Audycje Radia Wolna Europa przełamały wszechwładzę bezpieki Pogłoski krążące po kraju jesienią 1954 r. przedstawiały rozmaite wersje wydarzenia. Szeptano, że na Zachód uciekł minister obrony; że zabrał "walizkę złota" i "wszystkie tajne dokumenty z kasy". Niektórzy opowiadali, iż zdrajcą jest minister bezpieczeństwa lub któryś z jego zastępców. Ludzie przekręcali nazwisko podawane w komunikatach zachodnich rozgłośni, bowiem nigdy wcześniej nie słyszeli o noszącym je dygnitarzu. Wszystko zaczęło się 28 września 1954 r. Tego dnia świat obiegła sensacyjna wiadomość - na konferencji prasowej w Waszyngtonie prokurator generalny USA ogłosił, że jego kraj udzielił azylu wysokiemu funkcjonariuszowi władz komunistycznych w Polsce, ppłk. Józefowi Światle. Parę godzin później on sam mówił o sobie w wywiadzie dla "Głosu Ameryki": "Byłem wicedyrektorem X departamentu Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w Warszawie, a więc departamentu, którego zadaniem jest - jak to się mówi w języku komunistycznym - ochrona czystości i jedności szeregów partii komunistycznej w Polsce. Miałem dostęp do najtajniejszych dokumentów Biura Politycznego. Na ich podstawie przekonałem się, kto rządzi Polską, w czyim imieniu i czyim kosztem".
Za kulisami
Józef Światło zaginął dziesięć miesięcy wcześniej w Berlinie Zachodnim podczas podróży służbowej. W tajemnicy zgłosił się do władz amerykańskich, wyjawił, kim jest, i poprosił o azyl. Jego zniknięcie wywołało konsternację władz komunistycznych, ale wkrótce prowadzący śledztwo podjęli trop spreparowany przez CIA i uznali, że Światło został zamordowany przez służby specjalne jednego z państw zachodnich. Na tym sprawę zamknięto.
Tymczasem Amerykanie po zakończeniu wielomiesięcznych przesłuchań postanowili - za namową Jana Nowaka-Jeziorańskiego, szefa Rozgłośni Polskiej RWE - wykorzystać zeznania oficera UB jako broń propagandową i przedstawić zbiega opinii publicznej. Światło wystąpił na kilku konferencjach prasowych, a 20 października Wolna Europa rozpoczęła nadawanie cyklu audycji "Za kulisami bezpieki i partii", w których były dygnitarz Ministerstwa Bezpieczeństwa opowiadał o drażliwych tajemnicach systemu.
W kraju zawrzało. "Z zapartym tchem, z uszami przytkniętymi do aparatów radiowych ludzie słuchali, jak Moskwa rządzi Polską za pomocą doradców i zwerbowanych agentów" - czytamy we wspomnieniach z tego okresu. Także poufne biuletyny na temat stanu nastrojów, sporządzane przez partię i aparat bezpieczeństwa, przyznawały, że "w związku z wystąpieniem prowokatora Światły daje się zauważyć wzmożone zainteresowanie audycjami imperialistycznych rozgłośni".
Mimo grożących kar zasłyszane wiadomości przekazywano dalej i komentowano. Zdarzało się nawet, że "nie ustaleni sprawcy" puszczali audycje Światły przez zakładowe radiowęzły (np. w Karniewie, w powiecie Maków Mazowiecki). Ludzie cieszyli się z upokorzenia władzy. "Poważna ilość wypowiedzi nosi cechy złośliwe-go zadowolenia" - zanotowano w ubeckich raportach. Mieszkaniec Krakowa, "rozmawiając na temat ucieczki, stwierdził z zadowoleniem, że "jak jest biedny, to nawet 10 tys. zł nie ucieszyłoby go tak jak ucieczka Światły"". Z kolei "były działacz WRN z terenu Radomia oświadczył: "reżim nasz od chwili swego powstania nie poniósł tak dotkliwej klęski jak teraz"". Dowcipkowano, że propagandowy slogan "Oszczędzaj światło", władza będzie teraz musiała zastąpić hasłem: "Światło, oszczędzaj nas".
