Jak się robi najmądrzejszych? Człowiek pragnie wiedzieć, kto jest lepszy, kto gorszy, a wśród myślicieli kto mądrzejszy i kto w wypadku różnicy zdań ma rację. Bo dla inteligenta jest jasne, że ma ją mądrzejszy, a nieinteligentowi trzeba tłumaczyć. Tytuł rankingu "Polityki" (w "Niezbędniku inteligenta") - "Siewcy myśli, siewcy burzy" wymagał namysłu, ale to przecież ranking dla inteligenta, to i myśleć trzeba. Tytuł ten można zrozumieć, że kto sieje myśl, zbiera burzę, co wywołuje pewne zadziwienie. Ale czy kto widział inteligenta tradycjonalistę? A więc, im kto bardziej twórczo będzie myślał, tym do większego kataklizmu doprowadzi? I czy o burzę chodzi, czy o myślenie? Bo najwięksi siewcy burzy w stuleciu minionym, jak Lenin czy Hitler, choć za myślicieli się uważali, to w pamięci potomnych zostali w nieco innej roli. Kiedy jednak przyjrzałem się myślicielom uznanym za najważniejszych przez "Politykę", to i tytuł bardziej zacząłem rozumieć.
Naukowcy
Myśliciele podzieleni zostali na konkurencje, w których startują - pierwsza nazywa się "naukowcy". Najważniejszym naukowcem został James Lovelock. Przedstawiona przez niego liryczna wizja ziemi - Gai - jako żywego organizmu porwała wielu, ale daleko jej do naukowego rygoryzmu. Zwłaszcza próby naukowych uzasadnień Lovelocka były dyletanckie, niekompetentne i sprzeczne wewnętrznie - czego złośliwi naukowcy nie omieszkali mu wykazać. Zaczynamy więc rozumieć, że zamiar "Polityki" jest daleko ambitniejszy niż zwykłe ponumerowanie myślicieli. To także zasadnicze przedefiniowanie tego, co za naukę się uważa. Widzimy to zresztą po doborze innych naukowców uznanych przez tygodnik za największych.
Martha Nussbaum wśród specjalistów w dziedzinach, którymi się zajmowała, jest znana głównie z ekscentrycznych pomysłów, co dotąd można było uznać za naukowy tytuł do chwały tylko do pewnego stopnia. Czytając jej naukowe CV w "Polityce", dochodzimy do wniosku, że głównym jej osiągnięciem jest uzyskanie 20 doktoratów honorowych - Lech Wałęsa to przy niej pętak.
Kolejną wielkością w nauce okazuje się Peter Singer. Uzasadnieniem jego miejsca ma być "przewrót kopernikański w etyce", którego miał dokonać. Przewrót ów ma polegać, jak można rozumieć, na rozszerzeniu empatii ludzkiej również na zwierzęta. Singer usiłuje to osiągnąć, próbując skompromitować przeświadczenie o szczególnym stosunku, jakim ludzie wobec ludzi powinni się cechować. Innymi słowy, zwalcza ludzki nacjonalizm. Singer nie widzi żadnego innego wyróżnika człowieczeństwa niż "racjonalność" i demonstruje, że nie wszyscy ludzie są w nią wyposażeni. W efekcie roczne dziecko czy głęboko upośledzonego człowieka powinniśmy traktować, uważa ów "siewca myśli", gorzej niż bardziej racjonalnego od nich szympansa. Czy ta idea i postawa są aż tak nowatorskie? Czy nie pamiętamy osobników, a nawet całych zbiorowości, które zwierzęta traktowali znacznie lepiej niż innych ludzi. Czy nie jest regułą, że ci, którzy - jak Singer - ludzkie cierpienie zrównują ze zwierzęcym, nie prowadzą do traktowania zwierząt jak ludzi, ale ludzi jak zwierząt?
Kolejna postać - Noam Chomsky. Z pewnością jest on naukowcem, a może raczej był. Jego odkrywcze prace dotyczące gramatyki generatywnej powstawały w latach 70. "Polityka" uhonorowała go zresztą za dziedzinę, którą nazwała "bunt przeciw Ameryce". W sferze nauki dziedzina ta ma stosunkowo krótką historię, ale "Niezbędnik inteligenta" wykazuje niezbicie, że musi to być fundament naukowy (prawie) każdego liczącego się współczesnego myśliciela. I na tym gruncie Chomsky jest klasykiem. Nie ma takiej bzdury historycznej, politycznej, ekonomicznej czy socjologicznej, której nie wygłosiłby czy napisał, by udowodnić, że największym zagrożeniem i zmorą ludzkości są Stany Zjednoczone i gospodarka rynkowa. Nie ma reżimu i systemu, któremu by Chomsky nie przyznał racji w konflikcie z USA. Nie ma takiej zbrodni, o którą by nie oskarżył Stany Zjednoczone jako kraj wyzysku i niewolnictwa. "Polityka" napisała o "wewnętrznym wygnaniu" ChomskyŐego w USA. Jeśli wygnaniem nazywamy suto opłacane wykłady, książki wydawane w wielkich nakładach i ciągłą obecność w mediach, to Chomsky wybrał wygnanie.
