Czterdziesto- dziewięcioletni Leszek Kozon, technik samochodowy z Warszawy, prawie od siedmiu lat czeka na przeszczep nerki. Trzy razy w tygodniu jeździ do Instytutu Transplantologii Akademii Medycznej w Warszawie na wielogodzinne dializy. Pięćdziesięciotrzyletnia Magda Kożuchowska myślała, że już nie doczeka się przeszczepu wątroby. Pozostały jej zaledwie dwa tygodnie, gdy lekarze wreszcie zdobyli organ niezbędny jej do życia. Jedynie szybka transplantacja serca może uratować życie czterdziestoletniemu mężczyźnie, który od trzech miesięcy czeka na przeszczep w warszawskiej klinice kardiochirurgii. Wolny rynek organów do przeszczepów to ratunek dla tysięcy Polaków.
Czterdziestodziewięcioletni Leszek Kozon, technik samochodowy z Warszawy, prawie od siedmiu lat czeka na przeszczep nerki. Trzy razy w tygodniu jeździ do Instytutu Transplantologii Akademii Medycznej w Warszawie na wielogodzinne dializy. Pięćdziesięciotrzyletnia Magda Kożuchowska myślała, że już nie doczeka się przeszczepu wątroby. Pozostały jej zaledwie dwa tygodnie, gdy lekarze wreszcie zdobyli organ niezbędny jej do życia. Jedynie szybka transplantacja serca może uratować życie czterdziestoletniemu mężczyźnie, który od trzech miesięcy czeka na przeszczep w warszawskiej klinice kardiochirurgii. Trzynastoletni chłopiec z Gdańska od pół roku niecierpliwie czeka na jednoczesny przeszczep płuca i serca. Znalezienie dawcy jest bardzo trudne, bo rodzice tragicznie zmarłych dzieci rzadko godzą się na pobranie od nich narządów. W kolejkach po organy czeka w Polsce około 2 tys. chorych. Kilkuset z nich umrze, zanim znajdzie się dawca.
Na całym świecie coraz więcej chorych rozpaczliwie poszukuje szpiku kostnego, serca, wątroby, nerek lub płuc, bo coraz trudniej jest pozyskać dawców tkanek i narządów. W USA w ciągu 10 lat liczba oczekujących na tego rodzaju operacje zwiększyła się z 15 tys. prawie do 80 tys. Tylko co trzecia z tych osób może liczyć na zabieg, co roku 6 tys. chorych umiera. Najwięcej pacjentów - aż 50 tys. - czeka na przeszczep nerki.
W Polsce przeprowadzono w ubiegłym roku rekordową liczbę 1150 transplantacji (130 osobom przeszczepiono serce, a 900 nerkę), ale oczekujących na operacje jest trzykrotnie więcej. Na przeszczep nerki trzeba czekać od trzech do pięciu lat, a jeśli nic się nie zmieni, za dziesięć lat kolejka będzie co najmniej dwa razy dłuższa. Jedynym ratunkiem dla tysięcy chorych jest potępiane i surowo zakazane przez prawo pozyskiwanie narządów do przeszczepów od ludzi gotowych sprzedać własną nerkę lub fragment wątroby.
Dawcy nerki z dobrego serca
Z nową nerką, sercem lub wątrobą ludzie żyją 20 lat, a czasami nawet 40 lat. Przeszczepy są też znacznie bardziej opłacalne niż inne formy terapii. Dializowanie chorego z przewlekłą niewydolnością nerki kosztuje budżet państwa 60 tys. zł rocznie, transplantacja jest dwu-, trzykrotnie tańsza (mimo że pacjent musi do końca życia zażywać leki zapobiegające odrzuceniu przeszczepu). - 10-12 lat po operacji przeszczepienia nerki nadal żyje połowa chorych, tylko nieliczni dializowani tyle przeżywają - mówi prof. Mieczysław Lao z Instytutu Transplantologii Akademii Medycznej w Warszawie.
