Nawet multimilionerzy nie mogą w Rosji się obyć bez walonek
Mróz był tak wielki, że nawet spełnienie tradycyjnego chrzcielnego rytuału zanurzenia w lodowatej wodzie stało pod znakiem zapytania. Woda w dopiero co wyciętych przeręblach niemal natychmiast pokrywała się warstwą lodu. Ale śmiałków nie zabrakło. Przy temperaturze powietrza poniżej 30 C kąpiel w rzece czy jeziorze daje takie same wrażenia jak wejście do ciepłej wanny. 19 stycznia prawosławni Rosjanie zanurzają się w mroźnych wodach, wspominając Chrystusa i jego chrzest w nurtach Jordanu. Nad brzegami biblijnej rzeki było jednak tego dnia 25 stopni ciepła, natomiast w europejskiej części Rosji temperatury sięgały minus 40 stopni. Aż 60 stopni różnicy to skala ludzkiej wytrzymałości i funkcja losów narodu. Mróz zawsze był w Rosji zwiastunem śmierci i cierpienia. Wyniszczał, ale i bronił przed zarazami i najazdami. Wszystkim dawał się równo we znaki. Bywało, że jak u Gogola, "nawet czort przeskakiwał z kopyta na kopyto, chuchając w zamarznięte łapy".
Arktyka gazowników
Jeden z moskiewskich kierowców w ciągu dwóch godzin miał zarobić kilka tysięcy rubli. Za 50 rubli (2 dolary) dawał "odpalić" inne auta od swojego akumulatora. Kilka tysięcy kilometrów dalej na Wschód po zamarzniętej tafli Bajkału mkną na skróty ciężarówki. Miejscowi notable mają zwyczaj zapraszać ważnych gości na szklaneczkę whisky z lodem. Tyle tylko, że odbywa się to w plenerze, a lód jest wykuwany ze zmarzliny pokrywającej najgłębsze jezioro świata. Takiej atrakcji doświadczył m.in. Aleksander Kwaśniewski zaproszony do Irkucka podczas jednej z rosyjskich podróży.
Kilka tysięcy kilometrów dalej, ale na północ, stado reniferów rozpierzcha się w popłochu przed zniżającym lot helikopterem. Maszyna usiądzie za chwilę w leżącym w strefie arktycznej mieście Nadym. Zima trwa tu prawie 10 miesięcy, ale chętnych do zamieszkania nie brakuje. Nadym to miasto "gazowików", ludzi obsługujących rozrzucone na przestrzeni setek kilometrów odwierty. Gazprom dba o swoich pracowników. Wszyscy zarabiają tu kilkakrotnie więcej, niż wynosi średnia w głębi kraju, mają szybkie łącza internetowe, żeby się nie nudzić podczas trwających tygodniami polarnych nocy. Raz na dwa lata mają prawo do bezpłatnego pobytu w wykupionym przez koncern kurorcie w Hiszpanii, a jeśli zachorują, są transportowani do szpitali w Moskwie, a nawet w Tel Awiwie, jeśli jest taka potrzeba.
Mikroklimat walonek
Kraj zajmujący jedną ósmą Ziemi żyje o tej porze roku w okowach lodu i trwa to niezmiennie od stuleci. Nawet św. Mikołaj przybrał tu imię Dziadek Mróz. W odróżnieniu od zachodniego odpowiednika nosi białe futro i wielką czapę, a na nogach ma tradycyjne rosyjskie walonki. To zresztą chyba najwspanialszy wynalazek, chroniący przed każdą temperaturą. W podmoskiewskich osadach willowych, czyli "dacznych pasiołkach", nawet multimilionerzy zakładają przed przejażdżką na śnieżnych skuterach słynne buty z owczej wełny, dające stopom zdrowy mikroklimat i ciepło.
Rosjanie zawsze wiedzieli, jak się chronić przed śmiercionośnym tchnieniem mrozu. Lodowate arktyczne powiewy ratowały imperium przed najeźdźcami. "Moją klęskę spowodowały trzy żywioły: pożar Moskwy, rosyjskie mrozy i wody południa" - pod koniec życia Napoleon nie miał wątpliwości, że największym jego błędem była inwazja na Rosję. Jesienią 1812 r. stracił ponad 40 tys. ludzi pod Borodino, potem zastał spaloną stolicę, a w drodze powrotnej czekały go już tylko przegrane bitwy i morderczy chłód.
