Prewencja i represja to jedyna recepta na plagę chuligaństwa i bandytyzmu na stadionach
Kiedy wiosną 1987 r. odwiedziłem Szkocję, w czasie spaceru ulicami Aberdeen zobaczyłem, jak około godziny 20 zaczęto pospiesznie zamykać puby. Zdziwiony zapytałem mojego brytyjskiego kolegę, dlaczego zamykają je o tak dziwnej porze. Odpowiedź, jaką otrzymałem, była krótka i jednoznaczna: właśnie kończy się mecz ligi szkockiej, w którym jedną ze stron jest miejscowa drużyna.
U nas wiosna. Zaczął się kolejny sezon piłkarski i znowu będziemy czytać o wyczynach kiboli, oglądać bijatyki, zdemolowane budynki, samochody itp. Pytanie, dlaczego ja, mając lat 13, mogłem sam, bez rodziców, udać się na stadion Legii i wrócić cały i zdrowy, podczas gdy kategorycznie zabraniam tego mojemu 13-letniemu synowi, dręczyło mnie dość długo. Przestało mnie dręczyć, gdy wreszcie zacząłem sobie zadawać właściwe pytania. Czy młodzież, a dokładniej chłopcy stali się w dzisiejszych czasach bardziej skłonni do boiskowego chuligaństwa i bandytyzmu? Chociaż wiele starszych osób byłoby zapewne gotowych odpowiedzieć "tak" na powyższe pytanie, moja odpowiedź brzmi "nie". Odsetek przestępstw popełnianych przez mężczyzn w wieku 18-30 lat jest zdumiewająco stały. Taki sam jak obecnie był w latach komunizmu, a nawet w okresie międzywojennym. Nie chodzi więc o wielkie liczby, które potwierdzają to, co wiemy, a mianowicie, że młodzi mężczyźni są najbardziej niestabilną częścią społeczeństwa. Następne pytanie było bardziej skomplikowane. Zakładając, że młodzież nie stała się bardziej skłonna do popełniania przestępstw, trzeba dojść do wniosku, że coś musiało się zmienić wewnątrz tej grupy, co spowodowało zwiększoną skłonność do chuligaństwa i bandytyzmu (nie tylko na boisku zresztą). Cóż to za proces historyczny przyniósł tak niekorzystne zmiany?
Zanik mechanizmu selekcji
Pozostawiam na inną okazję kwestię doktrynalnego uporu w sprawie wychowawczej roli kary w zwalczaniu przestępczości (fakty wskazują, iż doktryna ta jest z gruntu błędna!). Odnoszę to też do praktyki naszych sądów, zainfekowanych tą samą doktryną. Jeszcze ważniejszy bowiem od nadmiaru tolerancji wobec przestępczości jest dla mnie fakt, że nasza - i w ogóle europejska - historia jest od 1945 r. historią świata bez wojen. Obok wielu niezwykle korzystnych konsekwencji tego stanu rzeczy istnieją też konsekwencje niekorzystne. Brak wojen jest na przykład pożywką dla pacyfizmu, o którego moralnie wątpliwych podstawach i szkodliwych następstwach pisałem na tych łamach.
Chuligaństwo i bandytyzm na stadionach są jedną z konsekwencji zaniku mechanizmu selekcji, istniejącego od czasu tworzenia armii niezawodowych. Wojska powstałe w wyniku mobilizacji niezawodowców ruszały na wojnę, zabierając obok innych także najbardziej "niespokojne duchy" z każdej wioski, ulicy i podwórka. Tak wojna uruchamiała mechanizm selekcji. Najodważniejsi z owych "niespokojnych duchów" szli w pierwszych szeregach i albo ginęli, albo wracali po wojnie z odznaczeniami, witani jak bohaterowie. Niektórzy zostawali w wojsku i ich karierę wytyczały już inne reguły gry, będące odwrotnością ulicznego chuligaństwa. Pozostali szli do cywila. Z medalami za odwagę, po przejściach wojennych, na ogół zmieniali zdanie na temat ulicznych burd, które przestawały być dla nich atrakcją. Ci mniej odważni - i być może bardziej zdemoralizowani - często w ogóle nie wracali, bowiem za rozboje, gwałty i kradzieże na tyłach rozstrzeliwano ich na miejscu przestępstwa bądź po wyrokach sądów polowych.
