Mówiąc wprost, upadek ze szczytów na sam dół jeszcze nigdy nie był tak szybki ani tak dramatyczny jak w dzisiejszym świecie. Kiedyś polityka zabijało się gazetą. Dziś gazety już nie nadążają. Internet, media społecznościowe, stale otwarte oko kamery potrzebują świeżych twarzy i świeżych dramatów. Spektakl trwa, kariery walą się z hukiem. Bo jest na to społeczne zamówienie albo presja wpływowych kręgów. Najczęściej jednak dzieje się tak na własne życzenie bohaterów.
Długi wywiad telewizyjny, który Oprah Winfrey przeprowadziła z Lance’em Armstrongiem, przejdzie do historii dziennikarstwa. Eksgwiazdor kolarstwa już dawno znalazł się na dnie, ale milczał. Oprah dała mu szansę na szczere wyznanie i rozpoczęcie pokuty. W trakcie rozmowy pokazała cały swój kunszt. Przeprowadziła wywiad, jak chciała, na swoich warunkach, uzyskując efekt, na który liczyła. „Bohater” nie wykorzystał jednak okazji. Amerykanie kochają, gdy upadli herosi biją się w piersi i proszą o drugą szansę. Bill Clinton mimo afery rozporkowej jest dziś ogólnie szanowanym celebrytą i niezwykle wpływową postacią w Waszyngtonie. Tiger Woods, bożyszcze fanów golfa na całym świecie, wyszedł z dołka i znów wygrywa, choć wieszczono mu wieczną hańbę po ujawnieniu seksoholizmu. Armstrong najwyraźniej donikąd nie chce wracać. Przyznał się do jazdy na koksie, ale zrobił to na chłodno, bez poczucia winy czy wstydu. Skoro wszyscy brali, to i on brał. Skoro wszystkie wyścigi były wspomagane chemią, to i jego zwycięstwa były w pełni zasłużone. We wszystkim, co mówił, jedno było niewątpliwie prawdą: że ma zły charakter. Cała reszta sprawiała wrażenie, jakbyśmy zostali poczęstowani ledwie wierzchołkiem góry lodowej. Jakby był to dopiero wstęp. Początek trzęsienia ziemi, po którym Armstrong pociągnie z sobą w otchłań sporą część sportowego światka. Świata napędzanego w równym stopniu chemią, co pieniędzmi sponsorów. Upadek tego świata zostawi nas z czymś gorzkim w ustach. Z kacem po raz na zawsze straconych marzeniach o czystości sportu.
Kaca, choć w innej skali, czuje się też w Warszawie. Zupełnie inna dziedzina życia, inne przejścia i bohater, ale upadek boleśnie podobny. W niespotykanych okolicznościach pracę stracił prezes Giełdy Papierów Wartościowych. Stracił zasłużenie. Ludwik Sobolewski uwierzył, że jest bezkarny i nietykalny. Nikomu się nie kłaniał, z mało kim chciał pertraktować. Widziałem frajdę, jaką mieli finansiści, którzy jeszcze parę miesięcy temu klepali się z Sobolewskim po plecach – a teraz w pięć minut usunęli go z urzędu. Nie było to ładne. Jednak prezes po ujawnieniu afery zachował się inaczej, niż powinien. Zamiast przyznać, że przesadził, brnął w ślepym uporze. Nie zgodził się odejść dobrowolnie i po cichu, wolał publiczny show. Ciężko mu będzie wrócić.
