Sto osób ginie w Polsce co roku z rąk płatnych zabójców, Polacy najczęściej zabijają z broni krótkiej, Rosjanie i Ukraińcy wolą serię z kałasznikowa...
Sto osób ginie w Polsce co roku z rąk płatnych zabójców
Polacy zabijają z broni krótkiej, z bliska, niekiedy podkładają bomby. Rosjanie i Ukraińcy wolą serię z kałasznikowa albo strzał z karabinu snajperskiego. Byli żołnierze Specnazu stosują "betonowe buty" lub tzw. moskiewską zamrażarkę (metoda preferowana zimą): ofiara umiera w chłodni, a jej ciało podkłada się w publicznym miejscu. Tak zginął ochroniarz Wiesława Niewiadomskiego, bossa gangu wołomińskiego. Byli żołnierze Legii Cudzoziemskiej zakładają ofierze garotę, skręcają kark, silnym uderzeniem zatrzymują pracę serca lub miażdżą tchawicę. Ryszard Bogucki, oskarżony o zabójstwo Pershinga w procesie toczącym się właśnie w Nowym Sączu, oraz jego wspólnik Ryszard Niemczyk, który ukrywa się za granicą, stosowali proste metody: kilka strzałów w głowę.
W Polsce powstał rynek usług zawodowych zabójców. Zatrudniają ich nie tylko gangi walczące z konkurencją, ale także biznesmeni, którzy chcą się pozbyć niewygodnych wspólników. Wynajmują ich też osoby mszczące się na współmałżonkach lub pragnące wyeliminować spadkobierców. Funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego szacują, że co najmniej sto osób ginie rocznie z rąk zawodowców. Większość zabójców już dwie, trzy godziny po wykonaniu zlecenia znajduje się za granicą. Zazwyczaj nie są związani z żadną grupą przestępczą. Zleceniodawca nie zna ich twarzy. Kontakt jest możliwy jedynie przez pośredników lub Internet. Jeśli wykonawcy przyjmują zlecenie, wyznaczają miejsce, gdzie zleceniodawca ma zostawić fotografię, dane ofiary oraz gotówkę. Płaci się zawsze z góry.
Jak działają płatni zabójcy?
W Polsce działa mniej więcej dwudziestu zawodowych zabójców. Tylko kilku z nich to obywatele Polski. Pozostali to Rosjanie, Ukraińcy, Czeczeni. W większości są weteranami wojny w Afganistanie. Metoda pracy kilera zależy od tego, czy ciało ma być znalezione (na przykład ku przestrodze), czy też człowiek ma zniknąć. Jeśli zabity ma zostać członek konkurencyjnego gangu, wtedy najczęściej podkłada się bomby lub strzela serią z kałasznikowa. Punktem honoru kilera jest zabicie ofiary na jej terenie: przed domem (jak w wypadku gdańskiego gangstera Wiesława K., pseudonim Szwarceneger) lub w należącym do niej klubie czy restauracji (jak w wypadku zabójstwa Ludwika A., pseudonim Lutek, który wraz z czterema innymi gangsterami zginął w barze Gama w Warszawie). Często zleceniodawca życzy sobie, by egzekucja nastąpiła w obecności ochroniarzy ofiary (w ten sposób przed delikatesami na Pradze-Południe zginął Wiesław Niewiadomski, pseudonim Wariat). Nierzadko ofiara ma zniknąć bez śladu (jak Roman R., pseudonim Arizona, bliski współpracownik Marka Medweska, pseudonim Oczko, szefa gangu na Pomorzu Zachodnim). Tylko przypadkiem odkryto zwłoki Mariusza K., lidera piramidy finansowej Skyline. Jego ciało ukryto pod posadzką garażu i zalano betonem. Byli żołnierze Specnazu często masakrują ciała ofiar, by utrudnić identyfikację.
Polscy kilerzy, czyli Ryszard Bogucki i Ryszard Niemczyk
O metodach działania płatnych zabójców nie chcą mówić oskarżeni o zabójstwo Andrzeja Kolikowskiego, pseudonim Pershing, bossa gangu pruszkowskiego. Na ławie oskarżonych w sądzie w Nowym Sączu zasiedli m.in. Mirosław Danielak, pseudonim Malizna (domniemamy zleceniodawca mordu, boss gangu pruszkowskiego) oraz Ryszard Bogucki, wykonawca zlecenia. Zabrakło Ryszarda Niemczyka, drugiego z kilerów, który uciekł z więzienia w Wadowicach.
