Putin wprowadza system rządzenia przetestowany przez Łukaszenkę Za czasów Borysa Jelcyna Mińsk starał się naśladować zmiany zachodzące w Moskwie. Teraz wydaje się, że to Rosja Putina kopiuje system stosowany przez Aleksandra Łukaszenkę. W rzeczywistości Kreml wprowadza w Rosji model rządzenia, który przez dłuższy czas testował na Białorusi.
Porachunki z opozycją
Putin zaczął stosować w Rosji metody porachunków z nielojalnymi biznesmenami i polityczną opozycją, jakich wcześniej używał Łukaszenka. Borys Bieriezowski i Władimir Gusinski, niegdyś najbogatsi Rosjanie, wyemigrowali, bo próbowali krytykować Putina. Michaił Chodorkowski trafił do więzieniu za wspieranie demokratycznej opozycji. Los jego imperium przemysłowego jest przesądzony, zostanie ono podzielone między biznesmenów wiernych Kremlowi. Jeden z największych przeciwników Putina, liberalny polityk Siergiej Juszenkow, został zamordowany pod swoim domem wiosną 2003 r.
Na Białorusi takie metody stosowano od dawna. Liderzy partii demokratycznych, którzy próbują stawiać realny opór Łukaszence, trafiają do więzienia, wytacza się im sprawy kryminalne, są napadani przez "nieznanych sprawców". Były lider Białoruskiego Frontu Narodowego Zianon Paźniak i eksmarszałek parlamentu Siamion Szarecki od lat przebywają na emigracji. Wiceprzewodniczący Rady Najwyższej XII kadencji Wiktar Hanczar oraz były szef MSW Jury Zacharanka, jak twierdzi Christos Pourgourides, specjalny referent ds. Białorusi w Zgromadzeniu Parlamentarnym Rady Europy, najprawdopodobniej zostali zamordowani w 1999 r. Nieposłusznych wobec prezydenta biznesmenów (m.in. Anatola Krasouskiego) czeka na Białorusi podobny los. Wielu innych wyemigrowało. Większość jednak została, deklarując lojalność wobec Łukaszenki i dzieląc się z władzą zyskami. Każdego biznesmena, który samodzielnie spróbuje wejść do białoruskiej polityki, czeka bankructwo i więzienie. Łukaszenka niedwuznacznie ostrzegł przedsiębiorców przed uczestnictwem w obecnej kampanii wyborczej, co zresztą zupełnie nie przeszkadza "prezydenckim" biznesmenom kandydować na listach władzy.
Teczka z kompromatem
Łukaszenka zbudował na Białorusi system władzy, pozwalający mu mianować wszystkich urzędników państwowych, od premiera po dyrektorów sowchozu. Urzędnicy, przerażeni biedą i bezrobociem, chcąc za wszelką cenę utrzymać pracę, znoszą publiczne poniżanie, czego nie szczędzą im przełożeni i sam Łukaszenka. Zasadą doboru kadrowego zamiast fachowości staje się teczka z kompromatem, czyli kompromitującymi materiałami przygotowanymi przez bezpiekę. Im grubsza teczka, tym łatwiej sterować urzędnikiem - staje się on podporą systemu. Kreml najwyraźniej przekonał się do tego modelu. Prezydent Rosji zaproponował, by wszyscy gubernatorzy rosyjscy byli wybierani przez regionalne parlamenty spośród kandydatów proponowanych przez samego Putina. Regionom pozostanie jedyny wybór - wybór Kremla.
Przy obowiązującym na Białorusi od dekady systemie wyborczym większości absolutnej z jednomandatowymi okręgami pionowa struktura władzy pozwalała Łukaszence eliminować niewygodnych kandydatów. Kandydatów do parlamentu weryfikuje białoruskie KGB i służby skarbowe. Ostateczną decyzję o nadaniu kandydatowi nieformalnego statusu kandydata obozu władzy podejmuje Łukaszenka. Od tego momentu cały aparat władzy państwowej w danym okręgu wyborczym pracuje na zapewnienie mu zwycięstwa. "Prezydencki" kandydat nie schodzi z ekranu TV, stać go na kolorowe plakaty i sponsorowanie darmowych koncertów. Równocześnie machina biurokratyczna państwa szuka materiałów kompromitujących opozycyjnych kandydatów, od zeznań majątkowych po życie prywatne.
