Olimpiada w Turynie to okno wystawowe rynku odzieży sportowej wartego 150 miliardów dolarów
Stadion olimpijski w Turynie jest tak samo dobrym miejscem na pokaz mody jak paryskie czy mediolańskie wybiegi. A nawet lepszym, bo zamiast garstki znawców zgromadzi dwumiliardową widownię. Nic dziwnego, że Giorgio Armani zaprojektował futurystyczne stalowe stroje dla tegorocznych włoskich olimpijczyków. Podczas rozpoczętych właśnie igrzysk można też podziwiać kreacje Tommy'ego Hilfigera, Very Wang i Willy'ego Bognera Jr.
Wielkie firmy produkujące odzież i sprzęt sportowy także korzystały przed igrzyskami z usług znanych projektantów. Dla Adidasa pracowali m.in. Yohji Yamamoto i Stella McCartney, a dla Rossignola - Castelbajac. Nie tworzą oni kreacji haute couture, specjalnie na pompatyczne uroczystości otwarcia i zamknięcia imprezy, ale projektują głównie dresy, kombinezony i kurtki, w których sportowcy będą występować w swoich konkurencjach. W ten sposób wybiegami stają się też areny poszczególnych dyscyplin. Część drużyn, w tym Polska, w ogóle nie zabiera na igrzyska paradnych strojów oficjalnych.
Retrofuturyzm
W sezonie olimpijskim będą dominować stroje inspirowane wczesną twórczością Pierre'a Cardina, a także dopasowanymi włoskimi strojami sportowymi z lat 60. i amerykańskimi kurtkami dla kolarzy górskich z lat 70. Styl tych strojów nazwano retrofuturyzmem. Jest czytelny w formie i kolorystyce. Poza barwami narodowymi podstawowymi kolorami są biel i granat z akcentami czerwieni. Niemiecki kobiecy team przemaszerował na otwarciu olimpiady w białych kurtkach Willy'ego Bognera, inkrustowanych kryształkami Swarovskiego ułożonymi w gwiazdkę śniegu. Podobnie zaprezentowali się amerykańscy akrobaci snowboardu, ubrani przez Tommy'ego Hilfigera. Większość kurtek i spodni sportowców została ozdobiona cienkimi lamówkami i pasami biegnącymi wzdłuż rąk i nóg, co optycznie wydłuża sylwetkę i nadaje jej dostojeństwa. W takich strojach na podium stanie każdy amerykański medalista, ubrany przez firmę Nike. Czerwone wstawki mają wyróżnić zawodników z tłumu. W strojach Hilfigera dla narciarskich biegaczy czerwone akcenty znajdą się na kolanach, co w oczach obserwujących zawody daje efekt dynamiczniejszych ruchów.
Kreacje Very Wang wciąż są trzymane pod kluczem i swoją premierę będą miały podczas konkursu jazdy figurowej na lodzie. Wang jest znana ze swego przywiązania do bieli i przezroczystych, opinających ciało tkanin. Wiadomo, że w jej strojach wystąpi typowana na złotą medalistkę Amerykanka Michelle Kwan. Zważywszy, że Wang zdobyła w zeszłym roku prestiżowego Oscara mody, Kwan już teraz może liczyć przynajmniej na znalezienie się w gronie najlepiej ubranych łyżwiarek.
Polską drużynę - od czapek po skarpetki - ubrał Alpinus. Polacy podczas ceremonii otwarcia zaprezentowali się w banalnych, luźnych czerwono-szarych strojach przypominających powyciągane dresy Polsportu.
Medale dla projektantów
Stroje projektu wielkich krawców nie są nowością turyńskiej olimpiady. Sportowców na poprzednie igrzyska ubierali już Valentino, Bill Blass czy Courreges. Złoty medal wszech czasów zdecydowanie należy się brytyjskiej projektantce greckiego pochodzenia Sophii Kokosalaki. Przez dwa lata przygotowywała ona inspirowaną tradycyjnym greckim ubiorem kolekcję 7 tys. kostiumów na otwarcie olimpiady w Atenach. Jednak nigdy wcześniej przed Turynem udział projektantów nie był tak znaczący, a styl ubiorów sportowców tak spójny. Dzieje się tak dlatego, że domy mody wciąż tracą odbiorców na swoje wysokie krawiectwo, natomiast wartość rynku odzieży sportowej wciąż rośnie. Jego globalna wartość w 2004 r. wyniosła aż 150 mld dolarów.
W Polsce wartość rynku odzieży sportowej ocenia się na 300-400 mln zł rocznie, co stanowi prawie 13 proc. wartości całego naszego rynku odzieżowego. Udział wyłącznie sportowych strojów w obrotach Gucciego globalnie sięga 10 proc., a w wypadku Tommy'ego Hilfigera czy Ralpha Laurena nawet 30 proc. To efekt zapoczątkowanej pod koniec lat 80. na masową skalę mody na sportowy image. Buty, bluzy i spodnie dresowe wyszły z sal gimnastycznych na ulice. Opinające ciało i produkowane wówczas w jaskrawych kolorach, idealnie trafiły w krzykliwą modę tamtego okresu. Moda się zmieniła, ale trend okazał się trwały. Wzmacnia go jeszcze, zwłaszcza wśród najmłodszej klienteli, rosnąca popularność nowych dyscyplin sportowych, m.in. snowboardu, który tylko w USA uprawia 6 mln osób. Wydatki na snowboardowe kombinezony i gadżety wyniosły tam w zeszłym roku ponad 100 mln dolarów.
