Mick Hucknall: Jaką tam macie pogodę w Polsce?
Anna Gromnicka: W nocy minus osiem.
Mój Boże, współczuję.
Miejmy nadzieję, że do czasu twojego koncertu w Warszawie zbliży się do zera.
Liczyłem na więcej, ale niech będzie zero.
Pamiętam twój występ na festiwalu w Sopocie w 2005 r. W muzyce osiągnąłeś wszystko. Co cię napędza, żeby wciąż koncertować?
Kocham występy publiczne, w nich tkwi sens muzyki pop. Tylko podczas kontaktu z publicznością sprawdzam się jako artysta.
25 lat temu powiedziałeś w wywiadzie dla „New Musical Express”: „Większość zespołów nie rozumie, co to jest rock and roll”. Czym on jest dla ciebie?
Wtedy postanowiłem zawiesić działalność Simply Red i szukałem inspiracji w muzyce rockowej jako najsilniej zakorzenionej w tradycji brytyjskiej. Marzyłem o stworzeniu czegoś, co zbliżyłoby się do złotych czasów rock and rolla. Miałem szczęście zrobić kilka projektów z gwiazdorami Rolling Stones: Billem Wymanem – wystąpiliśmy razem w ubiegłym roku w Amsterdamie, Ronniem Woodem – z nim i reaktywowanymi The Faces ruszyłem w trasę – czy Charliem Wattsem i jego kapelą boogie-woogie. Poszło tak świetnie, że zaplanowaliśmy wydanie materiału na płycie. Udało mi się więc wrócić do tego, o czym mówiłem w tamtym wywiadzie – do prawdziwego rock and rolla.
Podobno nagrywanie w 2003 r. albumu Simply Red „Home” było dla ciebie koszmarem. Mówiłeś wtedy: „Przysięgam, że od dziś zawsze będę nagrywał płyty tak, jak powstawały w latach 60. i 70. W pokoju, z muzykami i żywymi instrumentami”. Jesteś tradycjonalistą?
Jeśli chodzi o muzykę – tak. Od tamtego czasu nigdy nie złamałemobietnicy. W ten sposób powstało „American Soul”, tak nagrywałem najnowszy albm, który ukaże się w tym roku. Żadna technika nie zastąpi dobrego, naturalnego głosu ani energii muzyków.
Biznes muzyczny błyskawicznie się zmienia. Za chwilę nie będzie płyt, które można trzymać w ręku.
To prawda. Mieliśmy szczęście, że w 1998 r. potrafiliśmy przewidzieć, co się stanie, dlatego już wtedy mieliśmy wytwórnię, która zabezpieczała prawa do całej naszej muzyki. Kolejne kontrakty podpisywałem już z własną firmą, żeby nie tracić pieniędzy na koncerny i menedżerów. Od kilkunastu lat jestem w pełni niezależnym artystą.
Wypowiadasz się otwarcie w sprawach polityki. Broniłeś Partii Pracy. Jednak Tony’ego Blaira już nie ma. Za to macie Davida Camerona, który zaproponował referendum w sprawie wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Naprawdę chcecie się ewakuować?
Chyba żartujesz! To są gierki Camerona. Partia Pracy zaczęła przejmować głosy konserwatystów i to spowodowało jego paniczną reakcję. Chce pokazać, że coś robi. Nie mamy zamiaru wychodzić z Unii.
Widziałam sondaże, z których wynika, że 60 proc. Brytyjczyków zagłosowałoby za wyjściem ze Wspólnoty.
Wolę rozmawiać o faktach, z których jasno wynika, że nasze wyjście z Unii nic nie da. Zresztą w połowie lat 90. też byliśmy o krok od opuszczenia UE. Myślę jednak, że gdyby do debaty dołączyła bardziej oświecona część społeczeństwa, okazałoby się, że ci, którzy chcą zdezerterować, są w mniejszości. Uważam, że zmiany w Unii są konieczne i że to właśnie Wielka Brytania, wspólnie z Niemcami, może pokazać ich kierunek.
Simply Red, Sala Kongresowa, Warszawa, 26.03, wejście od godz. 18
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.