Działanie w afekcie może spowodować złagodzenie kary w sądzie, w polityce podwaja karę dla przyszłych pokoleń Mój pies biega za wszystkimi samochodami - skarżył się pewien właściciel czworonoga weterynarzowi. - Ależ nie ma w tym nic nadzwyczajnego, wiele psów ugania się za samochodami - stwierdził weterynarz. - Zgoda, panie doktorze, ale ten mój pies dogania samochody, a potem zakopuje je w ogródku. Jeżeli nie wiedzą państwo, jakiej rasy był to pies, podpowiem, że była to rasa europejska, przystosowana do realizacji strategii lizbońskiej. Oczywiście rasa ta nie ma nic wspólnego z dostojnym dogiem niemieckim, egoistycznym buldogiem francuskim czy zwinnym chartem włoskim. Myślę, że cwany polski owczarek nizinny też ma niewiele wspólnego z tą rasą. "Sprawdzian z Lizbony" autorstwa Leszka Balcerowicza pokazuje efekty czteroletniej gonitwy lizbońskiej, a właściwie afekty paraliżujące działanie i myślenie. Krótko mówiąc, pies rasy lizbońskiej goni wszystkie samochody, zwłaszcza karetki z pomocą społeczną, których i tak nie może zakopać.
Celem cywilizacji amerykańskiej jest osiąganie efektów, natomiast celem cywilizacji europejskiej - z nielicznymi wyjątkami - stało się osiąganie afektów. świadczy o tym afektywny stosunek do wojny w Iraku, konstytucji europejskiej czy krucjata podatkowa "twardego jądra", czyli Niemiec i Francji. Celem tej krucjaty jest oczywiście nawracanie ludów Europy Środkowej na równie wysokie podatki. Działanie w afekcie może spowodować złagodzenie kary w sądzie, lecz w polityce, zwłaszcza gospodarczej, takie działanie podwaja karę dla przyszłych pokoleń.
Roszczenia Eriki Steinbach i ekipy Pawelki wobec Polski i Polaków świadczą o tym, że w Niemczech żyje grupa ludzi o mentalności z epoki agrarnej, czyli żywy pomnik "Zemsty" Aleksandra Fredry. Roszczeniopaci z Niemiec działają w afekcie, który paraliżuje im rozum. Gdyby ktoś dziesięć lat temu próbował mnie przekonać, że dojdzie do takich napięć w stosunkach niemiecko-polskich, uznałbym go za psychopatyczną ofiarę epoki propagandy gomułkowskiej. Niektórzy Niemcy potrafią jednak zaskoczyć nawet tak skrajnego nacjonalistę jak ja, spadkobiercę "totalitarnego polskiego nacjonalizmu", jak określa to pewien redaktor naczelny. O tym, ile ten nacjonalizm wywołał tragedii i zniszczeń w Europie, pisać nie muszę, gdyż szczytową fazę twórczą przeżywają tacy autorzy, jak A. Wolff-Powęska, J. Majcherek czy A. Krzemiński. Antoni Słonimski miał rację, nie można tylko Niemcom zakazywać plucia nam w twarz - to bez sensu.
"Wojna obronna 2004" Krystyny Grzybowskiej, którą od dawna podejrzewam o katolicki, polski nacjonalizm, czyli o coś znacznie gorszego niż moje zboczenie, wykazuje, że zdecydowana postawa polskiego parlamentu przyczyni się do zmobilizowania po obu stronach Odry tych, których historia czegoś nauczyła. Niestety, reakcja polskiego rządu i niemieckiego wskazuje, że oba uczą się wolno, jak przystało na zatrudnionych okresowo pracowników budżetowych.
Myślę jednak, że uporamy się z upiorami przeszłości, jeśli w Europie zwycięży szkoła myślenia Arnulfa Baringa, wybitnego niemieckiego politologa i historyka (vide: "Debata upiorów"), choć pewności, że tak się stanie, nie ma. Gdyby ludzie typu Baringa kierowali Europą, przyszłość kreowalibyśmy w naszych głowach, a nie w twardych jądrach u boku Putina.
Jeżeli sami nie wyleczymy się z depresji europejskiej, impotencji, braku odporności, to możemy jeszcze wezwać na pomoc zwierzęta, o czym piszą autorzy tematu okładkowego "Zwierzaki leczą". Papugi uwolnią nas od depresji, pająki od impotencji, a przytulenie się do spoconego hipopotama uodporni nas na wszelkie zarazki. Niech leczą zwierzaki, skoro ludziom to nie wychodzi.
Roszczenia Eriki Steinbach i ekipy Pawelki wobec Polski i Polaków świadczą o tym, że w Niemczech żyje grupa ludzi o mentalności z epoki agrarnej, czyli żywy pomnik "Zemsty" Aleksandra Fredry. Roszczeniopaci z Niemiec działają w afekcie, który paraliżuje im rozum. Gdyby ktoś dziesięć lat temu próbował mnie przekonać, że dojdzie do takich napięć w stosunkach niemiecko-polskich, uznałbym go za psychopatyczną ofiarę epoki propagandy gomułkowskiej. Niektórzy Niemcy potrafią jednak zaskoczyć nawet tak skrajnego nacjonalistę jak ja, spadkobiercę "totalitarnego polskiego nacjonalizmu", jak określa to pewien redaktor naczelny. O tym, ile ten nacjonalizm wywołał tragedii i zniszczeń w Europie, pisać nie muszę, gdyż szczytową fazę twórczą przeżywają tacy autorzy, jak A. Wolff-Powęska, J. Majcherek czy A. Krzemiński. Antoni Słonimski miał rację, nie można tylko Niemcom zakazywać plucia nam w twarz - to bez sensu.
"Wojna obronna 2004" Krystyny Grzybowskiej, którą od dawna podejrzewam o katolicki, polski nacjonalizm, czyli o coś znacznie gorszego niż moje zboczenie, wykazuje, że zdecydowana postawa polskiego parlamentu przyczyni się do zmobilizowania po obu stronach Odry tych, których historia czegoś nauczyła. Niestety, reakcja polskiego rządu i niemieckiego wskazuje, że oba uczą się wolno, jak przystało na zatrudnionych okresowo pracowników budżetowych.
Myślę jednak, że uporamy się z upiorami przeszłości, jeśli w Europie zwycięży szkoła myślenia Arnulfa Baringa, wybitnego niemieckiego politologa i historyka (vide: "Debata upiorów"), choć pewności, że tak się stanie, nie ma. Gdyby ludzie typu Baringa kierowali Europą, przyszłość kreowalibyśmy w naszych głowach, a nie w twardych jądrach u boku Putina.
Jeżeli sami nie wyleczymy się z depresji europejskiej, impotencji, braku odporności, to możemy jeszcze wezwać na pomoc zwierzęta, o czym piszą autorzy tematu okładkowego "Zwierzaki leczą". Papugi uwolnią nas od depresji, pająki od impotencji, a przytulenie się do spoconego hipopotama uodporni nas na wszelkie zarazki. Niech leczą zwierzaki, skoro ludziom to nie wychodzi.
Więcej możesz przeczytać w 39/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.