Dla Samoobrony porządek państwowy i publiczny jest przedmiotem lekceważenia i dywersji
Nieznajomość sztuki czytania i pisania w takim kraju jak Polska to zjawisko rzadkie i - co tu dużo mówić - wstydliwe. "Time Almanac 2005" podaje, że w Polsce nie ma nawet promila analfabetów. Niestety, jak niemal zawsze, formalno-statystyczny aspekt problemu kłóci się z realiami. Rzecz zresztą nie w tym, że ciągle jeszcze można spotkać osoby mniej lub bardziej otwarcie przyznające się do niemożności przeczytania najprostszych ogłoszeń lub takie, które właśnie zapomniały okularów. Chodzi o to, że - po pierwsze - znaczny odsetek Polaków cierpi na wtórny analfabetyzm i w ogóle nie czyta gazet oraz książek, ponieważ seriale całkowicie zaspokajają ich potrzeby intelektualne i światopoglądowe. Po drugie - co gorsza, wielu obywateli, włącznie z uczniami szkół różnych szczebli, nie rozumie czytanych tekstów, także tych łatwych, pisanych po ludzku. Kłania się nam tutaj lenistwo oraz tolerancja dla miernoty w szkołach, często pod presją rodziców żądających obniżenia wymagań stawianych uczniom.
Ryzykując protesty specjalistów, podejrzewam, że ta połowa uprawnionych, ale nie biorących udziału w wyborach, to właśnie ci, którym się nie chce. Nie chce się ani czytać, ani tym bardziej rozumieć czytanych tekstów. To ci, którzy żądają tolerancji dla swojej ignorancji. To ci, którzy żądają niemal wszystkiego od opiekuńczego państwa, którym skądinąd pogardzają.
Syndrom namiestnika
Można by to jakoś ścierpieć, gdyby ta druga połowa, głosująca, składała się wyłącznie z ludzi myślących w kategoriach obywatelskich, przyzwoicie wykształconych, troszczących się o poprawę pozycji Polski w światowych rankingach. Tymczasem wiele wskazuje na głębokie zróżnicowanie tej drugiej połowy - zarówno intelektualne, jak i moralne. Oczywiście, ryzykownym uproszczeniem byłby pogląd, jakoby wyniki wyborów parlamentarnych dokładnie odzwierciedlały to zróżnicowanie. Ale coś w tym jest! Podział na Polskę A i Polskę B staje się coraz mniej oczywisty. Obszary te zaczynają się bowiem przenikać, choć granice dawnych zaborów pozostają jeszcze tu i ówdzie widoczne. Moim skromnym zdaniem, zasadnicze znaczenie ma w naszym społeczeństwie stosunek do wiedzy, do nauki i do głoszonych haseł. Jaki odsetek wyborców demonstruje swymi głosami szacunek dla stanu wiedzy o sprawach istotnych dla współczesności? Ilu z nas rzeczywiście poszukuje kompetentnej informacji? Jak wielu nie tylko nie wysila intelektu w celu dokonania właściwego wyboru, ale z góry spycha myślenie na innych, którzy powinni za nas wszystko załatwić? Czy tak ma wyglądać społeczeństwo obywatelskie? Jak wielu naszych obywateli nie umie jeszcze odróżnić demagogicznych haseł bez pokrycia od solidnego, uczciwego stawiania spraw. Najwyższy już czas wiedzieć, kiedy za pseudopatriotycznymi hasłami kryją się egoistyczne interesy politycznych kombinatorów. Zauważmy przy tym, jak mało najbardziej hałaśliwi politycy pretendujący do rządzenia mówią o regionalizacji, o samorządności terytorialnej, o decentralizacji. Eksponuje się namiestnicze funkcje wojewody, a minimalizuje znaczenie urzędów marszałkowskich. Kochani wyborcy PiS, czy głosowaliście na taki program? Na partię, której wyraźnie brakuje kadr znających się na współczesnej gospodarce i na jej naukowych podstawach? Na partię, której aktywistom nie bardzo chciało się uczyć obcych języków przez ostatnich 15 lat?
Instytut Leppera
Te braki i luki bledną jednak wobec atrybutów sojusznika PiS - Samoobrony. Tu przynajmniej wszystko jest jasne. Nie liczy się stan wiedzy, jakość wykształcenia, przestrzeganie prawa. Porządek państwowy i publiczny jest przedmiotem lekceważenia i dywersji pod nośnym, ale oszukańczym hasłem obrony krzywdzonych. W wystąpieniach i postulatach Samoobrony ciągle widoczne są wyniki szkolenia, jakie przeszedł jej szef w tzw. Instytucie Schillera w zakresie cynicznej socjotechniki.