Nadto postęp w chirurgii jest tak duży, że ryzyko przedwczesnej śmierci dawcy nerki jest niewielkie. Powikłania pooperacyjne zdarzają się u co pięćsetnego, do zgonów dochodzi u trzech osób na 10 tys. operowanych (nieco większe ryzyko wiąże się z pobraniem płata wątroby).
Przeszczepy od żywego dawcy lepiej się przyjmują niż narządy pobrane ze zwłok. Analiza 50 tys. transplantacji wykazała, że po upływie 3 lat nadal pracuje ponad 85 proc. nerek pobranych od żywych osób i 70 proc. organów pozyskanych od zmarłych. Coraz mniejszym problemem staje się zgodność tkankowa dawcy i biorcy, gdyż leki zapobiegające odrzutom są już tak skuteczne, że wystarczy dobrać odpowiednią grupę krwi (podobnie jak w wypadku transfuzji).
Niestety, tylko nieliczni chorzy mogą liczyć na ofiarowanie nerki lub innego narządu przez krewnego czy bliską osobę. W Polsce tzw. przeszczepy rodzinne stanowią zaledwie 3-4 proc. wszystkich transplantacji. - Pacjentom niezręcznie jest występować z taką propozycją, a lekarze zbyt rzadko rozmawiają na ten temat z rodziną chorego - mówi prof. Lao.
W 2001 r. jedynie pięćdziesiąt osób w Polsce otrzymało narząd osoby spokrewnionej. Najczęściej były to dzieci, którym nerkę lub fragment wątroby ofiarowali gotowi do poświęceń rodzice. - Walczymy o altruistyczne motywy oddawania narządów do przeszczepów, ale wiara w to, że jedynie altruiści będą oddawać nerki, jest naiwnością - przyznaje prof. Wojciech Rowiński, szef Instytutu Transplantologii AM w Warszawie.
Jak powstaje transplantologiczne podziemie
Niektóre osoby są gotowe oddać nerkę wyłącznie odpłatnie. "Jestem zdrowym trzydziestolatkiem. Sprzedam nerkę" - proponuje w Internecie zdesperowany Jacek. - Miałem już kilka ofert kupna, ale nie zawarłem jeszcze transakcji, bo mam rzadką grupę krwi AB - powiedział "Wprost". Dwudziestopięcioletni Polak posługujący się pseudonimem McBride (grupa krwi B Rh+) wystawił swą nerkę na sprzedaż na internetowej aukcji eBay.
Polacy odpłatnie oferujący nerkę do przeszczepu zwykle wyjeżdżają na operacje za granicę, bo transplantacje od osoby niespokrewnionej są w Polsce zabronione (w wypadku konkubinatu niezbędna jest zgoda sądu). Takie zabiegi dozwolone są na przykład w USA. W ubiegłym roku po raz pierwszy aż połowa przeszczepionych tam nerek (9,5 tys.) pochodziła od żywych dawców. Zgodnie z amerykańskim prawem za oddanie narządu nie wolno brać pieniędzy, bez wątpienia jednak przynajmniej za niektóre "ofiarowane" organy biorcy zapłacili po kryjomu.
Pięćdziesięcioletni Pete Dobrovitz z Rochester zamieścił w prasie amerykańskiej ogłoszenie, że pilnie szuka dawcy nerki. W ciągu tygodnia otrzymał kilka propozycji, ale wszyscy chętni żądali 10 tys. dolarów. "Zawsze gdy zgłasza się altruistyczny dawca, zadaję sobie to samo pytanie: czy to święty za życia, czy raczej chory psychicznie?" - mówi prof. Mark Fox, transplantolog z University Rochester.
Jak działa czarny rynek nerek i serc
Najwięcej nerek od żywych dawców przeszczepia się w Turcji (prawie 70 proc. wszystkich transplantacji tego narządu). Część operacji, oczywiście nieoficjalnie, wykonywana jest odpłatnie. Do Turcji przyjeżdżają płatni dawcy narządów z Europy Wschodniej, głównie z Estonii, Bułgarii, Mołdawii i Rumunii. Aż pięćdziesięciu dawców przyjechało ze wsi Mingir, liczącej zaledwie 4 tys. mieszkańców, położonej sto kilometrów od Kiszyniowa, stolicy Mołdawii. Pobrane od nich nerki najczęściej przeszczepia się bogatym obywatelom Turcji i mieszkańcom Izraela.
