10 piosenek, które wstrząsnęły XX wiekiem
Kilka taktów prostej melodii może przesuwać granice państw. Wygrywać wojny, tworzyć ideologie dla milionów, sprzedawać towary warte miliardy. Jeden warunek: piosenka musi idealnie trafić w swoje miejsce i czas. Tylko tam i wtedy ma niewyobrażalną siłź rażenia. Słuchana po latach brzmi już tylko jak rzewne nudziarstwo. Tego nauczył nas XX wiek.
Swanee
Muzyka: George Gershwin, słowa: Irving Cesar, wykonanie: Al Jolson, 1926 r.
Piosenka to taki sam towar jak gazeta czy główka kapusty - takie przekonanie panowało od pierwszych lat XX wieku na Tin Pan Alley. A było to zaledwie parźset metrów 28. ulicy, na odcinku miźdzy Piątą i Szóstą Aleją na Manhattanie. Tu skupili siź wydawcy nut i "przegrywacze" hitów. Taki "przegrywacz" podawał klientowi melodiź na fortepianie, a za dodatkowego dolara gwizdał ją także na ulicy, w taksówce i u fryzjera. George Gershwin był takim przegrywaczem, ale nie ceniono go, bo ukradkiem podgrywał klientom własne melodie. Kiedy udało mu siź przehandlować melodiź za piźć dolarów (autor tekstu brał 15), to było świźto. Bo czźściej pisał kawałki rezerwowe, które usuwano z rewii po próbie generalnej. Piosenka "Swanee" była jedną z takich do odrzutu, choć nawet podobała siź ojcu i kilku Żydom z Brooklynu. Niespodziewanie poznał siź na niej gigant ówczesnego Broadwayu - Al Jolson. Przearanżował, zmienił tempo, zaśpiewał. Ameryka oszalała dla tych kilku taktów. W ciągu roku sprzedano dwa miliony płyt i milion egzemplarzy nut. Gershwin zarobił na tantiemach 10 tys. USD i zajął siź wprowadzaniem jazzu do muzyki klasycznej i muzyki amerykańskiej do światowego panteonu. A ze skromnymi nutkami "Swanee" popłynźła w świat przełomowa informacja: do napisania jednego przeboju wystarczy talent. Do zabawiania publiczności na stałe potrzebna jest zaś fabryka przebojów. I ta fabryka jest w Ameryce. Od tamtych czasów nic siź nie zmieniło.
Lili Marlen
Muzyka: Norbert Schultze, słowa: Hans Leip, wykonanie: Lale Andersen,Marlena Dietrich, 1938 r.
Kiedy latem 1941 r. radiostacja Wehrmachtu w Belgradzie nadała tź piosenkź dla żołnierzy Afrika Korps, w piasek Sahary wsiąkła niejedna mźska łza. "Lili Marlen" opowiadała o dziewczynie, która czeka na randkź z ukochanym przed bramą koszar. Stanowczo zbyt ckliwa - orzekł Goebbels i kazał ją usunąć z wojskowego śpiewnika. Za to zakochał siź w niej feldmarszałek Rommel i Belgrad nadawał ją każdego dnia o 21.55 na zakończenie programu. Piosenkź przetłumaczono na angielski i "Lili Marlen" brzmiała po obu stronach frontu. Ale do legendy przeszła dopiero wówczas, gdy zaśpiewała ją autentyczna Marlena - Dietrich. Pod koniec wojny "Lili Marlen" brzmiała już w 48 jźzykach. Spece od wojennej propagandy wytźżali umysły: co takiego jest w tej melodyjce, że żołnierze ze wszystkich armii uważają ją za swoją? Pytaniem na pytanie odpowiedziała Lale Andersen, która zaśpiewała "Lili" jako pierwsza: "Czy wietrzyk umie wyjaśnić, dlaczego zmienia siź w tornado"? A Marlena Dietrich? Kiedy już wydawało siź, że "Lili" bździe jej ostatnim słowem w piosence, podczas próby przed wystźpem w Sali Kongresowej w 1964 r. usłyszała melodiź, która ją poraziła. Śpiewał ją polski chłopak. Marlena zapamiźtała ją i nagrała w formie osobistego wyznania dla własnej matki. Chłopak nazywał siź Czesław Niemen, a melodia nosiła tytuł "Czy mnie jeszcze pamiźtasz?".
Katiusza
Muzyka i słowa: Matwiej Isaakowicz Błanter, wykonanie: Chór Aleksandrowa, 1940 r.