Tak jak kryzys w gospodarce nie powoduje jedynie szkód, bo eliminuje najmniej sprawne podmioty gospodarcze (i gospodarka wychodzi z kryzysu silniejsza), tak wojna (też swego rodzaju kryzys) obok zdecydowanie negatywnych następstw miała również dobre strony. Eliminowała bowiem najmniej przystosowane do życia społecznego jednostki.
Brytyjski wzór
Wojen w Europie nie ma, a poza tym nawet gdyby były, nie uruchamiałyby już opisywanego mechanizmu selekcyjnego. Wzrasta bowiem liczba armii zawodowych. Jak w dawnych czasach, wojna staje się - w sferze wykonawczej - sprawą zawodowej warstwy wojowników. Tyle że udział w niej przestał być dziedziczny. Skusi to zapewne niektóre "niespokojne duchy", ale obawiam się, że nie będzie to zjawisko masowe.
A co z resztą? To widzimy na stadionach i wokół nich. Czy na tę resztę (wcale pokaźną!) nie ma recepty? Wiara w kluby kibiców ma tyle samo sensu, co za "pryla" wiara w wychowawczą moc domów kultury. Kibolowi bandziorowi, który gotów jest się bić z policją lub metalowym prętem rozbić głowę kibicowi (a nawet kibolowi) z innej drużyny, żaden klub kibica nie pomoże! Nie ma się co łudzić: pozostaje prewencja i represja. Brytyjczycy, którzy pierwsi doświadczyli tej plagi (być może także dlatego, że pierwsi zafundowali sobie państwo opiekuńcze!), pierwsi też w dużej mierze poradzili sobie z tym problemem. Kontrola przed stadionem i na stadionie, wykrywacze metali, "czarne listy" wcześniej karanych łobuzów i wreszcie zdecydowane interwencje wyszkolonych policyjnych komandosów na stadionach robią swoje.
Na początku lat 90. byłem z pewnym oddanym pod moją opiekę nastolatkiem na meczu Anglia - Polska na słynnym stadionie Wembley. Mecz jak mecz, przeciętny, a Polacy słabi (przerżnęliśmy 3:0). Podziwiałem jednak, jak gospodarze dawali sobie radę z kibolami. Kiedy po kilku naszych faulach zaczęli się podrywać co bardziej agresywni kibole, wygrażając w stronę sektora, w którym siedzieli polscy kibice, a nawet próbując przedrzeć się w tę stronę, zaczęła się kontrakcja. Z obu stron "polskiego" sektora otworzyły się tylne wejścia i schody między sektorami zapełniły się policją w pełnym rynsztunku: pałki, hełmy, tarcze itp.
To jednak nie koniec prewencji. W sektorach, gdzie było najwięcej amatorów rozróby, pojawili się policjanci komandosi w kominiarkach i siłą wyciągali prowodyrów. I - jak mnie zapewniali później moi angielscy znajomi - kibole winni chuligańsko-bandyckich wyczynów nie czekali miesiącami na wolności, aż ich sprawy znajdą się na wokandzie. Siedzieli w areszcie, a po 48 godzinach była rozprawa i wyrok!
Dzisiaj brytyjscy kibole są zagrożeniem głównie dla ładu w krajach, które nie dorobiły się jeszcze tak sprawnych systemów prewencji i represji. Systemy te są zapewne kosztowne, ale za to w Wielkiej Brytanii pozwoliłbym mojemu trzynastolatkowi pójść na mecz. Zresztą koszty są sprawą względną. Dziedzina zwana ekonomiką przestępczości dowodzi, że na przykład w USA koszty pozostawania przestępcy na wolności są znacznie wyższe niż (wcale wysokie) koszty jego pobytu w więzieniu.
Chuliganie na zasiŁku
Długofalową prewencją byłoby w jakiejś mierze ograniczenie działania państwa opiekuńczego. Porzekadło angielskie mówi, że diabeł znajduje zajęcie dla rąk pozostających w bezczynności. Mniejsze zasiłki różnego rodzaju zmniejszyłyby zapewne materialne możliwości chuliganienia poza miejscem zamieszkania. Niestety, idiociejąca z nadmiaru tolerancji i troski o wszystkich Europa wydaje się na razie iść w przeciwnym kierunku. Tuż przed ostatnią porażką wyborczą socjalistyczny rząd premiera Jospina wprowadził we Francji nowy zasiłek. Nazywa się on pięknie zasiłkiem na rzecz autonomii. Są to pieniądze dla młodych ludzi, które mają zwiększyć ich poczucie samodzielności. Oczywiście są to pieniądze dla osób niepracujących, bo jaki politycznie poprawny socjalista troszczyłby się o tych, którzy w pocie czoła robią coś użytecznego?