Filozofowie
Najważniejszym dla "Polityki" filozofem jest Jean Baudrillard. Jest on tak głęboki, że można odnieść wrażenie, iż nie tylko jego wielbiciele, ale i on sam przestaje rozumieć, o co chodzi w jego wywodach. Co zresztą tylko zwiększa jego popularność u złaknionej tajemnicy publiczności. I nie jest to dziwne w świecie, w którym - jak twierdzi Baudrillard - "hiperrealność" pożera realność do tego stopnia, że wojny w Zatoce Perskiej nie było, a istniał tylko wytworzony, oczywiście przez Amerykanów, jej symulakr. Zresztą filozof nie przejmuje się konwencjonalnymi kategoriami poprawności rozumowania, które uważa co najwyżej za "logikę ekwiwalencji", a może wręcz za "logikę działań praktycznych", której daleko do "logiki ambiwalencji", nie mówiąc już o "logice różnicy". Baudrillarda nie interesuje nic poniżej "strategii rozstrzygających" i "uwodzenia". W swoim myśleniu wybiegł tak bardzo przed swoich wielbicieli, że ogłoszenie przez niego, iż Amerykanom należał się terrorystyczny atak, także wśród Francuzów wywołało zażenowane milczenie. W każdym razie jest Baudrillard dowodem na prawdziwość swoich tez. Jego kariera medialna dowodzi, że rządzą nami symulakry - sztuczne kreacje bez zakorzenienia w rzeczywistości.
Kate Millet to drugi największy filozof współczesny. Myślę jednak, że "Polityka" przecenia jej wpływ na rzeczywistość, przyjmując, że jej tezy dziś "wydają się dość oczywiste". Nie jest ciągle powszechnie przyjęte, że cała nasza kultura została zbudowana na dominacji mężczyzn nad kobietami, i że wyłącznie temu służą wszelkie jej kategorie: polityczne, etyczne, ekonomiczne i jakie tam jeszcze są. W naszej rzeczywistości filozof Kate Millet ma jeszcze ciągle coś do roboty. Z drugiej strony, uznanie Millet za filozofa (mniejsza o to, że tylko drugiego w kolejności znaczenia), a tego, co napisała za filozofię, dowodzi już jej zwycięstwa.
Trzeci filozof to Jacques Derrida, dekonstrukcją walczący o emancypację. Dekonstrukcja uwalnia od tyranii sensu, tej tak bardzo dla ojca gramatologii podejrzanej kategorii. Najbardziej czysty wykład metody dekonstrukcji zaprezentował Derrida w swoim tekście na temat antysemickich artykułów publikowanych w kolaboracyjnej prasie belgijskiej w czasie wojny przez swojego mistrza i przyjaciela, wynalazcę kategorii dekonstrukcji Paula de Mana. Sprawa wydawała się trudna. Gdyby de Man chwalił komunistyczne czystki w Związku Sowieckim albo rzezie w Chinach czy Kambodży, problemu by nie było. A tak... sprawa śliska. Ale nie dla Derridy, który dowiódł, że artykuły de Mana tak naprawdę były wymierzone w antysemityzm. Fakt, że zarówno adresaci, jak i autor tego nie zauważyli, specjalnie filozofa nie przejął.
Mistrzowie
Ostatnią konkurencją rankingu są "mistrzowie". Składają się na nią: prorok islamskiego fundamentalizmu Abul-Ala Maududi, twórca prześladowanej przez komunistyczne władze Chin sekty Falungong Li Honghzi oraz teoretyk Czerwonych Brygad, radykalny lewicowiec Antonio Negri. Nie jest łatwo zrozumieć, co łączy te postacie w konkurencji o nie do końca sformułowanych zasadach. Może poczucie sprawiedliwości? W wypadku Maududiego czytamy, że "jego idee rządzą wyobraźnią milionów muzułmanów we wszystkich zakątkach świata." Nieuprzedzony czytelnik mógłby pomyśleć, że Maududi to nowy Mahomet. Teoretyków islamskiego fundamentalizmu było więcej, jak choćby Sajjid Kutb czy Hasan al Banna, a sam ruch nie odwoływał się do konkretnego systemu teoretycznego i jego autora, ale do słów Boga spisanych przez proroka Mahometa.