Poruszenie budziło to, że zdrajcą okazał się funkcjonariusz na tak wysokim stanowisku i w dodatku zatrudniony w bezpieczeństwie - instytucji mającej być podporą ustroju i strzec prawomyślności społeczeństwa. "To nie płotka, to nie uciekł jakiś gość z WRN [Wojewódzkiej Rady Narodowej], ale główna podpora reżimu. Musi z tego powodu być jakiś "kociokwik"" - prorokował mieszkaniec Krakowa. Inżynier z Bydgoszczy mówił w gronie znajomych: "Widzicie panowie, że cały ten ustrój nie ma się nawet na kim oprzeć, bo nawet nie mogą wierzyć swoim pułkownikom i to tak wysoko postawionym w hierarchii". Z kolei "mieszkaniec Łodzi, wrogo ustosunkowany do obecnego ustroju, stwierdził: "Jednak z Anglii i Ameryki żaden wywiadowca do nas nie ucieka, tylko wszyscy uciekają od nas"".
12 willi Bieruta
Rewelacje płynące z głośników radiowych odsłaniały szokującą prawdę o mechanizmach władzy w stalinowskiej Polsce. "Światło barwnie opisywał sylwetki tych, którzy kierowali państwem, żyjąc w luksusie, podczas gdy naród prowadził nędzne życie, opisywał ich brak skrupułów, zakłamanie i chciwość - napisała we wspomnieniach Teodora Żukowska, więziona przez Światłę za okupacyjną działalność w kontrwywiadzie AK. - Opowiadał o konfliktach w partii, która nie była monolitem; o likwidacji podziemnego ruchu niepodległościowego; o współpracy komunistów w czasie wojny z gestapo; o montowaniu procesów pokazowych, o walce z Kościołem i sfałszowanych wyborach. Ale przede wszystkim mówił o bezpiece, o aparacie terroru, bez którego nie byłoby czerwonych rządów w Polsce".
Audycje obfitowały w fakty zapadające społeczeństwu w pamięć. "Pracownik piekarni w Malborku powiedział, iż Światło ujawnił, że "Bierut ma 12 willi i 280 ludzi, którzy go pilnują, oraz wiele innych rzeczy, od których człowiekowi włosy dęba stawały"". Historie zaczerpnięte z Wolnej Europy powtarzano, uzupełniając wyobraźnią. Opowiadano, że kierownictwo partii uciekło z Warszawy i ukrywa się w niewiadomym miejscu, że Gomułka i Spychalski (przebywający wtedy w więzieniu) zostali rozstrzelani, a prymas Wyszyński wywieziony na Syberię.
Władza nie dementowała informacji podawanych przez Światłę, ale pośrednio potwierdzała ich prawdziwość, wzmacniając zagłuszanie zachodnich rozgłośni. "Ten to im krwi napsuł - wspominał w wywiadzie dla "Karty" pracownik stacji zagłuszającej. - W stacji działo się coś strasznego. Wszyscy stali na baczność i tak jak normalnie kontrolowali nas co godzinę, co pół godziny, czy nadajnik poprawnie pracuje, to wtedy regularnie co pięć minut, nawet co minutę odzywał się telefon, że trzeba coś zrobić, że trzeba jeszcze dokładniej przykryć".
W kraju spodziewano się wielkich zmian politycznych, i to w niedalekiej przyszłości. "Jeśli tacy uciekają z Polski, to sytuacja jest niedobra" - komentowano. "Już na pewno zbliża się koniec, a tam na górze już to czują i teraz chcą się oczyścić z win ucieczką"; "coś się zbliża, kiedy już tacy zaczynają wiać, bo przecież oni najlepiej o tym wiedzą"; "uciekł minister, więc teraz nie będą już zakładać spółdzielni produkcyjnych". Niektórzy przyznawali, że skandal związany z ucieczką Światły przywrócił im nadzieję na poprawę sytuacji w kraju, "bo inaczej to nie ma po co żyć".
