W bałkańskim kotle znów zaczyna wrzeć
erbia straci Kosowo jeszcze w tym roku. Unia Europejska zadeklarowała gotowość przyznania niepodległości regionowi przed rozpoczęciem oficjalnych rozmów serbsko-albańskich w tej sprawie. Serbowie wezmą też rozwód z Czarnogórą, która w kwietniu przeprowadzi referendum dotyczące secesji. Europa jest świadoma, że powinna dać Serbii coś w zamian. Na razie jednak tylko straszy i gani Belgrad za słabą współpracę z trybunałem w Hadze.
Ziemia niczyja
W marcu minie siedem lat od interwencji NATO w Jugosławii i ustanowienia w prowincji administracji ONZ. Po wycofaniu serbskich oddziałów kosowscy Albańczycy rozpoczęli czystki etniczne wobec Serbów i Romów; 200 tys. prześladowanych uciekło, w gettach pozostało 100 tys. Od siedmiu lat wiadomo było, że status Kosowa jest przejściowy. Na razie Kosowo pozostaje ziemią niczyją, na której królują mafijne klany. Serbowie nie wyobrażają sobie utraty Kosowa, swej historycznej kolebki, a Albańczycy nie wyobrażają sobie wyrzeczenia się marzeń o niepodległości.
Na nic zdały się wysiłki serbskiej dyplomacji i przekonywanie, że wywalczona zbrojnie niepodległość będzie przykładem dla innych odszczepieńczych regionów i wywoła efekt domina. Nawet Rosja, życzliwa wobec Belgradu, zgodziła się na niepodległość Kosowa. Do tej pory sprzeciwiała się temu, obawiając się, że taka sytuacja może się powtórzyć w Czeczenii. Co się wydarzy po ogłoszeniu niepodległości? W najgorszym razie dojdzie do fali czystek. Niezależność Kosowa może mieć też długofalowe negatywne skutki - już teraz graniczące z Kosowem południe Serbii jest terroryzowane przez bojówki albańskie.
W 2003 r., po przekształceniu Jugosławii w Serbię i Czarnogórę, ustalono, że w 2006 r. odbędzie się czarnogórskie referendum w sprawie secesji. Podgorica de facto już jest niezależna - posługuje się odrębną walutą (euro) i prowadzi własną politykę zagraniczną. Bruksela dała wyraźny znak, że niezależna Czarnogóra ma większe szanse wejścia do unii. Analitycy liczą na to, że przynajmniej do tego rozwodu na Bałkanach dojdzie bez rozlewu krwi. Będzie to jednak ambicjonalny policzek dla Belgradu.
Kij bez marchewki
Utrata Kosowa i secesja Czarnogóry to nie jedyne problemy Serbii. Carla del Ponte, haska prokurator, kolejny raz postraszyła serbskie władze, że jeśli poszukiwani gen. Ratko Mladić i Radovan Karaděić się nie odnajdą, Serbia nie zostanie zaproszona do zaplanowanych na 21 lutego rozmów z unią w sprawie paktu o stabilizacji i przyłączeniu. "Atmosfera jest coraz bardziej napięta, ludzie czują się oszukani i opuszczeni przez Europę" - twierdzi Vlada Djordjević, dziennikarz Radia B92.
Bruksela, choć nadal stosuje wobec Serbii zasadę kija bez marchewki, zaczyna się bać fali niezadowolenia. - Musimy dać Serbom coś w zamian, bo nie będą znosić ciągłych wymagań i pogróżek. Zwłaszcza teraz, gdy mamy problemy z muzułmanami, nie możemy sobie pozwolić na kolejne ognisko zapalne - mówi dyplomata z otoczenia Javiera Solany. Na razie unia nie ma pomysłu, czym ma być to "coś w zamian". Sekretarz obrony USA Donald Rumsfeld zapowiedział redukcję kontyngentu USA na Bałkanach. Odpowiedzialność za pokój w regionie spadnie na UE, która dopiero teraz uświadamia sobie powagę sytuacji. I jak zwykle w takich wypadkach czeka.
- Są dwa czarne scenariusze, które mogą się wydarzyć po przyznaniu Kosowu niepodległości - mówi "Wprost" wicepremier Serbii Miroljub Labus. - Pierwszy to masowe podpalenia serbskich domów i powtórka sytuacji z 1999 r. Niepokojący byłby też eksodus kosowskich Serbów. Proszę sobie wyobrazić, co się może stać, gdy kilkadziesiąt tysięcy ludzi nagle zacznie się kierować ku granicy. Mogłoby dojść do destabilizacji sytuacji w całym regionie - ostrzega Labus. - W czasie interwencji NATO było wrogiem numer jeden Serbów, teraz Serbia stara się o akcesję do paktu. Tylko wejście do NATO może nas uchronić przed kolejną wojną domową - podkreśla wicepremier.
