, że wiedzie mu się nie najlepiej i że nie stać go na nowy model.
Syreni śpiew
Zdarzają się wyjątki, choćby nowy mały fiat mający wyglądać trochę jak stare fiaty 500 i 600, które zmotoryzowały powojenne Włochy. Będzie on produkowany we wspólnym przedsięwzięciu z Fordem - w Tychach. Zbudowane na platformie fiata pandy auto nawiąże stylistycznie do niedawno prezentowanego prototypu o nazwie Trepino. Renault eksperymentowało trochę ze stylem retro w latach 90., charakterystyczna atrapa aktualnych modeli alfy romeo, czyli słynne "scudetto", to nawiązanie do odnoszących sportowe sukcesy w latach 30. modeli marki z włoskiego Arese. I na tym oraz kilku detalach w innych samochodach kończy się w Europie moda na retro.
W Polsce nie ma o czym mówić, ale nie ze względu na brak nostalgii za starymi autami. Przeciwnie, można zobaczyć na ulicach perfekcyjnie odrestaurowane duże fiaty czy warszawy - pięknie wyremontowany polski klasyk może kosztować właściciela nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych, czyli tyle, ile niezłe nowe auto segmentu C. Gdyby nie to, że rodzimego przemysłu motoryzacyjnego już nie ma, pewnie zobaczylibyśmy jakąś nową interpretację garbatej warszawy czy nieomal mitycznej syreny sport. Te nielubiane jeszcze przed kilkunastoma laty produkty komunistycznej gospodarki, obecnie coraz trudniej do kupienia w dobrym stanie, stają się bowiem przedmiotami pożądania. Niestety, chętni muszą się obejść smakiem, patrząc z zazdrością na to, jak Amerykanie będą mogli sobie wybrać mustanga, challengera czy camaro - pozbawione wad oryginałów, poprawne i bezpieczne w prowadzeniu, bezpieczne także w razie wypadku. Fakt, pojawienie się tych samochodów to wyraz konformizmu dyrekcji samochodowych koncernów, ale co z tego, skoro moda retro jest taka przyjemna? Przypomina, że kiedyś byliśmy młodzi. A za to się chętnie płaci.
Więcej możesz przeczytać w 6/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.