Straszne bezprawie
Zaszczycając doroczne ziomkowskie Święto Stron Ojczystych w sobotę 6 września w Operze Komicznej w Berlinie, prezydent Johannes Rau zaatakował zwycięzców II wojny światowej, zarzucając im "straszne bezprawie". Bezprawie to dotknęło Niemców, zmuszając ich do wysiedlenia ze wschodniej i środkowej Europy. Jednakową winę - w opinii Johannesa Raua - ponoszą sygnatariusze układu monachijskiego, którzy podali dłoń Hitlerowi, i uczestnicy konferencji w Teheranie, Jałcie i Poczdamie. Nie mogą się oni wymigać od skutków politycznych, które "pozbawiły Niemców wszelkich praw". Interesujące dla przyszłych badaczy historii jest to, że ten werbalny atak niemieckiej głowy państwa na legalne i obowiązujące od 50 lat umowy międzypaństwowe, na których oparty jest cały porządek europejski, został przez wszystkie zainteresowane strony przełknięty bez mrugnięcia okiem. Żadne państwo nie wystosowało Niemcom protestacyjnej noty dyplomatycznej. Przeciwnie: tydzień później prezydent RP publicznie wyraził wdzięczność ("Rzeczpospolita" z 15 września 2003 r.) kilku niemieckim politykom, w tym prezydentowi Niemiec. Dla Johannesa Raua, który - zdaniem polskiego prezydenta - gruntownie zna historię i jest obdarzony taktem i wrażliwością, nie ma nic zdrożnego w publicznym powtarzaniu tradycyjnej rewizjonistycznej retoryki niemieckiej. Jednym tchem wymienia on zbrodnie dokonane przez hitlerowskie Niemcy z "bezprawiem" koalicji antyhitlerowskiej ("Zbrodnicza polityka Hitlera nie usprawiedliwia nikogo, kto na straszne bezprawie odpowiedział strasznym bezprawiem").
Drżyjmy! Nieznajomość historii na najwyższych piętrach polityki zawsze prowadzi do katastrofalnych skutków. Doktoraty honoris causa dla prezydentów i przydzielane sobie nawzajem ordery nie są na to żadnym remedium.
JOANNA WIÓRKIEWICZ
Berlin
Z życia opozycji
Wbrew temu, co napisano w rubryce "Z życia opozycji" (nr 37), nie ja ustalałem wysokość pensji Andrzeja Hałasiewicza, szefa jednostki zarządzającej Programem Aktywizacji Obszarów Wiejskich, lecz Bank Światowy. Wysokość pensji została bowiem określona w instrukcji operacyjnej Banku Światowego, która stała się załącznikiem do umowy kredytowej między Bankiem Światowym a rządem Polski. Gdy rozpoczynałem pracę w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi, Andrzej Hałasiewicz był już dyrektorem departamentu. Tam spotkałem go po raz pierwszy. Nie był więc moim protegowanym.
HENRYK WUJEC
Kaszel ratuje zawałowców
Kaszel przy ostrym zawale serca jest wręcz przeciwwskazany, gdyż dodatkowo obciążałby pracę niedokrwionego mięśnia sercowego. Dlatego chciałbym sprostować mylną interpretację wyników naszych badań przedstawioną w notatce "Kaszel ratuje zawałowców" (Know-how, nr 38).
Moje wystąpienie podczas Kongresu Kardiologicznego w Wiedniu dotyczyło kaszlu jako sposobu utrzymania krążenia krwi podczas "ataków serca" spowodowanych nagłymi zaburzeniami rytmu serca, które praktycznie równają się zatrzymaniu krążenia krwi. Kaszel pozwala na przetrwanie w stanie przytomności do nadejścia pomocy medycznej. Bez niego człowiek traci przytomność w ciągu 20-30 sekund od momentu ustania krążenia mózgowego i wtedy konieczna jest sercowo-płucna resuscytacja (masaż serca i sztuczne oddychanie). W ciągu pięciu minut od utraty przytomności zaczynają się nieodwracalne zmiany w mózgu, a po dziesięciu minutach następuje jego śmierć.
