Pewna pani napisała do mnie list, w którym wyjaśnia, że „sercem jest po stronie lewicy, postępu oraz feministek”, ale rozumem musi być po stronie prawicy. Nie dlatego, że bardziej do niej trafia program polityczny Prawa i Sprawiedliwości, ale dlatego, że rozumie jego język. Ładny to język, prosty, przede wszystkim zrozumiały „bez encyklopedii”. Prosty człowiek – pisze pani Barbara – „męczy się niezrozumieniem”, a nie będzie sprawdzał w słownikach, co znaczy „równość płci”, „euro”, „parytet” albo „tolerancja”. Gdyby feministki powiedziały wprost: „Kobieto, nie daj chłopu, aby Tobą pomiatał”, toby miały jakieś efekty, a tak efekty ma poseł Kłopotek, który mówi: „Chłopy, czy was pogięło?”.
Kto rozumie język „postępowców”? Kto rozumie „Krytykę Polityczną”? Kto w ogóle pojmuje, co się dzieje na lewicy? Czymże jest dziś postęp, którego wyrzeka się nawet Donald Tusk? Trzeba o tym czytać, dyskutować, studiować… Tymczasem w PiS nie ma nic do przeczytania, nic do dyskusji czy zrozumienia. PiS jest wyraziste, wszystkowiedzące, a przede wszystkim – bardzo łatwe w odbiorze. Pani Barbara ma rację!
Najważniejszy jest język PiS. Nie skłania do myślenia, przeciwnie – „myśli za ciebie”; żadnej zachęty do dyskusji, żadnych słowników ani encyklopedii. Prawica mówi tonem obwieszczeń, deklaracji i suchych „faktów”. Wie, jak jest, jak było i jak ma być. Kto jest zdrajcą, a kto zbawicielem. Kto zdrowy, a kto chory. Jak rozwiązać wszystkie problemy, nie przeciążając głowy wiedzą, a narracji politycznej – refleksją i wątpliwościami.
Język prawicy stanowi zbiór prostych zaklęć. Wszystko jest jakby przemową i wszystko dzieje się publicznie, ex cathedra. Język ten nie znosi komplikacji, refleksyjności, a nawet reguł wnioskowania. Jest hasłowy i monotonny. Nie pojawiają się w nim nowe słowa, nowe fakty ani problemy. Przeciwnie – język ten cieszy się doskonałym ubóstwem. Jest „wrak”, „zdrada”, „zdrajca” i „ojczyzna zagrożona”. Są „zdrowi i normalni”, „chorzy i zboczeni”. Wiadomo, gdzie jest „Prawda”, a gdzie śpi szatan. I Bóg jest, co stoi po stronie wodza. A Bóg jest prosty, „rydzykowy”, a nie jakiś teologiczny.
Język prawicy jest cykliczny jak święta narodowe i religijne: co roku powraca jego stara gadka. Mamy kwiecień, więc będzie o wraku, zdradzie i Prawdzie, w maju – o niepodległości i prawdziwym patriotyzmie, w sierpniu – o pielgrzymkach, cudach i Kościele, który atakowany zewsząd jest, w listopadzie – znów o zdradzie i o tym, kto jest prawdziwym Polakiem. Przed wyborami – o tym, na kogo głosować i kto wie najlepiej, co jest twoim szczęściem. Bo sam/ sama nie wiesz. Wie On. To proste jest!
Język prawicy ma też charakter totalizujący. Gdyby PiS przejęło władzę, język zdominowałby wszystkie publiczne i prywatne sfery życia: politykę, wymiar sprawiedliwości, gospodarkę, sztukę, sport, rodzinę i przedszkole. Jest to też język sentymentalny. Usypiając refleksyjność, działa na proste emocje: „Jest źle, ale mamy proste rozwiązania – dołącz się, będziesz w raju!”. Jego inwencja jest zredukowana do prostych i przemyślanych eksperymentów. Ostatnim jest Paweł Kukiz. Przystojny, energiczny muzyk, któremu znudziło się śpiewanie, a nigdy nie lubił czytać. Kukiz wie, że rozwiązaniem wszystkich problemów Polaków będą jednomandatowe okręgi wyborcze. To trochę tak, jakby wierzyć, że spluwanie przez lewe ramię na widok kota przeciwdziała wszelkim nieszczęściom. Ale chwyta! Bo właśnie dlatego, że ludzie spluwają przez lewe ramię na widok kota, uwierzą w JOW. Proste hasło, nie trzeba wyjaśniać, wystarczy namalować na koszulkach, jeździć po Polsce i wykrzykiwać językiem prostym, emocjonalnym, monotonnym, teatralnym, że JOW nas zbawią. No i jeszcze, że „wrak”, „zdrada”, „niepodległość zagrożona”, że „patriotyzm” i że „geje to zboczeńcy” – dodać nie zawadzi. „Kukiz się zbliża, już puka do twych drzwi, pobiegnij go przywitać, niech wino w ręku drży. O szczęście niepojęte, sam Kukiz odwiedza mnie….”.