Ryszard Bogucki i Ryszard Niemczyk zabili Pershinga, bo obiecano im, że zostaną dopuszczeni do interesów gangu pruszkowskiego. Zamordowali go w grudniu 1999 r. w Zakopanem dwoma strzałami w głowę. Gdy już leżał, strzelili mu jeszcze w pierś. Ryszard Bogucki, zanim został zawodowym zabójcą, był biznesmenem, właścicielem sklepów, kantorów, hoteli w Katowicach i Szczecinie oraz firmy High-Life, sprzedającej samochody Ferrari i Porsche. W 1992 r. sponsorował wybory Miss Polonia i wręczał osobiście główną nagrodę zwyciężczyni konkursu - Ewie Wachowicz. W połowie lat 90. stanął przed sądem za wyłudzenia i oszustwa. Zwolniony z aresztu - zniknął. Stał się jednym z najniebezpieczniejszych polskich bandytów. Wpadł w styczniu 2001 r., policja wytropiła go w Meksyku.
Ryszard Niemczyk karierę zaczął od drobnych usług na zlecenie właścicieli agencji towarzyskich w okolicach Bielska-Białej. Dzięki zdobytym kontaktom poznał Ryszarda Boguckiego, a przez niego ludzi "Pruszkowa". Specjalizował się w torturowaniu osób, które nie chciały płacić haraczy. Z czasem stał się kilerem pruszkowskiego gangu. Aresztowano go w związku z wymuszeniami haraczy i napadami rabunkowymi. Z wadowickiego aresztu uciekł w listopadzie 2000 r. Niemczyk i Bogucki są też podejrzewani o zabójstwo gen. Marka Papały, byłego komendanta głównego policji.
Pluton egzekucyjny Krakowiaka
W pierwszej połowie lat 90. zabójstwa były dziełem członków grup przestępczych. Potem zaczęto je zlecać zawodowcom. - Przestępcy wiedzą, że popełnienie zbrodni psuje interesy. Często zabójca musi się ukrywać przez lata. Wynajmowanie do mokrej roboty osób z zewnątrz jest dla grupy opłacalne - mówi Sławomir Cisowski, rzecznik komendanta głównego policji.
Na Ireneusza J., pseudonim Gruby Irek, bossa łódzkiego podziemia, zabójca polował przez pół roku. Był nim Ukrainiec Paweł J., pseudonim Pasza, weteran wojny afgańskiej. Przez kilka miesięcy Pasza nie mógł zrealizować zlecenia, bo Gruby Irek, podejrzewając zamach, nigdzie nie pojawiał się bez ochrony i kamizelki kuloodpornej. Aby uśpić czujność Grubego Irka, zleceniodawcy, m.in. Krzysztof Jędrzejczak, pseudonim Jędrzej (zasłynął ucieczką z łódzkiego sądu), zaprosili go na gangsterską wigilię do pizzerii. Gruby Irek przyjechał bez ochroniarzy i kamizelki kuloodpornej. Zginął od jednego strzału w głowę z karabinu snajperskiego, gdy wychodził z pizzerii. Zamiast 60 tys. dolarów Jędrzej zapłacił zabójcy tylko 8 tys. dolarów - za opóźnienie w wykonaniu wyroku.
W drugiej połowie lat 90.
w gangu Janusza T. (Krakowiaka) powstał pluton egzekucyjny. Jego członkowie wykonywali zlecenia gangów z całej Polski. W styczniu 1999 r. 350 policjantów z Centralnego Biura Śledczego uczestniczyło w obławie, podczas której zatrzymano członków plutonu. Przypisuje się im co najmniej dziesięć zabójstw. Jedną z ich ofiar był Wiktor Fiszman, rezydent rosyjskiej mafii na Pomorzu Zachodnim. Zleceniodawcą miał być Marek Medwesek (Oczko). Zabójca Zdzisław Ł. otrzymał 100 tys. zł. Fiszmana dopadł przed jego domem w Szczecinie. Oddał sześć strzałów. Członkiem plutonu egzekucyjnego Krakowiaka był także Tadeusz M., zabójca Jacka Dębskiego, którego znaleziono powieszonego w celi aresztu przy Rakowieckiej w Warszawie.
