Hiszpanie za zdradę sojuszników w Iraku nie dostali niczego poza protekcjonalnym klepaniem po plecach Dezerterzy moralni - to określenie autorstwa Giuliano Ferrary, włoskiego publicysty, jak ulał pasuje do uczestników poniedziałkowego (13 IX) spotkania w Madrycie. W pałacu Moncloa zebrali się Jacques Chirac, Gerhard Schröder i José Luis Rodriguez Zapatero. Chirac i Schröder przyjechali, by wynagrodzić premiera Zapatero za zwrot w hiszpańskiej polityce z proamerykańskiej na proparyską. Okazało się jednak, że trzej liderzy mają rozbieżne poglądy na temat wysokości owej nagrody. Zapatero liczył na to, że uzyska francusko-niemiecką zgodę na niezmniejszanie w najbliższych pięciu latach płynącego do Madrytu strumienia pieniędzy z unii, a także na wejście Hiszpanii do unijnego dyrektoriatu w miejsce Londynu. Dostał figę. Ani pieniędzy, ani miejsca w dyrektoriacie. Francuz i Niemiec chcieli zatriumfować nad Bushem i postraszyć Blaira, że jeśli nie będzie bardziej uległy, to mają człowieka, który go zastąpi. Nie mieli zamiaru robić niczego poza okolicznościową fotografią.
Doktryner Zapatero
Madryckie spotkanie było efektem długich, czasem poniżających zabiegów Zapatero. Pierwsze wizyty po objęciu urzędu złożył on nad Szprewą i Sekwaną. 28 kwietnia w Berlinie na pytanie dziennikarzy o reorientację w polityce zagranicznej odpowiedział: "Uznajemy Niemcy i Francję za motor unii". Prócz współdziałania w "integracji Europy" Zapatero obiecał wspierać Berlin i Paryż na forum ONZ, "zwłaszcza w aktualnej kwestii irackiej". Hiszpania chce uczestniczyć w odbudowie tego kraju, ale - jak zapewnił - "nie planuje jednostronnych inicjatyw, a jedynie wspólne kroki z Niemcami i Francją w ramach UE".
Zapatero nie słynie z tęgiego rozumu. Kryzys przywództwa wśród hiszpańskich socjalistów po odejściu Felipe Gonzaleza doprowadził do karuzeli zmian na czele PSOE: po Joaquinie Almunii pojawił się bezbarwny Josep Borell, który jednak nie znajdował akceptacji w samej partii. Wobec braku następców na jego miejsce wybrano kandydata przejściowego - marksistowskiego doktrynera Zapatero. Socjaliści nie mieli nadziei na jego zwycięstwo wyborcze: jeszcze w początkach marca, tydzień przed wyborami, mówiło się, że po porażce zostanie usunięty, a jego miejsce zajmie reformator José Bono.
11 marca Al-Kaida podarowała jednak socjalistom nieoczekiwane zwycięstwo i z planów łatwego pozbycia się Zapatero wyszły nici. Nim rząd został uformowany, w łonie PSOE doszło do dramatycznych rozliczeń i przetasowań. Przeciwników Zapatero rozesłano po świecie: Borella do Parlamentu Europejskiego, Almunię na komisarza UE, a sam José Bono dla dobra sprawy zadowolił się fotelem ministra obrony. Pozycja Zapatero w partii nadal była jednak chwiejna i jak kania dżdżu łaknął on sukcesu. Na razie jego partia odcina kupony od reform ekonomicznych Aznara. Wskaźniki gospodarcze rosną, ale bezrobocie nie spada i obiecywane podczas kampanii wyborczej gruszki na wierzbie nie chcą rosnąć. PSOE koncentruje się więc w parlamencie na kwestiach tak istotnych jak legalizacja małżeństw homoseksualnych.
