Dwumetrowy facet z potarganymi włosami i w okularach nie za bardzo pasuje do dzieci i zabawek. Wygląda raczej na księgowego albo bankowca. A jednak. Kiedy Jørgen Vig Knudstorp zaczyna opowiadać o zamkach, domach i maszynach zbudowanych z klocków Lego, rozczula się i szeroko uśmiecha. – Najwięcej o zarządzaniu nauczyłem się, pracując w przedszkolu. Jeśli jesteś w stanie skupić uwagę kilkulatków, to będziesz świetnym prezesem takiej firmy – mówił szef Lego, kiedy dziennikarze „Financial Timesa” zapytali go, jakim cudem udało mu się wyciągać duńską firmę z kryzysu.
Dziesięć lat temu Lego zmierzało prostą drogą do bankructwa. Straty przekraczające w przeliczeniu miliard złotych, utrata jednej czwartej klientów, zwolnienia pracowników. Firma traciła rynek na rzecz konkurentów: Hasbro (gry planszowe „Monopoly”, roboty Transformers, samochody Playskool) oraz Mattela (producenta lalek Barbie). Choć było to szokiem dla Duńczyków, Kjeld Kirk Kristiansen, twórca sukcesu firmy w latach 80., musiał ustąpić ze stanowiska. Stery rodzinnego biznesu przekazał wynajętemu menedżerowi, którego wkrótce okrzyknięto cudotwórcą, bo przez pięć lat kilkakrotnie zwiększył wpływy ze sprzedaży i zyski Lego.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.