Francja i Niemcy wepchnęły Rosję w ramiona Ameryki
Aby moralnie wesprzeć Północ podczas wojny secesyjnej, Rosja wysłała okręty do Nowego Jorku i San Francisco. Sekretarz stanu William Henry Seward stwierdził wówczas, że Ameryka przedkłada Rosję nad inne kraje euro-pejskie, ponieważ "Rosja zawsze dobrze nam życzy".
Nie wydaje się, by coraz bardziej agresywna polityka Putina spędzała Amerykanom sen z oczu. Z "imperium zła" Rosja przekształca się w jednego z najważniejszych partnerów obecnej administracji amerykańskiej. Można by w największym skrócie rzec, iż Francja i Niemcy wepchnęły Kreml w ramiona USA. Zresztą, za jego gorliwą aprobatą.
Normalne państwo o średnich dochodach
Gabinet Busha nie zapowiada zmiany miękkiego kursu w stosunku do Rosji. Nie sposób też dojść, czy senator John Kerry, demokratyczny kandydat na prezydenta, ma jakąkolwiek wizję polityki zagranicznej wobec Moskwy, a eksperci z waszyngtońskich think tanks wygłaszają sprzeczne sądy: od poglądu, że "Rosja to normalne państwo o średnich dochodach, którego nie należy demonizować", po nawoływania do bardziej twardego kursu wobec Putina ujawniającego imperialne zapędy.
"Od zakończenia zimnej wojny w okresach zmian politycznych w Rosji lub pogorszenia stosunków amerykańsko-rosyjskich pojawiają się nagle skrajnie różne i wzajemnie sprzeczne opinie na temat tego kraju" - napisał Maurice Greenberg, wybitny znawca tematu, sugerując zarazem, że źródłem bardziej dojrzałych opinii w sprawie Rosji bywa środkowa i wschodnia Europa.
W polityce zagranicznej Busha Rosja jest najsłabszym ogniwem. Zresztą, to nic nowego. Administracja Clintona popełniła wobec Moskwy masę błędów. Błędem było pompowanie pieniędzy w programy pomocowe, które - jak pisze Zbigniew Brzeziński w książce "Triada geostrategiczna - żyć z Chinami, Europą i Rosją" - odsunęły o lata dzień, w którym Rosja przyjmie do wiadomości swój status byłego imperium.
- Waszyngton ery Busha patrzy na Rosję przez pryzmat wydarzeń 11 września i wojny z terroryzmem - mówi Janusz Bugajski z Center for Strategic and International Studies. Ameryka nie zastanawiała się do niedawna nad zagrożeniem, jakie Rosja mogłaby stanowić dla jej szeroko rozumianych interesów czy stabilności regionu. - Nasze stosunki z Rosją są w tej chwili bardzo dobre - mówi Leon Aron, ekspert do spraw rosyjskich z American Enterprise Institute, konserwatywnego think tank w Waszyngtonie. - Nie aż tak bliskie jak z Wielką Brytanią czy Polską, które aktywnie poparły Amerykę w wojnie irackiej, ale lepsze niż z Francją czy Niemcami - dodaje. Zwrot Hiszpanii w kierunku osi Paryż - Berlin, utrata sojuszników w wojnie z terroryzmem może zainspirować jeszcze bardziej ugodową politykę USA wobec Moskwy.
Rosyjska siostra w walce z terroryzmem
Możemy żywić uzasadnione obawy, że zagrożona przez fundamentalistów Europa, a zwłaszcza Francja, w której uaktywniła się grupa terrorystyczna o rzekomych powiązaniach czeczeńskich (przyjęła nazwę od nazwiska Moswara Barajewa, przywódcy czeczeńskiego komando, które opanowało moskiewski teatr w październiku 2002 r.), skłonna będzie traktować Rosję jak siostrę w walce z terrorem. Przypuśćmy, że list wysłany do władz Paryża oraz dziennika "Le Figaro", sygnowany przez organizację Moswar Barajew, został sfabrykowany przez służby specjalne Rosji. Czy taka interpretacja byłaby literacką fikcją polityczną? - Jest prawdopodobne, że stoi za tym wywiad rosyjski. Nie pierwszy raz stosowałby tego rodzaju prowokację - mówi Ilia Prizel, profesor nauk politycznych i ekspert do spraw rosyjskich z Uniwersytetu w Pittsburghu. - Moskwa konsekwentnie stara się stworzyć wrażenie, że jej wojna w Czeczenii jest elementem naszej wspólnej sprawy - wojny z terroryzmem. A Europa daje jej carte blanche nie tylko w tej sprawie, ale również w polityce wobec Ukrainy i Białorusi. Gdy Romano Prodi stwierdził, że Ukraina może się starać o członkostwo w Unii Europejskiej za 50 lat, powiedział w języku dyplomacji, że na tę akcesję Ukraina w ogóle nie może liczyć.
