Fabergé sam nie wykonał żadnego z precjozów, które podbiły świat
Czyżby to było prawdziwe jajko Fabergé? - zastanawiali się policjanci, którzy w 1991 r. w Nowej Soli przeszukiwali willę zamordowanego wójta gminy romskiej. Słynne jajo wielkanocne carskiego jubilera wójt trzymał w dłoni na jednej z fotografii. Potem krewni umieścili jajo Fabergé na liście przedmiotów skradzionych z willi. Mogło to być to samo jajo, które dwa lata później pojawiło się na aukcji Sotheby's w Nowym Jorku. Zamordowany Rom nie chwalił się posiadanym klejnotem, nie próbował go wycenić, bo jak podejrzewali policjanci, stał się jego posiadaczem w sposób nielegalny. Jajko mogło pochodzić z kolekcji przedmiotów należących do carskiej rodziny, a zrabowanych przez hitlerowców i przechowywanych w zamku Czoch na Dolnym Śląsku.
Aż 100 mln USD zapłacił Wiktor Wekselberg, rosyjski przedsiębiorca, za dziewięć jaj Fabergé, wystawionych na sprzedaż przez dom aukcyjny Sotheby's. Weksleberg twierdzi, że kupił jaja z pobudek patriotycznych, by je zwrócić narodowi. W dzienniku "Kommiersant" można było przeczytać, że milioner chce się tym gestem wkupić w łaski prezydenta i uchronić przed losem Michaiła Chodorkowskiego, najbogatszego Rosjanina, byłego prezesa Jukosu, który siedzi w więzieniu. W maju jaja zostaną wystawione w kremlowskim muzeum. Dołączą do dziesięciu innych, których Lenin i jego następcy nie zdołali sprzedać za granicę. Jaja Fabergé od kilkudziesięciu lat otoczone są niemal kultem. W filmie "Ośmiorniczka" superagent James Bond dzięki nim wpadł na trop szajki dążącej do wywołania III wojny światowej.
Hugenot cara
Peter Carl Fabergé (1846-1920) był potomkiem francuskich hugenotów, którzy uciekali na Wschód przed prześladowaniami. Po ojcu jubilerze odziedziczył zawód i niewielką pracownię w Petersburgu. Szybko przekształcił ją w przedsiębiorstwo zatrudniające pięciuset projektantów. Z wystawy światowej w Paryżu w 1900 r. wracał ze złotym medalem i Orderem Legii Honorowej. Jego firmie pomogło uznanie cesarzowej Marii Fiodorowny, matki Mikołaja II, która stwierdziła: "Fabergé jest największym geniuszem naszych czasów". Cesarzowa matka zachwyciła się parą spinek do koszuli.
Dom Fabergé zajmował się głównie produkcją użytecznych bibelotów: papierośnic, rączek do parasoli i lasek, lornetek teatralnych, kałamarzy, solniczek, szkatułek, dzbanuszków, breloczków, flakonów i porcelanowych figurek. U szczytu powodzenia firma zatrudniała ponad ośmiuset rzemieślników - w Petersburgu, Moskwie, Kijowie i Odessie. Byli wśród nich tacy mistrzowie, jak Erik Kollin, August Hollming, August Holmstrom i Michael Perchin. Z rąk tego ostatniego wyszła legendarna tabakiera w stylu Ludwika XVI - cacko wykonane ze złota, emalii, brylantów i pereł. Właściciel pierwowzoru tabakiery car Aleksander III twierdził, że żaden rosyjski jubiler nie wykonałby podobnego. Wyzwanie podjął Fabergé i to właśnie jego jubiler Michael Perchin wykonał kopię ocenioną potem jako piękniejszą od oryginału. Obie tabakiery są dziś w posiadaniu amerykańskiej rodziny Forbesów.
Po wybuchu rewolucji bolszewickiej Peter Carl Fabergé zaproponował nowej władzy spółkę. Godził się na założenie w firmie "komitetu robotniczego". Bolszewicy nie chcieli nawet o tym słyszeć i firmę upaństwowili. Fabergé poprosił o dziesięć minut na spakowanie się: ze sklepu w Sankt Petersburgu zabrał tylko płaszcz i kapelusz. Wyjechał do Lozanny, gdzie zmarł dwa lata później.