W USA umiera rocznie 220 tys. osób, a w Europie 350 tys., nie docierając do szpitala. Spośród pięciu osób dwie mdleją w samotności. W Europie średni czas przybycia ambulansu od chwili wezwania wynosi od 6 do 11 minut. W tej sytuacji zalecenie kaszlu pacjentom zagrożonym dysrytmią - wskutek różnych chorób serca, a nie zawału! - daje pozytywne wyniki.
prof. TADEUSZ PETELENZ
Zaszczycając doroczne ziomkowskie Święto Stron Ojczystych w sobotę 6 września w Operze Komicznej w Berlinie, prezydent Johannes Rau zaatakował zwycięzców II wojny światowej, zarzucając im "straszne bezprawie". Bezprawie to dotknęło Niemców, zmuszając ich do wysiedlenia ze wschodniej i środkowej Europy. Jednakową winę - w opinii Johannesa Raua - ponoszą sygnatariusze układu monachijskiego, którzy podali dłoń Hitlerowi, i uczestnicy konferencji w Teheranie, Jałcie i Poczdamie. Nie mogą się oni wymigać od skutków politycznych, które "pozbawiły Niemców wszelkich praw". Interesujące dla przyszłych badaczy historii jest to, że ten werbalny atak niemieckiej głowy państwa na legalne i obowiązujące od 50 lat umowy międzypaństwowe, na których oparty jest cały porządek europejski, został przez wszystkie zainteresowane strony przełknięty bez mrugnięcia okiem. Żadne państwo nie wystosowało Niemcom protestacyjnej noty dyplomatycznej. Przeciwnie: tydzień później prezydent RP publicznie wyraził wdzięczność ("Rzeczpospolita" z 15 września 2003 r.) kilku niemieckim politykom, w tym prezydentowi Niemiec. Dla Johannesa Raua, który - zdaniem polskiego prezydenta - gruntownie zna historię i jest obdarzony taktem i wrażliwością, nie ma nic zdrożnego w publicznym powtarzaniu tradycyjnej rewizjonistycznej retoryki niemieckiej. Jednym tchem wymienia on zbrodnie dokonane przez hitlerowskie Niemcy z "bezprawiem" koalicji antyhitlerowskiej ("Zbrodnicza polityka Hitlera nie usprawiedliwia nikogo, kto na straszne bezprawie odpowiedział strasznym bezprawiem").
Drżyjmy! Nieznajomość historii na najwyższych piętrach polityki zawsze prowadzi do katastrofalnych skutków. Doktoraty honoris causa dla prezydentów i przydzielane sobie nawzajem ordery nie są na to żadnym remedium.
JOANNA WIÓRKIEWICZ
Berlin
Z życia opozycji
Wbrew temu, co napisano w rubryce "Z życia opozycji" (nr 37), nie ja ustalałem wysokość pensji Andrzeja Hałasiewicza, szefa jednostki zarządzającej Programem Aktywizacji Obszarów Wiejskich, lecz Bank Światowy. Wysokość pensji została bowiem określona w instrukcji operacyjnej Banku Światowego, która stała się załącznikiem do umowy kredytowej między Bankiem Światowym a rządem Polski. Gdy rozpoczynałem pracę w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi, Andrzej Hałasiewicz był już dyrektorem departamentu. Tam spotkałem go po raz pierwszy. Nie był więc moim protegowanym.
HENRYK WUJEC
Kaszel ratuje zawałowców
Kaszel przy ostrym zawale serca jest wręcz przeciwwskazany, gdyż dodatkowo obciążałby pracę niedokrwionego mięśnia sercowego. Dlatego chciałbym sprostować mylną interpretację wyników naszych badań przedstawioną w notatce "Kaszel ratuje zawałowców" (Know-how, nr 38).
Moje wystąpienie podczas Kongresu Kardiologicznego w Wiedniu dotyczyło kaszlu jako sposobu utrzymania krążenia krwi podczas "ataków serca" spowodowanych nagłymi zaburzeniami rytmu serca, które praktycznie równają się zatrzymaniu krążenia krwi. Kaszel pozwala na przetrwanie w stanie przytomności do nadejścia pomocy medycznej. Bez niego człowiek traci przytomność w ciągu 20-30 sekund od momentu ustania krążenia mózgowego i wtedy konieczna jest sercowo-płucna resuscytacja (masaż serca i sztuczne oddychanie). W ciągu pięciu minut od utraty przytomności zaczynają się nieodwracalne zmiany w mózgu, a po dziesięciu minutach następuje jego śmierć.
W USA umiera rocznie 220 tys. osób, a w Europie 350 tys., nie docierając do szpitala. Spośród pięciu osób dwie mdleją w samotności. W Europie średni czas przybycia ambulansu od chwili wezwania wynosi od 6 do 11 minut. W tej sytuacji zalecenie kaszlu pacjentom zagrożonym dysrytmią - wskutek różnych chorób serca, a nie zawału! - daje pozytywne wyniki.
prof. TADEUSZ PETELENZ
Więcej możesz przeczytać w 39/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.