GŁOSY NA WAGĘ WIZ
Pierwszy raz od czasów Ronalda Reagana Polska pojawiła się w prezydenckiej kampanii wyborczej w USA. George Bush i John Kerry odpowiedzieli publicznie na listę pytań sformułowanych przez organizacje polonijne. Obaj obiecali, że będą się starali o zniesienie wiz w ruchu z Polski do Ameryki. Richard Armitage, zastępca sekretarza stanu USA, obiecał w Warszawie, że "zrobi wszystko, co w jego mocy", aby wizy dla Polaków udających się do Ameryki zostały zniesione. Administracja Busha zapowiedziała także zwiększenie pomocy wojskowej i naukowej dla Polski. Sztab Johna Kerry'ego poszedł krok dalej. W reakcji na apel Izby Doradczej Polonii Amerykańskiej (APAC) zapowiedział jak najszybsze zniesienie wiz.
- W razie zwycięstwa Kerry'ego należy się spodziewać, że wizy znikną w czasie jego czteroletniej kadencji - mówi w rozmowie z "Wprost" Nicholas Rey, były ambasador USA w Polsce, uczestnik kampanii demokratów. - Polska ma silne lobby w Kongresie, widać to było choćby w czasie dyskusji o waszym członkostwie w NATO - dodaje Rey. Bardziej sceptyczny jest Zbigniew Cymerman, dyrektor APAC: - Wchodzimy teraz w najbardziej gorący okres kampanii przedwyborczej, obie strony są w stanie obiecać wszystko, byle tylko pozyskać wyborców. Nie obiecywałbym więc sobie zbyt wiele po deklaracji Kerry'ego, tym bardziej że pod przesłanym do nas oświadczeniem nie ma jego podpisu - mówi "Wprost" Cymerman.
Polonia amerykańska to szósta pod względem liczebności grupa etniczna w Ameryce. Jak twierdzi APAC, może ona decydować o zwycięstwie jednego z kandydatów w czterech stanach: w Pensylwanii, Ohio, Michigan i Wisconsin. Amerykańska Polonia stoi przed wielką szansą trwałego włączenia się do grupy najbardziej wpływowych lobby w Waszyngtonie. Oby jej nie zmarnowała przez działania w stylu dziennika "Fakt", który hałaśliwie reklamuje kampanię antywizową Lecha Wałęsy. Były prezydent jedzie do USA, by załatwić zniesienie wiz. Oby nie była to kompromitacja człowieka, który jest w USA szanowany i popularny. Bo wizy - wszystko na to wskazuje - zostaną w ciągu kilku lat zniesione. Ale pierwszym warunkiem sukcesu jest uzyskanie realnego wpływu na amerykańską politykę przez polonijne lobby.
Agaton Koziński
Uważna "Uwaga"
Uwagę", magazyn reporterów TVN, ogląda już trzy miliony widzów. Wśród sukcesów programu jest m.in. wykrycie niewolniczego wykorzystywania pracownic w sieci supermarketów Biedronka czy relacje z wyprawy Marka Kamińskiego i niepełnosprawnego Jasia Meli na biegun. Program "Uwaga" ma już dwa lata i z tej okazji jego prowadzący Marcin Leśkiewicz oraz Ryszard Cebula podejmowali licznych gości i sympatyków w warszawskim klubie Fleyer's.
Wirtualny Basajew
To że przez tyle lat nie udało się stu tysiącom rosyjskich żołnierzy złapać Szamila Basajewa, świadczy o tym, że Rosji terrorysta i morderca Basajew bardziej potrzebny jest żywy niż martwy. To furtka dla ostrzejszych działań Putina" - mówi Bartłomiej Sienkiewicz, były wicedyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich.
Na stronie internetowej Kavkazcenter zarejestrowanej na Litwie pojawił się list podpisany przez Szamila Basajewa. "Posługujemy się metodami i środkami, do których nas zmuszacie. Nie cofniemy się przed niczym. Akcja w Biesłanie była naszą operacją Nord - West" - napisał. "To nic nowego. Basajew znów pokazał swą prawdziwą twarz terrorysty i mordercy, który nie cofnie się przed zabijaniem dzieci" - oznajmił rzecznik rosyjskich wojsk w Czeczenii, generał Ilja Szabalkin.