O wielkości Li Honghzi (obok tego, że przenika ściany - jak twierdzą jego wyznawcy) stanowi to, że był jedynym niemarksistowskim prorokiem we współczesnych Chinach i odwoływał się (dość dziwacznie) do tradycji kulturowej tego kraju. Natomiast Antonio Negri jest jedynym lewicowym europejskim męczennikiem od ponad pół wieku. Wprawdzie z trzynastu lat, na które został skazany, dzięki protestom swoich towarzyszy w Europie wyszedł po latach sześciu, ale zawsze to coś. Z "Polityki" dowiadujemy się, iż "sąd uznał, że teoretyk rewolucji ponosi moralną odpowiedzialność za falę terroru we Włoszech". Jest to jednak tylko pewien skrót myślowy. Negri został skazany nie za moralną odpowiedzialność, ale za współudział w zabójstwie. W zabójstwie na tle ideologicznym. Prześladowany Negri nawet w celi nie stracił ducha i tam napisał manifest skrajnej lewicy. W ten sposób stał się mistrzem.
Kryteria
Nie wymieniłem dwóch uwzględnionych przez "Niezbędnik" uczonych. Edward O. Wilson dostał numer 2, a John Maynard Smith - numer 3. Nie wymieniłem ich, bo to rzeczywiście naukowcy i nie za bardzo wiedziałem, co robią na tej liście. Jak zawsze w wypadku rankingów, można by zapytać, dlaczego genetyk Smith, a nie na przykład Francis Crick, James Watson czy Jacques Monod, ale byłoby to pytanie banalne. Ale przy bliższym zastanowieniu się istnieją racje przemawiające za Smithem. Jest lewicowcem. I to wystarczy. Numer dwa natomiast - Wilson jest zagorzałym zwolennikiem inżynierii genetycznej, która budzi niepokój wszystkich konserwatystów. I tak to lista się zamyka. Oczyma duszy już widzę zastępy młodych inteligentów wkuwających ranking najmądrzejszych i mozolnie przyswajających sobie, jakie warunki należy spełnić, by
mędrcem zostać. Widzę dziennikarzy, przepytujących się z Derridy i Baudrillarda, którzy nie mają czasu na siedzenie w bibliotekach, i tego, jak być inteligentem, uczyli się zawsze z "Polityki". Widzę studentów, którzy na podryw przygotowują sobie kwestie z Singera i Chomsky`ego. A wszystko zgodnie z informacją na okładce "Niezbędnika": "Przeczytaj, o czym będzie się mówić". Może i będzie. Tylko czy warto?
Myśliciele podzieleni zostali na konkurencje, w których startują - pierwsza nazywa się "naukowcy". Najważniejszym naukowcem został James Lovelock. Przedstawiona przez niego liryczna wizja ziemi - Gai - jako żywego organizmu porwała wielu, ale daleko jej do naukowego rygoryzmu. Zwłaszcza próby naukowych uzasadnień Lovelocka były dyletanckie, niekompetentne i sprzeczne wewnętrznie - czego złośliwi naukowcy nie omieszkali mu wykazać. Zaczynamy więc rozumieć, że zamiar "Polityki" jest daleko ambitniejszy niż zwykłe ponumerowanie myślicieli. To także zasadnicze przedefiniowanie tego, co za naukę się uważa. Widzimy to zresztą po doborze innych naukowców uznanych przez tygodnik za największych.
Martha Nussbaum wśród specjalistów w dziedzinach, którymi się zajmowała, jest znana głównie z ekscentrycznych pomysłów, co dotąd można było uznać za naukowy tytuł do chwały tylko do pewnego stopnia. Czytając jej naukowe CV w "Polityce", dochodzimy do wniosku, że głównym jej osiągnięciem jest uzyskanie 20 doktoratów honorowych - Lech Wałęsa to przy niej pętak.
