Dubbing może uratować usychające polskie kino Grałem w filmie z Robertem De Niro i Martinem Scorsese - stwierdził amerykański komik Jack Black na ostatnim festiwalu w Cannes. Wypowiedź tę skwitowano wybuchem śmiechu, bo Black promował najnowszą amerykańską animację "Rybki z ferajny". Ale komik miał rację: razem z De Niro i Scorsese podkładał głos pod animowaną postać. W Polsce podobnie jak amerykański komik żartowała w rozmowie z "Wprost" Małgorzata Kożuchowska: "Na ekranie spotkałam się już z Bradem Pittem, a teraz z Arnoldem Schwarzeneggerem. Nie wszystkie polskie aktorki mogą się tym pochwalić". Kożuchowska użyczyła swego głosu w polskiej wersji językowej filmu "W 80 dni dookoła świata", w którym pojawił się gościnnie obecny gubernator Kalifornii. Z kolei jej współpraca z Pittem to podkładanie głosu w filmie "Kalifornia". Obie formy dubbingu: w filmach animowanych i fabularnych od kilku lat przeżywają prawdziwy rozkwit, przyciągając największe gwiazdy kina, a także globalne celebrities. Pogardzany jeszcze kilka lat temu dubbing stał się samodzielnym gatunkiem filmowym, nie tylko przyciągającym, ale wręcz kreującym gwiazdy.
Ojciec chrzestny Katzenberg
Latami dubbing był przez aktorów filmowych uważany za uciążliwą, nisko płatną chałturę. Obecnie coraz częściej podkładany głos jest ważniejszy od gestu czy mimiki występującego w oryginale aktora. A w produkcjach animowanych jest wręcz najważniejszy. Dlatego hollywoodzkie gwiazdy od kilku lat uważają grę w filmach animowanych za zajęcie szlachetne, tym bardziej że niewiele gorzej płatne niż role w fabule.
Aktor Will Smith zapytany, co skłoniło go do przyjęcia roli w kreskówce, odpowiedział żartobliwie: "Nie odmawia się Jeffreyowi Katzenbergowi". To właśnie Katzenbergowi, producentowi "Rybek", kino zawdzięcza rozkwit wysokobudżetowych animacji i ich dzisiejszy status superprzebojów. Były szef Disneya (to on był ojcem wielkiego sukcesu "Króla Lwa") jest obecnie jednym z szefów wytwórni Dreamworks (obok reżysera i producenta Stevena Spielberga oraz założyciela wytwórni muzycznych Asylum i Geffen Records Davida Geffena). Katzenberg rządzi oddziałem Dreamworks do spraw animacji. To on wyprodukował trzy lata temu "Shreka", a w tym roku jego drugą część wprowadził na trzecie miejsce największych amerykańskich hitów filmowych wszech czasów. To Katzenberg wymyślił, by głosy w jego animacjach podkładały największe nazwiska Hollywood. Potem zadziałało sprzężenie zwrotne: gdy dzięki udziałowi gwiazd w kreskówkach zdobyły one popularność znacznie wykraczającą poza wcześniejsze ramy Disneyowskiego kina familijnego, ten gatunek przyciągnął kolejnych głośnych aktorów, a potem celebrities.
Gwiazdy chętnie uczestniczą w podkładaniu głosów do animacji, bo ten gatunek stwarza coraz większe możliwości. Obecnie tworzenie filmu animowanego rozpoczyna się od nagrania przez aktorów dialogów, a dopiero potem do ich głosów rysuje się obrazki. Twórcy filmów często kręcą na wideo całe sesje w studiu nagraniowym, by potem, tworząc film, korzystać z mimiki konkretnego aktora. Coraz częściej zdarza się, że w animowanej postaci rozpoznajemy charakterystyczne gesty, grymasy czy wręcz rysy twarzy gwiazdora. Pierwszym przedsięwzięciem, przy którym głośno było o wzorowaniu się na aktorze, był film "Ostatni smok" z 1996 r. Obok aktorów jedną z głównych ról grał wygenerowany komputerowo kilkumetrowy ziejący ogniem jaszczur o głosie i mimice Seana Connery`ego.
Aktorzy do słuchania
Pod wpływem sukcesów Katzenberga i jego amerykańskich naśladowców zmieniło się tworzenie poszczególnych wersji językowych animacji, a potem fabuł. - Amerykanie, sprzedając na lokalne rynki "Shreka", żądali, by aktorzy podkładający głosy odpowiadali oryginałom renomą i popularnością w swoim kraju - mówi "Wprost" Jerzy Stuhr, podkładający głos pod osła w "Shreku". Dlatego w Polsce miejsce Eddiego Murphy`ego i Mike`a Myersa zajęli Jerzy Stuhr i Zbigniew Zamachowski. Efekt był podobny jak w USA: setki tysięcy osób poszło do kin, posłuchać nowej, rewelacyjnej komediowej kreacji Stuhra, a nie po prostu na nową kreskówkę. Disneyowski film dla najmłodszych "Mój brat niedźwiedź", który zadebiutował w Polsce w styczniu tego roku, przyciągnął do kin ponad milion widzów przede wszystkim dzięki Zenonowi Laskowikowi i Andrzejowi Grabowskiemu, świetnie obsadzonym w drugoplanowych rolach łosi.
Obecnie coraz więcej filmów w Polsce jest dubbingowanych i to coraz lepiej, czyli przez coraz lepszych aktorów. W "Planecie skarbów" można było usłyszeć Janusza Gajosa i Joannę Szczepkowską, w "Garfieldzie" tytułowym kotem był Marek Kondrat. Po pamiętnym epizodzie Wojciecha Manna w "Shreku 2" zapanowała u nas moda na zapraszanie do udziału w dubbingu również celebrities. We francuskiej komedii "RRRrrrr!!!" słychać kabareciarza Grzegorza Halamę, w "Rybkach z ferajny" pojawia się na chwilę Monika Olejnik, a w "Iniemamocnych" - animacji firmy Pixar (premiera w listopadzie) - obok Piotra Fronczewskiego pojawi się Kora.
To, że dubbing stał się odrębnym gatunkiem, stawiającym coraz wyższe wymagania, jest szansą dla polskiego kina, a przede wszystkim dla najlepszych aktorów. Ci ostatni, nie bardzo mając co grać, mogą utrzymać formę, dubbingując znane animacje, a coraz częściej i fabuły.
Więcej możesz przeczytać w 42/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.