W ostatnich trzech latach z takich zagranicznych przeszczepów skorzystało ponad trzystu Izraelczyków. Wszystkie zabiegi zostały zrefundowane z budżetu izraelskiego resortu zdrowia, choć w Izraelu płatne transplantacje są na razie zabronione. Za każdą operację (wraz z honorarium dawcy) państwo zapłaciło 40 tys. USD, bo jest to bardziej opłacalne dla budżetu niż dializowanie chorych.
W Indiach od ponad 10 lat kwitnie handel narządami. Do przeprowadzenia transplantacji wystarczy tam złożenie oświadczenia, że dawcę i biorcę łączy związek emocjonalny. Hinduizm nie zabrania przeszczepiania organów ani tkanek. Oddanie narządu jest kwestią osobistej decyzji. Najwięcej chętnych jest werbowanych w Madrasie, gdzie niemal w każdej ubogiej rodzinie przynajmniej jedna osoba sprzedała nerkę. W całych Indiach co roku wykonuje się 4 tys. przeszczepów nerek, często opłaconych przez bogatych Brytyjczyków, Niemców lub Amerykanów.
W październiku tego roku dr Jarnail Singh, lekarz rodzinny z Coventry, został czasowo pozbawiony prawa wykonywania zawodu za pośredniczenie w wyszukiwaniu dawców nerek w Madrasie. Jak wykazało dochodzenie, co roku (podobno bezpłatnie) pomagał kilku pacjentom wyjechać do Indii, gdzie za 20 tys. funtów szterlingów mogli się oni poddać transplantacji (dawca otrzymywał tysiąc funtów). "Nie jesteśmy w stanie temu przeciwdziałać. Tego rodzaju transakcje należałoby wreszcie zalegalizować" - uważa prof. J.K. Reddy, naczelny chirurg Madrasu.
W Chinach i na Filipinach jak grzyby po deszczu powstają kliniki, do których na transplantacje przyjeżdżają głównie Japończycy, Koreańczycy i Amerykanie pochodzenia azjatyckiego. Bulwersujące jest praktykowane w Państwie Środka pobieranie narządów do przeszczepów od skazanych na śmierć więźniów, co ujawnił chiński dysydent Wang Guoqi, chirurg, który uciekł do USA.
Majętni mieszkańcy Zatoki Perskiej najczęściej korzystają z ofert biedniejszych Irakijczyków. Prof. Michael Friedländer z Akademii Medycznej Hadassah w Jerozolimie twierdzi, że ponad trzydziestu jego pacjentów pochodzenia arabskiego opłaciło przeszczep nerki w Bagdadzie (operacja kosztowała 7 tys. dolarów). Dawcami byli młodzi mężczyźni, którzy sprzedali narząd za 500 dolarów.
Wolny rynek organów kontra czarny rynek
"Opowiadam się za całkowitą legalizacją płatnego odstępowania narządów do przeszczepów" - przyznał prof. Friedländer. Transplantacje nerek pobranych od niespokrewnionych żywych osób za pieniądze są już wykonywane w Iranie. W ciągu dwóch lat przeprowadzono tam prawie 2,5 tys. takich operacji.
W Niemczech proponuje się zapewnienie rekompensat żywym dawcom, na przykład w formie dodatkowego ubezpieczenia. "Obietnica zbawienia w niebie dla większości ludzi nie jest wystarczającą zachętą do ofiarowania komuś narządu. Aby zwiększyć liczbę dawców, możemy jedynie zastosować bodźce ekonomiczne" - twierdzi prof. Christoph Broelsch, szef Kliniki Transplantologii Uniwersytetu Essen. Podobnie myśli coraz więcej transplantologów.