Ziemia niczyja
W marcu minie siedem lat od interwencji NATO w Jugosławii i ustanowienia w prowincji administracji ONZ. Po wycofaniu serbskich oddziałów kosowscy Albańczycy rozpoczęli czystki etniczne wobec Serbów i Romów; 200 tys. prześladowanych uciekło, w gettach pozostało 100 tys. Od siedmiu lat wiadomo było, że status Kosowa jest przejściowy. Na razie Kosowo pozostaje ziemią niczyją, na której królują mafijne klany. Serbowie nie wyobrażają sobie utraty Kosowa, swej historycznej kolebki, a Albańczycy nie wyobrażają sobie wyrzeczenia się marzeń o niepodległości.
Na nic zdały się wysiłki serbskiej dyplomacji i przekonywanie, że wywalczona zbrojnie niepodległość będzie przykładem dla innych odszczepieńczych regionów i wywoła efekt domina. Nawet Rosja, życzliwa wobec Belgradu, zgodziła się na niepodległość Kosowa. Do tej pory sprzeciwiała się temu, obawiając się, że taka sytuacja może się powtórzyć w Czeczenii. Co się wydarzy po ogłoszeniu niepodległości? W najgorszym razie dojdzie do fali czystek. Niezależność Kosowa może mieć też długofalowe negatywne skutki - już teraz graniczące z Kosowem południe Serbii jest terroryzowane przez bojówki albańskie.
W 2003 r., po przekształceniu Jugosławii w Serbię i Czarnogórę, ustalono, że w 2006 r. odbędzie się czarnogórskie referendum w sprawie secesji. Podgorica de facto już jest niezależna - posługuje się odrębną walutą (euro) i prowadzi własną politykę zagraniczną. Bruksela dała wyraźny znak, że niezależna Czarnogóra ma większe szanse wejścia do unii. Analitycy liczą na to, że przynajmniej do tego rozwodu na Bałkanach dojdzie bez rozlewu krwi. Będzie to jednak ambicjonalny policzek dla Belgradu.
Kij bez marchewki
Utrata Kosowa i secesja Czarnogóry to nie jedyne problemy Serbii. Carla del Ponte, haska prokurator, kolejny raz postraszyła serbskie władze, że jeśli poszukiwani gen. Ratko Mladić i Radovan Karaděić się nie odnajdą, Serbia nie zostanie zaproszona do zaplanowanych na 21 lutego rozmów z unią w sprawie paktu o stabilizacji i przyłączeniu. "Atmosfera jest coraz bardziej napięta, ludzie czują się oszukani i opuszczeni przez Europę" - twierdzi Vlada Djordjević, dziennikarz Radia B92.
Bruksela, choć nadal stosuje wobec Serbii zasadę kija bez marchewki, zaczyna się bać fali niezadowolenia. - Musimy dać Serbom coś w zamian, bo nie będą znosić ciągłych wymagań i pogróżek. Zwłaszcza teraz, gdy mamy problemy z muzułmanami, nie możemy sobie pozwolić na kolejne ognisko zapalne - mówi dyplomata z otoczenia Javiera Solany. Na razie unia nie ma pomysłu, czym ma być to "coś w zamian". Sekretarz obrony USA Donald Rumsfeld zapowiedział redukcję kontyngentu USA na Bałkanach. Odpowiedzialność za pokój w regionie spadnie na UE, która dopiero teraz uświadamia sobie powagę sytuacji. I jak zwykle w takich wypadkach czeka.
- Są dwa czarne scenariusze, które mogą się wydarzyć po przyznaniu Kosowu niepodległości - mówi "Wprost" wicepremier Serbii Miroljub Labus. - Pierwszy to masowe podpalenia serbskich domów i powtórka sytuacji z 1999 r. Niepokojący byłby też eksodus kosowskich Serbów. Proszę sobie wyobrazić, co się może stać, gdy kilkadziesiąt tysięcy ludzi nagle zacznie się kierować ku granicy. Mogłoby dojść do destabilizacji sytuacji w całym regionie - ostrzega Labus. - W czasie interwencji NATO było wrogiem numer jeden Serbów, teraz Serbia stara się o akcesję do paktu. Tylko wejście do NATO może nas uchronić przed kolejną wojną domową - podkreśla wicepremier.
Więcej możesz przeczytać w 7/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.