Oświadczenie Basajewa rodzi kilka pytań. "Rosyjski bin Laden" wymienia skład narodowościowy grupy, która zaatakowała szkołę, i zaznacza, że jej przywódcą był "pułkownik Orstchojew". Przed opublikowaniem listu, Rosjanie ogłosili, że zidentyfikowali ciało lidera grupy i jest nim Rusłan Koczubarow. Ponadto Rosjanie twierdzą, że terrorystów było 33, a Basajew mówi o 32. Bardzo więc prawdopodobne, że list jest dziełem przeciwników Basajewa albo rosyjskich służb specjalnych. Kreml chce, aby i Szamil Basajew, i Asłan Maschadow wpisywali się w schemat czeczeńskich terrorystów, czyli - jak tłumaczy Kreml - części Al-Kaidy. Dym propagandowy rozsnuty nad tragedią w Biesłanie jest tak gęsty, że na razie można tylko mówić o wirtualnym Basajewie. (greg)
Bykiem w niedźwiedzia
WIG, główny indeks warszawskiej giełdy, pobił 17 września historyczny rekord, osiągając 25312,5 punktów. Czy warto inwestować na giełdzie? - Nie inwestowałem dotychczas na giełdzie, bo znam mniej ryzykowne sposoby pomnażania pieniędzy. W najbliższym czasie też nie zaryzykuję - mówi Richard Mbewe, analityk WGI. - Każdy rekord jest mordercą wyników w następnych dniach. W najbliższym tygodniu dojdzie do korekty. Nie zainwestowałbym teraz ani złotówki - uważa Tadeusz Mosz, autor programu "Plus - minus" w TVP. Optymistą jest Grzegorz Szymański, zarządzający aktywami w CA IB Investment Management. - Zarówno na krótką, jak i na długą metę warto ulokować na giełdzie oszczędności. Mamy za sobą początek szybszego wzrostu gospodarczego, a wyniki spółek giełdowych za 2004 r. będą bardzo dobre - mówi Szymański. Większość z nas, czy chcemy, czy nie, inwestuje na giełdzie poprzez otwarte fundusze emerytalne. OFE, które obracają dziś wpłaconymi niemal przez 12 mln Polaków 50 mld zł, w akcjach giełdowych spółek ulokowały średnio 30 proc. funduszy. (MC, KT)
COŚ PĘKŁO?
W najnowszym miesięczniku "Press" możemy podziwiać fotografię Jacka Żakowskiego na cokole. Z wywiadu z pomnikową postacią polskiego dziennikarstwa dowiadujemy się między innymi, jak trudno było uzyskać wywiad ze Sławomirem Smołokowskim, współwłaścicielem firmy J&S. "Prosiłem - bezskutecznie" - opowiada Żakowski. Dopiero "po jakimś czasie dostałem odpowiedź, że zgadza się na rozmowę". W owym "jakimś czasie" Smołokowski gorliwie zabiegał we "Wprost" o przeprowadzenie z nim wywiadu, którego nie przeprowadziliśmy, nie chcąc promować firmy i wysłuchiwać legend o tym, skąd się wzięli jej właściciele. W wywiadzie dziennikarz "Polityki" zapewnia też, że nie bywa na warszawskich salonach: "W ogóle nie jestem zbyt towarzyski. Zresztą na jakich salonach miałbym bywać?". Odpowiadamy: a choćby w hotelu Rialto, którego współwłaścicielem jest żona jednego z właścicieli firmy J&S. Obok zdjęcie z hotelowej imprezy z Jackiem Żakowskim w jednej z głównych ról. (SS)
Lis na Lisa
Tomasz Lis jest wszędzie: w Internecie, na plakatach, w kolorowych magazynach. A jeszcze nawet nie zaczął prowadzić swego programu w telewizji Polsat. Zdążył za to wydać kolejną książkę, która już stała się bestsellerem. "Nie tylko fakty" to rodzaj autobiografii, w której Lis opisuje swą dziennikarką drogę - od terminowania w "Wiadomościach" TVP po głośne odejście z TVN. Może nieco drażnić lisocentryzm autora, który sprawia wrażenie, jakby był głównym kreatorem opisywanych zjawisk, a nie ich kronikarzem. Ale bez tej cechy jest się tylko dziennikarzem, a nie aż gwiazdą. Z dziesiątków smacznych historii opisanych w książce najbardziej spodobała mi się opowieść o boju, jaki stoczył Lis w TVN o wyemitowanie zdjęć z niedysponowanym prezydentem Kwaśniewskim w Charkowie. Może trochę szkoda, że Lis zadziornie i ostro pisze głównie o ludziach, którzy już niewiele w Polsce znaczą. Dla wciąż wpływowych dziennikarz jest bardziej wyrozumiały. (igo)
Nielegalny ser
Czeski farmer Petr Hajek osiągnął mistrzostwo w obchodzeniu przepisów sanitarnych UE. Nie było go stać na wytwarzanie produktów mlecznych dla ludzi, więc reklamuje "ser całkowicie sprzeczny z unijnym prawem" jako... "testowaną na ludziach karmę dla zwierząt". Sprytny Hajek przygotowuje swoje sery według przekazywanej od sześciu pokoleń receptury. (MK)
Pomagajmy w reprodukcji!
