Nie zgadzam się z opinią Dawida Warszawskiego ("Siła odrzuconych", nr 42) na temat asymilacji polskich Żydów. Pochodzę z inteligenckiej rodziny żydowskiej, ale od pokoleń zasymilowanej, a więc polskiej i patriotycznej. Z wielkim zainteresowaniem i wzruszeniem przeczytałam piękną książkę pani Olczak-Ronikier "W ogrodzie pamięci", właśnie dlatego że zawarte są w niej losy tysięcy takich rodzin jak moja. Babcia pani Joanny podkreślała przez całe życie swoją polskość i nie znaczy to wcale, że się "tego swojego żydostwa po prostu wstydziła" - jak pisze autor artykułu. Dlaczego nie przychodzi mu do głowy, że ona i wielu jej ziomków po prostu wybrali? Czy tak trudno sobie wyobrazić, że ktoś nie czuje się związany z żydostwem, bo czuje się tylko Polakiem? Czy istnieje coś takiego jak przymus bycia Żydem? I co to za bzdura, że żadnego małżeństwa między Polakami i Żydami nie było, ale jedynie "wymuszone przez historię wspólne mieszkanie". Przeczą temu zastępy wspaniałych Polaków, urodzonych wprawdzie w rodzinach żydowskich, ale żyjących i tworzących na tej ziemi. Że ktoś coś z zawiści powiedział, to ma być dowód, że asymilacja poniosła klęskę?! A kiedy nie istnieje problem związany z pochodzeniem, to już nie ma zawiści zawodowej i podstawiania nogi?
PAULINA NOWICKA Warszawa
Podatek od głupoty
Jestem urzeczony postulowanym przez wydawców książek sposobem na rozwiązanie problemu nielegalnego kopiowania wydawnictw naukowych przez dodatkowe opodatkowanie producentów i dystrybutorów kopiarek. Cały "dochód" miałby być przeznaczony na rzecz twórców i wydawców. Nie czekając aż ktoś pierwszy wyjdzie z inicjatywą, proponuję opodatkować również producentów i właścicieli nagrywarek CD, producentów i dystrybutorów czystych płyt kompaktowych, kaset magnetofonowych, kaset wideo oraz wszelkiego sprzętu elektronicznego mającego funkcję "record". W dalszej kolejności opodatkowałbym producentów farb i rozpuszczalników (wszak zdarzają się na tym świecie kopie prac mistrzów pędzla). Niestety, nie udałoby mi się chyba tylko opodatkować rolników - producentów zboża i ziemniaków - to właśnie z ich produktów wytwarza się "kopie" oryginalnych alkoholi. Mam dziwne przeczucie, że przeszkodziłoby mi w tym jakieś ugrupowanie polityczne.
PAWEŁ MARCINIAK
Władimir, prawnuk Piotra
W uzupełnieniu artykułu Jana Marka Nowakowskiego "Władimir, prawnuk Piotra" (nr 41) podaję wybrane pozycje z testamentu Piotra Wielkiego, cara Rosji: poz. 2 - utrzymywać imperium w stanie nieustannego napięcia przez angażowanie w coraz to nowe wojny, by zahartować żołnierzy i nie dać poddanym wytchnienia; poz. 6 - podtrzymywać stan anarchii w Polsce, wpływać na przebieg sejmów i wyborów monarchów, a na koniec całkowicie sobie podporządkować; poz. 9 - mieszać się, nie bacząc na środki, w spory europejskie.
prof. J. HARASYMOWICZ
Akta na wynos W artykule "Akta na wynos" (nr 44) opisałem wypadek zaginięcia akt w Sądzie Rejonowym w Gdańsku. Konsekwencją tego zdarzenia było odwołanie przewodniczącej Wydziału Karnego Sądu Rejonowego w Gdańsku, a nie - jak błędnie podałem - Sądu Okręgowego w Gdańsku.
Sławomir Sieradzki
Z życia koalicji
Wielkie dzięki za ostatni kawałek ("Z życia koalicji", nr 45). Już czuję, jak rośnie moja wartość na wtórnym rynku reprodukcji (to taka naukowa teoria na temat kobiet i mężczyzn, ale nie czas i miejsce, aby ją teraz tłumaczyć). Prawie wszystko, co napisaliście, to szczera prawda. Protestuję jednak stanowczo przeciwko tak obcesowemu upublicznianiu wieku przedstawicielek płci pięknej. Zwłaszcza że wystarczy spojrzeć na trzy opisywane panie posłanki, aby się przekonać, że podawane przez was dane demograficzne nie mogą być prawdziwe. Wedle mojej (siłą rzeczy dość powierzchownej) oceny, posłanki Banaś, Błochowiak i Nowiak wiek uprawniający do ubiegania się o mandat parlamentarny uzyskały tuż przed 23 września roku ubiegłego.
