Kochanie, wczoraj zwolnili mnie z pracy, wiedz o tym, że nie dali mi szansy (...). Pomyśl kochanie, nie kupię ci już nic. Zostawmy to i chodźmy na spacer" - śpiewa w piosence "Na bruku" T. Love. Podobny spacer grozi członkom kilkuset tysięcy polskich rodzin! 3 mln z ponad 12 mln gospodarstw domowych jest zadłużonych przeciętnie na 50 tys. zł - wynika z danych GUS. Ponad 300 tys. spośród nich lada miesiąc może się stać bankrutami. Stracą mieszkania, samochody, sprzęt gospodarstwa domowego.
Wartość kredytów zaciągniętych przez osoby fizyczne szacuje się dziś na 60,5 mld zł - to o 15 proc. więcej niż na początku 2001 r. Na tle Europy Zachodniej lub USA to skromny wynik - zadłużenie gospodarstw domowych stanowi w Polsce niespełna 7 proc. PKB, podczas gdy na przykład w USA aż 50 proc. PKB. W Polsce jednak niepokojąco rośnie odsetek tzw. złych kredytów, w których wypadku istnieje niebezpieczeństwo, że nie zostaną spłacone. W 1998 r. stanowiły one 10,5 proc. wszystkich pożyczek udzielonych przez banki, a w czerwcu tego roku przekroczyły 20 proc. - To efekt lekkomyślnego zaciągania zobowiązań. Pożyczamy pieniądze wedle zasady "jakoś to będzie", nie bacząc choćby na ryzyko utraty pracy - ocenia prof. Katarzyna Duczkowska-Małysz ze Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie, zajmująca się badaniem finansów gospodarstw domowych. W 2002 r. liczba egzekucji komorniczych wszczętych wobec osób prywatnych sięgnie 2 mln! To niemal dwa razy więcej niż rok wcześniej.
Polski bankrut
Nancy Lavendish, czterdziestojednoletnia pielęgniarka z nowojorskiego Bronksu, w 1996 r. kupiła samochód, zaciągając kredyt w wysokości 16 tys. dolarów. Szybko okazało się, że 520 dolarów tygodniowych zarobków nie wystarcza jej na życie i spłatę rat. Dziś po doliczeniu zaległych płatności i odsetek jej dług wynosi już 36 tys. dolarów. Dlatego w sklepie papierniczym kupiła formularz wniosku o ogłoszenie tzw. bankructwa konsumenckiego i złożyła go w sądzie. Jeżeli sąd wyrazi zgodę, część jej zadłużenia zostanie umorzona, a reszta rozłożona na raty, których harmonogram Nancy sama zaproponuje. Jej dochody i wydatki będą przez najbliższe lata pod kontrolą kuratora sądowego, ale ma szansę wyjść z długów. Maria Ziemlicka, pielęg-niarka z Warszawy, pięć lat temu zaciągnęła 30 tys. zł kredytu na remont i wyposażenie mieszkania. Jej mąż świetnie zarabiał. W 1998 r. rozwiodła się, a rok później straciła pracę. Zadłużenie Ziemlickiej przekroczyło już 50 tys. zł i stale rośnie. Bank zgodził się na prolongatę spłat, ale oczywiście doliczył odsetki. Dziś Ziemlicka wypatruje komornika i martwi się, że pieniędzy z licytacji mebli czy telewizora nie wystarczy na pokrycie długu. Wtedy bank może zabrać mieszkanie, a ona wypadnie poza nawias życia społecznego. W podobnej sytuacji znalazło się już niemal milion Polaków. Nie mają szans, zwykle przez własną niefrasobliwość, aby jak Nancy z Nowego Jorku wykaraskać się z kłopotów. Większość z nich do końca życia pozostanie bankrutami.