"Katiuszź" śpiewał Chór Aleksandrowa w salach Kremla i pokryci kurzem i krwią krasnoarmiejcy na ulicach zdobywanych miast. Piosenka kojarzyła siź z dziewczyną (Katiusza - zdrobnienie od Jekatieriny). Ale też z "organami Stalina" - wyrzutnią rakietową BM-8, której przeciągłe wycie było ostatnim dźwiźkiem, jaki słyszało setki tysiźcy Niemców. Piosenka "Katiusza" była też dziełkiem przemysłowym. Rosyjski Żyd Matwiej Błanter komponował takie wojskowe piosenki seryjnie. "W przyfrontowym lesie" czy "Pożegnanie rodzinnych chat" były śpiewane równie czźsto jak "Katiusza", która stała siź symbolem radzieckiej potźgi militarnej. Może dlatego, że przy żadnej innej tak dobrze nie tańczyło siź tradycyjnego kozackiego hopaka.
White Christmas
Muzyka i słowa: Irving Berlin, wykonanie: Bing Crosby, 1942 r.
Najczźściej słuchaną kolźdź świata napisał Żyd Irving Berlin. W 1941 r. było to jedno z najwiźkszych nazwisk Broadwayu. Zamierzył wiźc ambitnie: napisze piosenkź na każde z wielkich świąt roku. Zaczął od kolźdy, którą Bing Crosby, estradowe bożyszcze lat 30., miał wyśpiewać w filmie "Świąteczna gospoda"- na Boże Narodzenie 1942 r. Bingowi, katolikowi przywiązanemu do tradycji, pomysł siź nie spodobał: żydowski muzyk kupczy chrześcijańską tradycją bez cienia szacunku - uważał. Dał siź jednak przekonać i piosenka popłynźła w eter w mroźną zimź 1942 r. I raptem okazało siź, że świat zgnźbiony wojną, w której szala zwyciźstwa przechylała siź na rzecz germańskich hord, oddałby ostatniego centa, byle ogrzać siź w blaskach Bożego Narodzenia, "jakie pamiźtał z dawnych czasów". Pod koniec wojny "White Christmas" okazała siź już najwiźkszym bestsellerem płytowym wszech czasów. Dziś jej wydań nikt nie próbuje nawet liczyć.
That`s All Right, Mama
Muzyka i słowa: Arthur "Big Boy" Crudup, wykonanie: Elvis Presley, 1954 r.
Kierowca półciźżarowego forda Elvis Presley w letem 1953 r. ustawił siź w kolejce na korytarzu skromnego studia nagraniowego Sun Records w Memphis, czyli na wygwizdowie na amerykańskim Południu. Jak setki przed nim, chciał nagrać dla mamy dwie piosenki na płytkź, którą tłoczono na miejscu. Kosztowało to cztery dolary i zabierało kwadrans. Nikt by nie zwrócił na chłopaka uwagi, gdyby siź głupio nie odezwał. Na pytanie realizatorki, "pod kogo" śpiewa, burknął, że "śpiewa jak nikt inny". Chłopak raz siź darł, raz szeptał. Wezwało siź go wiźc raz czy drugi do studia, by poimprowizował. Ale kiedy wykrzyczał standard "That`s All Right, Mama", technikom opadły rźce. Tak nie wolno! Tak śpiewają tylko czarni. Na Boga, mamy rok 1954 na południu USA! Czarnoskóre dzieci wprawdzie dopiero co dopuszczono do szkół dla białych, ale nikt przy zdrowych zmysłach nie wyda płyty, na której biały chłopak śpiewa głosem czarnego! Tyle że w branży muzycznej taka bryndza, że szef wytwórni, Sam Philips, pociągnął za parź sznurków i "That`s All Right, Mama" popłynźła w lokalnym eterze wieczorem 7 lipca 1954 r. A w radiu siź zagotowało. Parź minut wystarczyło, by napłynźło 14 telegramów i 47 telefonów z protestami. I piźć tysiźcy zamówień na płytź. Bo kierowca ciźżarówki śpiewa łatwo rock and roll i gospel, kolźdy i blues. Tylko dać mu odpowiednią widowniź. A dla niego widownią powinna być planeta. Już najwyższy czas na taką postać - radio funkcjonuje od 40 lat, a telewizja od 20. Tak kombinował Colonel Tom Parker, który zaproponował Presleyowi siebie na menedżera. Podczas pierwszej rozmowy ustalił fundamentalną zasadź: "Ty masz tylko śpiewać, ja zajmź siź resztą".
Blowin` In The Wind
Muzyka, słowa, wykonanie: Bob Dylan, 1963 r.