Pojawił się również (endemiczny w PRL) strach przed głodem i wojną. Raporty UB donosiły o "wzmożonym wykupywaniu towarów". Ludzie obawiali się też, że audycje Światły pociągną za sobą represje, jak chociażby konfiskowanie radioodbiorników.
Toasty i tortury
Różnie oceniano postępek zbiegłego oficera. Niektórzy uważali, że "celowo wkradł się do bezpieki, by zdobyć tajne wiadomości, zbiec za granicę i zdemaskować władze PRL". Czasem traktowano go niemal jak bohatera narodowego: "Siedmiu chłopów z gromady Nowa Huta, wśród których był sołtys, w czasie libacji wznosiło toasty na cześć Światły".
Wiele osób łączyło postępek Światły z jego domniemanym żydowskim pochodzeniem (Światło rzeczywiście był Żydem, ale tej informacji nie ogłoszono). Być może pogłoski na ten temat władza rozsiewała celowo, by odwrócić uwagę od treści zawartych w audycjach Wolnej Europy. Wiele komentarzy dotyczących ucieczki ociekało antysemityzmem. "Pracownik rzeźni miejskiej - czytamy w raportach MBP - rozmawiając na temat Światły, powiedział m.in.: "Polacy na tym wypadku przekonają się trochę, jacy są Żydzi"". Z kolei "były działacz PPS-owski w rozmowie ze swym znajomym powiedział, że żona jego była w niedzielę na Kopcu Kościuszki i tam również ludzie mówili głośno na temat ucieczki Światły, mówiąc przy tym "Żydzi to wszyscy są zdrajcami narodu"".
Mieszkaniec Lublina "podkreślał, że Światło zabrał z sobą dużo złota i teraz jeszcze sprzedaje się Amerykanom. Tak samo postąpią wkrótce inni Żydzi". Pracownik Zjednoczenia Budowlanego wyjaśniał kolegom: "Żyd będzie zawsze Żydem. Jedni nawiewają w jedną, drudzy w drugą stronę, diabli by się wyznali na tej całej polityce". Podobne opinie musiały być powszechne, bowiem materiały wywiadowcze zarejestrowały pojawienie się w społeczeństwie lęku przez antysemickimi czystkami i represjami.
Nie należały też do odosobnionych głosy potępiające Światłę i Wolną Europę, wcale nie podyktowane sympatią dla komunizmu. Na przykład "magazynierka Funduszu Wczasów (poglądów reakcyjnych) wyraża niezadowolenie, że Ameryka udzieliła azylu takiemu "bydlakowi". Podaje, że niejednokrotnie była przesłuchiwana przez Światłę, który bił ją po twarzy. Opowiada, że Światło był wynalazcą torturowania przesłuchiwanych prądem elektrycznym. Jest oburzona, że takiemu "zbrodniarzowi" udziela się schronienia. Więcej nie będzie słuchała "Głosu Ameryki"".
Polowanie na kozły ofiarne
Ponieważ wpadka zdarzyła się w departamencie X, odpowiedzialnym za inwigilację PZPR i symbolizującym niejako prymat struktur policyjnych nad partyjnymi, działacze tych ostatnich odczuwali cichą satysfakcję. Na posiedzeniach lokalnych komitetów PZPR padały sformułowania w rodzaju: "UB wynosił się ponad wszystko, a teraz będzie można ich kontrolować", "Rady Narodowe nie miały dotąd wpływu na działalność milicji", "nareszcie skończy się panowanie państwa w państwie".
Demaskowanie przez radio tajemnic systemu fatalnie odbijało się na sprawności aparatu bezpieczeństwa. Tajni informatorzy odmawiali współpracy albo żądali zmiany pseudonimu, wciąż krążyły bowiem pogłoski, że w następnej audycji Światło odczyta wywiezioną z kraju listę wszystkich agentów UB.
