Piwosze przeciw kawoszom. W drugiej turze czeskich wyborów prezydenckich klasa średnia mierzy się z klasą robotniczą.
Nie znam głupszego i bardziej zawistnego stworzenia niż dziennikarze”. To tylko jedno z wielu barwnych powiedzonek, z jakich słynie Miloš Zeman, kandydat czeskiej lewicy z wyborach prezydenckich. Jasera Arafata porównał do Hitlera, słowackie piwo do szczyn, a swoją byłą koleżankę partyjną nazwał dziwką. W pierwszej turze wyborów prezydenckich uzyskał najlepszy wynik (24,2 proc. głosów). W drugiej turze 25-26 lutego zmierzy się z kandydatem centroprawicy, szefem dyplomacji Karelem Schwarzenbergiem.
Dzieli ich wszystko. 68-letni Miloš Zeman to kandydat prowincjuszy i robotników, którzy po pracy przesiadują w gospodach przy piwie. To typ szwejkowskiego, kutego na cztery nogi cwaniaka, który permanentnie udaje idiotę. 75-letni Karel Schwarzenberg, arystokrata o łagodnym usposobieniu, jest jego przeciwieństwem i kandydatem klasy średniej, czyli Czechów z kawiarni. – Łączy ich tylko jedno – uważa publicysta Josef Mlejnek jr. – Mają podobne, plebejskie poczucie humoru. I umieją wykorzystać je w polityce.
Furorę zrobiły plakaty przedstawiające księcia z irokezem na głowie i punkowym hasłem „Schwarzenberg is not dead”. Młodzi go lubią za światowy sznyt i charyzmę. Ale i Zeman ma swoich zagorzałych zwolenników. Jego autobiografia była bestsellerem na miarę wspomnień Danuty Wałęsowej. W dziesięciomilionowych Czechach sprzedano ponad 100 tys. egzemplarzy. Autor nie zostawił suchej nitki na większości rodzimych polityków, niejednego posła nazywając „debilem” albo „szczurem”. Ten ostatni epitet odnosi się do byłych kolegów z jego macierzystej partii socjaldemokratycznej (ČSSD), którzy nie poparli go podczas wyborów głowy państwa w 2003 r. Prezydenta wyłonił wtedy parlament; nieoczekiwanie, dzięki poparciu komunistów, został nim lider prawicy Václav Klaus. A Zeman na dziesięć lat powędrował na zieloną trawkę.
Dzieli ich wszystko. 68-letni Miloš Zeman to kandydat prowincjuszy i robotników, którzy po pracy przesiadują w gospodach przy piwie. To typ szwejkowskiego, kutego na cztery nogi cwaniaka, który permanentnie udaje idiotę. 75-letni Karel Schwarzenberg, arystokrata o łagodnym usposobieniu, jest jego przeciwieństwem i kandydatem klasy średniej, czyli Czechów z kawiarni. – Łączy ich tylko jedno – uważa publicysta Josef Mlejnek jr. – Mają podobne, plebejskie poczucie humoru. I umieją wykorzystać je w polityce.
Furorę zrobiły plakaty przedstawiające księcia z irokezem na głowie i punkowym hasłem „Schwarzenberg is not dead”. Młodzi go lubią za światowy sznyt i charyzmę. Ale i Zeman ma swoich zagorzałych zwolenników. Jego autobiografia była bestsellerem na miarę wspomnień Danuty Wałęsowej. W dziesięciomilionowych Czechach sprzedano ponad 100 tys. egzemplarzy. Autor nie zostawił suchej nitki na większości rodzimych polityków, niejednego posła nazywając „debilem” albo „szczurem”. Ten ostatni epitet odnosi się do byłych kolegów z jego macierzystej partii socjaldemokratycznej (ČSSD), którzy nie poparli go podczas wyborów głowy państwa w 2003 r. Prezydenta wyłonił wtedy parlament; nieoczekiwanie, dzięki poparciu komunistów, został nim lider prawicy Václav Klaus. A Zeman na dziesięć lat powędrował na zieloną trawkę.
Więcej możesz przeczytać w 4/2013 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.