Jutro [22 stycznia – red.] mija 150 lat od wybuchu powstania styczniowego. Polacy, jak zwykle, wracają do nonsensownej dyskusji, czy można było wygrać, czy warto było walczyć. Wygrać nie można było, bo nikt w Europie nie chciał wówczas wolnej Polski, a walczyć zapewne nie było warto, skoro nie można było wygrać. Czy to jest już koniec rozmowy o powstaniu styczniowym? Zupełnie nie, jeżeli historię traktujemy poważnie.
Po pierwsze zatem, na powstaniu wyrosło całe pokolenie ludzi, którzy – bez względu na późniejsze poglądy – wzięli w nim udział i w ten sposób polskość zagościła na zawsze w ich sercach i umysłach. Młodzi arystokraci z Galicji, w tym późniejsi stańczycy, jak Stanisław Tarnowski, jechali przez granicę do powstania, chociaż nie musieli, i potem siedzieli dwa lata w austriackich więzieniach. Potem byli posłami, profesorami i wielkimi postaciami polskiego życia intelektualnego.
Po drugie, ci sami ludzie, i grupa innych, na skutek debaty na temat sensu i bezsensu powstania styczniowego rozpoczęli znacznie ważniejszą, kluczową dla rozumienia historii Polski debatę między pesymistami a optymistami, inaczej określaną dyskusją między szkołą krakowską a warszawską. Głównym przedmiotem tej debaty była wina własna albo cudza za rozbiory. Dopiero pisma Tarnowskiego, Szujskiego, Bobrzyńskiego – zwłaszcza jego najsłynniejsze dzieło „Dzieje Polski w zarysie”, które w II Rzeczypospolitej i w pierwszych latach powojennych służyło jako podręcznik w liceach – sprawiły, że Polacy pojęli, iż w końcu XVIII w. byli raczej sprawcami swego marnego losu niż ofiarą bezecnych sąsiadów. Mit ofiary był zgubny. Spojrzenie pesymistyczne umożliwiało myślenie w realistycznych kategoriach politycznych. Bez powstania styczniowego takie myślenie by się nie zrodziło.
Po trzecie, bez powstania styczniowego Bóg wie, jak długo polska szlachta zwlekałaby w zaborze rosyjskim z uwolnieniem chłopów. To prawda, że chłopi byli przeciwko szlachcie i wydawali powstańców Rosjanom, ale dlaczego nie mieliby tego robić. Ich nie traktowano jak ludzi. Po powstaniu styczniowym i na skutek jego przebiegu rozpoczyna się wielka praca nad edukacją polskiego ludu prowadzona przez pozytywistów, a także początkowo przez endecję. „Jeden tylko, jeden cud/Z szlachtą polską, polski Lud” pisał Krasiński, ale wiedział, że to bzdura. Na to trzeba było zapracować i ta praca rozpoczęła się między innymi dzięki powstaniu styczniowemu.
powstaniu styczniowemu. Po czwarte, stosunek do powstania styczniowego pokazał dobitnie, jak liberałowie wszystkich krajów traktują wolność. Liberałowie europejscy, a zwłaszcza angielscy, wielokrotnie (John Stuart Mill) domagali się niepodległości dla państwa polskiego (oraz włoskiego) i natychmiast milkli, kiedy powstawała groźba, że te starania o niepodległość mogą doprowadzić do europejskiej wojny. Na poparcie liberałów w trudnych czasach nigdy nie można liczyć, bo uniknięcie wojny będzie dla nich zawsze celem pierwszym i najwyższym.
Po piąte, na zesłaniu Józef Piłsudski spotykał się z byłymi powstańcami, między innymi z Oskarem Awejde, co w decydującej mierze ukształtowało jego poglądy na relację między socjalizmem a niepodległością. Potem, jest to widoczne w sławnej mowie do legionistów z 1922 r., uczynił z powstania styczniowego, a dokładniej z przedmiotu, jakim była pieczęć ówczesnego powstańczego Tymczasowego Rządu Narodowego, mit założycielski odrodzonej Polski. Na fotografiach z lat 20. jeszcze widzimy staruszków z wielkimi brodami i medalami – to byli powstańcy. A mit ten miał określoną i bardzo korzystną funkcję – jednoczył Polaków. Z 31 sierpnia 1980 r. nie potrafiliśmy, głupcy, takiego mitu skonstruować.