Zamarznięte legiony ognia
Z nieco innych powodów klęskę poniósł Hitler. Fuhrer III Rzeszy otaczał się spirytystami. Wierzył w misję nadczłowieka i odwieczną walkę żywiołów. Sam, rzecz jasna, obsadził się w roli mesjasza przewodzącego siłom ognia. Wszystko, co symbolizuje lód, miało ustąpić przed napierającymi niemieckimi dywizjami. Hitler wyposażył swoje wojska we wspaniałą technikę, ale z dodatkowych elementów umundurowania dorzucił żołnierzom idącym na wschód jedynie... szale i rękawiczki. Jego spirytualny doradca Horbiger zapewniał, że jest w stanie przewidzieć pogodę na całej planecie. A poza tym zima miała ustąpić przed "legionami ognia". Już w grudniu 1941 r. temperatury na rosyjskich nizinach spadły do minus 40 stopni. Broń automatyczna zacinała się na mrozie. Ludzie umierali. W takich temperaturach najlżejsze rany oznaczały wyrok śmierci. Niemieckie dywizje odeszły na południe, zdobyły Kaukaz, po to by później jeszcze raz wrócić i pod Stalingradem doznać ostatecznej klęski.
Kaprysy Dziadka Mroza
Cały archipelag Gułag, obozy pracy i śmierci zarazem, rozprzestrzeniał się w regionie o surowym klimacie. Stalin miewał najbardziej fantastyczne wizje - na przykład budowy drogi kolejowej na północy Syberii, w rejonach zmrożonych zimą i bagnistych latem. Z zadań postawionych przed dowództwem Głównego Zarządu Obozów wypełnione zostało tylko jedno - masowo umierali w cierpieniach "wrogowie ludu". Budowa kolei nie przychodzi nikomu do głowy nawet teraz, w czasach, kiedy pozwala na to technologia.
W jednym z byłych obozów, a obecnie kolonii karnej w okręgu żydowskim niedaleko mongolskiej granicy, odsiaduje wyrok najbogatszy do niedawna Rosjanin Michaił Chodorkowski. Za czasów totalitaryzmu skazańcy wydobywali uran z pobliskich złóż. Dzisiejsi więźniowie już tylko zastanawiają się, jak bardzo bliskość kopalni odbije się na ich zdrowiu. Inny rosyjski miliarder gubernator Czukotki Roman Abramowicz, który cieszy się jeszcze łaską Kremla, postanowił zbudować coś w rodzaju socjalnego raju w krainie słynącej głównie z anegdot o Czukczach, reniferów i niezbyt odległych biegunów zimna, jak ten w Wierchojańsku. Abramowicz buduje tam luksusowe osiedla, supermarkety, hale widowiskowo-sportowe, lotnisko, pięciogwiazdkowe hotele. A wszystko to w miejscach, gdzie stało kilka baraków. Czukcze płacą teraz w sklepach kartami, a mieszkania, które warte były tyle co wymarzony bilet w jedną stronę do Moskwy, kosztują obecnie po 20 tys. dolarów.
Rosja to kraj wielkich kontrastów. Mróz zajmuje w rosyjskiej świadomości miejsce szczególne, bo Rosjanie współegzystują z nim na dobre i na złe. Zwłaszcza teraz, kiedy muszą coraz bardziej się zagłębiać w królestwo lodu. Koncerny naftowe i surowcowe nie mają wyboru i w poszukiwaniu złóż wysyłają ludzi w miejsca, gdzie nikt nie ma ochoty mieszkać i pracować. Po upadku ZSRR zarobki na Syberii, Dalekim Wschodzie i pod kręgiem polarnym zrównały się niemal z tymi z centralnej Rosji. Mroźne surowcowe zagłębia zaczęły się bowiem wyludniać i teraz znów pracodawcy, idąc za przykładem Gazpromu, kuszą pieniędzmi i innymi świadczeniami.
Czterdziestostopniowe mrozy w Moskwie to już dzisiaj anomalia. Klimat w europejskiej części kraju łagodnieje. Od początku XX wieku średnie temperatury podniosły się o 2,5 stopnia. Żywioł mrozu atakuje coraz rzadziej, ale tym bardziej boleśnie. Tylko Dziadek Mróz uśmiecha się, rozdając prezenty. I w przeciwieństwie do św. Mikołaja nie straszy rózgami. W tym kraju rózga w ręku Dziadka Mroza byłaby śmieszna i niezrozumiała. Tu mróz karze inaczej.
Więcej możesz przeczytać w 5/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.