Bajka o samolocie – liniowcu marzeń – zmienia się w koszmar. Dreamliner, który miał wynieść nad chmury Boeinga i LOT, ugrzązł na długo uziemiony w hangarach.
Miało być tak pięknie. Gdy w Warszawie lądował niedawno pierwszy z zamówionych przez LOT dreamlinerów, media zrobiły z tego wydarzenie rangi państwowej. Szefostwo LOT- -u pęczniało z dumy, zapowiadając błyskawiczny podbój nieba i kokosowe zyski. Jednak od razu coś zaczęło zgrzytać. Naszego nowoczesnego latawca jedna po drugiej gnębiły usterki – podobnie jak działo się z liniowcami marzeń wcześniej dostarczonymi Japończykom. Jednak prawdziwa czarna seria zaczęła się kilka dni temu. Najpierw w Bostonie doszło do pożaru na pokładzie dreamlinera. Potem boeing 787 należący do japońskich linii lotniczych ANA musiał lądować awaryjnie. Ewakuowano pasażerów oraz załogę, kilkanaście osób zostało rannych. Po tych incydentach najpierw amerykańskie, a potem europejskie władze lotnicze uziemiły wszystkie dreamlinery. Podobnie postąpili przewoźnicy z Japonii, Indii, Etiopii oraz Chile. Na całym świecie duma Boeinga ugrzęzła uwięziona w hangarach.
W sumie z eksploatacji wyłączono 49 latających obecnie maszyn. Zakaz lotów jest bezterminowy: Boeing musi zbadać, dlaczego akumulatory na pokładach samolotów się psują, co grozi pożarami. Szefostwo koncernu zapewnia, że ma już raporty o usterkach i dąży do ich usunięcia.
Projektowany od prawie dekady samolot ma zabierać na pokład – zależnie od wersji – nawet 330 osób. Przeznaczono go do długodystansowych lotów. Pasażerom ma gwarantować luksus oraz bezpieczeństwo, a przewoźnikom – niższe koszty eksploatacji. Od lat jednak wart ponad 30 mld dolarów projekt Dreamlinera prześladuje pech. Jego wprowadzenie na rynek było kilkakrotnie przesuwane: przeszkadzały zarówno warunki obiektywne (strajki w zakładach Boeinga), jak i techniczne (seria usterek). Dość powiedzieć, że pierwszy lot boeinga 787 był planowany na 2007 r. Odbył się w 2011. Boeing ocenia, że aby projekt się zwrócił, musi sprzedać ok. 1100 maszyn. Na razie zamówienia opiewają na blisko 850 maszyn. W szczytowym momencie przewoźnicy zamówili ich ponad 900, ale opóźnienia w realizacji sprawiły, że część linii lotniczych wycofała się z planowanego zakupu.
W sumie z eksploatacji wyłączono 49 latających obecnie maszyn. Zakaz lotów jest bezterminowy: Boeing musi zbadać, dlaczego akumulatory na pokładach samolotów się psują, co grozi pożarami. Szefostwo koncernu zapewnia, że ma już raporty o usterkach i dąży do ich usunięcia.
Projektowany od prawie dekady samolot ma zabierać na pokład – zależnie od wersji – nawet 330 osób. Przeznaczono go do długodystansowych lotów. Pasażerom ma gwarantować luksus oraz bezpieczeństwo, a przewoźnikom – niższe koszty eksploatacji. Od lat jednak wart ponad 30 mld dolarów projekt Dreamlinera prześladuje pech. Jego wprowadzenie na rynek było kilkakrotnie przesuwane: przeszkadzały zarówno warunki obiektywne (strajki w zakładach Boeinga), jak i techniczne (seria usterek). Dość powiedzieć, że pierwszy lot boeinga 787 był planowany na 2007 r. Odbył się w 2011. Boeing ocenia, że aby projekt się zwrócił, musi sprzedać ok. 1100 maszyn. Na razie zamówienia opiewają na blisko 850 maszyn. W szczytowym momencie przewoźnicy zamówili ich ponad 900, ale opóźnienia w realizacji sprawiły, że część linii lotniczych wycofała się z planowanego zakupu.
Więcej możesz przeczytać w 4/2013 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.