Szansę na wzmocnienie pozycji Zapatero dostrzegł w polityce zagranicznej. Zdawał sobie sprawę, że wygrał wybory dzięki opozycji wobec interwencji w Iraku, dlatego ostatnio podkręcał ton polemik ze znienawidzonymi USA. Dziesięć dni temu podczas wizyty w Tunisie zaapelował do partnerów z UE, by poszli w jego ślady i wycofali wojska z Iraku, a podczas spotkania z Chirakiem i Schröderem pozwalał sobie na żarty z "nowej Europy".
Oś postępu
Prasa hiszpańska z emfazą cytowała słowa Zapatero, że "Hiszpania powróciła do serca decyzji europejskich", że narodziła się "nowa oś postępu w Europie". Jakże odmienny był ton komentarzy prasy francuskiej. "Le Parisien" napisał o "zebraniu antybushowego klanu", "Le Figaro" o "hiszpańskim oczekiwaniu na dywidendy po zwrocie antyamerykańskim", ale - generalnie - madryckie spotkanie zauważono tylko w kontekście polemiki Chiraca z liderem socjalistów francuskich Laurentem Fabiusem, zapowiadającym głosowanie przeciw konstytucji europejskiej.
Wydźwięk niemieckich komentarzy dał się sprowadzić do jednego zdania: "powrót Hiszpanii do polityki europejskiej, w myśl zasady "Europa to my, a kto nie z nami, ten przeciw Europie"". Korespondentka Edith Lange doniosła: "Hiszpania znów zorientowana na Europę". Przy wznoszeniu toastu premier Zapatero zapewnił gości: "Jesteśmy zagorzałymi pro-Europejczykami". "FAZ" napisał o "romantycznej kolacji" liderów i o tym, że spotkanie miało wywołać "balsamiczny efekt na hiszpańskiej opinii publicznej". "Die Welt" podkreśla, że Francja i Niemcy nie podzielają tunezyjskiego apelu Zapatero o wycofanie wojsk europejskich z Iraku, a "Süddeutsche Zeitung" napisał wręcz, że apel ten wywołał zakłopotanie w całej Europie.
Madryckie spotkanie przyniosło więc Zapatero korzyści wyłącznie w postaci fotografii z liderami dwóch największych państw europejskich. Jego nadzieje, że socjalistyczna Hiszpania zastąpi Wielką Brytanię w unijnym dyrektoriacie, okazały się płonne. Co gorsza, Schröder wyraźnie powiedział premierowi Hiszpanii, że może zapomnieć o pieniądzach. Chodzi o pomoc strukturalną dla Hiszpanii, która ma się w najbliższych pięciu latach drastycznie zmniejszyć. "Hiszpania przez wiele lat korzystała z solidarności krajów bogatszych - dorzucił Chirac - ale teraz, kiedy jej gospodarka się rozwinęła, nie będzie mogła już z niej korzystać, bo inne kraje bardziej jej potrzebują".
Zamiast sukcesu, Zapatero poniósł dotkliwą porażkę. Dumną i samodzielną Hiszpanię ustawił w roli wasala Francji i Niemiec (póki Niemcy będą chciały towarzyszyć Francji na tej drodze donikąd). Hiszpania przestała się liczyć w europejskich i światowych rozgrywkach. Zapatero brnie dalej: zapowiada, że jego kraj jako pierwszy zaaprobuje nową konstytucję europejską. Ponieważ dokument nie ma szans na aprobatę we wszystkich 25 krajach UE, Hiszpania znów zostanie de facto odizolowana, choćby Zapatero jeszcze sto razy powtórzył, że dzięki aliansowi z Francją "jego kraj powrócił do serca europejskich decyzji".
Trwa wojna
Powstał triumwirat dezerterów. Trwa wojna, którą nie my wypowiedzieliśmy. Wypowiedział ją przed ćwierćwieczem Chomeini, walkę podjęli saudyjscy wahabici, a obecnie kieruje nią Osama bin Laden.