Strach padł także na samych funkcjonariuszy, bo Biuro Polityczne rozpoczęło poszukiwania kozłów ofiarnych, na których można by przerzucić odpowiedzialność za - jak napisała "Trybuna Ludu" - "ujawnione w wyniku kontroli fakty jaskrawego pogwałcenia praworządności ludowej". W urzędach bezpieczeństwa zapanował "nastrój demobilizacji i niepokoju". Oficerowie w obawie przed nadchodzącą czystką zgłaszali się do komitetów powiatowych, aby - jak czytamy w "Biuletynach Informacyjnych" Wydziału Organizacyjnego KC - "zakomunikować o sprawach, które dotąd zataili". "Do Komitetu Zakładowego przy WUBP Olsztyn zgłosił się tow. Jarzębowski, naczelnik wydziału i sekretarz podstawowej organizacji pionu operacyjnego WUBP, podając, że w ankiecie personalnej nie pisał, iż jego siostra cioteczna wydała w ręce gestapo swego męża i ukrywa się przed naszą władzą, że szwagier jego należał do AK i nie ujawnił się. Naczelnik wydziału, tow. Boreś, zgłosił, że jego ojciec wystąpił ze spółdzielni produkcyjnej, o czym nie zameldował".
Poruszenie wywołane wystąpieniami radiowymi byłego pułkownika UB było tak wielkie, że władza nie mogła go zignorować. Pod koniec listopada 1954 r. rozwiązano X departament, a Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego przemianowano na Komitet ds. Bezpieczeństwa Publicznego. Szefa tej instytucji, gen. Stanisław Radkiewicza, przeniesiono na stanowisko ministra państwowych gospodarstw rolnych.
Działacze partyjni na poufnych zebraniach zaczęli się domagać wypuszczenia z więzień komunistów aresztowanych w minionych latach na fali walki z "odchyleniem prawicowo-nacjonalistycznym" - wkrótce ich miejsca mieli zająć dyrektor Anatol Fejgin i wiceminister Roman Romkowski, przełożeni Światły. Żądano także powrotu Gomułki do życia politycznego. W ten sposób audycje Wolnej Europy przełamały wszechwładzę organów bezpieczeństwa i utorowały drogę do październikowej odwilży. Był to chyba jedyny w historii wypadek, kiedy radio nadające spoza granic kraju wywarło tak znaczący wpływ na jego życie polityczne
Autor dziękuje prof. Andrzejowi Paczkowskiemu za użyczenie materiałów, które wykorzystał przy pisaniu artykułu
Józef Światło zaginął dziesięć miesięcy wcześniej w Berlinie Zachodnim podczas podróży służbowej. W tajemnicy zgłosił się do władz amerykańskich, wyjawił, kim jest, i poprosił o azyl. Jego zniknięcie wywołało konsternację władz komunistycznych, ale wkrótce prowadzący śledztwo podjęli trop spreparowany przez CIA i uznali, że Światło został zamordowany przez służby specjalne jednego z państw zachodnich. Na tym sprawę zamknięto.
Tymczasem Amerykanie po zakończeniu wielomiesięcznych przesłuchań postanowili - za namową Jana Nowaka-Jeziorańskiego, szefa Rozgłośni Polskiej RWE - wykorzystać zeznania oficera UB jako broń propagandową i przedstawić zbiega opinii publicznej. Światło wystąpił na kilku konferencjach prasowych, a 20 października Wolna Europa rozpoczęła nadawanie cyklu audycji "Za kulisami bezpieki i partii", w których były dygnitarz Ministerstwa Bezpieczeństwa opowiadał o drażliwych tajemnicach systemu.
