Przecież ona będzie w ten sposób zepsuta - odpowiedzieli rodzice nastolatki, która zginęła w wypadku, gdy znajomy lekarz poprosił ich o zgodę na pobranie organów do transplantacji. Argumentował, że ich córka jest martwa, więc już bardziej zepsuta być nie może. Rodziców dziewczyny jednak nie przekonał. Dla nich zgoda na oddanie organów była złamaniem tabu. Kulturowo wielu z nas jeszcze do tego nie dojrzało. Po raz kolejny okazuje się, jak wielka jest bezwładność umysłu. Uznajemy, że życie jest najwyższą wartością, ale odmawiając zgody na pobranie na przykład nerki, często godzimy się na czyjąś śmierć. Opór przed powstaniem rynku organów do przeszczepów będzie kiedyś tak samo niezrozumiały, jak czterdzieści lat temu sprzeciw wobec transplantacji. Na razie nie ma lepszego i tańszego niż przeszczepy sposobu na ratowanie życia tysięcy ludzi rocznie (vide: cover story tego numeru "Ile za nerkę?"). Twór dr. Frankensteina - człowiek zbudowany z cudzych organów (Mary Shelley napisała "Frankensteina" w 1816 r.) - przez cały wiek XX był świadectwem czegoś wyjątkowo okropnego. Smutny los hominida złożonego z kawałków różnych ciał oraz dramat jego twórcy były w wyobrażeniu Shelley karą za swoisty kanibalizm, co w kulturze Zachodu było i jest potępiane. Do dziś niektórzy filozofowie, na przykład prof. Bogusław Wolniewicz, uważają przeszczepianie organów ze zwłok za ludożerstwo. Wiele kulturowych tabu wynika z niewiedzy. A niewiedza rodzi lęk. Niewiedza sprzyja też przesadzie. Bo jak mówić o kanibalizmie w wypadku przeszczepów, skoro cała przyroda to konsumowanie jednych organizmów przez inne. Z wielką przesadą wynikającą z niewiedzy komentowano niedawno blokowanie sejmowej mównicy. Mówiono o klęsce demokracji. Tymczasem wystarczyłoby poczytać o przedwojennym Sejmie (vide: "Sejmowe trąby"), żeby się przekonać, że wyczyny Leppera i Janowskiego to błahostka. Rozdmuchana błahostka jest potem powtarzana przez ludzi nie mających własnego zdania. I tak błahostka staje się stereotypem, kalką myślową, a często głupstwem. Jedno z takich głupstw - kult, jakim europejska lewica otacza nieudaczników, którzy chcą dobrze, lecz nic im się nie udaje - błyskotliwie demaskuje prof. Jan Winiecki (vide: "Kochamy nieudaczników"). Przełamywanie tabu i stereotypów nie wymaga nawet wielkiej odwagi. Często wystarczy zdrowy rozsądek. Od lat słyszymy, jakich to świetnych mamy aktorów, tyle że na Zachodzie się na nich nie poznano. To nie tylko stereotyp, ale po prostu nieprawda. Mamy wielu magistrów sztuki z dyp-lomami szkół aktorskich, ale dobrych aktorów można policzyć na palcach dwóch rąk. Nic więc dziwnego, że magistrowie sztuki niczym się nie różnią od naturszczyków, a często są od nich gorsi (vide: "Spirala śmierci"). Sprawa jest prosta: albo ktoś umie grać, albo nie. Dyplom nie ma tu nic do rzeczy. Mistrzem w zwalczaniu przeróżnych głupstw i stereotypów był Stefan Kisielewski, patron 13. już edycji Nagród Kisiela (pod patronatem "Wprost"), przyznanych w ubiegłą sobotę. "Ja nawet w prawo grawitacji często wątpię, a co dopiero w rzekome prawdy o gospodarce czy polityce" - mawiał Kisiel.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.