MICHAŁ TOBER
Co powiedział papież
Dzięki artykułowi "Co powiedział papież" (nr 35) można się dowiedzieć nie tylko, co powiedział papież, ale też, gdzie w Polsce przechował się jaskiniowy socjalizm: "Naturalnym zapleczem intelektualnym dla centroprawicy wydawał się Wydział Ekonomii KUL, ale (...) w chwili odzyskania wolności okazał się enklawą zgoła jaskiniowego socjalizmu, dawno już poza tą uczelnią zarzuconego". Otóż jeśli przez "chwilę odzyskania wolności" rozumieć 1989 r., to obecność jaskiniowego socjalizmu na KUL "dawno już poza tą uczelnią zarzuconego" sugeruje, iż nie było go nie tylko w innych ośrodkach akademickich, ale w ogóle w PRL już grubo przed tą datą. Może więc nie było go w stanie wojennym albo i wcześniej - może już za Gierka? W takim jednak razie... no nie! Autor sugeruje, że KUL był (jest?) ekspozyturą... Korei Północnej! Dowód? Dopowiedzmy za autora. Rządcy PRL rzeczywiście z żadnym tam socjalizmem, a co dopiero jaskiniowym, nic wspólnego nie mieli. Do Phenianu (ani Moskwy) nie jeździli. Przeciwnie, kontaktowali się "z myślą zachodnią" na tyle sposobów, że ślady tego do dzisiaj w - nie do końca wyczyszczonych - teczuszkach zostały. Dzieci na Zachód (cichcem) wysyłali. Tuż przed "wyzerowaniem" historii czerwone legitymacje na białe wizytówki pozamieniali. Banki, gazety i eleganckie garniturki pozakładali, sukces odnieśli i tylko zostało namaścić się na liberałów - z datą, ma się rozumieć, wsteczną. Ale skoro od zawsze byli liberałami, no to gdzie się ten jaskiniowy socjalizm - poza Koreą Płn. - w Polsce podziewał? No właśnie na KUL, na Wydziale Ekonomii.
dr JERZY MICHAŁOWSKI
Instytut Ekonomii KUL
Życie za kopiejkę
Wszyscy wiedzą, co to jest "koktajl Mołotowa". Teraz, podczas szturmu pododdziałów Alfa na teatr na Dubrowce, po raz pierwszy użyto fentanylu ("Życie za kopiejkę", nr 45). Raz jeszcze Rosja dała światu swój wynalazek, który obok "koktajlu Mołotowa" i kałasznikowa prawdopodobnie przejdzie do historii, jako "koktajl Putina" - bicz na terrorystów i zakładników.
MARIUSZ DAWID DASTYCH
Latający Holender
Zdumiałem się atakiem autora artykułu "Latający Holender" (nr 43) na Gerrita Zalma, który był w poprzednim rządzie Holandii ministrem finansów, a w ostatnim w ogóle nie zasiadał. Jak pamiętam, był dobrym i skutecznym ministrem. Od niego samego nigdy nie zależało i nie zależy to, czy kandydaci do Unii Europejskiej, w tym również Polska, wejdą do niej, czy nie. Holenderska elita rządowa (nie tylko Zalm) postawiła otwarcie pytania: kto i ile ma płacić za rozszerzenie UE i czy kraje kandydujące wykonały swoją "pracę domową". Był to głos rozsądku, a nie sprzeciwu, zupełnie naturalny dla kraju o zaawansowanym rolnictwie. Trzeba powiedzieć sobie otwarcie, iż większość kandydatów do UE, w tym również Polska, tej "pracy domowej" w zakresie restrukturyzacji rolnictwa jeszcze nie odrobiła. Trzeba też jednak przypomnieć, że unia nie jest żadnym monolitem; interesy małych, ale zamożnych krajów są inne niż krajów biedniejszych, jak Portugalia i Grecja, które weszły do unii bardziej ze względów politycznych niż gospodarczych. Inną sprawą są wspólne i niekiedy sprzeczne interesy głównych filarów UE: Niemiec i Francji. Wszyscy wiemy, iż to właśnie Niemcy popierają wejście Polski do UE, a to dla własnych, dobrze rozumianych korzyści polityczno-gospodarczych. Francja natomiast jest temu przeciwna, gdyż Francuzi nie mają zamiaru zrezygnować z ani jednego centa z preferencyjnych dotacji rolnych. Francuzi pewnie zgodzą się na rozszerzenie UE, pod warunkiem jednak, iż to Niemcy za nie zapłacą, oni zaś zachowają status quo. Małe państwa, takie jak Irlandia, kraje Beneluksu, przede wszystkim obawiają się gwałtownego zmniejszenia własnej roli w unii po zmianie systemu podejmowania decyzji - z jednogłośnego na proporcjonalny - i trudno im się dziwić, bo gdy dziś Niemcy i Francja przekraczają bezkarnie ustalony maksymalny limit deficytu budżetowego (3 proc.), to Włochy, Portugalia i Irlandia otrzymują za to samo ostre ostrzeżenia i groźby sankcji.
dr ZENON JOFFE
Holandia
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.