Wróg numer jeden
Gdy w Nowym Jorku minęła północ i zegary zaczęły odliczać pierwsze minuty 11 września 2001 r., w Afganistanie był już ranek. W bazie Bagram pod Kabulem lądował właśnie samolot Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej. Delegacja wojskowych wysokiej rangi przyleciała podpisać z talibami umowę, przewidującą, że w zamian za dostawy broni talibowie zaniechają wspomagania separatystów ujgurskich w chińskiej prowincji Xinjiang. Dziesięć godzin później, gdy waliły się wieże World Trade Center, przebywający w USA gen. Mahood Ahmed, szef służb wywiadowczych Pakistanu, został zaproszony (tonem nie uznającym sprzeciwu) przez George'a J. Teneta, dyrektora CIA, do Langley (niejawnej siedziby wspólnoty wywiadów USA). Ahmed przez kilka godzin przekazywał informacje o wizytach Osamy bin Ladena w Chinach oraz o powiązaniach al Kaidy z chińskimi służbami specjalnymi. Według Ahmeda, "Chiny podjęły przełomową decyzję - rozwścieczyć USA i ich sojuszników, popierając bin Ladena i talibów, ponieważ wpisały Afganistan w swoje plany strategiczne". Czy władze chińskie wiedziały o ataku na World Trade Center? Należy wątpić, choć jest pewne, że od wielu lat prowadziły ukrytą wojnę z USA rękami pośredników (popieranie Milosevicia, przekazywanie technologii nuklearnej Korei Północnej i broni talibom, wspieranie chińskich gangów w USA i lewicowych partyzantek w Afryce i Ameryce Łacińskiej). Do dziś w oficjalnej doktrynie wojennej ChRL Stany Zjednoczone są nazywane wrogiem strategicznym nr 1.
Ustępstwa Pekinu
Wydarzenia, jakie nastąpiły po 11 września, a zwłaszcza potężna reakcja USA, zmusiły Chiny do rewizji planów. Lekcję wojny w Afganistanie musiał zrozumieć każdy dyktator: atak na Stany Zjednoczone równa się samobójstwu. Jiang musiał też przełknąć kilka innych faktów. Zdecydowana postawa Busha czyni prowadzenie ukrytej wojny z USA zajęciem ryzykownym. Z powodu zwiększenia wpływów USA w środkowoazjatyckich republikach poradzieckich oraz Afganistanie i Pakistanie, a także zbliżenia Rosji z USA znacznie skurczyła się chińska strefa wpływów. Dysproporcja sił między Chinami a USA jest gigantyczna: prawie dziesięciokrotna różnica w produkcie krajowym i w wydatkach na armię. Chcąc nie chcąc, Jiang musiał uznać swoje miejsce w szeregu (dla państwa od wieków uznającego się za środek świata to zabieg bolesny). Pierwszym krokiem było złożenie wyrazów współczucia po atakach z 11 września 2001 r. (z widocznym ociąganiem, dopiero trzy dni później). Drugim - wycofanie poparcia dla talibów i al Kaidy. Ta utrata sojuszników wiązała się z przejęciem przez USA głównego alianta Chin w środkowej Azji - Pakistanu (Chiny wcześniej uzbroiły Pakistan w broń atomową i konwencjonalną, zbudowały strategiczną szosę karakorumską). Trzecim jest cicha zgoda Chin na wojnę z Irakiem (na przykład wstrzymanie się od głosu w Radzie Bezpieczeństwa ONZ), czyli porzucenie kolejnego sekretnego sojusznika. Czwartym zaś będzie zapewne złagodzenie kursu wobec Tajwanu.
W poczekalni jedynego supermocarstwa
Ustępstwa poczyniły Chiny za to, że USA zgodziły się zapisać Ujgurów do grona terrorystów. Jiang mógł zachować twarz, ale praktycznie nie ma to znaczenia. Pekin i tak robił z Ujgurami, co chciał. Trudności z zachowaniem twarzy miał natomiast chiński lider w czasie wizyty w USA, gdy musiał się zgodzić na przyjęcie przez Busha dopiero czwartego dnia pobytu. Symptomatyczny jest też bilans ustaleń: Jiang zgodził się nie blokować w ONZ wojny z Irakiem i powiedział, że chciałby zmniejszenia amerykańskiej ochrony Tajwanu, na co Bush nie odpowiedział. Bush dostał wszystko, co chciał, a Jiang tylko powiedział, czego by chciał. Od 11 września 2001 r. zwiększają się wpływy amerykańskie na arenie światowej i kurczą się wpływy chińskie. Chińska strategia atakowania USA rękami pośredników zakończyła się fiaskiem. Wojna z terroryzmem ogromnie wzmocniła wpływy USA w świecie. Wobec ultimatum Busha (kto nie z nami w koalicji antyterrorystycznej, ten przeciw nam) nawet kraje tradycyjnie nieprzychylne Ameryce musiały się zapisać do grona jej sojuszników (Pakistan, Uzbekistan, Tadżykistan, Jemen, Indonezja, Libia, Egipt, Rosja). Cóż zostało Chinom? Korea Północna, Kuba i Birma? Zapadające się państwa afrykańskie? Chiny od lat błędnie stawiały na Afrykę. W zamian za mosty i stadiony biedne państwa odpowiednio głosowały w Komisji Praw Człowieka ONZ, ale teraz i to już nie ma znaczenia. A w globalnej polityce Afryka wypadła z gry. Chiny muszą wybrać - albo dalej będą kroczyć drogą cichej konfrontacji, ale tym razem właściwie bez sojuszników, albo zmienią kurs i obiorą kierunek na Zachód. Powoli, lecz nieubłaganie popycha je do tego także sytuacja wewnętrzna i gospodarka. Wejście ChRL do Światowej Organizacji Handlu wymusza dalsze reformy gospodarcze. Obroty w wysokości 100 mld dolarów w handlu z USA zmuszają do poważnego traktowania Ameryki raczej jako partnera niż wroga. Szkopuł w tym, że obranie prozachodniego kursu i rzeczywiste reformy mogą oznaczać groźbę utraty władzy.
Hu Jintao jest przedstawicielem "czwartego pokolenia" przywódców chińskich, w geriatrycznej dyktaturze ten niemal sześćdziesięcioletni mężczyzna uchodzi za młodego. Gdy obejmował stanowisko sekretarza partii w Tybecie, Agencja Reutera nazwała go młodym reformatorem. Szybko jednak zasłużył na miano kata Tybetu. Kierował pacyfikacją Lhassy w 1989 r. Przypisuje mu się wymyślenie metody represji zwanej "drzwi obrotowe", polegającej na aresztowaniu na chybił trafił setek ludzi, poddaniu ich torturom i zwalnianiu większości poza tymi, którzy się do czegoś przyznają. Hu nie zna się na gospodarce i polityce zagranicznej. Nie ma też wpływów w wojsku, jego polityczne zaplecze to ludzie związani z aparatem represji. Jest typowym produktem partii komunistycznej, przebiegłym i bezwzględnym graczem zakulisowym. Trudno jednak przewidzieć jego przyszłą politykę, Chiny potrafią zaskakiwać. Wen Jiabao (60 lat) - Organizator Uchodzi za wybrańca i następcę premiera Zhu Rongji. Odpowiada za finanse, środowisko i rolnictwo. Li Ruihuan Zeng Qinghong |
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.