Dezerterzy moralni, zamiast walczyć z radykalnym islamem, walczą z Blairem i Bushem, walczą z nowymi członkami UE, którzy "stracili okazję, żeby siedzieć cicho". Pierwszy dezerter żyje zdradą. Zdradził wszystkich - sojuszników partyjnych, a nawet sponsorów. Podniósł Paryż do rangi stolicy zdrady. Nie po raz pierwszy: miasto to ma w dziedzinie porozumiewania się z wrogiem niemałe tradycje. Drugi dezerter zamiast scalać Niemcy, tworzy nowe podziały w Europie. Dwaj dezerterzy podróżują, szukając kolejnych. Niedawno ponad głowami Europejczyków polecieli szukać bratniej duszy na Krym. Teraz dotarli do Madrytu, by oddać tytuł pierwszego dezertera Europy nowemu liderowi - José Luisowi Rodriguezowi Zapatero.
Madryckie spotkanie było efektem długich, czasem poniżających zabiegów Zapatero. Pierwsze wizyty po objęciu urzędu złożył on nad Szprewą i Sekwaną. 28 kwietnia w Berlinie na pytanie dziennikarzy o reorientację w polityce zagranicznej odpowiedział: "Uznajemy Niemcy i Francję za motor unii". Prócz współdziałania w "integracji Europy" Zapatero obiecał wspierać Berlin i Paryż na forum ONZ, "zwłaszcza w aktualnej kwestii irackiej". Hiszpania chce uczestniczyć w odbudowie tego kraju, ale - jak zapewnił - "nie planuje jednostronnych inicjatyw, a jedynie wspólne kroki z Niemcami i Francją w ramach UE".
Zapatero nie słynie z tęgiego rozumu. Kryzys przywództwa wśród hiszpańskich socjalistów po odejściu Felipe Gonzaleza doprowadził do karuzeli zmian na czele PSOE: po Joaquinie Almunii pojawił się bezbarwny Josep Borell, który jednak nie znajdował akceptacji w samej partii. Wobec braku następców na jego miejsce wybrano kandydata przejściowego - marksistowskiego doktrynera Zapatero. Socjaliści nie mieli nadziei na jego zwycięstwo wyborcze: jeszcze w początkach marca, tydzień przed wyborami, mówiło się, że po porażce zostanie usunięty, a jego miejsce zajmie reformator José Bono.
11 marca Al-Kaida podarowała jednak socjalistom nieoczekiwane zwycięstwo i z planów łatwego pozbycia się Zapatero wyszły nici. Nim rząd został uformowany, w łonie PSOE doszło do dramatycznych rozliczeń i przetasowań. Przeciwników Zapatero rozesłano po świecie: Borella do Parlamentu Europejskiego, Almunię na komisarza UE, a sam José Bono dla dobra sprawy zadowolił się fotelem ministra obrony. Pozycja Zapatero w partii nadal była jednak chwiejna i jak kania dżdżu łaknął on sukcesu. Na razie jego partia odcina kupony od reform ekonomicznych Aznara. Wskaźniki gospodarcze rosną, ale bezrobocie nie spada i obiecywane podczas kampanii wyborczej gruszki na wierzbie nie chcą rosnąć. PSOE koncentruje się więc w parlamencie na kwestiach tak istotnych jak legalizacja małżeństw homoseksualnych.
Szansę na wzmocnienie pozycji Zapatero dostrzegł w polityce zagranicznej. Zdawał sobie sprawę, że wygrał wybory dzięki opozycji wobec interwencji w Iraku, dlatego ostatnio podkręcał ton polemik ze znienawidzonymi USA. Dziesięć dni temu podczas wizyty w Tunisie zaapelował do partnerów z UE, by poszli w jego ślady i wycofali wojska z Iraku, a podczas spotkania z Chirakiem i Schröderem pozwalał sobie na żarty z "nowej Europy".
Oś postępu
Prasa hiszpańska z emfazą cytowała słowa Zapatero, że "Hiszpania powróciła do serca decyzji europejskich", że narodziła się "nowa oś postępu w Europie". Jakże odmienny był ton komentarzy prasy francuskiej. "Le Parisien" napisał o "zebraniu antybushowego klanu", "Le Figaro" o "hiszpańskim oczekiwaniu na dywidendy po zwrocie antyamerykańskim", ale - generalnie - madryckie spotkanie zauważono tylko w kontekście polemiki Chiraca z liderem socjalistów francuskich Laurentem Fabiusem, zapowiadającym głosowanie przeciw konstytucji europejskiej.