Menedżer Fabergé
Fabergé, którego nazwisko jest dziś kojarzone z najwspanialszymi zabytkami rzemiosła artystycznego przełomu XIX i XX wieku, sam nie wykonał żadnego z nich. Był tylko (a raczej aż) świetnym menedżerem. Jego firma wyprodukowała ponad 150 tys. przedmiotów. Trzymając się zasady, że wartość pracy musi wielokrotnie przewyższać cenę surowca, produkował przeważnie przedmioty z niezbyt drogich materiałów. Nabierały one wartości dzięki kunsztowi rzemieślników, oryginalnemu wzornictwu i wysokiej jakości, której sam doglądał na każdym etapie. Wyroby Fabergégo "a nie były drogie. Miniaturowe jajeczko kosztowało na przykład 5 rubli, a papierośnica średnio 100 rubli. Dla porównania: pensja generała carskiej armii wynosiła wówczas 6 tys. rubli rocznie.
Opus magnum firmy Fabergé były 54 jajka wielkanocne, wykonywane na zlecenie ostatnich carów. Na nowojorską aukcję Sotheby's trafiło najsłynniejsze z nich, tzw. koronacyjne. Pokryte jest żółtą emalią nałożoną na skorupkę ze złota w taki sposób, że w rozetkach z listków wawrzynu (też złotych) świecą miniaturowe słońca. Wewnątrz jajka umieszczono miniaturkę repliki karocy, wykonaną ze złota, emalii, diamentów i kryształów górskich. Taką karocą żona Mikołaja II wjechała do Petersburga na uroczystości koronacyjne. Jajko wykonał George Stein, jeden z najlepszych jubilerów z firmy Fabergé. Pracował nad nim piętnaście miesięcy, po szesnaście godzin na dobę. Praca od siódmej rano do jedenastej wieczorem była zresztą standardem w firmie.
Kolegium Fabergé
Markę Fabergé podtrzymuje wnuk Petera Carla - Theo, mieszkający w Londynie. - Obecnie wyrabiamy równie piękne jaja, jak za czasów dziadka. W naszych jajkach są na przykład żmije wysadzane brylantami, owady czy misie. Mamy też jajko Mozart z miniaturowym portretem kompozytora - opowiada "Wprost" Theo Fabergé. Firma produkuje również zdobioną porcelanę oraz przybory piśmiennicze. Na świecie jego wyroby sprzedaje 200 firm należących do Kolegium Fabergé, w Polsce - krakowska Kobe. Najtańsze jajka kosztują 5 tys. zł. - Jestem pewien, że dziadek byłby dumny z tego, że nadal istnieje marka Fabergé, choć wszystko trzeba było zaczynać od zera - mówi wnuk carskiego jubilera.
Aż 100 mln USD zapłacił Wiktor Wekselberg, rosyjski przedsiębiorca, za dziewięć jaj Fabergé, wystawionych na sprzedaż przez dom aukcyjny Sotheby's. Weksleberg twierdzi, że kupił jaja z pobudek patriotycznych, by je zwrócić narodowi. W dzienniku "Kommiersant" można było przeczytać, że milioner chce się tym gestem wkupić w łaski prezydenta i uchronić przed losem Michaiła Chodorkowskiego, najbogatszego Rosjanina, byłego prezesa Jukosu, który siedzi w więzieniu. W maju jaja zostaną wystawione w kremlowskim muzeum. Dołączą do dziesięciu innych, których Lenin i jego następcy nie zdołali sprzedać za granicę. Jaja Fabergé od kilkudziesięciu lat otoczone są niemal kultem. W filmie "Ośmiorniczka" superagent James Bond dzięki nim wpadł na trop szajki dążącej do wywołania III wojny światowej.
Hugenot cara
Peter Carl Fabergé (1846-1920) był potomkiem francuskich hugenotów, którzy uciekali na Wschód przed prześladowaniami. Po ojcu jubilerze odziedziczył zawód i niewielką pracownię w Petersburgu. Szybko przekształcił ją w przedsiębiorstwo zatrudniające pięciuset projektantów. Z wystawy światowej w Paryżu w 1900 r. wracał ze złotym medalem i Orderem Legii Honorowej. Jego firmie pomogło uznanie cesarzowej Marii Fiodorowny, matki Mikołaja II, która stwierdziła: "Fabergé jest największym geniuszem naszych czasów". Cesarzowa matka zachwyciła się parą spinek do koszuli.