Przed obecnymi wyborami przygotowano 20-częściowy oszczerczy serial o głównych politykach opozycji. W pierwszym odcinku zasugerowano nawet, że eksmarszałek parlamentu prof. Stanisław Szuszkiewicz maczał palce w zabójstwie Johna Kennedy`ego. W takich warunkach głosowanie jest tylko formalnością. Poza tym lokalna komisja wyborcza może poprawić wynik, odpowiednio "przeliczając" głosy.
W zeszłorocznych wyborach do Dumy Kreml przetestował białoruskie metody czyszczenia przestrzeni politycznej. Dzięki naciskom na gubernatorów i zaangażowaniu biurokracji demokraci przegrali. Smak zwycięstwa zmącili jedynie komuniści, którzy uzyskali mandaty. Tylko oni psują obraz powszechnego aplauzu Rosjan dla rządów Putina. Dlatego niedawno Putin zaproponował wprowadzenie systemu wyborczego absolutnej większości z jednomandatowymi okręgami i kandydatami wysuwanymi tylko przez partie. Ułatwi to kontrolę nad sceną polityczną, gdyż wystarczy zdelegalizować partię, by zlikwidować wielu niewygodnych kandydatów naraz. Prawdopodobnie wkrótce Putin wprowadzi łukaszenkowski system dwóch upomnień, po których otrzymaniu partia jest delegalizowana i ograniczy finansową swobodę kandydatów, obniżając poziom legalnych wydatków na kampanię wyborczą jednego kandydata - z rosyjskich 200 tys. USD do białoruskich 450 USD.
Protezy demokracji
Putin chce stworzyć Izbę Obywatelską, swoisty parlament, w którym dyskutowano by, ale nie tworzono prawa. Tak wygląda parlament białoruski mający funkcje legislacyjne tylko de iure. De facto Białorusią rządzą dekrety Łukaszenki mające najwyższą moc prawną. Łukaszenka utrzymuje atrapę sejmu tylko po to, by nie stracić resztki uznania na arenie międzynarodowej, a zwłaszcza pomocy materialnej. Putin wyraźnie tak widzi rolę nowego rosyjskiego parlamentu.
Na Białorusi nie ma niezależnych stacji telewizyjnych ani radiowych. Przejście popularnego rosyjskiego kanału NTV pod pełną kontrolę państwa oznacza, że Putin naśladuje także politykę medialną Łukaszenki. Redaktorzy nieposłusznych gazet rosyjskich powinni się przyjrzeć losowi białoruskich tygodników "Raboczy" oraz "Pahonia" (redaktorów osadzono w więzieniach, gazety zamknięto) czy "Narodnej Woli", która nie nadąża z płaceniem coraz to nowych kar pieniężnych.
Rosję zalewa oficjalna sztampa ideologiczna z nutami mocarstwowymi. Niestety, wywołuje ona pozytywne reakcje u Rosjan. Eskalacja totalitaryzmu w Rosji wywoła jednak protesty, a wtedy Kreml zacznie też kopiować białoruskie wzorce pacyfikacji antyrządowych protestów. W tłumieniu demonstracji na Białorusi biorą udział milicjanci z Rosji. Po akcji wracają do swoich miast i uczą kolegów, że demonstranci muszą być bici i poniżani, bo na nic innego nie zasługują.
Decydując się na stosowanie białoruskich metod, Putin musi brać pod uwagę jedno: nie przysporzyły one popularności Łukaszence. Według danych litewskiego oddziału Gallupa, tylko 23 proc. Białorusinów akceptuje pomysł trzeciej kadencji Łukaszenki, a 52 proc. się temu sprzeciwia. Łukaszenkę negatywnie ocenia 30 proc. respondentów, a pozytywnie - 26 proc. Popularność Putina w Rosji jest dziś prawie o 20 proc. niższa niż podczas wyborów pół roku temu, a po tragedii w Biesłanie spada jeszcze bardziej.