Robert Zimmerman to jeszcze jeden żydowski chłopak zbuntowany przeciw patriarchalnemu ojcu. Zamiast grzecznie studiować na uniwersytecie w Minneapolis, wycierał ławy w folkowych klubach i nosowym głosem, z fałszywym akompaniamentem harmonijki, wyśpiewywał repertuar robotników rolnych. Do czasu aż na serwetce w kawiarni w Greenwich Village, nowojorskiej dzielnicy artystów, zaczął zapisywać własny bunt. Przeciw zakłamaniu amerykańskiej prowincji, sprzedajnym politykom i rasizmowi. Wiersz "Blowin` in the Wind" świetnie trzymał klimat tego zagubienia i buntu. Zimmerman, który tymczasem zmienił nazwisko z żydowskiego na anglosaskie - Bob Dylan, zaśpiewałby go pewnie parź razy w nowojorskich pubach i przepadł w niepamiźci. Ale pewnego letniego dnia w samochowym radiu usłyszał wiekową folkową balladź "Dom wschodzącego słońca", tyle że przy ostrych gitarach zespołu The Animals. Dylan jak porażony wyskoczył z auta i tłukąc głową o zderzak, powtarzał: "Yes, yes, yes!". Ballada folkowa tak, ale z elektrycznymi gitarami! Za takie śpiewanie znienawidzili go folkowcy. Na koncertach skandowali: "Judasz!". John Lennon parodiował Dylana, zaciskając sobie na nosie klamerkź do bielizny i wyśpiewując tekst z gazety. Ale widowniź mało to obchodziło. W piosenkach Dylana usłyszała głos pokolenia "młodych gniewnych". "Elvis dał rockowi ciało. Dylan - dał tej muzyce rozum" - mawiał Bruce Springsteen. I wiźcej - udowodnił, że piosenka może nieść równie istotne przesłanie jak wiersz noblisty. Nie przypadkiem sztokholmskie jury trzyma go w czołówce kandydatów do Nagrody Nobla już 30 lat.
Please, Please Me
Muzyka i słowa: John Lennon/Paul McCartney, wykonanie: The Beatles, 1963 r.
Po sąsiedzku harmonijka ustna (kłaniamy siź słodkiemu country) i mocne werble (import amerykański). To zrobiło wrażenie nie tylko na garstce dzieciaków z okolic klubu Cavern w Liverpoolu. 16 lutego 1963 r. piosenka zespołu, który od tuzinów podobnych odróżniał siź błźdem ortograficznym w nazwie - The Beatles (tak jakby "żuki" pisać przez "rz") - wspiźła siź na szczyty brytyjskich list przebojów. I potoczyło siź. Sekret powodzenia? Wyjście z piwnicy. Zamiast niedopranych skórzanych kurtek schludne garnitury. Jedyne odstźpstwo: włosy na "pazia" - zadysponował twardo menedżer Brian Epstein. Tak podpowiadał mu zmysł handlowy odziedziczony po przodkach, którzy sprzedawania towaru uczyli siź w Polsce. I kiedy Lennon stawiał opór, demonstracyjnie luzując krawat, zaraz podbiegał McCartney i mu go poprawiał. Gdy Lennon zrywał gardło, krzycząc "Twist and Shout", widownia wpadała w wibracje, które porównywano do ekstazy, w jaką tłumy wprawiał Hitler. Kiedy bitelsi zapowiedzieli wydanie nastźpnego singla, w ciemno złożono pół miliona zamówień. "She Loves You" skandowano już na wszystkich kontynentach. Nic dziwnego: nastąpiło epokowe odkrycie. Po raz pierwszy z estrady nie wbijają ci kijem do łba: Johny, jesteś jak twój tata, tylko trochź młodszy. Wrźcz przeciwnie. Czwórka krzykaczy powtarza: młodość to osobna planeta. Tu obowiązuje osobny strój, jźzyk, punkt widzenia. Wara od młodości!
The Star Spangled Banner
Muzyka i słowa: Francis Scott Key, wykonanie: Jimi Hendrix, 1969 r.
Zaledwie Jimi Hendrix w trakcie koncertu w Woodstock podał pierwsze akordy hymnu amerykańskiego i już było wiadomo: tak pieśni "The Star Spangled Banner" nie zagrał nikt przed i nie zagra nikt po nim. W znanej melodii słychać było huk bomb rzucanych na wietnamskie wioski, płacz dzieci rażonych napalmem i skargź weteranów, których na lotniskach witały tłumy hipisów skandujące: "Mordercy, mordercy!". Przed sobą Hendrix miał prawie półmilionową publiczność festiwalu w Woodstock. "Najwiźksze spontaniczne zgromadzenie w historii zachodniego świata" - jak zachwycał siź magazyn "The Rolling Stone". Na 72śgodziny uformował siź "naród Woodstock" - zarówno maklerzy z Wall Street, jak i bezrobotni "aniołowie piekieł" uganiający siź harleyami po bezdrożach Teksasu. Naród ogłuszony rykiem gitar i marihuaną. Ale też upojony przekonaniem, że idee mogą zmienić świat - wbrew politycznym układom i granicom. Kiedy nad zgromadzenie nadciągnźły czarne chmury, jeden z organizatorów zawołał: "Jeżeli wszyscy krzykniemy razem, zatrzymamy deszcz". Pół miliona gardeł ryknźło: "No rain!". To nie powstrzymało ulewy, ale pozostawiło niezatarte wrażenie, że ideologia "Love & Peace" dysponuje niewyobrażalną siłą. Mieli racjź. Generacja Woodstock zmieniła światową politykź.