Prizel zwraca również uwagę, że unia widzi w Rosji sojusznika w kontekście nowego podziału, który biegnie wzdłuż Morza Śródziemnego. Po jego północnej stronie jest starzejąca się i wyludniająca Europa, a na południu kraje arabskie, w których populacja podwaja się co 14 lat. Być może kolejny raz Europa wybiera strategię appeasementu, pozwalając Rosji odbudować strefę wpływów. Tymczasem, jak powiedziała Madeleine Albright, była sekretarz stanu, terroryzm dokonał tego, czego nie zdołał osiągnąć komunizm: odrywa Europę od najważniejszego partnera - Ameryki.
Ameryka interpretuje Rosję
Ze względu na sojusz z Rosją amerykańska administracja i wielu ekspertów znowu uważają, że "Rosja dobrze nam życzy". - Od czasów Babilonu każde imperium starało się, by na jego obrzeżach znalazły się przyjazne reżimy. Rosja próbuje osiągnąć to samo albo dyplomatycznie, albo siłą - mówi Leon Aron. Po wyborach rosyjskich Condoleezza Rice podkreśliła znowu, że Rosja jest ważnym strategicznym partnerem USA, z którym stosunki układają się dobrze, a jedynym zastrzeżeniem administracji Busha wobec prezydenta Putina jest ograniczanie wolności prasy. Tylko tyle?
Już we wrześniu 2002 r., kiedy Putin zagroził zbombardowaniem wąwozu Pankisi w Gruzji, utrzymując, że tam właśnie ukrywają się czeczeńscy terroryści, eksperci zaczęli być sceptyczni w ocenach jakości sojuszu z Rosją. Tygodnik "The Economist" wyraził opinię, że "Rosja pozwala Ameryce bombardować jej wrogów, by móc zbombardować własnych". Brak stanowiska USA wobec ludobójczej polityki Rosjan w Czeczenii legitymizuje politykę Kremla i stwarza niebezpieczny precedens.
Biały Dom zachowuje jednak wielką powściągliwość wobec gestów Putina. Ten zaś stara się utrzymywać przyjazne stosunki z Ameryką. W eseju "Żyć z Rosją" Zbigniew Brzeziński stwierdza: "Dla obecnych władz Rosji wyłonienie się - po upadku Związku Radzieckiego - niezależnych państw to historyczna aberracja, którą trzeba będzie stopniowo korygować, w miarę jak Rosja odzyskiwać będzie siły". Mało tego. Układanie się ze Stanami Zjednoczonymi to tylko jeden kierunek polityki zagranicznej Putina. Drugim może być kreowanie antyamerykańskich nastrojów, które z braku innej ideologicznej pożywki można podsycać, na przykład wzbudzając niechęć do globalizacji, często utożsamianej z amerykanizacją.
Na razie Rosja jest nadal postrzegana jako strategiczny sojusznik. - Wątpię, by można się było spodziewać radykalnych zmian w polityce USA wobec Rosji. Montowanie koalicji antyterrorystycznej skłoniło obecną administrację do takiej akceptacji prezydenta Putina, że zmiana stanowiska będzie trudna - mówi Howard J. Wiadra, dziekan wydziału spraw międzynarodowych uniwersytetu w Georgii.
Nie należy się też spodziewać, że pomysł zmiany kursu wobec Moskwy znajdzie się wśród sloganów wyborczych. Tym bardziej że nawet wybitni eksperci do spraw rosyjskich, jak Stephen Sestanovich z Rady ds. Stosunków Międzynarodowych, przyznają, że na razie nikt nie ma koncepcji, jakie stanowisko zająć w kwestii Czeczenii bądź jak ograniczyć presję, jaką Moskwa wywiera na Białoruś, Ukrainę, Gruzję czy Mołdawię.