Putin zaczął stosować w Rosji metody porachunków z nielojalnymi biznesmenami i polityczną opozycją, jakich wcześniej używał Łukaszenka. Borys Bieriezowski i Władimir Gusinski, niegdyś najbogatsi Rosjanie, wyemigrowali, bo próbowali krytykować Putina. Michaił Chodorkowski trafił do więzieniu za wspieranie demokratycznej opozycji. Los jego imperium przemysłowego jest przesądzony, zostanie ono podzielone między biznesmenów wiernych Kremlowi. Jeden z największych przeciwników Putina, liberalny polityk Siergiej Juszenkow, został zamordowany pod swoim domem wiosną 2003 r.
Na Białorusi takie metody stosowano od dawna. Liderzy partii demokratycznych, którzy próbują stawiać realny opór Łukaszence, trafiają do więzienia, wytacza się im sprawy kryminalne, są napadani przez "nieznanych sprawców". Były lider Białoruskiego Frontu Narodowego Zianon Paźniak i eksmarszałek parlamentu Siamion Szarecki od lat przebywają na emigracji. Wiceprzewodniczący Rady Najwyższej XII kadencji Wiktar Hanczar oraz były szef MSW Jury Zacharanka, jak twierdzi Christos Pourgourides, specjalny referent ds. Białorusi w Zgromadzeniu Parlamentarnym Rady Europy, najprawdopodobniej zostali zamordowani w 1999 r. Nieposłusznych wobec prezydenta biznesmenów (m.in. Anatola Krasouskiego) czeka na Białorusi podobny los. Wielu innych wyemigrowało. Większość jednak została, deklarując lojalność wobec Łukaszenki i dzieląc się z władzą zyskami. Każdego biznesmena, który samodzielnie spróbuje wejść do białoruskiej polityki, czeka bankructwo i więzienie. Łukaszenka niedwuznacznie ostrzegł przedsiębiorców przed uczestnictwem w obecnej kampanii wyborczej, co zresztą zupełnie nie przeszkadza "prezydenckim" biznesmenom kandydować na listach władzy.
Teczka z kompromatem
Łukaszenka zbudował na Białorusi system władzy, pozwalający mu mianować wszystkich urzędników państwowych, od premiera po dyrektorów sowchozu. Urzędnicy, przerażeni biedą i bezrobociem, chcąc za wszelką cenę utrzymać pracę, znoszą publiczne poniżanie, czego nie szczędzą im przełożeni i sam Łukaszenka. Zasadą doboru kadrowego zamiast fachowości staje się teczka z kompromatem, czyli kompromitującymi materiałami przygotowanymi przez bezpiekę. Im grubsza teczka, tym łatwiej sterować urzędnikiem - staje się on podporą systemu. Kreml najwyraźniej przekonał się do tego modelu. Prezydent Rosji zaproponował, by wszyscy gubernatorzy rosyjscy byli wybierani przez regionalne parlamenty spośród kandydatów proponowanych przez samego Putina. Regionom pozostanie jedyny wybór - wybór Kremla.
Przy obowiązującym na Białorusi od dekady systemie wyborczym większości absolutnej z jednomandatowymi okręgami pionowa struktura władzy pozwalała Łukaszence eliminować niewygodnych kandydatów. Kandydatów do parlamentu weryfikuje białoruskie KGB i służby skarbowe. Ostateczną decyzję o nadaniu kandydatowi nieformalnego statusu kandydata obozu władzy podejmuje Łukaszenka. Od tego momentu cały aparat władzy państwowej w danym okręgu wyborczym pracuje na zapewnienie mu zwycięstwa. "Prezydencki" kandydat nie schodzi z ekranu TV, stać go na kolorowe plakaty i sponsorowanie darmowych koncertów. Równocześnie machina biurokratyczna państwa szuka materiałów kompromitujących opozycyjnych kandydatów, od zeznań majątkowych po życie prywatne.