Powiedzmy sobie to szczerze. Nie jesteśmy mocarstwem ani intelektualnym, ani moralnym. Naszym dywersantom udało się za pomocą tanich frazesów, personalnych insynuacji i religijnej scenerii omamić na tyle dużą część narodu, że mamy kłopoty z wyprostowaniem i unowocześnieniem naszej tożsamości. A czas po temu najwyższy. Właśnie przeczytaliśmy, że te ateistyczne Czechy wyprzedziły już członka "starej" unii - Portugalię - pod względem PKB na mieszkańca. Mało tego, mają najniższy w całej Unii Europejskiej odsetek gospodarstw domowych znajdujących się poniżej progu ubóstwa. Ale my jesteśmy "ponad", prawda? Niestety, nie miejmy złudzeń. Naszego wojującego analfabetyzmu nie da się tak łatwo pokonać!
Ryzykując protesty specjalistów, podejrzewam, że ta połowa uprawnionych, ale nie biorących udziału w wyborach, to właśnie ci, którym się nie chce. Nie chce się ani czytać, ani tym bardziej rozumieć czytanych tekstów. To ci, którzy żądają tolerancji dla swojej ignorancji. To ci, którzy żądają niemal wszystkiego od opiekuńczego państwa, którym skądinąd pogardzają.
Syndrom namiestnika
Można by to jakoś ścierpieć, gdyby ta druga połowa, głosująca, składała się wyłącznie z ludzi myślących w kategoriach obywatelskich, przyzwoicie wykształconych, troszczących się o poprawę pozycji Polski w światowych rankingach. Tymczasem wiele wskazuje na głębokie zróżnicowanie tej drugiej połowy - zarówno intelektualne, jak i moralne. Oczywiście, ryzykownym uproszczeniem byłby pogląd, jakoby wyniki wyborów parlamentarnych dokładnie odzwierciedlały to zróżnicowanie. Ale coś w tym jest! Podział na Polskę A i Polskę B staje się coraz mniej oczywisty. Obszary te zaczynają się bowiem przenikać, choć granice dawnych zaborów pozostają jeszcze tu i ówdzie widoczne. Moim skromnym zdaniem, zasadnicze znaczenie ma w naszym społeczeństwie stosunek do wiedzy, do nauki i do głoszonych haseł. Jaki odsetek wyborców demonstruje swymi głosami szacunek dla stanu wiedzy o sprawach istotnych dla współczesności? Ilu z nas rzeczywiście poszukuje kompetentnej informacji? Jak wielu nie tylko nie wysila intelektu w celu dokonania właściwego wyboru, ale z góry spycha myślenie na innych, którzy powinni za nas wszystko załatwić? Czy tak ma wyglądać społeczeństwo obywatelskie? Jak wielu naszych obywateli nie umie jeszcze odróżnić demagogicznych haseł bez pokrycia od solidnego, uczciwego stawiania spraw. Najwyższy już czas wiedzieć, kiedy za pseudopatriotycznymi hasłami kryją się egoistyczne interesy politycznych kombinatorów. Zauważmy przy tym, jak mało najbardziej hałaśliwi politycy pretendujący do rządzenia mówią o regionalizacji, o samorządności terytorialnej, o decentralizacji. Eksponuje się namiestnicze funkcje wojewody, a minimalizuje znaczenie urzędów marszałkowskich. Kochani wyborcy PiS, czy głosowaliście na taki program? Na partię, której wyraźnie brakuje kadr znających się na współczesnej gospodarce i na jej naukowych podstawach? Na partię, której aktywistom nie bardzo chciało się uczyć obcych języków przez ostatnich 15 lat?
Instytut Leppera
Te braki i luki bledną jednak wobec atrybutów sojusznika PiS - Samoobrony. Tu przynajmniej wszystko jest jasne. Nie liczy się stan wiedzy, jakość wykształcenia, przestrzeganie prawa. Porządek państwowy i publiczny jest przedmiotem lekceważenia i dywersji pod nośnym, ale oszukańczym hasłem obrony krzywdzonych. W wystąpieniach i postulatach Samoobrony ciągle widoczne są wyniki szkolenia, jakie przeszedł jej szef w tzw. Instytucie Schillera w zakresie cynicznej socjotechniki.
Powiedzmy sobie to szczerze. Nie jesteśmy mocarstwem ani intelektualnym, ani moralnym. Naszym dywersantom udało się za pomocą tanich frazesów, personalnych insynuacji i religijnej scenerii omamić na tyle dużą część narodu, że mamy kłopoty z wyprostowaniem i unowocześnieniem naszej tożsamości. A czas po temu najwyższy. Właśnie przeczytaliśmy, że te ateistyczne Czechy wyprzedziły już członka "starej" unii - Portugalię - pod względem PKB na mieszkańca. Mało tego, mają najniższy w całej Unii Europejskiej odsetek gospodarstw domowych znajdujących się poniżej progu ubóstwa. Ale my jesteśmy "ponad", prawda? Niestety, nie miejmy złudzeń. Naszego wojującego analfabetyzmu nie da się tak łatwo pokonać!
Więcej możesz przeczytać w 5/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.