Waszyngton przeciera oczy
Są już jednak pierwsze oznaki krytycyzmu w stosunku do Kremla. Podczas wrześ-niowej wizyty Putina w Waszyngtonie prezydent Bush rozpływał się w pochwałach - mówi Sestanovich. - Ale w ostatnich miesiącach język polityczny się zmienił i sekretarz Colin Powell, choć w oględnych słowach, wyartykułował dezaprobatę Białego Domu dla uchybień Putina wobec instytucji demokratycznych. Jeszcze kilka miesięcy temu nie wyrażono by głośno takich opinii.
Administracja Busha zaczyna się bacznie przyglądać temu, jaki rodzaj reżimu usiłuje zaprowadzić Putin - mówi Janusz Bugajski. - Do tej pory na Rosję patrzono przez pryzmat wydarzeń z 11 września i wojny z terroryzmem. Sądzę jednak, że Waszyngton zdaje sobie sprawę z konieczności reorientacji polityki wobec Rosji.
Leon Aron z American Enterprise Institute nie widzi konieczności zmiany kursu. Podkreśla, że interesy amerykańskie w Europie Wschodniej i Azji Środkowej nie są zagrożone, co więcej - Moskwa nie sprzeciwiła się ostatecznie stworzeniu amerykańskich baz wojskowych w Tadżykistanie i Uzbekistanie. Militarna obecność w tych państwach - w pobliżu Iranu, Iraku, Pakistanu - to priorytet Stanów Zjednoczonych. - Polityka Rosji wobec Mołdawii czy Gruzji nie narusza żywotnych interesów USA. Są to bardziej problemy związane z łamaniem praw człowieka niż amerykańska racja stanu - mówi Leon Aron.
Wygląda na to, że Ameryka widzi Rosję w przestrzeni politycznej odkształconej przez wojnę z terroryzmem. Jak napisał Maurice Greenberg: "Waszyngton zapomina o słynnym powiedzeniu Bismarcka - Rosja nie jest nigdy tak silna, jak można by się obawiać, ani tak słaba, jak miewamy nadzieję".
Właściwie można by się solidnie zmartwić takim chaosem koncepcyjnym. Na szczęście, płaszczyzna deklaracji i posunięć dyplomatycznych to nie wszystko. Oprócz ugodowej fasady politykę USA wobec Rosji cechuje realizm. Spójrzmy na fakty: na Kaukazie i w Azji Środkowej Ameryka stara się konsekwentnie dbać o swoje interesy. Jeżeli rosyjskie elity polityczne uważają, że niepodległość krajów postsowieckich to "historyczna aberracja", to za "aberracją" Gruzji i wyborem prezydenta Saakaszwilego stoją w mniemaniu Rosjan Amerykanie. To oni rozpięli nad Gruzją swego rodzaju parasol.
Nowy most przez Atlantyk?
W Baku, stolicy Azerbejdżanu, powstanie prawdopodobnie kolejna amerykańska baza wojskowa. W Uzbekistanie, nie karcąc go zbytnio za łamanie praw człowieka, USA otwarcie popierają prezydenta Islama Karimowa. Wreszcie budowa rurociągu Baku - Tbilisi - Ceychan z Morza Kaspijskiego, ku irytacji Rosji, ograniczy jej monopol na dostawy energii w regionie. Rurociąg będzie też lokomotywą, która pociągnie rozwój polityczny i gospodarczy krajów regionu i rozwinie ich infrastrukturę. Wygląda więc na to, że interesy Ameryki są jasno zdefiniowane, a realnej polityce nie brak konsekwencji. Stany Zjednoczone starają się jednak nie drażnić Rosji, a język amerykańskiej dyplomacji pełen jest zapewnień o wzajemnym porozumieniu.
Henry Kissinger w eseju "Czy Ameryka potrzebuje polityki zagranicznej?" napisał: "Bez Stanów Zjednoczonych Europa byłaby półwyspem - przedłużeniem Eurazji - wciąganym w wir jej konfliktów. [...] Bez Ameryki Niemcom zabrakłoby zakotwiczenia, które ogranicza ich nacjonalistyczne zapędy (nawet jako członka Unii Europejskiej); a zarówno Niemcy, jak i Rosja skłaniałyby się ku temu, by traktować się nawzajem jako najlepsze opcje w polityce zagranicznej". Polski interes jest prosty. Galeria portretów carskich "przyjaciół" Ameryki przestanie być odwiedzana tylko wówczas, gdy zastąpi ją projekt nowego mostu przez Atlantyk.
