Zanim zobaczymy Agnieszkę Grochowską w roli Danuty Wałęsy, możemy ją oglądać jako Hannah Arendt w Teatrze Telewizji.
Historię relacji Arendt i Martina Heideggera, sztukę „Rzecz o banalności miłości”, wyreżyserował Feliks Falk. Tytuł spektaklu nawiązuje do książki Arendt „Eichmann w Jerozolimie. Rzecz o banalności zła”.
Urszula Hollanek: Pracując nad tą rolą, zrozumiała pani zależność, jaka połączyła Żydówkę i filozofa nazizmu?
Agnieszka Grochowska: Nie da się tego racjonalnie przeanalizować ani zrozumieć, skoro w tę mroczną, emocjonalną relację wdała się jedna z najwybitniejszych intelektualistek ubiegłego wieku. Z jednej strony była to na pewno bardzo silna fascynacja geniuszem Heideggera, z drugiej – po prostu fascynacja dojrzałym mężczyzną. Przecież kiedy go poznała, była jego studentką i miała zaledwie 18 lat.
Piotr Adamczyk, który gra młodego Heideggera, powiedział, że nie znalazł w tej postaci niczego, za co dałoby się ją polubić. Pani znalazła?
Nie szukałam. Trudno przecież wytłumaczyć sobie, że ktoś, kto otwarcie popierał nazistów, był blisko z kimś, kto przeszedł przez obóz. Myślę, że na to trzeba patrzeć wyłącznie przez pryzmat emocji – Heidegger z powodzeniem manipulował Hannah, miał nad nią rodzaj mocy, która dawała mu przewagę. A ona była wobec tych manipulacji bezradna i poddawała się im. Mimo że bardzo dobrze zdawała sobie z nich sprawę.
Ten spektakl to także dialog rozliczeniowy z wojenną przeszłością, kolejna próba jej zrozumienia?
To przede wszystkim wyjątkowa, ponadczasowa historia, która pobudza do rozważań nad przeszłością. Ale w takim samym stopniu zmusza, żeby zastanowić się nad tym, co w nas, ludziach, dzieje się teraz.
Urszula Hollanek: Pracując nad tą rolą, zrozumiała pani zależność, jaka połączyła Żydówkę i filozofa nazizmu?
Agnieszka Grochowska: Nie da się tego racjonalnie przeanalizować ani zrozumieć, skoro w tę mroczną, emocjonalną relację wdała się jedna z najwybitniejszych intelektualistek ubiegłego wieku. Z jednej strony była to na pewno bardzo silna fascynacja geniuszem Heideggera, z drugiej – po prostu fascynacja dojrzałym mężczyzną. Przecież kiedy go poznała, była jego studentką i miała zaledwie 18 lat.
Piotr Adamczyk, który gra młodego Heideggera, powiedział, że nie znalazł w tej postaci niczego, za co dałoby się ją polubić. Pani znalazła?
Nie szukałam. Trudno przecież wytłumaczyć sobie, że ktoś, kto otwarcie popierał nazistów, był blisko z kimś, kto przeszedł przez obóz. Myślę, że na to trzeba patrzeć wyłącznie przez pryzmat emocji – Heidegger z powodzeniem manipulował Hannah, miał nad nią rodzaj mocy, która dawała mu przewagę. A ona była wobec tych manipulacji bezradna i poddawała się im. Mimo że bardzo dobrze zdawała sobie z nich sprawę.
Ten spektakl to także dialog rozliczeniowy z wojenną przeszłością, kolejna próba jej zrozumienia?
To przede wszystkim wyjątkowa, ponadczasowa historia, która pobudza do rozważań nad przeszłością. Ale w takim samym stopniu zmusza, żeby zastanowić się nad tym, co w nas, ludziach, dzieje się teraz.
Więcej możesz przeczytać w 4/2013 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.