Jako środek aborcyjny polskie feministki polecają groźny dla zdrowia kobiet lek na chorobę wrzodową.
Na koszmar skazują ciężarne kobiety chcące usunąć płód feministki z Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny. Na swej stronie internetowej polecają m.in. farmakologiczną metodę aborcji. Jednym z rekomendowanych środków jest mizoprostol (handlowa nazwa cytotec), lek stosowany w chorobie wrzodowej żołądka i dwunastnicy. Po zażyciu mizoprostolu pojawiają się skurcze macicy. Są jednak na tyle słabe, że kilkutygodniowy płód może nie zostać wypchnięty. Dochodzi wtedy do jego podduszenia i uszkodzenia, najczęściej deformacji kończyn. Płód jest jednak wciąż żywy i może zostać donoszony. Wówczas rodzi się kalekie dziecko. Nawet gdy płód zostanie zabity w łonie matki i wypchnięty na zewnątrz, chirurgicznie trzeba usunąć jego pozostałości. Inaczej kobieta naraża się na liczne komplikacje, głównie ciężkie stany zapalne prowadzące do bezpłodności.
Ciąża (nie)skutecznie przerwana
Aby usunąć ciążę mizoprostolem, zaleca się dawkę 800 mikrogramów (co 24 godziny przez 3 doby). Skuteczność leku wynosi "poniżej 84 proc."
- oznacza to, że co szósta próba użycia go jako środka poronnego kończy się uszkodzeniem płodu, ale nie aborcją. Feministki czują się usprawiedliwione, podając, że "mizoprostol ma działanie teratogenne, tj. przyczyniające się do powstawania wad rozwojowych płodu". W związku z tym "należy dopilnować, by ciąża została skutecznie przerwana", czyli w końcu usunąć płód chirurgicznie. Ile kobiet, które chcą usunąć ciążę, zastanawia się, co oznacza "teratogenne działanie" i czyta do końca informacje na stronie federacji? Najprawdopodobniej wiele z nich słyszało tylko, że polecany przez feministki mizoprostol jest skutecznym środkiem poronnym, więc nie mają pojęcia o skutkach ubocznych i komplikacjach.
Adam Linke z Pfizera produkującego cytotec był zdumiony, że ten lek jest używany jako środek poronny. Tymczasem zainteresowanie cytotekiem w Polsce znacznie wzrosło w ciągu ostatniego roku.
Na stronie federacji można przeczytać, że "stosowanie samego mizoprostolu jest metodą rzadziej zalecaną, stosowaną najczęściej bez konsultacji lekarskiej przez kobiety z krajów Ameryki Łacińskiej". To kłamstwo. - Cytoteku nie można stosować samodzielnie, koniecznie trzeba bowiem wyczyścić macicę po jego przyjęciu - mówi prof. Romuald Dembski, ginekolog, kierownik Kliniki Położnictwa i Ginekologii CMKP w Warszawie.
Farmakologiczna broń feministek
O mizoprostolu zrobiło się głośno w czerwcu 2003 r., gdy do portu we Władysławowie wpłynął holenderski statek aborcyjny "Langenort". Wśród środków poronnych, które oferowały feministki z "Langenorta", był właśnie mizoprostol. Aborcja farmakologiczna stosowana jest do siódmego tygodnia ciąży. Po tym terminie jest nieskuteczna, bo stężenie progesteronu (żeńskiego hormonu chroniącego płód przed poronieniem) w organizmie kobiety jest już bardzo wysokie. W krajach, w których aborcja farmakologiczna jest legalna, mizoprostol stosuje się wyłącznie w kombinacji z pigułką poronną RU-486.
Obok Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny mizoprostol lansował Ośrodek Informacji Środowisk Kobiecych (Ośka) - na witrynie tej organizacji znajdował się link do strony "aborcja farmakologiczna". Można tam było nie tylko zdobyć informacje o mizoprostolu, ale także zamówić pigułkę wczesnoporonną. Kiedy zapytaliśmy, czy działaczki Ośki zdają sobie sprawę, że polecają środek mogący wywoływać uszkodzenia płodu, link natychmiast usunięto. - Ten link został wprowadzony przez jedną z kobiet z listy dyskusyjnej. Uznajemy zamieszczanie podobnych informacji za niewłaściwe - mówi Agnieszka Grzybek, dyrektor Ośki.