Wydźwięk niemieckich komentarzy dał się sprowadzić do jednego zdania: "powrót Hiszpanii do polityki europejskiej, w myśl zasady "Europa to my, a kto nie z nami, ten przeciw Europie"". Korespondentka Edith Lange doniosła: "Hiszpania znów zorientowana na Europę". Przy wznoszeniu toastu premier Zapatero zapewnił gości: "Jesteśmy zagorzałymi pro-Europejczykami". "FAZ" napisał o "romantycznej kolacji" liderów i o tym, że spotkanie miało wywołać "balsamiczny efekt na hiszpańskiej opinii publicznej". "Die Welt" podkreśla, że Francja i Niemcy nie podzielają tunezyjskiego apelu Zapatero o wycofanie wojsk europejskich z Iraku, a "Süddeutsche Zeitung" napisał wręcz, że apel ten wywołał zakłopotanie w całej Europie.
Madryckie spotkanie przyniosło więc Zapatero korzyści wyłącznie w postaci fotografii z liderami dwóch największych państw europejskich. Jego nadzieje, że socjalistyczna Hiszpania zastąpi Wielką Brytanię w unijnym dyrektoriacie, okazały się płonne. Co gorsza, Schröder wyraźnie powiedział premierowi Hiszpanii, że może zapomnieć o pieniądzach. Chodzi o pomoc strukturalną dla Hiszpanii, która ma się w najbliższych pięciu latach drastycznie zmniejszyć. "Hiszpania przez wiele lat korzystała z solidarności krajów bogatszych - dorzucił Chirac - ale teraz, kiedy jej gospodarka się rozwinęła, nie będzie mogła już z niej korzystać, bo inne kraje bardziej jej potrzebują".
Zamiast sukcesu, Zapatero poniósł dotkliwą porażkę. Dumną i samodzielną Hiszpanię ustawił w roli wasala Francji i Niemiec (póki Niemcy będą chciały towarzyszyć Francji na tej drodze donikąd). Hiszpania przestała się liczyć w europejskich i światowych rozgrywkach. Zapatero brnie dalej: zapowiada, że jego kraj jako pierwszy zaaprobuje nową konstytucję europejską. Ponieważ dokument nie ma szans na aprobatę we wszystkich 25 krajach UE, Hiszpania znów zostanie de facto odizolowana, choćby Zapatero jeszcze sto razy powtórzył, że dzięki aliansowi z Francją "jego kraj powrócił do serca europejskich decyzji".
Trwa wojna
Powstał triumwirat dezerterów. Trwa wojna, którą nie my wypowiedzieliśmy. Wypowiedział ją przed ćwierćwieczem Chomeini, walkę podjęli saudyjscy wahabici, a obecnie kieruje nią Osama bin Laden.
Dezerterzy moralni, zamiast walczyć z radykalnym islamem, walczą z Blairem i Bushem, walczą z nowymi członkami UE, którzy "stracili okazję, żeby siedzieć cicho". Pierwszy dezerter żyje zdradą. Zdradził wszystkich - sojuszników partyjnych, a nawet sponsorów. Podniósł Paryż do rangi stolicy zdrady. Nie po raz pierwszy: miasto to ma w dziedzinie porozumiewania się z wrogiem niemałe tradycje. Drugi dezerter zamiast scalać Niemcy, tworzy nowe podziały w Europie. Dwaj dezerterzy podróżują, szukając kolejnych. Niedawno ponad głowami Europejczyków polecieli szukać bratniej duszy na Krym. Teraz dotarli do Madrytu, by oddać tytuł pierwszego dezertera Europy nowemu liderowi - José Luisowi Rodriguezowi Zapatero.
Więcej możesz przeczytać w 39/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.