W USA rozważane jest z kolei wprowadzenie rekompensat (na przykład w postaci zwrotu kosztów pogrzebu) dla rodzin, które zgodziły się na pobranie narządów zmarłego (w Stanach Zjednoczonych w przeciwieństwie do większości krajów, w tym Polski, wymagana jest akceptacja rodziny, nawet jeśli zmarły nosił przy sobie oświadczenie, że po śmierci jego organy mogą być pobrane do transplantacji). "Jeśli tak się stanie, do transplantologii wkroczy prawo popytu i podaży" - ostrzega Michael Green, członek Amerykańskiego Towarzystwa Medycznego. - Wprowadzenie rekompensat dla żywych dawców narządów również zwiększa możliwość handlu organami, który trudno będzie opanować - uważa prof. Mirosław Nesterowicz, prawnik Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.
Handel narządami pod kontrolą
W medycynie, szczególnie w chirurgii, wielokrotnie już łamano bariery prawne, obyczajowe i moralne. Pod koniec lat 60. lekarzom, którzy przeprowadzili pierwszą w Polsce transplantację serca pobranego z ciała człowieka ze zmiażdżoną po wypadku głową, prokuratura zarzuciła, że to oni go zabili, wyjmując narząd (dopiero w 1968 r. wprowadzono na świecie przepis prawny określający, że śmierć człowieka następuje wraz ze śmiercią mózgu).
Nadal z powodu sprzeciwu rodziny zmarłego nie dochodzi do 10-30 proc. przeszczepów. - To grzech przez zaniechanie - twierdzi prof. Zbigniew Religa. Jego zdaniem, warto byłoby się zastanowić, czy taka odmowa nie powinna podlegać odpowiedzialności karnej. - Jeśli mamy umierającego pacjenta i jest narząd, ale nie wykonujemy przeszczepu, a pacjent umiera, świadomie zgadzamy się na jego śmierć - uważa prof. Religa. - Jest pewną niekonsekwencją, że z jednej strony, ograniczamy wolę osoby, która chce sprzedać swą nerkę, a z drugiej, uzależniamy pobranie narządów ze zwłok od zgody rodziny zmarłego, mimo że za życia nie wyraził on sprzeciwu - mówi prof. Wojciech Rowiński.
Prof. Hans Schlitt z University of Sydney, uważa, że opłacanie zdrowych, żywych dawców może być przyszłością transplantologii. Wprawdzie przyznaje on, że umożliwiające to regulacje prawne mogą zwiększyć rozmiary tzw. turystyki transplantacyjnej, lecz dodaje, że byłoby lepiej, gdyby płatne przeszczepy odbywały się legalnie, a nie na czarnym rynku.
Na całym świecie coraz więcej chorych rozpaczliwie poszukuje szpiku kostnego, serca, wątroby, nerek lub płuc, bo coraz trudniej jest pozyskać dawców tkanek i narządów. W USA w ciągu 10 lat liczba oczekujących na tego rodzaju operacje zwiększyła się z 15 tys. prawie do 80 tys. Tylko co trzecia z tych osób może liczyć na zabieg, co roku 6 tys. chorych umiera. Najwięcej pacjentów - aż 50 tys. - czeka na przeszczep nerki.
W Polsce przeprowadzono w ubiegłym roku rekordową liczbę 1150 transplantacji (130 osobom przeszczepiono serce, a 900 nerkę), ale oczekujących na operacje jest trzykrotnie więcej. Na przeszczep nerki trzeba czekać od trzech do pięciu lat, a jeśli nic się nie zmieni, za dziesięć lat kolejka będzie co najmniej dwa razy dłuższa. Jedynym ratunkiem dla tysięcy chorych jest potępiane i surowo zakazane przez prawo pozyskiwanie narządów do przeszczepów od ludzi gotowych sprzedać własną nerkę lub fragment wątroby.