Podżeganie do przestępstwa
- Feministki zamieniły walkę o dopuszczalność aborcji w jej promocję. A taka promocja jest niedopuszczalna, bo promować należy metody zapobiegania ciąży, a nie aborcję - uważa prof. Romuald Dembski. Na stronie federacji można przeczytać: "Główną zaletą aborcji farmakologicznej jest jej 'naturalność'. Zabieg przypomina naturalne poronienie, a środki farmakologiczne są przyjmowane przez kobietę w domu, co daje jej poczucie sprawowania większej kontroli nad własnym ciałem". Feministki zapominają o jednym: zanim polecą większą kontrolę nad ciałem, powinny skontrolować własny rozum i moralność oraz po prostu przestrzegać prawa.
Ciąża (nie)skutecznie przerwana
Aby usunąć ciążę mizoprostolem, zaleca się dawkę 800 mikrogramów (co 24 godziny przez 3 doby). Skuteczność leku wynosi "poniżej 84 proc."
- oznacza to, że co szósta próba użycia go jako środka poronnego kończy się uszkodzeniem płodu, ale nie aborcją. Feministki czują się usprawiedliwione, podając, że "mizoprostol ma działanie teratogenne, tj. przyczyniające się do powstawania wad rozwojowych płodu". W związku z tym "należy dopilnować, by ciąża została skutecznie przerwana", czyli w końcu usunąć płód chirurgicznie. Ile kobiet, które chcą usunąć ciążę, zastanawia się, co oznacza "teratogenne działanie" i czyta do końca informacje na stronie federacji? Najprawdopodobniej wiele z nich słyszało tylko, że polecany przez feministki mizoprostol jest skutecznym środkiem poronnym, więc nie mają pojęcia o skutkach ubocznych i komplikacjach.
Adam Linke z Pfizera produkującego cytotec był zdumiony, że ten lek jest używany jako środek poronny. Tymczasem zainteresowanie cytotekiem w Polsce znacznie wzrosło w ciągu ostatniego roku.
Na stronie federacji można przeczytać, że "stosowanie samego mizoprostolu jest metodą rzadziej zalecaną, stosowaną najczęściej bez konsultacji lekarskiej przez kobiety z krajów Ameryki Łacińskiej". To kłamstwo. - Cytoteku nie można stosować samodzielnie, koniecznie trzeba bowiem wyczyścić macicę po jego przyjęciu - mówi prof. Romuald Dembski, ginekolog, kierownik Kliniki Położnictwa i Ginekologii CMKP w Warszawie.
Farmakologiczna broń feministek
O mizoprostolu zrobiło się głośno w czerwcu 2003 r., gdy do portu we Władysławowie wpłynął holenderski statek aborcyjny "Langenort". Wśród środków poronnych, które oferowały feministki z "Langenorta", był właśnie mizoprostol. Aborcja farmakologiczna stosowana jest do siódmego tygodnia ciąży. Po tym terminie jest nieskuteczna, bo stężenie progesteronu (żeńskiego hormonu chroniącego płód przed poronieniem) w organizmie kobiety jest już bardzo wysokie. W krajach, w których aborcja farmakologiczna jest legalna, mizoprostol stosuje się wyłącznie w kombinacji z pigułką poronną RU-486.
Obok Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny mizoprostol lansował Ośrodek Informacji Środowisk Kobiecych (Ośka) - na witrynie tej organizacji znajdował się link do strony "aborcja farmakologiczna". Można tam było nie tylko zdobyć informacje o mizoprostolu, ale także zamówić pigułkę wczesnoporonną. Kiedy zapytaliśmy, czy działaczki Ośki zdają sobie sprawę, że polecają środek mogący wywoływać uszkodzenia płodu, link natychmiast usunięto. - Ten link został wprowadzony przez jedną z kobiet z listy dyskusyjnej. Uznajemy zamieszczanie podobnych informacji za niewłaściwe - mówi Agnieszka Grzybek, dyrektor Ośki.
Podżeganie do przestępstwa
- Feministki zamieniły walkę o dopuszczalność aborcji w jej promocję. A taka promocja jest niedopuszczalna, bo promować należy metody zapobiegania ciąży, a nie aborcję - uważa prof. Romuald Dembski. Na stronie federacji można przeczytać: "Główną zaletą aborcji farmakologicznej jest jej 'naturalność'. Zabieg przypomina naturalne poronienie, a środki farmakologiczne są przyjmowane przez kobietę w domu, co daje jej poczucie sprawowania większej kontroli nad własnym ciałem". Feministki zapominają o jednym: zanim polecą większą kontrolę nad ciałem, powinny skontrolować własny rozum i moralność oraz po prostu przestrzegać prawa.
Więcej możesz przeczytać w 16/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.