Antoni Dudek
Doktor politologii, pracownik Uniwersytetu Jagiellońskiego i Instytutu Pamięci Narodowej. Autor książki "Pierwsze lata III Rzeczypospolitej 1989-2001"
Zarządzenia Pana Prezydenta (...) o zwołaniu sesji Sejmu nie mogę wykonać, ponieważ o godz. 4 po południu wdarło się przemocą do gmachu sejmowego przeszło 90 uzbrojonych oficerów WP, którzy na moje żądanie opuszczenia gmachu Sejmu odpowiadają odmownie" - pisał 31 października 1929 r. marszałek Sejmu Ignacy Daszyński do prezydenta Ignacego Mościckiego. Grupa oficerów przybyła do Sejmu, by demonstracyjnie powitać tam Józefa Piłsudskiego. Po przewrocie majowym Piłsudski uczynił z likwidacji "Sejmu ladacznic" główny punkt programu sanacji Rzeczypospolitej.
Gwizdki, trąbki, zgniłe jaja
Kiedy w lutym 1919 r., na drugim z kolei posiedzeniu Sejmu odrodzonej RP, prawica doprowadziła do wyboru na marszałka Wojciecha Trąmpczyńskiego, lewa strona sali urządziła prawdziwe piekło. Poseł PSL-"Lewica", ksiądz Eugeniusz Okoń, który krzyczał: "Będziemy wodzeni za nos przez szlachtę! Precz z takim marszałkiem!", był jednym z bardziej umiarkowanych. Do historii Sejmu Ustawodawczego przeszły nie kończące się awantury towarzyszące pracom nad konstytucją. W listopadzie 1920 r. apogeum osiągnął spór wokół powołania Senatu, do czego dążyła prawica. Przegrywający kolejne głosowania socjaliści zaczęli się awanturować, na co marszałek Trąmpczyński zareagował wykluczaniem z obrad kolejnych posłów lewicy. "Stwierdzam, że posłowie Liebermann i Perl biją w pulpity. Wykluczam ich na 5 posiedzeń. (...) Wykluczam na 5 posiedzeń księdza Okonia za ciągłe hałasowanie" - można przeczytać w stenogramie sejmowym. Ksiądz Okoń, ignorując decyzję przewodniczącego obrad, wtargnął na mównicę z okrzykiem: "Precz z Senatem". Nie mogąc opanować sytuacji, marszałek ogłosił przerwę, podczas której wniesiono na salę szkolną tablicę. Po wznowieniu obrad, ignorując tumult, pisano na tablicy kolejne artykuły i próbowano je przegłosowywać. Nie na wiele się to zdało, bo posłowie lewicy szybko ruszyli ku prezydium, próbując przewrócić tablicę. Obawiając się bijatyki, marszałek Trąmpczyński uciekł z sali, przerywając posiedzenie. Kłótnie i awantury w Sejmie II RP stały się wręcz parlamentarną normą. Posłowie socjalistyczni, mający za sobą doświadczenia z parlamentu austriackiego, stali się w Sejmie prekursorami stosowania tak zwanej obstrukcji technicznej. Polegała ona na paraliżowaniu prac sejmowej większości poprzez wzniecanie hałasu uniemożliwiającego prowadzenie obrad. Używano do tego nie tylko gardeł, ale także gwizdków, trąbek, grzechotek i piszczałek. Z czasem do zakłócania obrad używano też lasek, pałek i zgniłych jaj. Do 1928 r. Sejm obradował w sali, w której posłowie siedzieli przy pulpitach niczym uczniowie w klasie. "Pulpity prosiły się wprost, żeby w nie bić. Marszałek Sejmu słyszał dobrze hałas, ale widział wyłącznie obstrukcjonistów z pierwszych ław. Siedzi sobie taki poseł w ostatnich rzędach, rzekomo spokojnie, ręce na pulpicie, a wali nogami w fotel swego towarzysza" - pisał parlamentarny sprawozdawca "Naszego Przeglądu" Bernard Singer.