Kolejną wielkością w nauce okazuje się Peter Singer. Uzasadnieniem jego miejsca ma być "przewrót kopernikański w etyce", którego miał dokonać. Przewrót ów ma polegać, jak można rozumieć, na rozszerzeniu empatii ludzkiej również na zwierzęta. Singer usiłuje to osiągnąć, próbując skompromitować przeświadczenie o szczególnym stosunku, jakim ludzie wobec ludzi powinni się cechować. Innymi słowy, zwalcza ludzki nacjonalizm. Singer nie widzi żadnego innego wyróżnika człowieczeństwa niż "racjonalność" i demonstruje, że nie wszyscy ludzie są w nią wyposażeni. W efekcie roczne dziecko czy głęboko upośledzonego człowieka powinniśmy traktować, uważa ów "siewca myśli", gorzej niż bardziej racjonalnego od nich szympansa. Czy ta idea i postawa są aż tak nowatorskie? Czy nie pamiętamy osobników, a nawet całych zbiorowości, które zwierzęta traktowali znacznie lepiej niż innych ludzi. Czy nie jest regułą, że ci, którzy - jak Singer - ludzkie cierpienie zrównują ze zwierzęcym, nie prowadzą do traktowania zwierząt jak ludzi, ale ludzi jak zwierząt?
Kolejna postać - Noam Chomsky. Z pewnością jest on naukowcem, a może raczej był. Jego odkrywcze prace dotyczące gramatyki generatywnej powstawały w latach 70. "Polityka" uhonorowała go zresztą za dziedzinę, którą nazwała "bunt przeciw Ameryce". W sferze nauki dziedzina ta ma stosunkowo krótką historię, ale "Niezbędnik inteligenta" wykazuje niezbicie, że musi to być fundament naukowy (prawie) każdego liczącego się współczesnego myśliciela. I na tym gruncie Chomsky jest klasykiem. Nie ma takiej bzdury historycznej, politycznej, ekonomicznej czy socjologicznej, której nie wygłosiłby czy napisał, by udowodnić, że największym zagrożeniem i zmorą ludzkości są Stany Zjednoczone i gospodarka rynkowa. Nie ma reżimu i systemu, któremu by Chomsky nie przyznał racji w konflikcie z USA. Nie ma takiej zbrodni, o którą by nie oskarżył Stany Zjednoczone jako kraj wyzysku i niewolnictwa. "Polityka" napisała o "wewnętrznym wygnaniu" ChomskyŐego w USA. Jeśli wygnaniem nazywamy suto opłacane wykłady, książki wydawane w wielkich nakładach i ciągłą obecność w mediach, to Chomsky wybrał wygnanie.
Filozofowie
Najważniejszym dla "Polityki" filozofem jest Jean Baudrillard. Jest on tak głęboki, że można odnieść wrażenie, iż nie tylko jego wielbiciele, ale i on sam przestaje rozumieć, o co chodzi w jego wywodach. Co zresztą tylko zwiększa jego popularność u złaknionej tajemnicy publiczności. I nie jest to dziwne w świecie, w którym - jak twierdzi Baudrillard - "hiperrealność" pożera realność do tego stopnia, że wojny w Zatoce Perskiej nie było, a istniał tylko wytworzony, oczywiście przez Amerykanów, jej symulakr. Zresztą filozof nie przejmuje się konwencjonalnymi kategoriami poprawności rozumowania, które uważa co najwyżej za "logikę ekwiwalencji", a może wręcz za "logikę działań praktycznych", której daleko do "logiki ambiwalencji", nie mówiąc już o "logice różnicy". Baudrillarda nie interesuje nic poniżej "strategii rozstrzygających" i "uwodzenia". W swoim myśleniu wybiegł tak bardzo przed swoich wielbicieli, że ogłoszenie przez niego, iż Amerykanom należał się terrorystyczny atak, także wśród Francuzów wywołało zażenowane milczenie. W każdym razie jest Baudrillard dowodem na prawdziwość swoich tez. Jego kariera medialna dowodzi, że rządzą nami symulakry - sztuczne kreacje bez zakorzenienia w rzeczywistości.
Kate Millet to drugi największy filozof współczesny. Myślę jednak, że "Polityka" przecenia jej wpływ na rzeczywistość, przyjmując, że jej tezy dziś "wydają się dość oczywiste". Nie jest ciągle powszechnie przyjęte, że cała nasza kultura została zbudowana na dominacji mężczyzn nad kobietami, i że wyłącznie temu służą wszelkie jej kategorie: polityczne, etyczne, ekonomiczne i jakie tam jeszcze są. W naszej rzeczywistości filozof Kate Millet ma jeszcze ciągle coś do roboty. Z drugiej strony, uznanie Millet za filozofa (mniejsza o to, że tylko drugiego w kolejności znaczenia), a tego, co napisała za filozofię, dowodzi już jej zwycięstwa.