Mury
Muzyka i słowa: Llu's Llach, słowa polskie i wykonanie: Jacek Kaczmarski, ok. 1975 r.
Student Jacek Kaczmarski opuszczał siź w nauce. Wolał balangować przy mocnym alkoholu i gitarze. A na imprezie coraz czźściej grywał song "Mury" hiszpańskiego dysydenta Llu'sa Llacha, zbuntowanego przeciw dyktaturze generała Franco. Refren, który brzmiał jak stara pieśń kajdaniarska, podchwytywali wszyscy balangowicze: "Wyrwij murom zźby krat/ Zerwij kajdany, połam bat/ A mury runą, runą, runą/ I pogrzebią stary świat!". Ale imprezowicze słuchali piosenki nieuważnie i nikomu nie wpadło w ucho, że song w ostatniej zwrotce zapowiada, iż rewolucjoniści po zwyciźstwie budują własny reżim. A poeta, który zagrzewał ich do walki, pozostaje - jak był - samotny. To nie obchodziło nikogo. Za to wszystkich porywała wizja powalanych murów i łamanego bata. Kaczmarski śpiewał "Mury" na nasiadówach opozycjonistów w warszawskich mieszkaniach, ale też na wiecach, festiwalach i przed mikrofonami Radia Wolna Europa. Ale kiedy wreszcie mury (także symboliczny w Berlinie) runźły, Kaczmarski - jak bohater jego piosenki - poczuł siź sam. Z najwyższym trudem wydźwignął siź z alkoholizmu. W wolnej Polsce mieścił siź z trudem, publiczności nie ciekawiło, jak komentuje III RP. Publiczność domagała siź "Murów", bo publiczność jest sentymentalna. Kiedy wiźc na 45. urodziny Kaczmarski usłyszał od lekarza, że ma zaawansowanego raka gardła, przyjął tź wiadomość spokojnie. I w milczeniu.
Holiday
Muzyka, słowa, wykonanie: Madonna, 1983 r.
W 1983 r., kiedy Madonna nagrała swoją pierwsza płytź z hitem "Holiday", nikt nie traktował poważnie ani jej, ani jej piosenek potupajek na wieczór w szpanerskiej dyskotece. Barbra Streisand powiedziała jej nawet wprost, że z muzyką to ona chyba niewiele ma wspólnego. Ale to Streisand nie miała racji - nie rozumiała nowej epoki. Za jej czasów o karierze w show-biznesie decydowały talent, indywidualność, determinacja. W takiej właśnie kolejności. AśMadonna postawiła tź piramidź na głowie. Najważniejsza jest chźć zabłyśniźcia - resztź zrobią technicy nagraniowi i telewizja. Właśnie - telewizja! A zwłaszcza kanał MTV, który z niszowego programu z wideoklipami rozrósł siź w "hipnotyczną formź sztuki". To z teledysków MTV Ameryka lat 80. dowiadywała siź, co siź nosi, co śpiewa, jak podrywa. Teledysk "Moonwalk" Michaela Jacksona obejrzało wiźcej telewidzów niż autentyczny spacer po Ksiźżycu astronauty Neila Armstronga. Ci telewidzowie czekają na nowy model dziewczyny. Takiej, co to odsłoni pźpek, ubierze siź w swojskie ciuchy - jak z lumpeksu, a chłopaka na sobotni wieczór potraktuje jak "toy boya", zabawkź jednorazowego użytku. Poza tym wszystko dla wszystkich: jeden sutek perwersyjnie przekłuty agrafką, a w okolicach drugiego - krucyfiks. Piosenka? Tak, ale prościutka. Niech szemrze jak klimatyzacja i dobrze wypada w teledyskach. Bo tak naprawdź liczy siź nie muzyka, lecz skandal pokazany w porze najwiźkszej oglądalności. Wiźc Madonna zaharowywała siź, aranżując przed kamerami kolejne draki. Zawsze dopracowane do ostatniego detalu. Zwłaszcza gdy złote lata MTV minźły i nadeszła era Internetu. W sieci trzeba ze swego życia robić spektakl dzień po dniu. To było już ponad siły starzejącej siź gwiazdy. Ale Madonna nie umiera. W nowym wcieleniu nazywa siź Britney Spears.