U nas wiosna. Zaczął się kolejny sezon piłkarski i znowu będziemy czytać o wyczynach kiboli, oglądać bijatyki, zdemolowane budynki, samochody itp. Pytanie, dlaczego ja, mając lat 13, mogłem sam, bez rodziców, udać się na stadion Legii i wrócić cały i zdrowy, podczas gdy kategorycznie zabraniam tego mojemu 13-letniemu synowi, dręczyło mnie dość długo. Przestało mnie dręczyć, gdy wreszcie zacząłem sobie zadawać właściwe pytania. Czy młodzież, a dokładniej chłopcy stali się w dzisiejszych czasach bardziej skłonni do boiskowego chuligaństwa i bandytyzmu? Chociaż wiele starszych osób byłoby zapewne gotowych odpowiedzieć "tak" na powyższe pytanie, moja odpowiedź brzmi "nie". Odsetek przestępstw popełnianych przez mężczyzn w wieku 18-30 lat jest zdumiewająco stały. Taki sam jak obecnie był w latach komunizmu, a nawet w okresie międzywojennym. Nie chodzi więc o wielkie liczby, które potwierdzają to, co wiemy, a mianowicie, że młodzi mężczyźni są najbardziej niestabilną częścią społeczeństwa. Następne pytanie było bardziej skomplikowane. Zakładając, że młodzież nie stała się bardziej skłonna do popełniania przestępstw, trzeba dojść do wniosku, że coś musiało się zmienić wewnątrz tej grupy, co spowodowało zwiększoną skłonność do chuligaństwa i bandytyzmu (nie tylko na boisku zresztą). Cóż to za proces historyczny przyniósł tak niekorzystne zmiany?
Zanik mechanizmu selekcji
Pozostawiam na inną okazję kwestię doktrynalnego uporu w sprawie wychowawczej roli kary w zwalczaniu przestępczości (fakty wskazują, iż doktryna ta jest z gruntu błędna!). Odnoszę to też do praktyki naszych sądów, zainfekowanych tą samą doktryną. Jeszcze ważniejszy bowiem od nadmiaru tolerancji wobec przestępczości jest dla mnie fakt, że nasza - i w ogóle europejska - historia jest od 1945 r. historią świata bez wojen. Obok wielu niezwykle korzystnych konsekwencji tego stanu rzeczy istnieją też konsekwencje niekorzystne. Brak wojen jest na przykład pożywką dla pacyfizmu, o którego moralnie wątpliwych podstawach i szkodliwych następstwach pisałem na tych łamach.
Chuligaństwo i bandytyzm na stadionach są jedną z konsekwencji zaniku mechanizmu selekcji, istniejącego od czasu tworzenia armii niezawodowych. Wojska powstałe w wyniku mobilizacji niezawodowców ruszały na wojnę, zabierając obok innych także najbardziej "niespokojne duchy" z każdej wioski, ulicy i podwórka. Tak wojna uruchamiała mechanizm selekcji. Najodważniejsi z owych "niespokojnych duchów" szli w pierwszych szeregach i albo ginęli, albo wracali po wojnie z odznaczeniami, witani jak bohaterowie. Niektórzy zostawali w wojsku i ich karierę wytyczały już inne reguły gry, będące odwrotnością ulicznego chuligaństwa. Pozostali szli do cywila. Z medalami za odwagę, po przejściach wojennych, na ogół zmieniali zdanie na temat ulicznych burd, które przestawały być dla nich atrakcją. Ci mniej odważni - i być może bardziej zdemoralizowani - często w ogóle nie wracali, bowiem za rozboje, gwałty i kradzieże na tyłach rozstrzeliwano ich na miejscu przestępstwa bądź po wyrokach sądów polowych.
Tak jak kryzys w gospodarce nie powoduje jedynie szkód, bo eliminuje najmniej sprawne podmioty gospodarcze (i gospodarka wychodzi z kryzysu silniejsza), tak wojna (też swego rodzaju kryzys) obok zdecydowanie negatywnych następstw miała również dobre strony. Eliminowała bowiem najmniej przystosowane do życia społecznego jednostki.