Dawcy nerki z dobrego serca
Z nową nerką, sercem lub wątrobą ludzie żyją 20 lat, a czasami nawet 40 lat. Przeszczepy są też znacznie bardziej opłacalne niż inne formy terapii. Dializowanie chorego z przewlekłą niewydolnością nerki kosztuje budżet państwa 60 tys. zł rocznie, transplantacja jest dwu-, trzykrotnie tańsza (mimo że pacjent musi do końca życia zażywać leki zapobiegające odrzuceniu przeszczepu). - 10-12 lat po operacji przeszczepienia nerki nadal żyje połowa chorych, tylko nieliczni dializowani tyle przeżywają - mówi prof. Mieczysław Lao z Instytutu Transplantologii Akademii Medycznej w Warszawie.
Nadto postęp w chirurgii jest tak duży, że ryzyko przedwczesnej śmierci dawcy nerki jest niewielkie. Powikłania pooperacyjne zdarzają się u co pięćsetnego, do zgonów dochodzi u trzech osób na 10 tys. operowanych (nieco większe ryzyko wiąże się z pobraniem płata wątroby).
Przeszczepy od żywego dawcy lepiej się przyjmują niż narządy pobrane ze zwłok. Analiza 50 tys. transplantacji wykazała, że po upływie 3 lat nadal pracuje ponad 85 proc. nerek pobranych od żywych osób i 70 proc. organów pozyskanych od zmarłych. Coraz mniejszym problemem staje się zgodność tkankowa dawcy i biorcy, gdyż leki zapobiegające odrzutom są już tak skuteczne, że wystarczy dobrać odpowiednią grupę krwi (podobnie jak w wypadku transfuzji).
Niestety, tylko nieliczni chorzy mogą liczyć na ofiarowanie nerki lub innego narządu przez krewnego czy bliską osobę. W Polsce tzw. przeszczepy rodzinne stanowią zaledwie 3-4 proc. wszystkich transplantacji. - Pacjentom niezręcznie jest występować z taką propozycją, a lekarze zbyt rzadko rozmawiają na ten temat z rodziną chorego - mówi prof. Lao.
W 2001 r. jedynie pięćdziesiąt osób w Polsce otrzymało narząd osoby spokrewnionej. Najczęściej były to dzieci, którym nerkę lub fragment wątroby ofiarowali gotowi do poświęceń rodzice. - Walczymy o altruistyczne motywy oddawania narządów do przeszczepów, ale wiara w to, że jedynie altruiści będą oddawać nerki, jest naiwnością - przyznaje prof. Wojciech Rowiński, szef Instytutu Transplantologii AM w Warszawie.
Jak powstaje transplantologiczne podziemie
Niektóre osoby są gotowe oddać nerkę wyłącznie odpłatnie. "Jestem zdrowym trzydziestolatkiem. Sprzedam nerkę" - proponuje w Internecie zdesperowany Jacek. - Miałem już kilka ofert kupna, ale nie zawarłem jeszcze transakcji, bo mam rzadką grupę krwi AB - powiedział "Wprost". Dwudziestopięcioletni Polak posługujący się pseudonimem McBride (grupa krwi B Rh+) wystawił swą nerkę na sprzedaż na internetowej aukcji eBay.
Polacy odpłatnie oferujący nerkę do przeszczepu zwykle wyjeżdżają na operacje za granicę, bo transplantacje od osoby niespokrewnionej są w Polsce zabronione (w wypadku konkubinatu niezbędna jest zgoda sądu). Takie zabiegi dozwolone są na przykład w USA. W ubiegłym roku po raz pierwszy aż połowa przeszczepionych tam nerek (9,5 tys.) pochodziła od żywych dawców. Zgodnie z amerykańskim prawem za oddanie narządu nie wolno brać pieniędzy, bez wątpienia jednak przynajmniej za niektóre "ofiarowane" organy biorcy zapłacili po kryjomu.
Pięćdziesięcioletni Pete Dobrovitz z Rochester zamieścił w prasie amerykańskiej ogłoszenie, że pilnie szuka dawcy nerki. W ciągu tygodnia otrzymał kilka propozycji, ale wszyscy chętni żądali 10 tys. dolarów. "Zawsze gdy zgłasza się altruistyczny dawca, zadaję sobie to samo pytanie: czy to święty za życia, czy raczej chory psychicznie?" - mówi prof. Mark Fox, transplantolog z University Rochester.