Auto, mieszkanie i dług
- Część z zagrożonych dziś zobowiązań to między innymi efekt boomu motoryzacyjnego sprzed dwóch lat. Polacy kupili wówczas w ciągu roku ponad 640 tys. nowych samochodów, wiele z nich na kredyt - mówi Ryszard Franaszczyk, dyrektor ds. windykacji w Volkswagen Bank Polska. Dziś z trudem spłacają bankowi po 500-700 zł miesięcznie. W tarapaty wpadły też osoby, które korzystając ze spadku cen nieruchomości, postanowiły kupić mieszkanie na kredyt, zwłaszcza denominowany w euro (dwa lata temu euro kosztowało 3,2 zł, teraz płaci się za nie ponad 4 zł). - Liczba klientów, którzy mają problemy ze spłatą kredytów, wzrosła w ostatnich dwóch latach niemal o 200 proc. - mówi Tomasz Gryn, dyrektor wydziału kredytów hipotecznych Pekao SA. Kłopoty dotykają zwłaszcza rodzin, w których jedno lub dwoje małżonków straciło pracę. Maria i Adam Szlenkierowie z Krakowa (menedżerowie w dużej państwowej firmie) trzy lata temu zaciągnęli ponad 200 tys. zł kredytu na budowę domu. Nie bali się zadłużyć, bo wspólnie zarabiali wówczas kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie. Na początku 2001 r. oboje stracili pracę i na ponad rok zawiesili spłatę długu. Na szczęście, nim bank stracił cierpliwość, znaleźli nową pracę. Dla wielu Polaków z dnia na dzień poważnym problemem stał się zwrot znacznie mniejszych kwot. - Rocznie zajmujemy się 60-70 tys. spraw windykacyjnych wobec osób fizycznych. W grę wchodzą zazwyczaj niewielkie wierzytelności, sięgające od kilkuset do półtora tysiąca złotych - informuje Krzysztof Matela, prezes firmy EGB Investments z Bydgoszczy zajmującej się obrotem i odzyskiwaniem wierzytelności.
Spiralą na dno
Mateusz Robakowski, współwłaściciel firmy budowlanej z Bielska-Białej, trzy lata temu zaciągnął w PKO BP kredyt gotówkowy w wysokości 100 tys. zł. - Spółka jednak zbankrutowała, a ja straciłem źródło zarobków - opowiada biznesmen. Ponaglany monitami, chwycił się brzytwy: w innym banku zaciągnął kredyt na spłatę poprzedniej pożyczki. Nie mogąc znaleźć nowej pracy, zadłużał się dalej i w końcu kilku bankom był w sumie winny ponad 200 tys. zł. Banki zajęły jego samochód i działkę wraz z domem w budowie. Dziś Robakowski mieszka kątem u matki i żyje dzięki jej oszczędnościom. - Jest wielu ludzi, którzy de facto zbankrutowali, nigdzie nie pracują, nie mają żadnego majątku, a spraw o nie spłacone długi im przybywa - dziwi się Dariusz Potkański, komornik przy Sądzie Rejonowym w Szczecinie (rewir V). Jego zdaniem, ci ludzie wykorzystują stosunkowo liberalne zasady udzielania pożyczek i kredytów ratalnych przez takie instytucje niebankowe, jak Żagiel czy Lukas, i pożyczają od nich pieniądze, by spłacać wcześniejsze zobowiązania. W ten sposób wpadają w spiralę długów i pogrążają się coraz bardziej - nie są w stanie spłacić narosłej góry kredytów, przestają w końcu płacić podatki, rachunki za prąd, gaz, telefon.
Pluton egzekucyjny
- Czasem zajmujemy mieszkania, bo łatwiej je sprzedać niż używane sprzęty domowe - tłumaczy Przemysław Jaroński, szef działu windykacji w Pekao SA. Gdy dłużnik przestaje płacić raty, bank zazwyczaj stara się z nim negocjować: zawiesza spłatę na parę miesięcy, rozkłada dług na więcej niższych rat. Jeżeli to nie skutkuje, występuje do sądu o tytuł do egzekucji. - Liczba egzekucji stale rośnie - informuje Iwona Karpiuk-Suchecka, prezes Polskiej Izby Komorniczej. - W moim rejonie było ich o 20 proc. więcej niż rok temu. Egzekucji byłoby zapewne jeszcze więcej, gdyby nie "zapobiegliwość" zadłużonych. Broniąc się przed utratą majątku, przepisują nieruchomości na krewnych, sprzedają wzięte na kredyt samochody, rezygnują z legalnej pracy, by komornik nie zajął ich pensji. Ci ludzie trafiają poza nawias społeczeństwa. Ubocznym rezultatem zaciskającej się pętli kredytowej jest m.in. rozrastająca się w polskiej gospodarce szara strefa (15--20 proc. PKB), do której bankruci uciekają przed wierzycielami.