Swanee
Muzyka: George Gershwin, słowa: Irving Cesar, wykonanie: Al Jolson, 1926 r.
Piosenka to taki sam towar jak gazeta czy główka kapusty - takie przekonanie panowało od pierwszych lat XX wieku na Tin Pan Alley. A było to zaledwie parźset metrów 28. ulicy, na odcinku miźdzy Piątą i Szóstą Aleją na Manhattanie. Tu skupili siź wydawcy nut i "przegrywacze" hitów. Taki "przegrywacz" podawał klientowi melodiź na fortepianie, a za dodatkowego dolara gwizdał ją także na ulicy, w taksówce i u fryzjera. George Gershwin był takim przegrywaczem, ale nie ceniono go, bo ukradkiem podgrywał klientom własne melodie. Kiedy udało mu siź przehandlować melodiź za piźć dolarów (autor tekstu brał 15), to było świźto. Bo czźściej pisał kawałki rezerwowe, które usuwano z rewii po próbie generalnej. Piosenka "Swanee" była jedną z takich do odrzutu, choć nawet podobała siź ojcu i kilku Żydom z Brooklynu. Niespodziewanie poznał siź na niej gigant ówczesnego Broadwayu - Al Jolson. Przearanżował, zmienił tempo, zaśpiewał. Ameryka oszalała dla tych kilku taktów. W ciągu roku sprzedano dwa miliony płyt i milion egzemplarzy nut. Gershwin zarobił na tantiemach 10 tys. USD i zajął siź wprowadzaniem jazzu do muzyki klasycznej i muzyki amerykańskiej do światowego panteonu. A ze skromnymi nutkami "Swanee" popłynźła w świat przełomowa informacja: do napisania jednego przeboju wystarczy talent. Do zabawiania publiczności na stałe potrzebna jest zaś fabryka przebojów. I ta fabryka jest w Ameryce. Od tamtych czasów nic siź nie zmieniło.
Lili Marlen
Muzyka: Norbert Schultze, słowa: Hans Leip, wykonanie: Lale Andersen,Marlena Dietrich, 1938 r.
Kiedy latem 1941 r. radiostacja Wehrmachtu w Belgradzie nadała tź piosenkź dla żołnierzy Afrika Korps, w piasek Sahary wsiąkła niejedna mźska łza. "Lili Marlen" opowiadała o dziewczynie, która czeka na randkź z ukochanym przed bramą koszar. Stanowczo zbyt ckliwa - orzekł Goebbels i kazał ją usunąć z wojskowego śpiewnika. Za to zakochał siź w niej feldmarszałek Rommel i Belgrad nadawał ją każdego dnia o 21.55 na zakończenie programu. Piosenkź przetłumaczono na angielski i "Lili Marlen" brzmiała po obu stronach frontu. Ale do legendy przeszła dopiero wówczas, gdy zaśpiewała ją autentyczna Marlena - Dietrich. Pod koniec wojny "Lili Marlen" brzmiała już w 48 jźzykach. Spece od wojennej propagandy wytźżali umysły: co takiego jest w tej melodyjce, że żołnierze ze wszystkich armii uważają ją za swoją? Pytaniem na pytanie odpowiedziała Lale Andersen, która zaśpiewała "Lili" jako pierwsza: "Czy wietrzyk umie wyjaśnić, dlaczego zmienia siź w tornado"? A Marlena Dietrich? Kiedy już wydawało siź, że "Lili" bździe jej ostatnim słowem w piosence, podczas próby przed wystźpem w Sali Kongresowej w 1964 r. usłyszała melodiź, która ją poraziła. Śpiewał ją polski chłopak. Marlena zapamiźtała ją i nagrała w formie osobistego wyznania dla własnej matki. Chłopak nazywał siź Czesław Niemen, a melodia nosiła tytuł "Czy mnie jeszcze pamiźtasz?".
Katiusza
Muzyka i słowa: Matwiej Isaakowicz Błanter, wykonanie: Chór Aleksandrowa, 1940 r.