Jak działa czarny rynek nerek i serc
Najwięcej nerek od żywych dawców przeszczepia się w Turcji (prawie 70 proc. wszystkich transplantacji tego narządu). Część operacji, oczywiście nieoficjalnie, wykonywana jest odpłatnie. Do Turcji przyjeżdżają płatni dawcy narządów z Europy Wschodniej, głównie z Estonii, Bułgarii, Mołdawii i Rumunii. Aż pięćdziesięciu dawców przyjechało ze wsi Mingir, liczącej zaledwie 4 tys. mieszkańców, położonej sto kilometrów od Kiszyniowa, stolicy Mołdawii. Pobrane od nich nerki najczęściej przeszczepia się bogatym obywatelom Turcji i mieszkańcom Izraela.
W ostatnich trzech latach z takich zagranicznych przeszczepów skorzystało ponad trzystu Izraelczyków. Wszystkie zabiegi zostały zrefundowane z budżetu izraelskiego resortu zdrowia, choć w Izraelu płatne transplantacje są na razie zabronione. Za każdą operację (wraz z honorarium dawcy) państwo zapłaciło 40 tys. USD, bo jest to bardziej opłacalne dla budżetu niż dializowanie chorych.
W Indiach od ponad 10 lat kwitnie handel narządami. Do przeprowadzenia transplantacji wystarczy tam złożenie oświadczenia, że dawcę i biorcę łączy związek emocjonalny. Hinduizm nie zabrania przeszczepiania organów ani tkanek. Oddanie narządu jest kwestią osobistej decyzji. Najwięcej chętnych jest werbowanych w Madrasie, gdzie niemal w każdej ubogiej rodzinie przynajmniej jedna osoba sprzedała nerkę. W całych Indiach co roku wykonuje się 4 tys. przeszczepów nerek, często opłaconych przez bogatych Brytyjczyków, Niemców lub Amerykanów.
W październiku tego roku dr Jarnail Singh, lekarz rodzinny z Coventry, został czasowo pozbawiony prawa wykonywania zawodu za pośredniczenie w wyszukiwaniu dawców nerek w Madrasie. Jak wykazało dochodzenie, co roku (podobno bezpłatnie) pomagał kilku pacjentom wyjechać do Indii, gdzie za 20 tys. funtów szterlingów mogli się oni poddać transplantacji (dawca otrzymywał tysiąc funtów). "Nie jesteśmy w stanie temu przeciwdziałać. Tego rodzaju transakcje należałoby wreszcie zalegalizować" - uważa prof. J.K. Reddy, naczelny chirurg Madrasu.
W Chinach i na Filipinach jak grzyby po deszczu powstają kliniki, do których na transplantacje przyjeżdżają głównie Japończycy, Koreańczycy i Amerykanie pochodzenia azjatyckiego. Bulwersujące jest praktykowane w Państwie Środka pobieranie narządów do przeszczepów od skazanych na śmierć więźniów, co ujawnił chiński dysydent Wang Guoqi, chirurg, który uciekł do USA.
Majętni mieszkańcy Zatoki Perskiej najczęściej korzystają z ofert biedniejszych Irakijczyków. Prof. Michael Friedländer z Akademii Medycznej Hadassah w Jerozolimie twierdzi, że ponad trzydziestu jego pacjentów pochodzenia arabskiego opłaciło przeszczep nerki w Bagdadzie (operacja kosztowała 7 tys. dolarów). Dawcami byli młodzi mężczyźni, którzy sprzedali narząd za 500 dolarów.
Wolny rynek organów kontra czarny rynek
"Opowiadam się za całkowitą legalizacją płatnego odstępowania narządów do przeszczepów" - przyznał prof. Friedländer. Transplantacje nerek pobranych od niespokrewnionych żywych osób za pieniądze są już wykonywane w Iranie. W ciągu dwóch lat przeprowadzono tam prawie 2,5 tys. takich operacji.