W kraju zawrzało. "Z zapartym tchem, z uszami przytkniętymi do aparatów radiowych ludzie słuchali, jak Moskwa rządzi Polską za pomocą doradców i zwerbowanych agentów" - czytamy we wspomnieniach z tego okresu. Także poufne biuletyny na temat stanu nastrojów, sporządzane przez partię i aparat bezpieczeństwa, przyznawały, że "w związku z wystąpieniem prowokatora Światły daje się zauważyć wzmożone zainteresowanie audycjami imperialistycznych rozgłośni".
Mimo grożących kar zasłyszane wiadomości przekazywano dalej i komentowano. Zdarzało się nawet, że "nie ustaleni sprawcy" puszczali audycje Światły przez zakładowe radiowęzły (np. w Karniewie, w powiecie Maków Mazowiecki). Ludzie cieszyli się z upokorzenia władzy. "Poważna ilość wypowiedzi nosi cechy złośliwe-go zadowolenia" - zanotowano w ubeckich raportach. Mieszkaniec Krakowa, "rozmawiając na temat ucieczki, stwierdził z zadowoleniem, że "jak jest biedny, to nawet 10 tys. zł nie ucieszyłoby go tak jak ucieczka Światły"". Z kolei "były działacz WRN z terenu Radomia oświadczył: "reżim nasz od chwili swego powstania nie poniósł tak dotkliwej klęski jak teraz"". Dowcipkowano, że propagandowy slogan "Oszczędzaj światło", władza będzie teraz musiała zastąpić hasłem: "Światło, oszczędzaj nas".
Poruszenie budziło to, że zdrajcą okazał się funkcjonariusz na tak wysokim stanowisku i w dodatku zatrudniony w bezpieczeństwie - instytucji mającej być podporą ustroju i strzec prawomyślności społeczeństwa. "To nie płotka, to nie uciekł jakiś gość z WRN [Wojewódzkiej Rady Narodowej], ale główna podpora reżimu. Musi z tego powodu być jakiś "kociokwik"" - prorokował mieszkaniec Krakowa. Inżynier z Bydgoszczy mówił w gronie znajomych: "Widzicie panowie, że cały ten ustrój nie ma się nawet na kim oprzeć, bo nawet nie mogą wierzyć swoim pułkownikom i to tak wysoko postawionym w hierarchii". Z kolei "mieszkaniec Łodzi, wrogo ustosunkowany do obecnego ustroju, stwierdził: "Jednak z Anglii i Ameryki żaden wywiadowca do nas nie ucieka, tylko wszyscy uciekają od nas"".
12 willi Bieruta
Rewelacje płynące z głośników radiowych odsłaniały szokującą prawdę o mechanizmach władzy w stalinowskiej Polsce. "Światło barwnie opisywał sylwetki tych, którzy kierowali państwem, żyjąc w luksusie, podczas gdy naród prowadził nędzne życie, opisywał ich brak skrupułów, zakłamanie i chciwość - napisała we wspomnieniach Teodora Żukowska, więziona przez Światłę za okupacyjną działalność w kontrwywiadzie AK. - Opowiadał o konfliktach w partii, która nie była monolitem; o likwidacji podziemnego ruchu niepodległościowego; o współpracy komunistów w czasie wojny z gestapo; o montowaniu procesów pokazowych, o walce z Kościołem i sfałszowanych wyborach. Ale przede wszystkim mówił o bezpiece, o aparacie terroru, bez którego nie byłoby czerwonych rządów w Polsce".
Audycje obfitowały w fakty zapadające społeczeństwu w pamięć. "Pracownik piekarni w Malborku powiedział, iż Światło ujawnił, że "Bierut ma 12 willi i 280 ludzi, którzy go pilnują, oraz wiele innych rzeczy, od których człowiekowi włosy dęba stawały"". Historie zaczerpnięte z Wolnej Europy powtarzano, uzupełniając wyobraźnią. Opowiadano, że kierownictwo partii uciekło z Warszawy i ukrywa się w niewiadomym miejscu, że Gomułka i Spychalski (przebywający wtedy w więzieniu) zostali rozstrzelani, a prymas Wyszyński wywieziony na Syberię.