Marta Fita-Czuchnowska
Nie wydaje się, by coraz bardziej agresywna polityka Putina spędzała Amerykanom sen z oczu. Z "imperium zła" Rosja przekształca się w jednego z najważniejszych partnerów obecnej administracji amerykańskiej. Można by w największym skrócie rzec, iż Francja i Niemcy wepchnęły Kreml w ramiona USA. Zresztą, za jego gorliwą aprobatą.
Normalne państwo o średnich dochodach
Gabinet Busha nie zapowiada zmiany miękkiego kursu w stosunku do Rosji. Nie sposób też dojść, czy senator John Kerry, demokratyczny kandydat na prezydenta, ma jakąkolwiek wizję polityki zagranicznej wobec Moskwy, a eksperci z waszyngtońskich think tanks wygłaszają sprzeczne sądy: od poglądu, że "Rosja to normalne państwo o średnich dochodach, którego nie należy demonizować", po nawoływania do bardziej twardego kursu wobec Putina ujawniającego imperialne zapędy.
"Od zakończenia zimnej wojny w okresach zmian politycznych w Rosji lub pogorszenia stosunków amerykańsko-rosyjskich pojawiają się nagle skrajnie różne i wzajemnie sprzeczne opinie na temat tego kraju" - napisał Maurice Greenberg, wybitny znawca tematu, sugerując zarazem, że źródłem bardziej dojrzałych opinii w sprawie Rosji bywa środkowa i wschodnia Europa.
W polityce zagranicznej Busha Rosja jest najsłabszym ogniwem. Zresztą, to nic nowego. Administracja Clintona popełniła wobec Moskwy masę błędów. Błędem było pompowanie pieniędzy w programy pomocowe, które - jak pisze Zbigniew Brzeziński w książce "Triada geostrategiczna - żyć z Chinami, Europą i Rosją" - odsunęły o lata dzień, w którym Rosja przyjmie do wiadomości swój status byłego imperium.
- Waszyngton ery Busha patrzy na Rosję przez pryzmat wydarzeń 11 września i wojny z terroryzmem - mówi Janusz Bugajski z Center for Strategic and International Studies. Ameryka nie zastanawiała się do niedawna nad zagrożeniem, jakie Rosja mogłaby stanowić dla jej szeroko rozumianych interesów czy stabilności regionu. - Nasze stosunki z Rosją są w tej chwili bardzo dobre - mówi Leon Aron, ekspert do spraw rosyjskich z American Enterprise Institute, konserwatywnego think tank w Waszyngtonie. - Nie aż tak bliskie jak z Wielką Brytanią czy Polską, które aktywnie poparły Amerykę w wojnie irackiej, ale lepsze niż z Francją czy Niemcami - dodaje. Zwrot Hiszpanii w kierunku osi Paryż - Berlin, utrata sojuszników w wojnie z terroryzmem może zainspirować jeszcze bardziej ugodową politykę USA wobec Moskwy.
Rosyjska siostra w walce z terroryzmem
Możemy żywić uzasadnione obawy, że zagrożona przez fundamentalistów Europa, a zwłaszcza Francja, w której uaktywniła się grupa terrorystyczna o rzekomych powiązaniach czeczeńskich (przyjęła nazwę od nazwiska Moswara Barajewa, przywódcy czeczeńskiego komando, które opanowało moskiewski teatr w październiku 2002 r.), skłonna będzie traktować Rosję jak siostrę w walce z terrorem. Przypuśćmy, że list wysłany do władz Paryża oraz dziennika "Le Figaro", sygnowany przez organizację Moswar Barajew, został sfabrykowany przez służby specjalne Rosji. Czy taka interpretacja byłaby literacką fikcją polityczną? - Jest prawdopodobne, że stoi za tym wywiad rosyjski. Nie pierwszy raz stosowałby tego rodzaju prowokację - mówi Ilia Prizel, profesor nauk politycznych i ekspert do spraw rosyjskich z Uniwersytetu w Pittsburghu. - Moskwa konsekwentnie stara się stworzyć wrażenie, że jej wojna w Czeczenii jest elementem naszej wspólnej sprawy - wojny z terroryzmem. A Europa daje jej carte blanche nie tylko w tej sprawie, ale również w polityce wobec Ukrainy i Białorusi. Gdy Romano Prodi stwierdził, że Ukraina może się starać o członkostwo w Unii Europejskiej za 50 lat, powiedział w języku dyplomacji, że na tę akcesję Ukraina w ogóle nie może liczyć.
