"Piraci z Karaibów" to widowiskowe połączenie filmu przygodowego i horroru
Tomasz Raczek: Panie Zygmuncie, podobno nad filmami o piratach ciążyła klątwa, bo przynosiły producentom straty finansowe. Aż pojawił się obraz "Piraci z Karaibów. Klątwa czarnej perły" i owa klątwa została zdjęta. Mamy przebój.
Zygmunt Kałużyński: Dla mnie to jest, panie Tomaszu, wyjątkowa radość, bo - jako odwieczny bywalec kina - pamiętam cykle, które w kinie niemym miały się dobrze, a później zniknęły i już się nie pojawiały. Idzie mi o takie cykle jak na przykład "przygody w Afryce". Wie pan, kiedy ja byłem chłopcem, co drugi film był o wyprawie do Afryki. Powieść "Kopalnie króla Salomona" sfilmowano chyba z tuzin razy. No i wreszcie "cykl piracki". Za moich czasów od piratów roiło się na ekranie!
TR: Może za pana czasów, panie Zygmuncie, piraci jeszcze napadali na statki?
ZK: He he, niewykluczone. Zresztą do tej pory słyszy się o piratach.
TR: Tylko że teraz chodzi raczej o piratów płytowych, tych ze Stadionu Dziesięciolecia w Warszawie.
ZK: Myślę, że w obecnych czasach nakręcenie filmu "afrykańskiego" byłoby niedorzecznością, bo ci widzowie, którzy kiedyś tęsknili za przygodą, dzisiaj oglądają science fiction.
TR: Nie zgadzam się z panem. Przecież właśnie teraz wyprodukowano "Piratów z Karaibów" i ten film odniósł sukces. Czyli widzowie nadal potrzebują takiej opowieści!
ZK: Wypada więc się zastanowić, dlaczego ten gatunek najpierw zniknął, a teraz znowu ma takie powodzenie. Jako wielbiciel filmów o piratach stwierdzam, że te dawne znacznie różniły się od dzisiejszych. Przede wszystkim zawierały pewnego rodzaju czarny humor. Piraci mieli swoje kostiumy, tak jak kowboje w filmach kowbojskich. Taki kostium nosi Johnny Depp, który jest w naszym filmie główną postacią piracką: ma łeb obwiązany jedwabną chustką tak ściśle, że nie widać ani jednego włosa, ma brodę i kolczyki�
TR: �no i zachowuje się niemal jak transwestyta. Trudno uwierzyć, że taki mężczyzna może się cieszyć szacunkiem u innych mężczyzn. Ale tak jest.
ZK: Wie pan, tamte filmy to były filmy z charakterem - pełne humoru, na owe czasy szalenie ryzykownego.
TR: Nie sądzi pan, że Depp także gra pirata z humorem?
ZK: Gra z wesołą nonszalancją, ale ja myślę o czymś innym. Dawniej było tak: pirat po wielkim starciu, napadzie na statek, skarży się: "Obcięli mi ucho". Kolega mówi: "Nie martw się, zagoi się". "Ale tam miałem kolczyk!". Bo jemu chodziło o kolczyk, a nie o ucho. Albo taka scena: piraci schwytali arystokratów, z których jeden, elegancko ubrany, w koszuli z koronkami zdejmuje z palca wspaniały pierścień z rubinem świecącym na cały ekran i na oczach piratów, szydząc z nich, połyka go. Widzimy wtedy, jak groźny pirat wyciąga nóż, schodzi z ekranu (nie wiemy, co robi), wraca za chwilę z tym pierścieniem i wyciera go starannie o swoje ubranie. To był typowy humor. To były komedie!
TR: Trudno powiedzieć, żeby ta scena była komiczna. Raczej okrutna. Tymczasem w "Piratach z Karaibów" co krok są zaskakujące sceny groteskowe. Chwilami nawet miałem wrażenie, że to pastisz gatunku.
ZK: W ogóle cały ten gatunek jest pastiszem. Pirateria to było szalenie groźne przestępstwo, tępione w wyjątkowo okrutny sposób. Każdego schwytanego pirata natychmiast wieszano. Pierwsze filmy o piratach opierały się na literaturze. Taka scenka z krwawym pierścieniem to było coś, co w powieści funkcjonowało jako przykład okrucieństwa autentycznego piractwa. Ale na ekranie wyglądało to już na czysty komizm! Powrót tego tematu rzeczywiście jest zaskakujący.
TR: No to skąd ten sukces?
ZK: Moim zdaniem, powodzenie "Piratów z Karaibów" wynika z wprowadzenia nowych elementów, przede wszystkim z horroru wampirycznego. W filmie ucieka szajka piratów, w posiadaniu której jest skarb Inków, do którego brakuje jednak elementu�
TR: �ale gdy ten element się znajdzie, będzie można zdjąć ze skarbu klątwę.
ZK: Jak działa ta klątwa? Otóż w nocy wszyscy piraci zamieniają się w szkielety. Tego nie było nigdy wcześniej. To absolutna nowość!
TR: Nie było też chyba takich efektów komputerowych. To dzięki nim te sceny wyglądają tak widowiskowo.
ZK: Teraz mnie pan dotknął, panie Tomaszu. Dawniej też robiono popisowe sceny, niech mi pan wierzy. Zresztą z reguły bohater, który jakoby był piratem, okazywał się zupełnie kim innym, na przykład księciem udającym wodza piratów.
TR: O Johnnym Deppie można powiedzieć tylko, że to pirat dziwak.
ZK: Ale on jest nowoczesny.
TR: Myśli pan, że cechą nowoczesności jest dziwactwo?