"Katiuszź" śpiewał Chór Aleksandrowa w salach Kremla i pokryci kurzem i krwią krasnoarmiejcy na ulicach zdobywanych miast. Piosenka kojarzyła siź z dziewczyną (Katiusza - zdrobnienie od Jekatieriny). Ale też z "organami Stalina" - wyrzutnią rakietową BM-8, której przeciągłe wycie było ostatnim dźwiźkiem, jaki słyszało setki tysiźcy Niemców. Piosenka "Katiusza" była też dziełkiem przemysłowym. Rosyjski Żyd Matwiej Błanter komponował takie wojskowe piosenki seryjnie. "W przyfrontowym lesie" czy "Pożegnanie rodzinnych chat" były śpiewane równie czźsto jak "Katiusza", która stała siź symbolem radzieckiej potźgi militarnej. Może dlatego, że przy żadnej innej tak dobrze nie tańczyło siź tradycyjnego kozackiego hopaka.
White Christmas
Muzyka i słowa: Irving Berlin, wykonanie: Bing Crosby, 1942 r.
Najczźściej słuchaną kolźdź świata napisał Żyd Irving Berlin. W 1941 r. było to jedno z najwiźkszych nazwisk Broadwayu. Zamierzył wiźc ambitnie: napisze piosenkź na każde z wielkich świąt roku. Zaczął od kolźdy, którą Bing Crosby, estradowe bożyszcze lat 30., miał wyśpiewać w filmie "Świąteczna gospoda"- na Boże Narodzenie 1942 r. Bingowi, katolikowi przywiązanemu do tradycji, pomysł siź nie spodobał: żydowski muzyk kupczy chrześcijańską tradycją bez cienia szacunku - uważał. Dał siź jednak przekonać i piosenka popłynźła w eter w mroźną zimź 1942 r. I raptem okazało siź, że świat zgnźbiony wojną, w której szala zwyciźstwa przechylała siź na rzecz germańskich hord, oddałby ostatniego centa, byle ogrzać siź w blaskach Bożego Narodzenia, "jakie pamiźtał z dawnych czasów". Pod koniec wojny "White Christmas" okazała siź już najwiźkszym bestsellerem płytowym wszech czasów. Dziś jej wydań nikt nie próbuje nawet liczyć.
That`s All Right, Mama
Muzyka i słowa: Arthur "Big Boy" Crudup, wykonanie: Elvis Presley, 1954 r.
Kierowca półciźżarowego forda Elvis Presley w letem 1953 r. ustawił siź w kolejce na korytarzu skromnego studia nagraniowego Sun Records w Memphis, czyli na wygwizdowie na amerykańskim Południu. Jak setki przed nim, chciał nagrać dla mamy dwie piosenki na płytkź, którą tłoczono na miejscu. Kosztowało to cztery dolary i zabierało kwadrans. Nikt by nie zwrócił na chłopaka uwagi, gdyby siź głupio nie odezwał. Na pytanie realizatorki, "pod kogo" śpiewa, burknął, że "śpiewa jak nikt inny". Chłopak raz siź darł, raz szeptał. Wezwało siź go wiźc raz czy drugi do studia, by poimprowizował. Ale kiedy wykrzyczał standard "That`s All Right, Mama", technikom opadły rźce. Tak nie wolno! Tak śpiewają tylko czarni. Na Boga, mamy rok 1954 na południu USA! Czarnoskóre dzieci wprawdzie dopiero co dopuszczono do szkół dla białych, ale nikt przy zdrowych zmysłach nie wyda płyty, na której biały chłopak śpiewa głosem czarnego! Tyle że w branży muzycznej taka bryndza, że szef wytwórni, Sam Philips, pociągnął za parź sznurków i "That`s All Right, Mama" popłynźła w lokalnym eterze wieczorem 7 lipca 1954 r. A w radiu siź zagotowało. Parź minut wystarczyło, by napłynźło 14 telegramów i 47 telefonów z protestami. I piźć tysiźcy zamówień na płytź. Bo kierowca ciźżarówki śpiewa łatwo rock and roll i gospel, kolźdy i blues. Tylko dać mu odpowiednią widowniź. A dla niego widownią powinna być planeta. Już najwyższy czas na taką postać - radio funkcjonuje od 40 lat, a telewizja od 20. Tak kombinował Colonel Tom Parker, który zaproponował Presleyowi siebie na menedżera. Podczas pierwszej rozmowy ustalił fundamentalną zasadź: "Ty masz tylko śpiewać, ja zajmź siź resztą".
Blowin` In The Wind
Muzyka, słowa, wykonanie: Bob Dylan, 1963 r.