Władza nie dementowała informacji podawanych przez Światłę, ale pośrednio potwierdzała ich prawdziwość, wzmacniając zagłuszanie zachodnich rozgłośni. "Ten to im krwi napsuł - wspominał w wywiadzie dla "Karty" pracownik stacji zagłuszającej. - W stacji działo się coś strasznego. Wszyscy stali na baczność i tak jak normalnie kontrolowali nas co godzinę, co pół godziny, czy nadajnik poprawnie pracuje, to wtedy regularnie co pięć minut, nawet co minutę odzywał się telefon, że trzeba coś zrobić, że trzeba jeszcze dokładniej przykryć".
W kraju spodziewano się wielkich zmian politycznych, i to w niedalekiej przyszłości. "Jeśli tacy uciekają z Polski, to sytuacja jest niedobra" - komentowano. "Już na pewno zbliża się koniec, a tam na górze już to czują i teraz chcą się oczyścić z win ucieczką"; "coś się zbliża, kiedy już tacy zaczynają wiać, bo przecież oni najlepiej o tym wiedzą"; "uciekł minister, więc teraz nie będą już zakładać spółdzielni produkcyjnych". Niektórzy przyznawali, że skandal związany z ucieczką Światły przywrócił im nadzieję na poprawę sytuacji w kraju, "bo inaczej to nie ma po co żyć".
Pojawił się również (endemiczny w PRL) strach przed głodem i wojną. Raporty UB donosiły o "wzmożonym wykupywaniu towarów". Ludzie obawiali się też, że audycje Światły pociągną za sobą represje, jak chociażby konfiskowanie radioodbiorników.
Toasty i tortury
Różnie oceniano postępek zbiegłego oficera. Niektórzy uważali, że "celowo wkradł się do bezpieki, by zdobyć tajne wiadomości, zbiec za granicę i zdemaskować władze PRL". Czasem traktowano go niemal jak bohatera narodowego: "Siedmiu chłopów z gromady Nowa Huta, wśród których był sołtys, w czasie libacji wznosiło toasty na cześć Światły".
Wiele osób łączyło postępek Światły z jego domniemanym żydowskim pochodzeniem (Światło rzeczywiście był Żydem, ale tej informacji nie ogłoszono). Być może pogłoski na ten temat władza rozsiewała celowo, by odwrócić uwagę od treści zawartych w audycjach Wolnej Europy. Wiele komentarzy dotyczących ucieczki ociekało antysemityzmem. "Pracownik rzeźni miejskiej - czytamy w raportach MBP - rozmawiając na temat Światły, powiedział m.in.: "Polacy na tym wypadku przekonają się trochę, jacy są Żydzi"". Z kolei "były działacz PPS-owski w rozmowie ze swym znajomym powiedział, że żona jego była w niedzielę na Kopcu Kościuszki i tam również ludzie mówili głośno na temat ucieczki Światły, mówiąc przy tym "Żydzi to wszyscy są zdrajcami narodu"".
Mieszkaniec Lublina "podkreślał, że Światło zabrał z sobą dużo złota i teraz jeszcze sprzedaje się Amerykanom. Tak samo postąpią wkrótce inni Żydzi". Pracownik Zjednoczenia Budowlanego wyjaśniał kolegom: "Żyd będzie zawsze Żydem. Jedni nawiewają w jedną, drudzy w drugą stronę, diabli by się wyznali na tej całej polityce". Podobne opinie musiały być powszechne, bowiem materiały wywiadowcze zarejestrowały pojawienie się w społeczeństwie lęku przez antysemickimi czystkami i represjami.