W Niemczech proponuje się zapewnienie rekompensat żywym dawcom, na przykład w formie dodatkowego ubezpieczenia. "Obietnica zbawienia w niebie dla większości ludzi nie jest wystarczającą zachętą do ofiarowania komuś narządu. Aby zwiększyć liczbę dawców, możemy jedynie zastosować bodźce ekonomiczne" - twierdzi prof. Christoph Broelsch, szef Kliniki Transplantologii Uniwersytetu Essen. Podobnie myśli coraz więcej transplantologów.
W USA rozważane jest z kolei wprowadzenie rekompensat (na przykład w postaci zwrotu kosztów pogrzebu) dla rodzin, które zgodziły się na pobranie narządów zmarłego (w Stanach Zjednoczonych w przeciwieństwie do większości krajów, w tym Polski, wymagana jest akceptacja rodziny, nawet jeśli zmarły nosił przy sobie oświadczenie, że po śmierci jego organy mogą być pobrane do transplantacji). "Jeśli tak się stanie, do transplantologii wkroczy prawo popytu i podaży" - ostrzega Michael Green, członek Amerykańskiego Towarzystwa Medycznego. - Wprowadzenie rekompensat dla żywych dawców narządów również zwiększa możliwość handlu organami, który trudno będzie opanować - uważa prof. Mirosław Nesterowicz, prawnik Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.
Handel narządami pod kontrolą
W medycynie, szczególnie w chirurgii, wielokrotnie już łamano bariery prawne, obyczajowe i moralne. Pod koniec lat 60. lekarzom, którzy przeprowadzili pierwszą w Polsce transplantację serca pobranego z ciała człowieka ze zmiażdżoną po wypadku głową, prokuratura zarzuciła, że to oni go zabili, wyjmując narząd (dopiero w 1968 r. wprowadzono na świecie przepis prawny określający, że śmierć człowieka następuje wraz ze śmiercią mózgu).
Nadal z powodu sprzeciwu rodziny zmarłego nie dochodzi do 10-30 proc. przeszczepów. - To grzech przez zaniechanie - twierdzi prof. Zbigniew Religa. Jego zdaniem, warto byłoby się zastanowić, czy taka odmowa nie powinna podlegać odpowiedzialności karnej. - Jeśli mamy umierającego pacjenta i jest narząd, ale nie wykonujemy przeszczepu, a pacjent umiera, świadomie zgadzamy się na jego śmierć - uważa prof. Religa. - Jest pewną niekonsekwencją, że z jednej strony, ograniczamy wolę osoby, która chce sprzedać swą nerkę, a z drugiej, uzależniamy pobranie narządów ze zwłok od zgody rodziny zmarłego, mimo że za życia nie wyraził on sprzeciwu - mówi prof. Wojciech Rowiński.
Prof. Hans Schlitt z University of Sydney, uważa, że opłacanie zdrowych, żywych dawców może być przyszłością transplantologii. Wprawdzie przyznaje on, że umożliwiające to regulacje prawne mogą zwiększyć rozmiary tzw. turystyki transplantacyjnej, lecz dodaje, że byłoby lepiej, gdyby płatne przeszczepy odbywały się legalnie, a nie na czarnym rynku.