Brytyjski wzór
Wojen w Europie nie ma, a poza tym nawet gdyby były, nie uruchamiałyby już opisywanego mechanizmu selekcyjnego. Wzrasta bowiem liczba armii zawodowych. Jak w dawnych czasach, wojna staje się - w sferze wykonawczej - sprawą zawodowej warstwy wojowników. Tyle że udział w niej przestał być dziedziczny. Skusi to zapewne niektóre "niespokojne duchy", ale obawiam się, że nie będzie to zjawisko masowe.
A co z resztą? To widzimy na stadionach i wokół nich. Czy na tę resztę (wcale pokaźną!) nie ma recepty? Wiara w kluby kibiców ma tyle samo sensu, co za "pryla" wiara w wychowawczą moc domów kultury. Kibolowi bandziorowi, który gotów jest się bić z policją lub metalowym prętem rozbić głowę kibicowi (a nawet kibolowi) z innej drużyny, żaden klub kibica nie pomoże! Nie ma się co łudzić: pozostaje prewencja i represja. Brytyjczycy, którzy pierwsi doświadczyli tej plagi (być może także dlatego, że pierwsi zafundowali sobie państwo opiekuńcze!), pierwsi też w dużej mierze poradzili sobie z tym problemem. Kontrola przed stadionem i na stadionie, wykrywacze metali, "czarne listy" wcześniej karanych łobuzów i wreszcie zdecydowane interwencje wyszkolonych policyjnych komandosów na stadionach robią swoje.
Na początku lat 90. byłem z pewnym oddanym pod moją opiekę nastolatkiem na meczu Anglia - Polska na słynnym stadionie Wembley. Mecz jak mecz, przeciętny, a Polacy słabi (przerżnęliśmy 3:0). Podziwiałem jednak, jak gospodarze dawali sobie radę z kibolami. Kiedy po kilku naszych faulach zaczęli się podrywać co bardziej agresywni kibole, wygrażając w stronę sektora, w którym siedzieli polscy kibice, a nawet próbując przedrzeć się w tę stronę, zaczęła się kontrakcja. Z obu stron "polskiego" sektora otworzyły się tylne wejścia i schody między sektorami zapełniły się policją w pełnym rynsztunku: pałki, hełmy, tarcze itp.
To jednak nie koniec prewencji. W sektorach, gdzie było najwięcej amatorów rozróby, pojawili się policjanci komandosi w kominiarkach i siłą wyciągali prowodyrów. I - jak mnie zapewniali później moi angielscy znajomi - kibole winni chuligańsko-bandyckich wyczynów nie czekali miesiącami na wolności, aż ich sprawy znajdą się na wokandzie. Siedzieli w areszcie, a po 48 godzinach była rozprawa i wyrok!
Dzisiaj brytyjscy kibole są zagrożeniem głównie dla ładu w krajach, które nie dorobiły się jeszcze tak sprawnych systemów prewencji i represji. Systemy te są zapewne kosztowne, ale za to w Wielkiej Brytanii pozwoliłbym mojemu trzynastolatkowi pójść na mecz. Zresztą koszty są sprawą względną. Dziedzina zwana ekonomiką przestępczości dowodzi, że na przykład w USA koszty pozostawania przestępcy na wolności są znacznie wyższe niż (wcale wysokie) koszty jego pobytu w więzieniu.
Chuliganie na zasiŁku
Długofalową prewencją byłoby w jakiejś mierze ograniczenie działania państwa opiekuńczego. Porzekadło angielskie mówi, że diabeł znajduje zajęcie dla rąk pozostających w bezczynności. Mniejsze zasiłki różnego rodzaju zmniejszyłyby zapewne materialne możliwości chuliganienia poza miejscem zamieszkania. Niestety, idiociejąca z nadmiaru tolerancji i troski o wszystkich Europa wydaje się na razie iść w przeciwnym kierunku. Tuż przed ostatnią porażką wyborczą socjalistyczny rząd premiera Jospina wprowadził we Francji nowy zasiłek. Nazywa się on pięknie zasiłkiem na rzecz autonomii. Są to pieniądze dla młodych ludzi, które mają zwiększyć ich poczucie samodzielności. Oczywiście są to pieniądze dla osób niepracujących, bo jaki politycznie poprawny socjalista troszczyłby się o tych, którzy w pocie czoła robią coś użytecznego?
Więcej możesz przeczytać w 16/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.