Magdalena Środa rozesłała do mediów apel, w którym prosi o wsparcie dla siebie, czyli pełnomocnika rządu ds. równego statusu kobiet i mężczyzn. Zaszczyt ten spotkał również tygodnik "Wprost". Pośród celów, jakie stawia sobie minister Środa i w których realizacji mamy jej pomóc, najbardziej zainteresowała nas "promocja zdrowia reprodukcyjnego kobiet". Sformułowanie rodem raczej ze stadniny w Janowie Podlaskim niż z kanonu poprawności politycznej. Zresztą, o koniach w cywilizowanym świecie też chyba nie wypada tak mówić. (igo)
Telefonia kredytowa
W Bangladeszu można dobrze zarobić... pożyczając przechodniom telefon komórkowy. Grameen Bank włączył do grona pożyczkobiorców "klasę komórkowych żebraków". Przedsiębiorczy biedacy otrzymają od banku wart 143 dolary telefon, którego koszt muszą zwrócić w ciągu 2 lat. "Nie wymagamy, by od razu przestali żebrać, ale namawiamy ich, by pytali ludzi, czy nie potrzebują zadzwonić" - tłumaczy menedżer banku, Dipal Chandra Barua. Pieniądze zarobione za udostępnianie komórki "pozwolą żebrakom spłacać comiesięczną ratę, a w przyszłości może nawet... zmienić profesję" - dodaje. (MK)
DOBRE, BO POLSKIE
To co najlepsze w polskiej kulturze - od muzyki po kino i literaturę - będzie można przez miesiąc (do 15 października) oglądać we Frankfurcie nad Menem, finansowej stolicy Unii Europejskiej. Hitem imprezy, współorganizowanej przez Europejski Bank Centralny oraz Narodowy Bank Polski, jest wystawa polskiej sztuki użytkowej "Made in Poland". Kierowcy aut przejeżdżających obok frankfurckiego Muzeum Sztuki Użytkowej, gdzie prezentowana jest ekspozycja, odwracają głowy, by przyjrzeć się stojącej u wejścia motorówce Cortina. W środku uwagę przykuwa m.in. zaprojektowany przez Tomasza Augustyniaka czerwony szezlong Mono, o którym dyrektor placówki Ulrich Schneider mówi, że jest "ikoną środkowo- i wschodnioeuropejskiego designu". Odwiedzający wystawę są zaskoczeni wysokim poziomem produktów z Polski. - Jeśli wszystko macie tak piękne i tak wysokiej jakości jak ta orkiestra, to sukces imprezy jest gwarantowany - powiedział "Wprost" Jean-Claude Trichet, prezes Europejskiego Banku Centralnego. Zachwycił go koncert Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach pod batutą Krzysztofa Pendereckiego. - Ta wystawa pokazuje, z jaką siłą nowa generacja otwiera się na międzynarodowe trendy, zmieniając tradycyjny wizerunek waszego kraju - mówi Helga E. Meister z unijnego banku centralnego.