Cyngle, czyli Ciolo i Sanitariusz
Najbardziej znanym polskim płatnym zabójcą był Robert Kwiek, pseudonim Ciolo. Na początku lat 90. został uznany przez Interpol za jednego z najgroźniejszych przestępców w Europie. Odpowiadał za co najmniej sześć zabójstw na zlecenie w Polsce i Niemczech. Działał także we Francji, krajach Beneluksu oraz na Bałkanach. Ukrywał się w Dniepropietrowsku na Ukrainie. Tam w sierpniu 1994 r. został zatrzymany. W 2001 r. sąd w Lublinie skazał Kwieka na karę dożywotniego więzienia.
"Jedyną rzeczą, jaką umiem robić, jest zabijanie" - mówił po zatrzymaniu 35-letni Ukrainiec Siergiej Sienkiv, pseudonim Sanitariusz, były żołnierz Specnazu w Afganistanie. W Polsce pojawił się w 1990 r. Zaczynał jako ochroniarz w agencjach towarzyskich i egzekutor długów.
Jest oskarżony o wykonanie trzech zabójstw na zlecenie,
w tym zastrzelenie Szwarcenegera. Sienkiva podejrzewa się także o zabicie Ryszarda G., pseudonim Tato. "Dla mnie ludzkie życie jest warte 10 tys. dolarów, bo tyle mi płacą za jego odebranie" - oświadczył Sienkiv prokuratorowi.
Zabójcy za dumpingową cenę
Coraz częściej zabójstwa "zamawiają" przeciętni ludzie. Halina D. zleciła zabójstwo męża, by przejąć szacowany na 7,2 mln zł majątek. Janusz D. zginął od sześciu strzałów z broni krótkiej. Zabójca został zatrzymany i skazany na 25 lat więzienia. Halinie D. sąd w Poznaniu wymierzył karę 15 lat pozbawienia wolności. Nie powiodło się planowane przez Aleksandrę S. i jej syna zabójstwo męża. Zabójca uprowadził Jana S. Ten zaproponował 4,5 tys. zł za uwolnienie. Oferta została przyjęta. Kobietę skazano na 4 lata więzienia.
- Skoro jest popyt na usługi płatnych zabójców, to będą oni w Polsce działać. A popyt rośnie. Mamy nawet do czynienia z dumpingiem. Amatorzy przyjmują zlecenia już za kilkaset złotych. Na szczęście amatora łatwo złapać. Zawodowiec jest praktycznie nieuchwytny - mówi Sławomir Cisowski.
Polacy zabijają z broni krótkiej, z bliska, niekiedy podkładają bomby. Rosjanie i Ukraińcy wolą serię z kałasznikowa albo strzał z karabinu snajperskiego. Byli żołnierze Specnazu stosują "betonowe buty" lub tzw. moskiewską zamrażarkę (metoda preferowana zimą): ofiara umiera w chłodni, a jej ciało podkłada się w publicznym miejscu. Tak zginął ochroniarz Wiesława Niewiadomskiego, bossa gangu wołomińskiego. Byli żołnierze Legii Cudzoziemskiej zakładają ofierze garotę, skręcają kark, silnym uderzeniem zatrzymują pracę serca lub miażdżą tchawicę. Ryszard Bogucki, oskarżony o zabójstwo Pershinga w procesie toczącym się właśnie w Nowym Sączu, oraz jego wspólnik Ryszard Niemczyk, który ukrywa się za granicą, stosowali proste metody: kilka strzałów w głowę.
W Polsce powstał rynek usług zawodowych zabójców. Zatrudniają ich nie tylko gangi walczące z konkurencją, ale także biznesmeni, którzy chcą się pozbyć niewygodnych wspólników. Wynajmują ich też osoby mszczące się na współmałżonkach lub pragnące wyeliminować spadkobierców. Funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego szacują, że co najmniej sto osób ginie rocznie z rąk zawodowców. Większość zabójców już dwie, trzy godziny po wykonaniu zlecenia znajduje się za granicą. Zazwyczaj nie są związani z żadną grupą przestępczą. Zleceniodawca nie zna ich twarzy. Kontakt jest możliwy jedynie przez pośredników lub Internet. Jeśli wykonawcy przyjmują zlecenie, wyznaczają miejsce, gdzie zleceniodawca ma zostawić fotografię, dane ofiary oraz gotówkę. Płaci się zawsze z góry.
Jak działają płatni zabójcy?