Mariusz Łapiński minister zdrowia Jestem przeciwny pobieraniu narządów od dawców niespokrewnionych. Zalegalizowanie tego procederu prowadziłoby do handlu narządami. Uważam, że w Polsce problemem jest coś innego, przede wszystkim limitowanie przeszczepów. Od przyszłego roku wprowadzimy zmiany, dzięki którym limitów nie będzie. Jestem wielkim zwolennikiem transplantacji, zwłaszcza nerek, bo życie pacjenta po przeszczepie jest znacznie wygodniejsze niż dializowanego chorego, a poza tym jest to znacznie tańsza metoda leczenia. Wiele stacji dializ bardzo późno przekazuje pacjentów do przeszczepu, bo zależy im na utrzymaniu lukratywnych kontraktów. Jeżeli to zmienimy, liczba przeszczepów radykalnie się zwiększy. |
Wojciech Rowiński dyrektor Instytutu Transplantologii Akademii Medycznej w Warszawie Walczymy o altruistyczne motywy oddawania narządów do transplantacji, ale wiara w to, że jedynie altruiści będą oddawać nerki, jest naiwnością. W Niemczech i innych krajach rozważa się wprowadzenie rekompensaty dla ofiarodawcy narządu, ponieważ ta osoby musi się poddać operacji i jakiś czas przebywać na zwolnieniu lekarskim. W USA mówi się o przyznaniu nagrody czy zwrocie kosztów pogrzebu w zamian za wyrażenie zgody na pobranie narządów od zmarłego krewnego. Uważam, że należy zrobić wszystko, by jak najwięcej narządów pozyskiwać ze zwłok. Przeszczepy od żywych dawców byłyby wtedy wykonywane jedynie w wyjątkowych sytuacjach. |
Religie wobec przeszczepów Buddyzm przypisuje dużą wartość aktom współczucia, ale ofiarowywanie tkanek i organów jest sprawą indywidualnego wyboru. Katolicyzm postrzega dawanie organów jako akt miłosierdzia, miłości i poświęcenia. "O ile nie są łamane zasady etyczne, katolicy powinni traktować możliwość oddania narządu jako wyzwanie dla własnej wielkoduszności i braterskiej miłości" - twierdzi Jan Paweł II. Hinduizm nie zabrania przeszczepów organów ani tkanek. Oddanie narządu jest kwestią osobistej decyzji. Islam kładzie duży nacisk na zasadę ratowania ludzkiego życia. Większość islamskich uczonych należących do różnych szkół prawa koranicznego uznaje nadrzędność tej zasady, a tym samym pochwala transplantację. Judaizm wspiera i pochwala ofiarowywanie narządów do przeszczepów. "Jeśli ktoś, oddając organ, może uratować komuś życie, to musi to zrobić, nawet jeśli nie wie, kto jest biorcą" - twierdzi ortodoksyjny rabin Moses Tendler. Jedna z głównych zasad żydowskiej etyki to "nieskończona wartość istoty ludzkiej". Szintoizm, wyznawany głównie w Japonii, naucza, że ciało zmarłego jest nieczyste i niebezpieczne. Ingerencja w nie to poważne wykroczenie. Może ponadto przerwać więź między zmarłym a żywymi członkami rodziny. Świadkowie Jehowy nie zachęcają do transplantacji, chociaż decyzję w tej sprawie pozostawiają sumieniu. Przeszczepiane organy muszą być jednak, o ile to możliwe, pozbawione krwi. Transfuzja krwi jest niedozwolona. |
Organy do przeszczepów na wolny rynek? | |
---|---|
NIE, ALE | NIE |
Zyta Gilowska posłanka PO Płacenie za ofiarowanie narządu do transplantacji wydaje mi się niemoralne i niebezpieczne społecznie. Człowiek nie jest właścicielem swojego ciała i nie ma prawa sprzedawać jego części. Za bardzo pożyteczne uważam natomiast wprowadzenie możliwości pobierania organu od żyjącego ofiarodawcy. | Bogusław Wolniewicz profesor filozofii Od żyjących dawców można przeszczepiać organy tylko wtedy, gdy potrzebującym jest ktoś bliski, na przykład matka. Dawcy nie powinna przysługiwać za to żadna rekompensata. Płatne przeszczepy, czyli handel ludzkim mięsem, jest ludożerstwem w czystej postaci. |
Józef Oleksy poseł SLD Popieram przeszczepy od osób żywych, niespokrewnionych z biorcą, dawca powinien jednak dobrowolnie ofiarować narząd. Wprowadzenie możliwości pobierania opłat za narządy prowadziłoby do handlu organami, a temu jestem przeciwny. | Janusz Piechociński poseł PSL Nie mam nic przeciwko przeszczepom organów pobieranych od osób zmarłych. Natomiast do transplantacji narządów od żyjących dawców należy - moim zdaniem - podchodzić z dużą ostrożnością; każda sytuacja powinna być rozpatrywana indywidualnie. Takie procedury muszą być poddane ścisłej kontroli, a ich warunki powinno regulować prawo. |
Więcej możesz przeczytać w 46/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.