Juliusz Urbanowicz
Frankfurt nad Menem
Pierwszy raz od czasów Ronalda Reagana Polska pojawiła się w prezydenckiej kampanii wyborczej w USA. George Bush i John Kerry odpowiedzieli publicznie na listę pytań sformułowanych przez organizacje polonijne. Obaj obiecali, że będą się starali o zniesienie wiz w ruchu z Polski do Ameryki. Richard Armitage, zastępca sekretarza stanu USA, obiecał w Warszawie, że "zrobi wszystko, co w jego mocy", aby wizy dla Polaków udających się do Ameryki zostały zniesione. Administracja Busha zapowiedziała także zwiększenie pomocy wojskowej i naukowej dla Polski. Sztab Johna Kerry'ego poszedł krok dalej. W reakcji na apel Izby Doradczej Polonii Amerykańskiej (APAC) zapowiedział jak najszybsze zniesienie wiz.
- W razie zwycięstwa Kerry'ego należy się spodziewać, że wizy znikną w czasie jego czteroletniej kadencji - mówi w rozmowie z "Wprost" Nicholas Rey, były ambasador USA w Polsce, uczestnik kampanii demokratów. - Polska ma silne lobby w Kongresie, widać to było choćby w czasie dyskusji o waszym członkostwie w NATO - dodaje Rey. Bardziej sceptyczny jest Zbigniew Cymerman, dyrektor APAC: - Wchodzimy teraz w najbardziej gorący okres kampanii przedwyborczej, obie strony są w stanie obiecać wszystko, byle tylko pozyskać wyborców. Nie obiecywałbym więc sobie zbyt wiele po deklaracji Kerry'ego, tym bardziej że pod przesłanym do nas oświadczeniem nie ma jego podpisu - mówi "Wprost" Cymerman.
Polonia amerykańska to szósta pod względem liczebności grupa etniczna w Ameryce. Jak twierdzi APAC, może ona decydować o zwycięstwie jednego z kandydatów w czterech stanach: w Pensylwanii, Ohio, Michigan i Wisconsin. Amerykańska Polonia stoi przed wielką szansą trwałego włączenia się do grupy najbardziej wpływowych lobby w Waszyngtonie. Oby jej nie zmarnowała przez działania w stylu dziennika "Fakt", który hałaśliwie reklamuje kampanię antywizową Lecha Wałęsy. Były prezydent jedzie do USA, by załatwić zniesienie wiz. Oby nie była to kompromitacja człowieka, który jest w USA szanowany i popularny. Bo wizy - wszystko na to wskazuje - zostaną w ciągu kilku lat zniesione. Ale pierwszym warunkiem sukcesu jest uzyskanie realnego wpływu na amerykańską politykę przez polonijne lobby.
Agaton Koziński
Uważna "Uwaga"
Uwagę", magazyn reporterów TVN, ogląda już trzy miliony widzów. Wśród sukcesów programu jest m.in. wykrycie niewolniczego wykorzystywania pracownic w sieci supermarketów Biedronka czy relacje z wyprawy Marka Kamińskiego i niepełnosprawnego Jasia Meli na biegun. Program "Uwaga" ma już dwa lata i z tej okazji jego prowadzący Marcin Leśkiewicz oraz Ryszard Cebula podejmowali licznych gości i sympatyków w warszawskim klubie Fleyer's.
Wirtualny Basajew
To że przez tyle lat nie udało się stu tysiącom rosyjskich żołnierzy złapać Szamila Basajewa, świadczy o tym, że Rosji terrorysta i morderca Basajew bardziej potrzebny jest żywy niż martwy. To furtka dla ostrzejszych działań Putina" - mówi Bartłomiej Sienkiewicz, były wicedyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich.
Na stronie internetowej Kavkazcenter zarejestrowanej na Litwie pojawił się list podpisany przez Szamila Basajewa. "Posługujemy się metodami i środkami, do których nas zmuszacie. Nie cofniemy się przed niczym. Akcja w Biesłanie była naszą operacją Nord - West" - napisał. "To nic nowego. Basajew znów pokazał swą prawdziwą twarz terrorysty i mordercy, który nie cofnie się przed zabijaniem dzieci" - oznajmił rzecznik rosyjskich wojsk w Czeczenii, generał Ilja Szabalkin.