ZK: Takie, jakie uprawia Depp: młodzieżowa nonszalancja, niedbały rozmach, sympatyczny stosunek do ludzi w połączeniu z nieprzewidzianymi gwałtownymi posunięciami. To jest figura nowoczesna.
Zygmunt Kałużyński: Dla mnie to jest, panie Tomaszu, wyjątkowa radość, bo - jako odwieczny bywalec kina - pamiętam cykle, które w kinie niemym miały się dobrze, a później zniknęły i już się nie pojawiały. Idzie mi o takie cykle jak na przykład "przygody w Afryce". Wie pan, kiedy ja byłem chłopcem, co drugi film był o wyprawie do Afryki. Powieść "Kopalnie króla Salomona" sfilmowano chyba z tuzin razy. No i wreszcie "cykl piracki". Za moich czasów od piratów roiło się na ekranie!
TR: Może za pana czasów, panie Zygmuncie, piraci jeszcze napadali na statki?
ZK: He he, niewykluczone. Zresztą do tej pory słyszy się o piratach.
TR: Tylko że teraz chodzi raczej o piratów płytowych, tych ze Stadionu Dziesięciolecia w Warszawie.
ZK: Myślę, że w obecnych czasach nakręcenie filmu "afrykańskiego" byłoby niedorzecznością, bo ci widzowie, którzy kiedyś tęsknili za przygodą, dzisiaj oglądają science fiction.
TR: Nie zgadzam się z panem. Przecież właśnie teraz wyprodukowano "Piratów z Karaibów" i ten film odniósł sukces. Czyli widzowie nadal potrzebują takiej opowieści!
ZK: Wypada więc się zastanowić, dlaczego ten gatunek najpierw zniknął, a teraz znowu ma takie powodzenie. Jako wielbiciel filmów o piratach stwierdzam, że te dawne znacznie różniły się od dzisiejszych. Przede wszystkim zawierały pewnego rodzaju czarny humor. Piraci mieli swoje kostiumy, tak jak kowboje w filmach kowbojskich. Taki kostium nosi Johnny Depp, który jest w naszym filmie główną postacią piracką: ma łeb obwiązany jedwabną chustką tak ściśle, że nie widać ani jednego włosa, ma brodę i kolczyki�
TR: �no i zachowuje się niemal jak transwestyta. Trudno uwierzyć, że taki mężczyzna może się cieszyć szacunkiem u innych mężczyzn. Ale tak jest.
ZK: Wie pan, tamte filmy to były filmy z charakterem - pełne humoru, na owe czasy szalenie ryzykownego.
TR: Nie sądzi pan, że Depp także gra pirata z humorem?
ZK: Gra z wesołą nonszalancją, ale ja myślę o czymś innym. Dawniej było tak: pirat po wielkim starciu, napadzie na statek, skarży się: "Obcięli mi ucho". Kolega mówi: "Nie martw się, zagoi się". "Ale tam miałem kolczyk!". Bo jemu chodziło o kolczyk, a nie o ucho. Albo taka scena: piraci schwytali arystokratów, z których jeden, elegancko ubrany, w koszuli z koronkami zdejmuje z palca wspaniały pierścień z rubinem świecącym na cały ekran i na oczach piratów, szydząc z nich, połyka go. Widzimy wtedy, jak groźny pirat wyciąga nóż, schodzi z ekranu (nie wiemy, co robi), wraca za chwilę z tym pierścieniem i wyciera go starannie o swoje ubranie. To był typowy humor. To były komedie!
TR: Trudno powiedzieć, żeby ta scena była komiczna. Raczej okrutna. Tymczasem w "Piratach z Karaibów" co krok są zaskakujące sceny groteskowe. Chwilami nawet miałem wrażenie, że to pastisz gatunku.
ZK: W ogóle cały ten gatunek jest pastiszem. Pirateria to było szalenie groźne przestępstwo, tępione w wyjątkowo okrutny sposób. Każdego schwytanego pirata natychmiast wieszano. Pierwsze filmy o piratach opierały się na literaturze. Taka scenka z krwawym pierścieniem to było coś, co w powieści funkcjonowało jako przykład okrucieństwa autentycznego piractwa. Ale na ekranie wyglądało to już na czysty komizm! Powrót tego tematu rzeczywiście jest zaskakujący.
TR: No to skąd ten sukces?
ZK: Moim zdaniem, powodzenie "Piratów z Karaibów" wynika z wprowadzenia nowych elementów, przede wszystkim z horroru wampirycznego. W filmie ucieka szajka piratów, w posiadaniu której jest skarb Inków, do którego brakuje jednak elementu�
TR: �ale gdy ten element się znajdzie, będzie można zdjąć ze skarbu klątwę.
ZK: Jak działa ta klątwa? Otóż w nocy wszyscy piraci zamieniają się w szkielety. Tego nie było nigdy wcześniej. To absolutna nowość!
TR: Nie było też chyba takich efektów komputerowych. To dzięki nim te sceny wyglądają tak widowiskowo.
ZK: Teraz mnie pan dotknął, panie Tomaszu. Dawniej też robiono popisowe sceny, niech mi pan wierzy. Zresztą z reguły bohater, który jakoby był piratem, okazywał się zupełnie kim innym, na przykład księciem udającym wodza piratów.
TR: O Johnnym Deppie można powiedzieć tylko, że to pirat dziwak.
ZK: Ale on jest nowoczesny.
TR: Myśli pan, że cechą nowoczesności jest dziwactwo?
ZK: Takie, jakie uprawia Depp: młodzieżowa nonszalancja, niedbały rozmach, sympatyczny stosunek do ludzi w połączeniu z nieprzewidzianymi gwałtownymi posunięciami. To jest figura nowoczesna.
Więcej możesz przeczytać w 39/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.