Prizel zwraca również uwagę, że unia widzi w Rosji sojusznika w kontekście nowego podziału, który biegnie wzdłuż Morza Śródziemnego. Po jego północnej stronie jest starzejąca się i wyludniająca Europa, a na południu kraje arabskie, w których populacja podwaja się co 14 lat. Być może kolejny raz Europa wybiera strategię appeasementu, pozwalając Rosji odbudować strefę wpływów. Tymczasem, jak powiedziała Madeleine Albright, była sekretarz stanu, terroryzm dokonał tego, czego nie zdołał osiągnąć komunizm: odrywa Europę od najważniejszego partnera - Ameryki.
Ameryka interpretuje Rosję
Ze względu na sojusz z Rosją amerykańska administracja i wielu ekspertów znowu uważają, że "Rosja dobrze nam życzy". - Od czasów Babilonu każde imperium starało się, by na jego obrzeżach znalazły się przyjazne reżimy. Rosja próbuje osiągnąć to samo albo dyplomatycznie, albo siłą - mówi Leon Aron. Po wyborach rosyjskich Condoleezza Rice podkreśliła znowu, że Rosja jest ważnym strategicznym partnerem USA, z którym stosunki układają się dobrze, a jedynym zastrzeżeniem administracji Busha wobec prezydenta Putina jest ograniczanie wolności prasy. Tylko tyle?
Już we wrześniu 2002 r., kiedy Putin zagroził zbombardowaniem wąwozu Pankisi w Gruzji, utrzymując, że tam właśnie ukrywają się czeczeńscy terroryści, eksperci zaczęli być sceptyczni w ocenach jakości sojuszu z Rosją. Tygodnik "The Economist" wyraził opinię, że "Rosja pozwala Ameryce bombardować jej wrogów, by móc zbombardować własnych". Brak stanowiska USA wobec ludobójczej polityki Rosjan w Czeczenii legitymizuje politykę Kremla i stwarza niebezpieczny precedens.
Biały Dom zachowuje jednak wielką powściągliwość wobec gestów Putina. Ten zaś stara się utrzymywać przyjazne stosunki z Ameryką. W eseju "Żyć z Rosją" Zbigniew Brzeziński stwierdza: "Dla obecnych władz Rosji wyłonienie się - po upadku Związku Radzieckiego - niezależnych państw to historyczna aberracja, którą trzeba będzie stopniowo korygować, w miarę jak Rosja odzyskiwać będzie siły". Mało tego. Układanie się ze Stanami Zjednoczonymi to tylko jeden kierunek polityki zagranicznej Putina. Drugim może być kreowanie antyamerykańskich nastrojów, które z braku innej ideologicznej pożywki można podsycać, na przykład wzbudzając niechęć do globalizacji, często utożsamianej z amerykanizacją.
Na razie Rosja jest nadal postrzegana jako strategiczny sojusznik. - Wątpię, by można się było spodziewać radykalnych zmian w polityce USA wobec Rosji. Montowanie koalicji antyterrorystycznej skłoniło obecną administrację do takiej akceptacji prezydenta Putina, że zmiana stanowiska będzie trudna - mówi Howard J. Wiadra, dziekan wydziału spraw międzynarodowych uniwersytetu w Georgii.
Nie należy się też spodziewać, że pomysł zmiany kursu wobec Moskwy znajdzie się wśród sloganów wyborczych. Tym bardziej że nawet wybitni eksperci do spraw rosyjskich, jak Stephen Sestanovich z Rady ds. Stosunków Międzynarodowych, przyznają, że na razie nikt nie ma koncepcji, jakie stanowisko zająć w kwestii Czeczenii bądź jak ograniczyć presję, jaką Moskwa wywiera na Białoruś, Ukrainę, Gruzję czy Mołdawię.
