Na punkcie jego kosmetyków już oszalała połowa gwiazd Hollywood. Teraz mogą do nich dołączyć pruderyjne muzułmanki. Wojciech Inglot ma szansę na rewolucję w ortodoksyjnym świecie islamu.
Nowy Jork, Times Square, róg Broadwayu i 48th Avenue. To właśnie na słynnym ,,skrzyżowaniu świata” znajduje się jeden z największych sklepów producenta kosmetyków Wojciecha Inglota. Do showroomu o powierzchni 600 mkw. co jakiś czas zaglądają głodne nowych trendów amerykańskie gwiazdy. – Z naszych produktów korzystają Britney Spears, Avril Lavigne, Sofia Vergara, a nawet siostry Kardashian – opowiada z dumą Inglot.
Wkrótce obok reklam amerykańskich gigantów – Coca-Coli, McDonald’s i Pontiaca – na Times Square zawiśnie wielki świecący baner z nazwą polskiej marki kosmetyków, które od 30 lat produkowane są w Przemyślu. – To ma być prezent na urodziny szefa – wyjaśnia Joanna Kobryło, wiceprezes Inglota. Koszt? 1,5 mln dolarów. Elektroniczna reklama ma mieć powierzchnię 200 mkw., czyli prawie tyle samo co boisko do siatkówki. – Jakoś muszę sobie wynagrodzić te 30 lat pracy – kwituje z uśmiechem biznesmen.
Przypudrować komunę
Swoją przyszłość na początku wiązał z farmacją. Poślizgnął się jednak na egzaminie na studia doktoranckie i wylądował w laboratorium Polfy. – Chciałem tam przeczekać do kolejnego terminu, ale szybko się zorientowali, że żaden ze mnie doktorant. Trafiłem do koszar – wspomina Inglot. Został wcielony do wojsk desantowych w Krakowie. – Podczas stanu wojennego bałem się, że zaczniemy pacyfikować studenckie strajki, a mój brat był wiceszefem jednego z nich – opowiada.
Obyło się bez szturmu na akademiki, stan wojenny dobiegł końca, a Inglot po wyjściu z wojska trafił na stare śmieci, czyli do krakowskiej Polfy. – Wiedziałem, że tam kariery nie zrobię – ani zawodowej, ani finansowej – wspomina z uśmiechem. Postanowił wystartować z własnym biznesem.
Wkrótce obok reklam amerykańskich gigantów – Coca-Coli, McDonald’s i Pontiaca – na Times Square zawiśnie wielki świecący baner z nazwą polskiej marki kosmetyków, które od 30 lat produkowane są w Przemyślu. – To ma być prezent na urodziny szefa – wyjaśnia Joanna Kobryło, wiceprezes Inglota. Koszt? 1,5 mln dolarów. Elektroniczna reklama ma mieć powierzchnię 200 mkw., czyli prawie tyle samo co boisko do siatkówki. – Jakoś muszę sobie wynagrodzić te 30 lat pracy – kwituje z uśmiechem biznesmen.
Przypudrować komunę
Swoją przyszłość na początku wiązał z farmacją. Poślizgnął się jednak na egzaminie na studia doktoranckie i wylądował w laboratorium Polfy. – Chciałem tam przeczekać do kolejnego terminu, ale szybko się zorientowali, że żaden ze mnie doktorant. Trafiłem do koszar – wspomina Inglot. Został wcielony do wojsk desantowych w Krakowie. – Podczas stanu wojennego bałem się, że zaczniemy pacyfikować studenckie strajki, a mój brat był wiceszefem jednego z nich – opowiada.
Obyło się bez szturmu na akademiki, stan wojenny dobiegł końca, a Inglot po wyjściu z wojska trafił na stare śmieci, czyli do krakowskiej Polfy. – Wiedziałem, że tam kariery nie zrobię – ani zawodowej, ani finansowej – wspomina z uśmiechem. Postanowił wystartować z własnym biznesem.
Więcej możesz przeczytać w 4/2013 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.