Nie należały też do odosobnionych głosy potępiające Światłę i Wolną Europę, wcale nie podyktowane sympatią dla komunizmu. Na przykład "magazynierka Funduszu Wczasów (poglądów reakcyjnych) wyraża niezadowolenie, że Ameryka udzieliła azylu takiemu "bydlakowi". Podaje, że niejednokrotnie była przesłuchiwana przez Światłę, który bił ją po twarzy. Opowiada, że Światło był wynalazcą torturowania przesłuchiwanych prądem elektrycznym. Jest oburzona, że takiemu "zbrodniarzowi" udziela się schronienia. Więcej nie będzie słuchała "Głosu Ameryki"".
Polowanie na kozły ofiarne
Ponieważ wpadka zdarzyła się w departamencie X, odpowiedzialnym za inwigilację PZPR i symbolizującym niejako prymat struktur policyjnych nad partyjnymi, działacze tych ostatnich odczuwali cichą satysfakcję. Na posiedzeniach lokalnych komitetów PZPR padały sformułowania w rodzaju: "UB wynosił się ponad wszystko, a teraz będzie można ich kontrolować", "Rady Narodowe nie miały dotąd wpływu na działalność milicji", "nareszcie skończy się panowanie państwa w państwie".
Demaskowanie przez radio tajemnic systemu fatalnie odbijało się na sprawności aparatu bezpieczeństwa. Tajni informatorzy odmawiali współpracy albo żądali zmiany pseudonimu, wciąż krążyły bowiem pogłoski, że w następnej audycji Światło odczyta wywiezioną z kraju listę wszystkich agentów UB.
Strach padł także na samych funkcjonariuszy, bo Biuro Polityczne rozpoczęło poszukiwania kozłów ofiarnych, na których można by przerzucić odpowiedzialność za - jak napisała "Trybuna Ludu" - "ujawnione w wyniku kontroli fakty jaskrawego pogwałcenia praworządności ludowej". W urzędach bezpieczeństwa zapanował "nastrój demobilizacji i niepokoju". Oficerowie w obawie przed nadchodzącą czystką zgłaszali się do komitetów powiatowych, aby - jak czytamy w "Biuletynach Informacyjnych" Wydziału Organizacyjnego KC - "zakomunikować o sprawach, które dotąd zataili". "Do Komitetu Zakładowego przy WUBP Olsztyn zgłosił się tow. Jarzębowski, naczelnik wydziału i sekretarz podstawowej organizacji pionu operacyjnego WUBP, podając, że w ankiecie personalnej nie pisał, iż jego siostra cioteczna wydała w ręce gestapo swego męża i ukrywa się przed naszą władzą, że szwagier jego należał do AK i nie ujawnił się. Naczelnik wydziału, tow. Boreś, zgłosił, że jego ojciec wystąpił ze spółdzielni produkcyjnej, o czym nie zameldował".
Poruszenie wywołane wystąpieniami radiowymi byłego pułkownika UB było tak wielkie, że władza nie mogła go zignorować. Pod koniec listopada 1954 r. rozwiązano X departament, a Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego przemianowano na Komitet ds. Bezpieczeństwa Publicznego. Szefa tej instytucji, gen. Stanisław Radkiewicza, przeniesiono na stanowisko ministra państwowych gospodarstw rolnych.
Działacze partyjni na poufnych zebraniach zaczęli się domagać wypuszczenia z więzień komunistów aresztowanych w minionych latach na fali walki z "odchyleniem prawicowo-nacjonalistycznym" - wkrótce ich miejsca mieli zająć dyrektor Anatol Fejgin i wiceminister Roman Romkowski, przełożeni Światły. Żądano także powrotu Gomułki do życia politycznego. W ten sposób audycje Wolnej Europy przełamały wszechwładzę organów bezpieczeństwa i utorowały drogę do październikowej odwilży. Był to chyba jedyny w historii wypadek, kiedy radio nadające spoza granic kraju wywarło tak znaczący wpływ na jego życie polityczne
Autor dziękuje prof. Andrzejowi Paczkowskiemu za użyczenie materiałów, które wykorzystał przy pisaniu artykułu
Więcej możesz przeczytać w 39/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.