Oświadczenie Basajewa rodzi kilka pytań. "Rosyjski bin Laden" wymienia skład narodowościowy grupy, która zaatakowała szkołę, i zaznacza, że jej przywódcą był "pułkownik Orstchojew". Przed opublikowaniem listu, Rosjanie ogłosili, że zidentyfikowali ciało lidera grupy i jest nim Rusłan Koczubarow. Ponadto Rosjanie twierdzą, że terrorystów było 33, a Basajew mówi o 32. Bardzo więc prawdopodobne, że list jest dziełem przeciwników Basajewa albo rosyjskich służb specjalnych. Kreml chce, aby i Szamil Basajew, i Asłan Maschadow wpisywali się w schemat czeczeńskich terrorystów, czyli - jak tłumaczy Kreml - części Al-Kaidy. Dym propagandowy rozsnuty nad tragedią w Biesłanie jest tak gęsty, że na razie można tylko mówić o wirtualnym Basajewie. (greg)
Bykiem w niedźwiedzia
WIG, główny indeks warszawskiej giełdy, pobił 17 września historyczny rekord, osiągając 25312,5 punktów. Czy warto inwestować na giełdzie? - Nie inwestowałem dotychczas na giełdzie, bo znam mniej ryzykowne sposoby pomnażania pieniędzy. W najbliższym czasie też nie zaryzykuję - mówi Richard Mbewe, analityk WGI. - Każdy rekord jest mordercą wyników w następnych dniach. W najbliższym tygodniu dojdzie do korekty. Nie zainwestowałbym teraz ani złotówki - uważa Tadeusz Mosz, autor programu "Plus - minus" w TVP. Optymistą jest Grzegorz Szymański, zarządzający aktywami w CA IB Investment Management. - Zarówno na krótką, jak i na długą metę warto ulokować na giełdzie oszczędności. Mamy za sobą początek szybszego wzrostu gospodarczego, a wyniki spółek giełdowych za 2004 r. będą bardzo dobre - mówi Szymański. Większość z nas, czy chcemy, czy nie, inwestuje na giełdzie poprzez otwarte fundusze emerytalne. OFE, które obracają dziś wpłaconymi niemal przez 12 mln Polaków 50 mld zł, w akcjach giełdowych spółek ulokowały średnio 30 proc. funduszy. (MC, KT)
COŚ PĘKŁO?
W najnowszym miesięczniku "Press" możemy podziwiać fotografię Jacka Żakowskiego na cokole. Z wywiadu z pomnikową postacią polskiego dziennikarstwa dowiadujemy się między innymi, jak trudno było uzyskać wywiad ze Sławomirem Smołokowskim, współwłaścicielem firmy J&S. "Prosiłem - bezskutecznie" - opowiada Żakowski. Dopiero "po jakimś czasie dostałem odpowiedź, że zgadza się na rozmowę". W owym "jakimś czasie" Smołokowski gorliwie zabiegał we "Wprost" o przeprowadzenie z nim wywiadu, którego nie przeprowadziliśmy, nie chcąc promować firmy i wysłuchiwać legend o tym, skąd się wzięli jej właściciele. W wywiadzie dziennikarz "Polityki" zapewnia też, że nie bywa na warszawskich salonach: "W ogóle nie jestem zbyt towarzyski. Zresztą na jakich salonach miałbym bywać?". Odpowiadamy: a choćby w hotelu Rialto, którego współwłaścicielem jest żona jednego z właścicieli firmy J&S. Obok zdjęcie z hotelowej imprezy z Jackiem Żakowskim w jednej z głównych ról. (SS)
Lis na Lisa
Tomasz Lis jest wszędzie: w Internecie, na plakatach, w kolorowych magazynach. A jeszcze nawet nie zaczął prowadzić swego programu w telewizji Polsat. Zdążył za to wydać kolejną książkę, która już stała się bestsellerem. "Nie tylko fakty" to rodzaj autobiografii, w której Lis opisuje swą dziennikarką drogę - od terminowania w "Wiadomościach" TVP po głośne odejście z TVN. Może nieco drażnić lisocentryzm autora, który sprawia wrażenie, jakby był głównym kreatorem opisywanych zjawisk, a nie ich kronikarzem. Ale bez tej cechy jest się tylko dziennikarzem, a nie aż gwiazdą. Z dziesiątków smacznych historii opisanych w książce najbardziej spodobała mi się opowieść o boju, jaki stoczył Lis w TVN o wyemitowanie zdjęć z niedysponowanym prezydentem Kwaśniewskim w Charkowie. Może trochę szkoda, że Lis zadziornie i ostro pisze głównie o ludziach, którzy już niewiele w Polsce znaczą. Dla wciąż wpływowych dziennikarz jest bardziej wyrozumiały. (igo)
Nielegalny ser
Czeski farmer Petr Hajek osiągnął mistrzostwo w obchodzeniu przepisów sanitarnych UE. Nie było go stać na wytwarzanie produktów mlecznych dla ludzi, więc reklamuje "ser całkowicie sprzeczny z unijnym prawem" jako... "testowaną na ludziach karmę dla zwierząt". Sprytny Hajek przygotowuje swoje sery według przekazywanej od sześciu pokoleń receptury. (MK)
Pomagajmy w reprodukcji!
