Ostatnio obiegła media wiadomość o pewnym Amerykaninie, który sam siebie nadał na bagaż w formie paczki i wysłał pocztą lotniczą. Ten nowatorski czyn spotkał się z potępieniem znanych z okrucieństwa władz amerykańskich, które obecnie na różne sposoby szykanują człowieka paczkę. Ponieważ nadawanie samego siebie nie jest ujęte w żadne paragrafy, nękają go zastępczo najróżniejszymi przepisami, nie zauważając przy tym, że pomysłowy obywatel ukarał się już sam - rezygnując z rejsu w przytulnej kabinie, z napojów, drinków i rozterek, co wybrać beuf or chicken? Zamiast tego zdecydował się marznąć w luku bagażowym, co - jak wiadomo - grozi śmiercią lub kalectwem. Tymczasem w sytuacji pojawiania się na europejskim niebie "tanich linii", proponujących loty za garść euro, jest to nieoczekiwana szansa dla wielkich, renomowanych przewoźników, aby wygrać z konkurencją poprzez oferowanie przelotu za złotówkę (no, powiedzmy za dolara!).
Wykorzystanie metody paczkowania podróżnych otwiera ogromne możliwości przed transportem powietrznym. Do największych jumbo jetów można zapakować ledwie kilkaset osób. W formie standardowych paczek - powiedzmy w pięciu podstawowych rozmiarach - zmieści się kilka tysięcy. Giganci wybiorą double box, a bliźniaki jednojajowe upchnie się w jednym opakowaniu. Warunki może nie będą komfortowe, ale zanim potępimy koncepcję, dajmy się wypowiedzieć potencjalnym pasażerom. Co wybiorą? Komfort czy cenę? Poza tym na lotnisku każdy podróżny mógłby dostać zastrzyk (lub czopek) nasenny i już byłoby mu obojętne dokąd i w jakich warunkach leci.
Niemożliwe? Nie ma na tym świecie rzeczy niemożliwych. Ostatnio z więzienia w RPA uciekł pewien oszust. Nie byłoby w tym nic dziwnego, w Polsce nie ma tygodnia, żeby ktoś nie uciekł z mamra. Wspomniany przestępca nie miał jednak nóg. A może miał, tylko doskonale oszukiwał? Albo przebrał się za przeznaczoną do zwrotu paczkę żywnościową?
Na koniec warto zauważyć, że patent na "samoprzesyłkę" nie należy wcale do wspomnianego obywatela USA. Wcześniej prekursorsko zastosował tę metodę nasz obywatel - Lew R., który, według prokuratury, ze swą korupcyjną propozycją nadał się sam i w dodatku nic o tym nie wiedział.
Wykorzystanie metody paczkowania podróżnych otwiera ogromne możliwości przed transportem powietrznym. Do największych jumbo jetów można zapakować ledwie kilkaset osób. W formie standardowych paczek - powiedzmy w pięciu podstawowych rozmiarach - zmieści się kilka tysięcy. Giganci wybiorą double box, a bliźniaki jednojajowe upchnie się w jednym opakowaniu. Warunki może nie będą komfortowe, ale zanim potępimy koncepcję, dajmy się wypowiedzieć potencjalnym pasażerom. Co wybiorą? Komfort czy cenę? Poza tym na lotnisku każdy podróżny mógłby dostać zastrzyk (lub czopek) nasenny i już byłoby mu obojętne dokąd i w jakich warunkach leci.
Niemożliwe? Nie ma na tym świecie rzeczy niemożliwych. Ostatnio z więzienia w RPA uciekł pewien oszust. Nie byłoby w tym nic dziwnego, w Polsce nie ma tygodnia, żeby ktoś nie uciekł z mamra. Wspomniany przestępca nie miał jednak nóg. A może miał, tylko doskonale oszukiwał? Albo przebrał się za przeznaczoną do zwrotu paczkę żywnościową?
Na koniec warto zauważyć, że patent na "samoprzesyłkę" nie należy wcale do wspomnianego obywatela USA. Wcześniej prekursorsko zastosował tę metodę nasz obywatel - Lew R., który, według prokuratury, ze swą korupcyjną propozycją nadał się sam i w dodatku nic o tym nie wiedział.
Więcej możesz przeczytać w 39/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.