To podobno miał być ten mecz. Mówiło się o nim od miesięcy. Mobilizacja, walka. Starcie z Ukrainą, czyli decydujący moment w walce o mundial w Brazylii. Niezapomniany premier Rosji Wiktor Czernomyrdin powiedział kiedyś: „Chcieliśmy dobrze, a wyszło tak jak zawsze”. Tak było w piątek z polskimi piłkarzami. Głośno zaśpiewali hymn, chcieli dobrze, ale zanim zorientowali się, o co chodzi na boisku, było 0:2. W najważniejszej bitwie wiosny daliśmy się podejść jak dzieci. Polacy zagrali dobrze przez 20 minut. Za krótko, żeby liczyć się w poważnej grze. Ukraińcy byli zdeterminowani, agresywni i piłkarsko lepsi. Gdyby bardziej się przyłożyli, mogli strzelić naszym jeszcze trzy bramki. Nie musieli, i tak prowadzili 3:1. Na ich tle kadra Waldemara Fornalika nie była zespołem. Wyglądała jak niezgrana podwórkowa zbieranina. W drugiej połowie, mając nóż na gardle, Polacy nie zagrali żadnej akcji, na której można byłoby zawiesić oko. W dzisiejszych czasach w każdy weekend można obejrzeć kilka dobrych meczów lig Hiszpanii, Niemiec, Anglii. To jest inny sport niż kartoflany futbol, który prezentuje nasza kadra. Kibic nie da się oszukać. W piłce jesteśmy dekadę nawet za europejskimi średniakami. Cieszmy się z asyst Błaszczykowskiego i goli Lewandowskiego w klubie, podziwiajmy wielkie drużyny, kochajmy futbol, ale wybijmy sobie z głowy mundial! Nie dajmy się podpuszczać. To impreza dla najlepszych drużyn, a nie podwórkowy turniej.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.