Magdalena Środa rozesłała do mediów apel, w którym prosi o wsparcie dla siebie, czyli pełnomocnika rządu ds. równego statusu kobiet i mężczyzn. Zaszczyt ten spotkał również tygodnik "Wprost". Pośród celów, jakie stawia sobie minister Środa i w których realizacji mamy jej pomóc, najbardziej zainteresowała nas "promocja zdrowia reprodukcyjnego kobiet". Sformułowanie rodem raczej ze stadniny w Janowie Podlaskim niż z kanonu poprawności politycznej. Zresztą, o koniach w cywilizowanym świecie też chyba nie wypada tak mówić. (igo)
Telefonia kredytowa
W Bangladeszu można dobrze zarobić... pożyczając przechodniom telefon komórkowy. Grameen Bank włączył do grona pożyczkobiorców "klasę komórkowych żebraków". Przedsiębiorczy biedacy otrzymają od banku wart 143 dolary telefon, którego koszt muszą zwrócić w ciągu 2 lat. "Nie wymagamy, by od razu przestali żebrać, ale namawiamy ich, by pytali ludzi, czy nie potrzebują zadzwonić" - tłumaczy menedżer banku, Dipal Chandra Barua. Pieniądze zarobione za udostępnianie komórki "pozwolą żebrakom spłacać comiesięczną ratę, a w przyszłości może nawet... zmienić profesję" - dodaje. (MK)
DOBRE, BO POLSKIE
To co najlepsze w polskiej kulturze - od muzyki po kino i literaturę - będzie można przez miesiąc (do 15 października) oglądać we Frankfurcie nad Menem, finansowej stolicy Unii Europejskiej. Hitem imprezy, współorganizowanej przez Europejski Bank Centralny oraz Narodowy Bank Polski, jest wystawa polskiej sztuki użytkowej "Made in Poland". Kierowcy aut przejeżdżających obok frankfurckiego Muzeum Sztuki Użytkowej, gdzie prezentowana jest ekspozycja, odwracają głowy, by przyjrzeć się stojącej u wejścia motorówce Cortina. W środku uwagę przykuwa m.in. zaprojektowany przez Tomasza Augustyniaka czerwony szezlong Mono, o którym dyrektor placówki Ulrich Schneider mówi, że jest "ikoną środkowo- i wschodnioeuropejskiego designu". Odwiedzający wystawę są zaskoczeni wysokim poziomem produktów z Polski. - Jeśli wszystko macie tak piękne i tak wysokiej jakości jak ta orkiestra, to sukces imprezy jest gwarantowany - powiedział "Wprost" Jean-Claude Trichet, prezes Europejskiego Banku Centralnego. Zachwycił go koncert Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach pod batutą Krzysztofa Pendereckiego. - Ta wystawa pokazuje, z jaką siłą nowa generacja otwiera się na międzynarodowe trendy, zmieniając tradycyjny wizerunek waszego kraju - mówi Helga E. Meister z unijnego banku centralnego.
Juliusz Urbanowicz
Frankfurt nad Menem
Więcej możesz przeczytać w 39/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.