W Polsce działa mniej więcej dwudziestu zawodowych zabójców. Tylko kilku z nich to obywatele Polski. Pozostali to Rosjanie, Ukraińcy, Czeczeni. W większości są weteranami wojny w Afganistanie. Metoda pracy kilera zależy od tego, czy ciało ma być znalezione (na przykład ku przestrodze), czy też człowiek ma zniknąć. Jeśli zabity ma zostać członek konkurencyjnego gangu, wtedy najczęściej podkłada się bomby lub strzela serią z kałasznikowa. Punktem honoru kilera jest zabicie ofiary na jej terenie: przed domem (jak w wypadku gdańskiego gangstera Wiesława K., pseudonim Szwarceneger) lub w należącym do niej klubie czy restauracji (jak w wypadku zabójstwa Ludwika A., pseudonim Lutek, który wraz z czterema innymi gangsterami zginął w barze Gama w Warszawie). Często zleceniodawca życzy sobie, by egzekucja nastąpiła w obecności ochroniarzy ofiary (w ten sposób przed delikatesami na Pradze-Południe zginął Wiesław Niewiadomski, pseudonim Wariat). Nierzadko ofiara ma zniknąć bez śladu (jak Roman R., pseudonim Arizona, bliski współpracownik Marka Medweska, pseudonim Oczko, szefa gangu na Pomorzu Zachodnim). Tylko przypadkiem odkryto zwłoki Mariusza K., lidera piramidy finansowej Skyline. Jego ciało ukryto pod posadzką garażu i zalano betonem. Byli żołnierze Specnazu często masakrują ciała ofiar, by utrudnić identyfikację.
Polscy kilerzy, czyli Ryszard Bogucki i Ryszard Niemczyk
O metodach działania płatnych zabójców nie chcą mówić oskarżeni o zabójstwo Andrzeja Kolikowskiego, pseudonim Pershing, bossa gangu pruszkowskiego. Na ławie oskarżonych w sądzie w Nowym Sączu zasiedli m.in. Mirosław Danielak, pseudonim Malizna (domniemamy zleceniodawca mordu, boss gangu pruszkowskiego) oraz Ryszard Bogucki, wykonawca zlecenia. Zabrakło Ryszarda Niemczyka, drugiego z kilerów, który uciekł z więzienia w Wadowicach.
Ryszard Bogucki i Ryszard Niemczyk zabili Pershinga, bo obiecano im, że zostaną dopuszczeni do interesów gangu pruszkowskiego. Zamordowali go w grudniu 1999 r. w Zakopanem dwoma strzałami w głowę. Gdy już leżał, strzelili mu jeszcze w pierś. Ryszard Bogucki, zanim został zawodowym zabójcą, był biznesmenem, właścicielem sklepów, kantorów, hoteli w Katowicach i Szczecinie oraz firmy High-Life, sprzedającej samochody Ferrari i Porsche. W 1992 r. sponsorował wybory Miss Polonia i wręczał osobiście główną nagrodę zwyciężczyni konkursu - Ewie Wachowicz. W połowie lat 90. stanął przed sądem za wyłudzenia i oszustwa. Zwolniony z aresztu - zniknął. Stał się jednym z najniebezpieczniejszych polskich bandytów. Wpadł w styczniu 2001 r., policja wytropiła go w Meksyku.
Ryszard Niemczyk karierę zaczął od drobnych usług na zlecenie właścicieli agencji towarzyskich w okolicach Bielska-Białej. Dzięki zdobytym kontaktom poznał Ryszarda Boguckiego, a przez niego ludzi "Pruszkowa". Specjalizował się w torturowaniu osób, które nie chciały płacić haraczy. Z czasem stał się kilerem pruszkowskiego gangu. Aresztowano go w związku z wymuszeniami haraczy i napadami rabunkowymi. Z wadowickiego aresztu uciekł w listopadzie 2000 r. Niemczyk i Bogucki są też podejrzewani o zabójstwo gen. Marka Papały, byłego komendanta głównego policji.
Pluton egzekucyjny Krakowiaka
W pierwszej połowie lat 90. zabójstwa były dziełem członków grup przestępczych. Potem zaczęto je zlecać zawodowcom. - Przestępcy wiedzą, że popełnienie zbrodni psuje interesy. Często zabójca musi się ukrywać przez lata. Wynajmowanie do mokrej roboty osób z zewnątrz jest dla grupy opłacalne - mówi Sławomir Cisowski, rzecznik komendanta głównego policji.