Życie po życiu
Wspomniana Nancy Lavendish, poważnie zadłużona pielęgniarka z Bronksu, wpłacając w sądzie 185 dolarów i składając wniosek o ogłoszenie jej bankructwa, nie musi uciekać przed komornikiem do gospodarczego podziemia. W USA na podobny krok decyduje się co roku 1,5 mln ludzi. Dzięki procedurze zwanej potocznie Chapter 13 mogą oni, podobnie jak spółki, ogłosić upadłość i ułożyć się przed sądem z wierzycielami. Prawna instytucja bankructwa konsumenckiego istnieje także w rozmaitych formach na przykład w Kanadzie, Finlandii, Szwecji, Danii, Wielkiej Brytanii, Szwajcarii i Japonii. Około 60-70 proc. Amerykanów, którzy skorzystali z Chapter 13, stanęło na nogi: płacą podatki, składki emerytalne i - co najważniejsze - normalnie pracują, by spłacić resztę zadłużenia w dogodnym czasie. W Polsce niewypłacalni tracą wszystko, powiększając rzeszę żyjących z zasiłków lub znikają w szarej strefie. W nowym polskim prawie upadłościowym (wejdzie w życie prawdopodobnie w grudniu 2002 r.) instytucji bankructwa osoby fizycznej jednak nie będzie. - Co trzeci dłużnik stwierdzałby, że nie jest w stanie spłacać kredytów i składałby wniosek o upadłość - uważa Dariusz Czajka, przewodniczący XVII Wydziału Sądu Gospodarczego w Warszawie. Tymczasem wartość udzielonych w 2002 r. kredytów hipotecznych w PKO BP wzrosła do tej pory w stosunku do 2001 r. o 25 proc. Pekao SA przyznało o 30 proc. więcej kredytów konsumpcyjnych niż rok temu. Podobnie jest w innych bankach. Przed nami jeszcze święta, przed którymi zazwyczaj o kilkadziesiąt procent wzrasta liczba krótkoterminowych kredytów gotówkowych. - Ludzie wierzą politykom, że kryzys gospodarczy jest tylko przejściowy. Chcą żyć na dotychczasowym poziomie, nawet jeśli ich na to nie stać - mówi Rafał Antczak, ekspert CASE.
Krzysztof Trębski
Ewa Wesołowska
Prawo do upadłości Z obowiązującego w USA prawa do ogłoszenia upadłości przez osobę fizyczną (Chapter 13) może skorzystać każdy, kto ma stały dochód, jego zadłużenie na karcie kredytowej nie przekracza 250 tys. dolarów, a dług hipoteczny nie jest wyższy niż 750 tys. dolarów. Ci, którzy prowadzą działalność gospodarczą, mogą ogłosić bankructwo na mocy Chapter 7. Wtedy na poczet długów zajmowany jest cały majątek bankruta. Dobra są licytowane, a wszyscy wierzyciele spłacani w takim samym stopniu. Dłużnika nie można nachodzić i niepokoić, a jeżeli jego majątek nie wystarczył na pokrycie całego zobowiązania, resztę się umarza. Na ogłoszenie bankructwa decyduje się w USA około 1,5 mln osób rocznie. "Zrestrukturyzowany" dłużnik nie ma jednak przez wiele lat (nie mniej niż przez siedem) większych szans na otrzymanie karty kredytowej, telefonu komórkowego, kredytu, nikt też nie zawrze kontraktu z jego firmą. Nie chronić dłużników! Pomóc dłużnikom! |
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.