Dom Fabergé zajmował się głównie produkcją użytecznych bibelotów: papierośnic, rączek do parasoli i lasek, lornetek teatralnych, kałamarzy, solniczek, szkatułek, dzbanuszków, breloczków, flakonów i porcelanowych figurek. U szczytu powodzenia firma zatrudniała ponad ośmiuset rzemieślników - w Petersburgu, Moskwie, Kijowie i Odessie. Byli wśród nich tacy mistrzowie, jak Erik Kollin, August Hollming, August Holmstrom i Michael Perchin. Z rąk tego ostatniego wyszła legendarna tabakiera w stylu Ludwika XVI - cacko wykonane ze złota, emalii, brylantów i pereł. Właściciel pierwowzoru tabakiery car Aleksander III twierdził, że żaden rosyjski jubiler nie wykonałby podobnego. Wyzwanie podjął Fabergé i to właśnie jego jubiler Michael Perchin wykonał kopię ocenioną potem jako piękniejszą od oryginału. Obie tabakiery są dziś w posiadaniu amerykańskiej rodziny Forbesów.
Po wybuchu rewolucji bolszewickiej Peter Carl Fabergé zaproponował nowej władzy spółkę. Godził się na założenie w firmie "komitetu robotniczego". Bolszewicy nie chcieli nawet o tym słyszeć i firmę upaństwowili. Fabergé poprosił o dziesięć minut na spakowanie się: ze sklepu w Sankt Petersburgu zabrał tylko płaszcz i kapelusz. Wyjechał do Lozanny, gdzie zmarł dwa lata później.
Menedżer Fabergé
Fabergé, którego nazwisko jest dziś kojarzone z najwspanialszymi zabytkami rzemiosła artystycznego przełomu XIX i XX wieku, sam nie wykonał żadnego z nich. Był tylko (a raczej aż) świetnym menedżerem. Jego firma wyprodukowała ponad 150 tys. przedmiotów. Trzymając się zasady, że wartość pracy musi wielokrotnie przewyższać cenę surowca, produkował przeważnie przedmioty z niezbyt drogich materiałów. Nabierały one wartości dzięki kunsztowi rzemieślników, oryginalnemu wzornictwu i wysokiej jakości, której sam doglądał na każdym etapie. Wyroby Fabergégo "a nie były drogie. Miniaturowe jajeczko kosztowało na przykład 5 rubli, a papierośnica średnio 100 rubli. Dla porównania: pensja generała carskiej armii wynosiła wówczas 6 tys. rubli rocznie.
Opus magnum firmy Fabergé były 54 jajka wielkanocne, wykonywane na zlecenie ostatnich carów. Na nowojorską aukcję Sotheby's trafiło najsłynniejsze z nich, tzw. koronacyjne. Pokryte jest żółtą emalią nałożoną na skorupkę ze złota w taki sposób, że w rozetkach z listków wawrzynu (też złotych) świecą miniaturowe słońca. Wewnątrz jajka umieszczono miniaturkę repliki karocy, wykonaną ze złota, emalii, diamentów i kryształów górskich. Taką karocą żona Mikołaja II wjechała do Petersburga na uroczystości koronacyjne. Jajko wykonał George Stein, jeden z najlepszych jubilerów z firmy Fabergé. Pracował nad nim piętnaście miesięcy, po szesnaście godzin na dobę. Praca od siódmej rano do jedenastej wieczorem była zresztą standardem w firmie.
Kolegium Fabergé
Markę Fabergé podtrzymuje wnuk Petera Carla - Theo, mieszkający w Londynie. - Obecnie wyrabiamy równie piękne jaja, jak za czasów dziadka. W naszych jajkach są na przykład żmije wysadzane brylantami, owady czy misie. Mamy też jajko Mozart z miniaturowym portretem kompozytora - opowiada "Wprost" Theo Fabergé. Firma produkuje również zdobioną porcelanę oraz przybory piśmiennicze. Na świecie jego wyroby sprzedaje 200 firm należących do Kolegium Fabergé, w Polsce - krakowska Kobe. Najtańsze jajka kosztują 5 tys. zł. - Jestem pewien, że dziadek byłby dumny z tego, że nadal istnieje marka Fabergé, choć wszystko trzeba było zaczynać od zera - mówi wnuk carskiego jubilera.
Więcej możesz przeczytać w 16/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.