Na Ireneusza J., pseudonim Gruby Irek, bossa łódzkiego podziemia, zabójca polował przez pół roku. Był nim Ukrainiec Paweł J., pseudonim Pasza, weteran wojny afgańskiej. Przez kilka miesięcy Pasza nie mógł zrealizować zlecenia, bo Gruby Irek, podejrzewając zamach, nigdzie nie pojawiał się bez ochrony i kamizelki kuloodpornej. Aby uśpić czujność Grubego Irka, zleceniodawcy, m.in. Krzysztof Jędrzejczak, pseudonim Jędrzej (zasłynął ucieczką z łódzkiego sądu), zaprosili go na gangsterską wigilię do pizzerii. Gruby Irek przyjechał bez ochroniarzy i kamizelki kuloodpornej. Zginął od jednego strzału w głowę z karabinu snajperskiego, gdy wychodził z pizzerii. Zamiast 60 tys. dolarów Jędrzej zapłacił zabójcy tylko 8 tys. dolarów - za opóźnienie w wykonaniu wyroku.
W drugiej połowie lat 90.
w gangu Janusza T. (Krakowiaka) powstał pluton egzekucyjny. Jego członkowie wykonywali zlecenia gangów z całej Polski. W styczniu 1999 r. 350 policjantów z Centralnego Biura Śledczego uczestniczyło w obławie, podczas której zatrzymano członków plutonu. Przypisuje się im co najmniej dziesięć zabójstw. Jedną z ich ofiar był Wiktor Fiszman, rezydent rosyjskiej mafii na Pomorzu Zachodnim. Zleceniodawcą miał być Marek Medwesek (Oczko). Zabójca Zdzisław Ł. otrzymał 100 tys. zł. Fiszmana dopadł przed jego domem w Szczecinie. Oddał sześć strzałów. Członkiem plutonu egzekucyjnego Krakowiaka był także Tadeusz M., zabójca Jacka Dębskiego, którego znaleziono powieszonego w celi aresztu przy Rakowieckiej w Warszawie.
Cyngle, czyli Ciolo i Sanitariusz
Najbardziej znanym polskim płatnym zabójcą był Robert Kwiek, pseudonim Ciolo. Na początku lat 90. został uznany przez Interpol za jednego z najgroźniejszych przestępców w Europie. Odpowiadał za co najmniej sześć zabójstw na zlecenie w Polsce i Niemczech. Działał także we Francji, krajach Beneluksu oraz na Bałkanach. Ukrywał się w Dniepropietrowsku na Ukrainie. Tam w sierpniu 1994 r. został zatrzymany. W 2001 r. sąd w Lublinie skazał Kwieka na karę dożywotniego więzienia.
"Jedyną rzeczą, jaką umiem robić, jest zabijanie" - mówił po zatrzymaniu 35-letni Ukrainiec Siergiej Sienkiv, pseudonim Sanitariusz, były żołnierz Specnazu w Afganistanie. W Polsce pojawił się w 1990 r. Zaczynał jako ochroniarz w agencjach towarzyskich i egzekutor długów.
Jest oskarżony o wykonanie trzech zabójstw na zlecenie,
w tym zastrzelenie Szwarcenegera. Sienkiva podejrzewa się także o zabicie Ryszarda G., pseudonim Tato. "Dla mnie ludzkie życie jest warte 10 tys. dolarów, bo tyle mi płacą za jego odebranie" - oświadczył Sienkiv prokuratorowi.
Zabójcy za dumpingową cenę
Coraz częściej zabójstwa "zamawiają" przeciętni ludzie. Halina D. zleciła zabójstwo męża, by przejąć szacowany na 7,2 mln zł majątek. Janusz D. zginął od sześciu strzałów z broni krótkiej. Zabójca został zatrzymany i skazany na 25 lat więzienia. Halinie D. sąd w Poznaniu wymierzył karę 15 lat pozbawienia wolności. Nie powiodło się planowane przez Aleksandrę S. i jej syna zabójstwo męża. Zabójca uprowadził Jana S. Ten zaproponował 4,5 tys. zł za uwolnienie. Oferta została przyjęta. Kobietę skazano na 4 lata więzienia.
- Skoro jest popyt na usługi płatnych zabójców, to będą oni w Polsce działać. A popyt rośnie. Mamy nawet do czynienia z dumpingiem. Amatorzy przyjmują zlecenia już za kilkaset złotych. Na szczęście amatora łatwo złapać. Zawodowiec jest praktycznie nieuchwytny - mówi Sławomir Cisowski.
Więcej możesz przeczytać w 46/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.