Obstrukcja, czyli normalność
Rezultatem awantur wokół nowej konstytucji było powołanie straży marszałkowskiej w Sejmie. Początkowo składała się ona z komendanta oraz dwunastu ludzi mających czuwać nad porządkiem podczas obrad. Jednak nie byli oni w stanie opanować sali, w której obradowało ponad czterystu posłów. Kolejnym debatom konstytucyjnym towarzyszyły więc awantury, z rękoczynami włącznie. W styczniu 1921 r., gdy doszło do ostatecznego głosowania nad artykułami dotyczącymi Senatu, marszałek Trąmpczyński sprowadził w pobliże sali obrad pluton policji. Posłom lewicy ostatecznie nie udało się zapobiec utworzeniu drugiej izby parlamentu. 15 marca, po odrzuceniu ich wniosku, by nowy Sejm mógł zmienić konstytucję zwykłą większością głosów, przez trzynaście godzin za pomocą trąbek i gwizdków uniemożliwiali przyjęcie ustawy zasadniczej. Doszło wówczas do bójki między chadeckim posłem Stanisławem Bresińskim i ludowcem Janem Brylem. Lewica skapitulowała dopiero o piątej na ranem. W Sejmie wybranym w 1922 r. pretekstem do awantur był projekt ustawy o reformie rolnej. Najgłośniejszymi zadymiarzami byli wówczas posłowie mniejszości narodowych oraz komuniści. Paradoksalnie, próby sabotowania przez nich obrad ułatwiły przyjęcie ustawy. "Ta obstrukcja i hałas są mi na rękę, wytwarzają nastrój! - pisał w pamiętnikach marszałek Maciej Rataj. - Konsolidują automatycznie innych. Nie ma czasu, miejsca i możności na rozbieżności i grę w głosowaniach. Referenci klubów stoją tuż koło trybuny, by mnie słyszeć wśród piekielnego hałasu, i dają znaki swoim klubom, jak głosować. Często nie słyszą i mnie, tylko idą za skinieniem ręki. Dyryguję nimi, a oni salą. Nikt nie wie, nad czym głosuje, ale głosuje".
Policja w Sejmie
Marszałek Piłsudski miał znacznie mniej cierpliwości dla utrudniających obrady niż Maciej Rataj. W marcu 1928 r., na pierwszym posiedzeniu Sejmu II kadencji, z ław komunistycznych rozległy się okrzyki: "Precz z faszystowskim rządem Piłsudskiego". Gdy wrzaski nie ustawały, na sali pojawił się minister spraw wewnętrznych gen. Felicjan Sławoj-Składkowski z grupą dwudziestu policjantów. Siłą usunęli oni komunistycznych posłów z sali. Akcja policjantów w parlamencie miała swój symboliczny wymiar - dwa lata później Piłsudski polecił rozwiązać Sejm, w którym jego zwolennicy nie mieli większości, a przywódców opozycji zamknąć w twierdzy brzeskiej. W latach 20. na porządku dziennym były w Sejmie demonstracyjne śpiewy oraz obrzucanie się obelgami. Wśród tych ostatnich - obok wyszukanych zwrotów retorycznych - padały też swojskie epitety w rodzaju: szuje, chuligani, tchórze, komedianci, wywrotowcy czy sprzedawczyki. Niektóre polemiki rozpoczęte na sali sejmowej znajdowały swój finał w sądzie lub - jeśli akurat trafiło na wyznawców kodeksu Boziewicza - w pojedynku. Sejmowe tumulty nie wpływały na efektywność parlamentu. Sejm Ustawodawczy w ciągu niespełna czterech lat działalności uchwalił niemal sześćset ustaw, które stworzyły fundament porządku prawnego II RP. Awantury w Sejmie były tylko folklorem nie zagrażającym parlamentaryzmowi. Najwięksi rozrabiacze wcale nie dążyli do likwidacji Sejmu czy jego trwałego paraliżu. Dążyli do tego marzący o nacjonalistycznej dyktaturze endecy oraz piłsudczycy. Walkę o władzę wygrali ci ostatni. I to oni odegrali rolę grabarzy demokracji parlamentarnej. W 1935 r. z Sejmu zniknęli ostatni posłowie opozycji. Nie było już awantur, ale też Sejm przestał być miejscem poważnej debaty o sprawach państwa.
Jak marszalek z marszalkiem 31 października 1929 r. odbyła się rozmowa między Józefem Piłsudskim i marszałkiem Sejmu Ignacym Daszyńskim. Piłsudski: - Chcę pana spytać, po co robi pan tę hecę? Czy ja mam długo czekać na otwarcie Sejmu? Dlaczego pan nie otwiera Sejmu?! Co znaczą te hece? Marszałek Piłsudski kłania się lekko i nie podając ręki, opuszcza gabinet. Przechodząc przez gabinet marszałka Sejmu, mówi głośno: - To dureń!
|
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.