Jeszcze jeden przypadek. Aleksander Kwaśniewski. Z nim był i jest jeden podstawowy problem. Za wcześnie został prezydentem i zbyt wcześnie stał się prezydentem byłym. Takim, który jeszcze wiele może, chce i potrafi. A zarazem zaszedł tak wysoko, że nie ma dla niego – w jego oczach – wystarczająco dobrych posad ani urzędów. Takich na miarę jego oczekiwań. Kwaśniewski od lat pozostaje w samym środku polityki, a zarazem jako „były” jest poza nią. Nie ma nic niezwykłego ani nagannego w tym, że doradza bogaczom czy szefom innych państw i rządów – nawet jeśli nie całkiem demokratycznych. Taka rola ekspolityków, od Waszyngtonu po Warszawę. Problem zaczyna się, gdy bohater ma dość „emerytury” i chce wrócić do swojego naturalnego żywiołu. Wtedy budzą się demony. Tylko tak da się wytłumaczyć ostry atak, który na Kwaśniewskiego przypuściła „Gazeta Wyborcza”. Człowiek, który był najbliższym aliantem, wręcz przyjacielem domu, nagle stał się niemal przestępcą, opływającym w luksusy za pieniądze oligarchów i despotów. Jeśli miał to być sygnał ostrzegawczy, został nadany we właściwym momencie, w chwili gdy Kwaśniewski i szukający na gwałt przetrwania Palikot zaczęli myśleć o wspólnej euroliście. To nie jest upadek, ale wyraźny sygnał: Olku, nie idź tą drogą. Posłucha? Jeśli nie, warto, by zaczął zgłębiać przypadki Armstronga i Sobolewskiego
Kaca, choć w innej skali, czuje się też w Warszawie. Zupełnie inna dziedzina życia, inne przejścia i bohater, ale upadek boleśnie podobny. W niespotykanych okolicznościach pracę stracił prezes Giełdy Papierów Wartościowych. Stracił zasłużenie. Ludwik Sobolewski uwierzył, że jest bezkarny i nietykalny. Nikomu się nie kłaniał, z mało kim chciał pertraktować. Widziałem frajdę, jaką mieli finansiści, którzy jeszcze parę miesięcy temu klepali się z Sobolewskim po plecach – a teraz w pięć minut usunęli go z urzędu. Nie było to ładne. Jednak prezes po ujawnieniu afery zachował się inaczej, niż powinien. Zamiast przyznać, że przesadził, brnął w ślepym uporze. Nie zgodził się odejść dobrowolnie i po cichu, wolał publiczny show. Ciężko mu będzie wrócić.
Jeszcze jeden przypadek. Aleksander Kwaśniewski. Z nim był i jest jeden podstawowy problem. Za wcześnie został prezydentem i zbyt wcześnie stał się prezydentem byłym. Takim, który jeszcze wiele może, chce i potrafi. A zarazem zaszedł tak wysoko, że nie ma dla niego – w jego oczach – wystarczająco dobrych posad ani urzędów. Takich na miarę jego oczekiwań. Kwaśniewski od lat pozostaje w samym środku polityki, a zarazem jako „były” jest poza nią. Nie ma nic niezwykłego ani nagannego w tym, że doradza bogaczom czy szefom innych państw i rządów – nawet jeśli nie całkiem demokratycznych. Taka rola ekspolityków, od Waszyngtonu po Warszawę. Problem zaczyna się, gdy bohater ma dość „emerytury” i chce wrócić do swojego naturalnego żywiołu. Wtedy budzą się demony. Tylko tak da się wytłumaczyć ostry atak, który na Kwaśniewskiego przypuściła „Gazeta Wyborcza”. Człowiek, który był najbliższym aliantem, wręcz przyjacielem domu, nagle stał się niemal przestępcą, opływającym w luksusy za pieniądze oligarchów i despotów. Jeśli miał to być sygnał ostrzegawczy, został nadany we właściwym momencie, w chwili gdy Kwaśniewski i szukający na gwałt przetrwania Palikot zaczęli myśleć o wspólnej euroliście. To nie jest upadek, ale wyraźny sygnał: Olku, nie idź tą drogą. Posłucha? Jeśli nie, warto, by zaczął zgłębiać przypadki Armstronga i Sobolewskiego
Więcej możesz przeczytać w 4/2013 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.