Pani Barbara ma rację: „Ludzie nie lubią się męczyć niezrozumieniem”. Kukiza natomiast zrozumieją wszyscy. I proboszcz będzie w każdym domu. PiS też.
Najważniejszy jest język PiS. Nie skłania do myślenia, przeciwnie – „myśli za ciebie”; żadnej zachęty do dyskusji, żadnych słowników ani encyklopedii. Prawica mówi tonem obwieszczeń, deklaracji i suchych „faktów”. Wie, jak jest, jak było i jak ma być. Kto jest zdrajcą, a kto zbawicielem. Kto zdrowy, a kto chory. Jak rozwiązać wszystkie problemy, nie przeciążając głowy wiedzą, a narracji politycznej – refleksją i wątpliwościami.
Język prawicy stanowi zbiór prostych zaklęć. Wszystko jest jakby przemową i wszystko dzieje się publicznie, ex cathedra. Język ten nie znosi komplikacji, refleksyjności, a nawet reguł wnioskowania. Jest hasłowy i monotonny. Nie pojawiają się w nim nowe słowa, nowe fakty ani problemy. Przeciwnie – język ten cieszy się doskonałym ubóstwem. Jest „wrak”, „zdrada”, „zdrajca” i „ojczyzna zagrożona”. Są „zdrowi i normalni”, „chorzy i zboczeni”. Wiadomo, gdzie jest „Prawda”, a gdzie śpi szatan. I Bóg jest, co stoi po stronie wodza. A Bóg jest prosty, „rydzykowy”, a nie jakiś teologiczny.
Język prawicy jest cykliczny jak święta narodowe i religijne: co roku powraca jego stara gadka. Mamy kwiecień, więc będzie o wraku, zdradzie i Prawdzie, w maju – o niepodległości i prawdziwym patriotyzmie, w sierpniu – o pielgrzymkach, cudach i Kościele, który atakowany zewsząd jest, w listopadzie – znów o zdradzie i o tym, kto jest prawdziwym Polakiem. Przed wyborami – o tym, na kogo głosować i kto wie najlepiej, co jest twoim szczęściem. Bo sam/ sama nie wiesz. Wie On. To proste jest!
Język prawicy ma też charakter totalizujący. Gdyby PiS przejęło władzę, język zdominowałby wszystkie publiczne i prywatne sfery życia: politykę, wymiar sprawiedliwości, gospodarkę, sztukę, sport, rodzinę i przedszkole. Jest to też język sentymentalny. Usypiając refleksyjność, działa na proste emocje: „Jest źle, ale mamy proste rozwiązania – dołącz się, będziesz w raju!”. Jego inwencja jest zredukowana do prostych i przemyślanych eksperymentów. Ostatnim jest Paweł Kukiz. Przystojny, energiczny muzyk, któremu znudziło się śpiewanie, a nigdy nie lubił czytać. Kukiz wie, że rozwiązaniem wszystkich problemów Polaków będą jednomandatowe okręgi wyborcze. To trochę tak, jakby wierzyć, że spluwanie przez lewe ramię na widok kota przeciwdziała wszelkim nieszczęściom. Ale chwyta! Bo właśnie dlatego, że ludzie spluwają przez lewe ramię na widok kota, uwierzą w JOW. Proste hasło, nie trzeba wyjaśniać, wystarczy namalować na koszulkach, jeździć po Polsce i wykrzykiwać językiem prostym, emocjonalnym, monotonnym, teatralnym, że JOW nas zbawią. No i jeszcze, że „wrak”, „zdrada”, „niepodległość zagrożona”, że „patriotyzm” i że „geje to zboczeńcy” – dodać nie zawadzi. „Kukiz się zbliża, już puka do twych drzwi, pobiegnij go przywitać, niech wino w ręku drży. O szczęście niepojęte, sam Kukiz odwiedza mnie….”.
Pani Barbara ma rację: „Ludzie nie lubią się męczyć niezrozumieniem”. Kukiza natomiast zrozumieją wszyscy. I proboszcz będzie w każdym domu. PiS też.
Więcej możesz przeczytać w 13/2013 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.