Robert Zimmerman to jeszcze jeden żydowski chłopak zbuntowany przeciw patriarchalnemu ojcu. Zamiast grzecznie studiować na uniwersytecie w Minneapolis, wycierał ławy w folkowych klubach i nosowym głosem, z fałszywym akompaniamentem harmonijki, wyśpiewywał repertuar robotników rolnych. Do czasu aż na serwetce w kawiarni w Greenwich Village, nowojorskiej dzielnicy artystów, zaczął zapisywać własny bunt. Przeciw zakłamaniu amerykańskiej prowincji, sprzedajnym politykom i rasizmowi. Wiersz "Blowin` in the Wind" świetnie trzymał klimat tego zagubienia i buntu. Zimmerman, który tymczasem zmienił nazwisko z żydowskiego na anglosaskie - Bob Dylan, zaśpiewałby go pewnie parź razy w nowojorskich pubach i przepadł w niepamiźci. Ale pewnego letniego dnia w samochowym radiu usłyszał wiekową folkową balladź "Dom wschodzącego słońca", tyle że przy ostrych gitarach zespołu The Animals. Dylan jak porażony wyskoczył z auta i tłukąc głową o zderzak, powtarzał: "Yes, yes, yes!". Ballada folkowa tak, ale z elektrycznymi gitarami! Za takie śpiewanie znienawidzili go folkowcy. Na koncertach skandowali: "Judasz!". John Lennon parodiował Dylana, zaciskając sobie na nosie klamerkź do bielizny i wyśpiewując tekst z gazety. Ale widowniź mało to obchodziło. W piosenkach Dylana usłyszała głos pokolenia "młodych gniewnych". "Elvis dał rockowi ciało. Dylan - dał tej muzyce rozum" - mawiał Bruce Springsteen. I wiźcej - udowodnił, że piosenka może nieść równie istotne przesłanie jak wiersz noblisty. Nie przypadkiem sztokholmskie jury trzyma go w czołówce kandydatów do Nagrody Nobla już 30 lat.
Please, Please Me
Muzyka i słowa: John Lennon/Paul McCartney, wykonanie: The Beatles, 1963 r.
Po sąsiedzku harmonijka ustna (kłaniamy siź słodkiemu country) i mocne werble (import amerykański). To zrobiło wrażenie nie tylko na garstce dzieciaków z okolic klubu Cavern w Liverpoolu. 16 lutego 1963 r. piosenka zespołu, który od tuzinów podobnych odróżniał siź błźdem ortograficznym w nazwie - The Beatles (tak jakby "żuki" pisać przez "rz") - wspiźła siź na szczyty brytyjskich list przebojów. I potoczyło siź. Sekret powodzenia? Wyjście z piwnicy. Zamiast niedopranych skórzanych kurtek schludne garnitury. Jedyne odstźpstwo: włosy na "pazia" - zadysponował twardo menedżer Brian Epstein. Tak podpowiadał mu zmysł handlowy odziedziczony po przodkach, którzy sprzedawania towaru uczyli siź w Polsce. I kiedy Lennon stawiał opór, demonstracyjnie luzując krawat, zaraz podbiegał McCartney i mu go poprawiał. Gdy Lennon zrywał gardło, krzycząc "Twist and Shout", widownia wpadała w wibracje, które porównywano do ekstazy, w jaką tłumy wprawiał Hitler. Kiedy bitelsi zapowiedzieli wydanie nastźpnego singla, w ciemno złożono pół miliona zamówień. "She Loves You" skandowano już na wszystkich kontynentach. Nic dziwnego: nastąpiło epokowe odkrycie. Po raz pierwszy z estrady nie wbijają ci kijem do łba: Johny, jesteś jak twój tata, tylko trochź młodszy. Wrźcz przeciwnie. Czwórka krzykaczy powtarza: młodość to osobna planeta. Tu obowiązuje osobny strój, jźzyk, punkt widzenia. Wara od młodości!
The Star Spangled Banner
Muzyka i słowa: Francis Scott Key, wykonanie: Jimi Hendrix, 1969 r.
Zaledwie Jimi Hendrix w trakcie koncertu w Woodstock podał pierwsze akordy hymnu amerykańskiego i już było wiadomo: tak pieśni "The Star Spangled Banner" nie zagrał nikt przed i nie zagra nikt po nim. W znanej melodii słychać było huk bomb rzucanych na wietnamskie wioski, płacz dzieci rażonych napalmem i skargź weteranów, których na lotniskach witały tłumy hipisów skandujące: "Mordercy, mordercy!". Przed sobą Hendrix miał prawie półmilionową publiczność festiwalu w Woodstock. "Najwiźksze spontaniczne zgromadzenie w historii zachodniego świata" - jak zachwycał siź magazyn "The Rolling Stone". Na 72śgodziny uformował siź "naród Woodstock" - zarówno maklerzy z Wall Street, jak i bezrobotni "aniołowie piekieł" uganiający siź harleyami po bezdrożach Teksasu. Naród ogłuszony rykiem gitar i marihuaną. Ale też upojony przekonaniem, że idee mogą zmienić świat - wbrew politycznym układom i granicom. Kiedy nad zgromadzenie nadciągnźły czarne chmury, jeden z organizatorów zawołał: "Jeżeli wszyscy krzykniemy razem, zatrzymamy deszcz". Pół miliona gardeł ryknźło: "No rain!". To nie powstrzymało ulewy, ale pozostawiło niezatarte wrażenie, że ideologia "Love & Peace" dysponuje niewyobrażalną siłą. Mieli racjź. Generacja Woodstock zmieniła światową politykź.
