Staś Fryczkowski popełnił samobójstwo. W swoim pokoju, wieczorem, tuż przed wigilią. Pod wpływem psychozy ponarkotykowej. był uczniem prestiżowego liceum w Warszawie, Miał 16 lat. Palił od kilku miesięcy. Matka Stasia zdecydowała się przerwać milczenie. zrobiła to dla innych rodziców i ich dzieci – ku przestrodze.
Staś zaczął systematycznie palić marihuanę jesienią zeszłego roku. Mniej więcej wtedy, kiedy zdał do warszawskiego liceum na Bednarskiej. Dla utalentowanego wrażliwca taka szkoła zdawała się miejscem idealnym – w którym młodego człowieka się słucha, szanuje, ufa mu się. Na początku sięgał po jointa tylko od czasu do czasu. Eksperymentował, sprawdzał, jak działa, jak można po trawie odjechać. Palił ze szkolnymi kolegami na imprezach. To była zabawa. Palił podczas przerw w lekcjach, na wagarach i po szkole, na długich spacerach, które polubił. Teraz wiadomo dlaczego. W ostatnich tygodniach przed śmiercią palił już właściwie codziennie. To już nie były tylko dziecinne eksperymenty z używkami. Kupował marihuanę pod warszawskim centrum handlowym Arkadia albo na „patelni” przy stacji metra Centrum. Wszystkie dzieciaki w Warszawie wiedzą, że tam towar jest zawsze. Ze zdobyciem trawy nie miał problemów. Żaden nastolatek ich nie ma, bo przecież gandzia jest łatwiej dostępna niż piwo. Nikt nie pyta dzieciaka płacącego dilerowi o dowód osobisty. Za 30- -40 zł każdy może mieć blanta.
Po śmierci Stasia prokuratura wszczęła postępowanie. W ostatni piątek zostało umorzone. W przesłanym rodzicom zawiadomieniu jest mowa wyłącznie o tym, że nie stwierdzono udziału osób trzecich. Przyczyny samobójczej śmierci dziecka organów państwowych nie interesują. Nie ma słowa o przeprowadzeniu analizy toksykologicznej ani nawet o badaniu na obecność alkoholu w jego krwi. Dziecko odebrało sobie życie, bo tak chciało. Tyle. Powody? To nie jest sprawa dla prokuratora. Dla kogo więc?
Marta Bratkowska: Nic nie zauważyłaś?
Anna Fryczkowska: Nic. Ani ja, ani mój mąż, ani nikt z rodziny nie widział, co naprawdę dzieje się ze Stasiem. Nie zauważyli także lekarze, do których go prowadzałam. Nauczyciele. Wszyscy byliśmy ślepi. Wierzysz, że czegoś takiego można nie widzieć?
Po śmierci Stasia prokuratura wszczęła postępowanie. W ostatni piątek zostało umorzone. W przesłanym rodzicom zawiadomieniu jest mowa wyłącznie o tym, że nie stwierdzono udziału osób trzecich. Przyczyny samobójczej śmierci dziecka organów państwowych nie interesują. Nie ma słowa o przeprowadzeniu analizy toksykologicznej ani nawet o badaniu na obecność alkoholu w jego krwi. Dziecko odebrało sobie życie, bo tak chciało. Tyle. Powody? To nie jest sprawa dla prokuratora. Dla kogo więc?
Marta Bratkowska: Nic nie zauważyłaś?
Anna Fryczkowska: Nic. Ani ja, ani mój mąż, ani nikt z rodziny nie widział, co naprawdę dzieje się ze Stasiem. Nie zauważyli także lekarze, do których go prowadzałam. Nauczyciele. Wszyscy byliśmy ślepi. Wierzysz, że czegoś takiego można nie widzieć?
Więcej możesz przeczytać w 4/2013 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.