Waszyngton przeciera oczy
Są już jednak pierwsze oznaki krytycyzmu w stosunku do Kremla. Podczas wrześ-niowej wizyty Putina w Waszyngtonie prezydent Bush rozpływał się w pochwałach - mówi Sestanovich. - Ale w ostatnich miesiącach język polityczny się zmienił i sekretarz Colin Powell, choć w oględnych słowach, wyartykułował dezaprobatę Białego Domu dla uchybień Putina wobec instytucji demokratycznych. Jeszcze kilka miesięcy temu nie wyrażono by głośno takich opinii.
Administracja Busha zaczyna się bacznie przyglądać temu, jaki rodzaj reżimu usiłuje zaprowadzić Putin - mówi Janusz Bugajski. - Do tej pory na Rosję patrzono przez pryzmat wydarzeń z 11 września i wojny z terroryzmem. Sądzę jednak, że Waszyngton zdaje sobie sprawę z konieczności reorientacji polityki wobec Rosji.
Leon Aron z American Enterprise Institute nie widzi konieczności zmiany kursu. Podkreśla, że interesy amerykańskie w Europie Wschodniej i Azji Środkowej nie są zagrożone, co więcej - Moskwa nie sprzeciwiła się ostatecznie stworzeniu amerykańskich baz wojskowych w Tadżykistanie i Uzbekistanie. Militarna obecność w tych państwach - w pobliżu Iranu, Iraku, Pakistanu - to priorytet Stanów Zjednoczonych. - Polityka Rosji wobec Mołdawii czy Gruzji nie narusza żywotnych interesów USA. Są to bardziej problemy związane z łamaniem praw człowieka niż amerykańska racja stanu - mówi Leon Aron.
Wygląda na to, że Ameryka widzi Rosję w przestrzeni politycznej odkształconej przez wojnę z terroryzmem. Jak napisał Maurice Greenberg: "Waszyngton zapomina o słynnym powiedzeniu Bismarcka - Rosja nie jest nigdy tak silna, jak można by się obawiać, ani tak słaba, jak miewamy nadzieję".
Właściwie można by się solidnie zmartwić takim chaosem koncepcyjnym. Na szczęście, płaszczyzna deklaracji i posunięć dyplomatycznych to nie wszystko. Oprócz ugodowej fasady politykę USA wobec Rosji cechuje realizm. Spójrzmy na fakty: na Kaukazie i w Azji Środkowej Ameryka stara się konsekwentnie dbać o swoje interesy. Jeżeli rosyjskie elity polityczne uważają, że niepodległość krajów postsowieckich to "historyczna aberracja", to za "aberracją" Gruzji i wyborem prezydenta Saakaszwilego stoją w mniemaniu Rosjan Amerykanie. To oni rozpięli nad Gruzją swego rodzaju parasol.
Nowy most przez Atlantyk?
W Baku, stolicy Azerbejdżanu, powstanie prawdopodobnie kolejna amerykańska baza wojskowa. W Uzbekistanie, nie karcąc go zbytnio za łamanie praw człowieka, USA otwarcie popierają prezydenta Islama Karimowa. Wreszcie budowa rurociągu Baku - Tbilisi - Ceychan z Morza Kaspijskiego, ku irytacji Rosji, ograniczy jej monopol na dostawy energii w regionie. Rurociąg będzie też lokomotywą, która pociągnie rozwój polityczny i gospodarczy krajów regionu i rozwinie ich infrastrukturę. Wygląda więc na to, że interesy Ameryki są jasno zdefiniowane, a realnej polityce nie brak konsekwencji. Stany Zjednoczone starają się jednak nie drażnić Rosji, a język amerykańskiej dyplomacji pełen jest zapewnień o wzajemnym porozumieniu.
Henry Kissinger w eseju "Czy Ameryka potrzebuje polityki zagranicznej?" napisał: "Bez Stanów Zjednoczonych Europa byłaby półwyspem - przedłużeniem Eurazji - wciąganym w wir jej konfliktów. [...] Bez Ameryki Niemcom zabrakłoby zakotwiczenia, które ogranicza ich nacjonalistyczne zapędy (nawet jako członka Unii Europejskiej); a zarówno Niemcy, jak i Rosja skłaniałyby się ku temu, by traktować się nawzajem jako najlepsze opcje w polityce zagranicznej". Polski interes jest prosty. Galeria portretów carskich "przyjaciół" Ameryki przestanie być odwiedzana tylko wówczas, gdy zastąpi ją projekt nowego mostu przez Atlantyk.
Marta Fita-Czuchnowska
Więcej możesz przeczytać w 16/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.