Mury
Muzyka i słowa: Llu's Llach, słowa polskie i wykonanie: Jacek Kaczmarski, ok. 1975 r.
Student Jacek Kaczmarski opuszczał siź w nauce. Wolał balangować przy mocnym alkoholu i gitarze. A na imprezie coraz czźściej grywał song "Mury" hiszpańskiego dysydenta Llu'sa Llacha, zbuntowanego przeciw dyktaturze generała Franco. Refren, który brzmiał jak stara pieśń kajdaniarska, podchwytywali wszyscy balangowicze: "Wyrwij murom zźby krat/ Zerwij kajdany, połam bat/ A mury runą, runą, runą/ I pogrzebią stary świat!". Ale imprezowicze słuchali piosenki nieuważnie i nikomu nie wpadło w ucho, że song w ostatniej zwrotce zapowiada, iż rewolucjoniści po zwyciźstwie budują własny reżim. A poeta, który zagrzewał ich do walki, pozostaje - jak był - samotny. To nie obchodziło nikogo. Za to wszystkich porywała wizja powalanych murów i łamanego bata. Kaczmarski śpiewał "Mury" na nasiadówach opozycjonistów w warszawskich mieszkaniach, ale też na wiecach, festiwalach i przed mikrofonami Radia Wolna Europa. Ale kiedy wreszcie mury (także symboliczny w Berlinie) runźły, Kaczmarski - jak bohater jego piosenki - poczuł siź sam. Z najwyższym trudem wydźwignął siź z alkoholizmu. W wolnej Polsce mieścił siź z trudem, publiczności nie ciekawiło, jak komentuje III RP. Publiczność domagała siź "Murów", bo publiczność jest sentymentalna. Kiedy wiźc na 45. urodziny Kaczmarski usłyszał od lekarza, że ma zaawansowanego raka gardła, przyjął tź wiadomość spokojnie. I w milczeniu.
Holiday
Muzyka, słowa, wykonanie: Madonna, 1983 r.
W 1983 r., kiedy Madonna nagrała swoją pierwsza płytź z hitem "Holiday", nikt nie traktował poważnie ani jej, ani jej piosenek potupajek na wieczór w szpanerskiej dyskotece. Barbra Streisand powiedziała jej nawet wprost, że z muzyką to ona chyba niewiele ma wspólnego. Ale to Streisand nie miała racji - nie rozumiała nowej epoki. Za jej czasów o karierze w show-biznesie decydowały talent, indywidualność, determinacja. W takiej właśnie kolejności. AśMadonna postawiła tź piramidź na głowie. Najważniejsza jest chźć zabłyśniźcia - resztź zrobią technicy nagraniowi i telewizja. Właśnie - telewizja! A zwłaszcza kanał MTV, który z niszowego programu z wideoklipami rozrósł siź w "hipnotyczną formź sztuki". To z teledysków MTV Ameryka lat 80. dowiadywała siź, co siź nosi, co śpiewa, jak podrywa. Teledysk "Moonwalk" Michaela Jacksona obejrzało wiźcej telewidzów niż autentyczny spacer po Ksiźżycu astronauty Neila Armstronga. Ci telewidzowie czekają na nowy model dziewczyny. Takiej, co to odsłoni pźpek, ubierze siź w swojskie ciuchy - jak z lumpeksu, a chłopaka na sobotni wieczór potraktuje jak "toy boya", zabawkź jednorazowego użytku. Poza tym wszystko dla wszystkich: jeden sutek perwersyjnie przekłuty agrafką, a w okolicach drugiego - krucyfiks. Piosenka? Tak, ale prościutka. Niech szemrze jak klimatyzacja i dobrze wypada w teledyskach. Bo tak naprawdź liczy siź nie muzyka, lecz skandal pokazany w porze najwiźkszej oglądalności. Wiźc Madonna zaharowywała siź, aranżując przed kamerami kolejne draki. Zawsze dopracowane do ostatniego detalu. Zwłaszcza gdy złote lata MTV minźły i nadeszła era Internetu. W sieci trzeba ze swego życia robić spektakl dzień po dniu. To było już ponad siły starzejącej siź gwiazdy. Ale Madonna nie umiera. W nowym wcieleniu nazywa siź Britney Spears.
Więcej możesz przeczytać w 5/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.