Przed obecnymi wyborami przygotowano 20-częściowy oszczerczy serial o głównych politykach opozycji. W pierwszym odcinku zasugerowano nawet, że eksmarszałek parlamentu prof. Stanisław Szuszkiewicz maczał palce w zabójstwie Johna Kennedy`ego. W takich warunkach głosowanie jest tylko formalnością. Poza tym lokalna komisja wyborcza może poprawić wynik, odpowiednio "przeliczając" głosy.
W zeszłorocznych wyborach do Dumy Kreml przetestował białoruskie metody czyszczenia przestrzeni politycznej. Dzięki naciskom na gubernatorów i zaangażowaniu biurokracji demokraci przegrali. Smak zwycięstwa zmącili jedynie komuniści, którzy uzyskali mandaty. Tylko oni psują obraz powszechnego aplauzu Rosjan dla rządów Putina. Dlatego niedawno Putin zaproponował wprowadzenie systemu wyborczego absolutnej większości z jednomandatowymi okręgami i kandydatami wysuwanymi tylko przez partie. Ułatwi to kontrolę nad sceną polityczną, gdyż wystarczy zdelegalizować partię, by zlikwidować wielu niewygodnych kandydatów naraz. Prawdopodobnie wkrótce Putin wprowadzi łukaszenkowski system dwóch upomnień, po których otrzymaniu partia jest delegalizowana i ograniczy finansową swobodę kandydatów, obniżając poziom legalnych wydatków na kampanię wyborczą jednego kandydata - z rosyjskich 200 tys. USD do białoruskich 450 USD.
Protezy demokracji
Putin chce stworzyć Izbę Obywatelską, swoisty parlament, w którym dyskutowano by, ale nie tworzono prawa. Tak wygląda parlament białoruski mający funkcje legislacyjne tylko de iure. De facto Białorusią rządzą dekrety Łukaszenki mające najwyższą moc prawną. Łukaszenka utrzymuje atrapę sejmu tylko po to, by nie stracić resztki uznania na arenie międzynarodowej, a zwłaszcza pomocy materialnej. Putin wyraźnie tak widzi rolę nowego rosyjskiego parlamentu.
Na Białorusi nie ma niezależnych stacji telewizyjnych ani radiowych. Przejście popularnego rosyjskiego kanału NTV pod pełną kontrolę państwa oznacza, że Putin naśladuje także politykę medialną Łukaszenki. Redaktorzy nieposłusznych gazet rosyjskich powinni się przyjrzeć losowi białoruskich tygodników "Raboczy" oraz "Pahonia" (redaktorów osadzono w więzieniach, gazety zamknięto) czy "Narodnej Woli", która nie nadąża z płaceniem coraz to nowych kar pieniężnych.
Rosję zalewa oficjalna sztampa ideologiczna z nutami mocarstwowymi. Niestety, wywołuje ona pozytywne reakcje u Rosjan. Eskalacja totalitaryzmu w Rosji wywoła jednak protesty, a wtedy Kreml zacznie też kopiować białoruskie wzorce pacyfikacji antyrządowych protestów. W tłumieniu demonstracji na Białorusi biorą udział milicjanci z Rosji. Po akcji wracają do swoich miast i uczą kolegów, że demonstranci muszą być bici i poniżani, bo na nic innego nie zasługują.
Decydując się na stosowanie białoruskich metod, Putin musi brać pod uwagę jedno: nie przysporzyły one popularności Łukaszence. Według danych litewskiego oddziału Gallupa, tylko 23 proc. Białorusinów akceptuje pomysł trzeciej kadencji Łukaszenki, a 52 proc. się temu sprzeciwia. Łukaszenkę negatywnie ocenia 30 proc. respondentów, a pozytywnie - 26 proc. Popularność Putina w Rosji jest dziś prawie o 20 proc. niższa niż podczas wyborów pół roku temu, a po tragedii w Biesłanie spada jeszcze bardziej.
Więcej możesz przeczytać w 42/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.