Można to wyliczenie zasług powstania prowadzić dalej, wskazać na skutki gospodarcze i na wspaniałe, chociaż dramatyczne utwory literackie powstałe wokół powstania styczniowego, na malarstwo, ale dość. Kto traktuje historię w kategoriach zwycięstw militarnych, ten i tak nic nie zrozumie, kto jednak potrafi umieścić konkretne wydarzenia w ciągu, w długim trwaniu, tej pojmie, że bez powstania styczniowego nie byłoby nas takich, jacy jesteśmy. I tak jest, mimo że chcielibyśmy się od przeszłości odciąć.
Autor jest filozofem i historykiem idei, profesorem Uniwersytetu Warszawskiego, założycielem i wieloletnim redaktorem naczelnym „Res Publiki”.
Po drugie, ci sami ludzie, i grupa innych, na skutek debaty na temat sensu i bezsensu powstania styczniowego rozpoczęli znacznie ważniejszą, kluczową dla rozumienia historii Polski debatę między pesymistami a optymistami, inaczej określaną dyskusją między szkołą krakowską a warszawską. Głównym przedmiotem tej debaty była wina własna albo cudza za rozbiory. Dopiero pisma Tarnowskiego, Szujskiego, Bobrzyńskiego – zwłaszcza jego najsłynniejsze dzieło „Dzieje Polski w zarysie”, które w II Rzeczypospolitej i w pierwszych latach powojennych służyło jako podręcznik w liceach – sprawiły, że Polacy pojęli, iż w końcu XVIII w. byli raczej sprawcami swego marnego losu niż ofiarą bezecnych sąsiadów. Mit ofiary był zgubny. Spojrzenie pesymistyczne umożliwiało myślenie w realistycznych kategoriach politycznych. Bez powstania styczniowego takie myślenie by się nie zrodziło.
Po trzecie, bez powstania styczniowego Bóg wie, jak długo polska szlachta zwlekałaby w zaborze rosyjskim z uwolnieniem chłopów. To prawda, że chłopi byli przeciwko szlachcie i wydawali powstańców Rosjanom, ale dlaczego nie mieliby tego robić. Ich nie traktowano jak ludzi. Po powstaniu styczniowym i na skutek jego przebiegu rozpoczyna się wielka praca nad edukacją polskiego ludu prowadzona przez pozytywistów, a także początkowo przez endecję. „Jeden tylko, jeden cud/Z szlachtą polską, polski Lud” pisał Krasiński, ale wiedział, że to bzdura. Na to trzeba było zapracować i ta praca rozpoczęła się między innymi dzięki powstaniu styczniowemu.
powstaniu styczniowemu. Po czwarte, stosunek do powstania styczniowego pokazał dobitnie, jak liberałowie wszystkich krajów traktują wolność. Liberałowie europejscy, a zwłaszcza angielscy, wielokrotnie (John Stuart Mill) domagali się niepodległości dla państwa polskiego (oraz włoskiego) i natychmiast milkli, kiedy powstawała groźba, że te starania o niepodległość mogą doprowadzić do europejskiej wojny. Na poparcie liberałów w trudnych czasach nigdy nie można liczyć, bo uniknięcie wojny będzie dla nich zawsze celem pierwszym i najwyższym.
Po piąte, na zesłaniu Józef Piłsudski spotykał się z byłymi powstańcami, między innymi z Oskarem Awejde, co w decydującej mierze ukształtowało jego poglądy na relację między socjalizmem a niepodległością. Potem, jest to widoczne w sławnej mowie do legionistów z 1922 r., uczynił z powstania styczniowego, a dokładniej z przedmiotu, jakim była pieczęć ówczesnego powstańczego Tymczasowego Rządu Narodowego, mit założycielski odrodzonej Polski. Na fotografiach z lat 20. jeszcze widzimy staruszków z wielkimi brodami i medalami – to byli powstańcy. A mit ten miał określoną i bardzo korzystną funkcję – jednoczył Polaków. Z 31 sierpnia 1980 r. nie potrafiliśmy, głupcy, takiego mitu skonstruować.
Można to wyliczenie zasług powstania prowadzić dalej, wskazać na skutki gospodarcze i na wspaniałe, chociaż dramatyczne utwory literackie powstałe wokół powstania styczniowego, na malarstwo, ale dość. Kto traktuje historię w kategoriach zwycięstw militarnych, ten i tak nic nie zrozumie, kto jednak potrafi umieścić konkretne wydarzenia w ciągu, w długim trwaniu, tej pojmie, że bez powstania styczniowego nie byłoby nas takich, jacy jesteśmy. I tak jest, mimo że chcielibyśmy się od przeszłości odciąć.
Autor jest filozofem i historykiem idei, profesorem Uniwersytetu Warszawskiego, założycielem i wieloletnim redaktorem naczelnym „Res Publiki”.
Więcej możesz przeczytać w 4/2013 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.