Trzeci filozof to Jacques Derrida, dekonstrukcją walczący o emancypację. Dekonstrukcja uwalnia od tyranii sensu, tej tak bardzo dla ojca gramatologii podejrzanej kategorii. Najbardziej czysty wykład metody dekonstrukcji zaprezentował Derrida w swoim tekście na temat antysemickich artykułów publikowanych w kolaboracyjnej prasie belgijskiej w czasie wojny przez swojego mistrza i przyjaciela, wynalazcę kategorii dekonstrukcji Paula de Mana. Sprawa wydawała się trudna. Gdyby de Man chwalił komunistyczne czystki w Związku Sowieckim albo rzezie w Chinach czy Kambodży, problemu by nie było. A tak... sprawa śliska. Ale nie dla Derridy, który dowiódł, że artykuły de Mana tak naprawdę były wymierzone w antysemityzm. Fakt, że zarówno adresaci, jak i autor tego nie zauważyli, specjalnie filozofa nie przejął.
Mistrzowie
Ostatnią konkurencją rankingu są "mistrzowie". Składają się na nią: prorok islamskiego fundamentalizmu Abul-Ala Maududi, twórca prześladowanej przez komunistyczne władze Chin sekty Falungong Li Honghzi oraz teoretyk Czerwonych Brygad, radykalny lewicowiec Antonio Negri. Nie jest łatwo zrozumieć, co łączy te postacie w konkurencji o nie do końca sformułowanych zasadach. Może poczucie sprawiedliwości? W wypadku Maududiego czytamy, że "jego idee rządzą wyobraźnią milionów muzułmanów we wszystkich zakątkach świata." Nieuprzedzony czytelnik mógłby pomyśleć, że Maududi to nowy Mahomet. Teoretyków islamskiego fundamentalizmu było więcej, jak choćby Sajjid Kutb czy Hasan al Banna, a sam ruch nie odwoływał się do konkretnego systemu teoretycznego i jego autora, ale do słów Boga spisanych przez proroka Mahometa.
O wielkości Li Honghzi (obok tego, że przenika ściany - jak twierdzą jego wyznawcy) stanowi to, że był jedynym niemarksistowskim prorokiem we współczesnych Chinach i odwoływał się (dość dziwacznie) do tradycji kulturowej tego kraju. Natomiast Antonio Negri jest jedynym lewicowym europejskim męczennikiem od ponad pół wieku. Wprawdzie z trzynastu lat, na które został skazany, dzięki protestom swoich towarzyszy w Europie wyszedł po latach sześciu, ale zawsze to coś. Z "Polityki" dowiadujemy się, iż "sąd uznał, że teoretyk rewolucji ponosi moralną odpowiedzialność za falę terroru we Włoszech". Jest to jednak tylko pewien skrót myślowy. Negri został skazany nie za moralną odpowiedzialność, ale za współudział w zabójstwie. W zabójstwie na tle ideologicznym. Prześladowany Negri nawet w celi nie stracił ducha i tam napisał manifest skrajnej lewicy. W ten sposób stał się mistrzem.
Kryteria
Nie wymieniłem dwóch uwzględnionych przez "Niezbędnik" uczonych. Edward O. Wilson dostał numer 2, a John Maynard Smith - numer 3. Nie wymieniłem ich, bo to rzeczywiście naukowcy i nie za bardzo wiedziałem, co robią na tej liście. Jak zawsze w wypadku rankingów, można by zapytać, dlaczego genetyk Smith, a nie na przykład Francis Crick, James Watson czy Jacques Monod, ale byłoby to pytanie banalne. Ale przy bliższym zastanowieniu się istnieją racje przemawiające za Smithem. Jest lewicowcem. I to wystarczy. Numer dwa natomiast - Wilson jest zagorzałym zwolennikiem inżynierii genetycznej, która budzi niepokój wszystkich konserwatystów. I tak to lista się zamyka. Oczyma duszy już widzę zastępy młodych inteligentów wkuwających ranking najmądrzejszych i mozolnie przyswajających sobie, jakie warunki należy spełnić, by
mędrcem zostać. Widzę dziennikarzy, przepytujących się z Derridy i Baudrillarda, którzy nie mają czasu na siedzenie w bibliotekach, i tego, jak być inteligentem, uczyli się zawsze z "Polityki". Widzę studentów, którzy na podryw przygotowują sobie kwestie z Singera i Chomsky`ego. A wszystko zgodnie z informacją na okładce "Niezbędnika": "Przeczytaj, o czym będzie się mówić". Może i będzie. Tylko czy warto?
Więcej możesz przeczytać w 42/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.