Śniegowce Coco Chanel
Drogę do sportu utorowała projektantom mody Coco Chanel. "Od tej chwili sport będzie nie tylko zdrowy, ale i wygodny" - powiedziała podczas pokazu kolekcji mody sportowej w 1929 r. Zaprezentowała wówczas chłonące wodę śniegowce, spodnie wełniane ważące blisko trzy kilogramy, a do tego czapki i szale z gryzącej owczej wełny. Publiczność była zachwycona, bo Chanel w porę dostrzegła rosnącą wśród klasy wyższej popularność jazdy na nartach. Dzięki niej narciarze nie musieli już niszczyć futer, i skórzanych trzewików. Sportowe kreacje Chanel nie były wygodne, wyodrębniły jednak odzież sportową i udowodniły, że uprawiając sport, można dobrze wyglądać.
Pierwszą olimpijską ikoną stylu stała się tenisistka Helen Wills, pokazując się na korcie podczas paryskiej olimpiady w 1924 r. w spódniczce do kolan i skromnym daszku na głowie. Prawdziwą furorę zrobiła węgierska drużyna piłki wodnej w Helsinkach w 1952 r., pozując do zdjęć w olimpijskich szlafrokach narzuconych na nagie torsy. Odtąd szlafroki stały się nieodłącznym rekwizytem wszystkich olimpijskich dyscyplin wodnych. W 1998 r. reprezentacja Kanady podbiła świat kapeluszami z wygiętym ku dołowi rondem, a w 2002 r. w Salt Lake City furorę z kolei zrobili Amerykanie, paradując w niebieskich filcowych beretach. Efekt? Następnego dnia sprowadzono 25 tys. beretów, które sprzedano na pniu.
Obserwatorzy mają w pamięci brazylijską pływaczkę Flavię Cazziolato, która dwa lata temu w Atenach startowała w granatowym kostiumie imitującym ubarwienie pawich piór. Kolorystyka jej czepka stopniowo przechodziła od cytrynowego w turkus, co przywodziło na myśl upierzenie amazońskich papug. Znacznie prostszy był pomysł Martiny Hingis: w Barcelonie w 1992 r. szwajcarska tenisistka zapoczątkowała modę na noszenie pod T-shirtem koszuli z długim rękawem.
Również Polacy mają swoją kartę w historii olimpijskiej mody. W 1968 r. w Grenoble przebojem były kożuszki zdobione podhalańskim haftem, w których chodziła nasza reprezentacja. Nie wywalczyła żadnego medalu, ale przywiozła do kraju tytuł najlepiej ubranej. Same kożuszki nie wróciły, bo sportowcy sprzedali je francuskim fanom.
Bielizna księżnej Diany
- Sportowcy całe życie pracowali na to, by pojechać na olimpiadę, dlatego powinni błyszczeć również wyglądem - mówi Michael Budman, współzałożyciel firmy Roots. Jako modele zawodnicy sprzedają nie tyle wzorce estetyczne, ile nowinki z dziedziny odzieżowych technologii, m.in. kombinezony narciarskie o grubości niecałego milimetra. Mistrzowie łyżwiarstwa szybkiego startują w bezszwowych, zwiększających aerodynamikę kombinezonach.
Sportowa odzież od dawna inspirowała modę uliczną. Spodnie tweedowe, w których kobiety stały się powszechnie akceptowane w latach 30., swoją genezę mają w wykonanych z tego materiału bryczesach. W nich właśnie jeździły amatorki narciarstwa. Rozciągliwy lastex, który tuż przed II wojną światową znalazł zastosowanie w bieliźnie i pończochach, był już znany dekadę wcześniej - szyto z niego narciarskie spodnie, tzw. norwegi. Zanim z wynalezionej przez Thomasa Burberry'ego gabardyny zaczęto szyć płaszcze przeciwdeszczowe, materiał ten stosowano do szycia pierwszych sportowych kombinezonów.
Sport przyniósł także zapinane na suwak wiatrówki, bluzy dresowe. Pod koniec lat 70. firma Damart zastosowała chlorofibry, tkaniny, które pomagały utrzymać sportowcom ciepło. Jedną z pierwszych klientek linii bielizny tej firmy przeznaczonej na masowy rynek była księżna Diana.
Igrzyska w Turynie będą kolejnym testem najnowszych osiągnięć technologicznych firm odzieżowych, wystawą najnowszego wzornictwa i popisem kreatywności najlepszych projektantów. Nie bez powodu ogień olimpijski do Turynu niósł m.in. mistrz Armani.
Wielkie firmy produkujące odzież i sprzęt sportowy także korzystały przed igrzyskami z usług znanych projektantów. Dla Adidasa pracowali m.in. Yohji Yamamoto i Stella McCartney, a dla Rossignola - Castelbajac. Nie tworzą oni kreacji haute couture, specjalnie na pompatyczne uroczystości otwarcia i zamknięcia imprezy, ale projektują głównie dresy, kombinezony i kurtki, w których sportowcy będą występować w swoich konkurencjach. W ten sposób wybiegami stają się też areny poszczególnych dyscyplin. Część drużyn, w tym Polska, w ogóle nie zabiera na igrzyska paradnych strojów oficjalnych.
Retrofuturyzm
W sezonie olimpijskim będą dominować stroje inspirowane wczesną twórczością Pierre'a Cardina, a także dopasowanymi włoskimi strojami sportowymi z lat 60. i amerykańskimi kurtkami dla kolarzy górskich z lat 70. Styl tych strojów nazwano retrofuturyzmem. Jest czytelny w formie i kolorystyce. Poza barwami narodowymi podstawowymi kolorami są biel i granat z akcentami czerwieni. Niemiecki kobiecy team przemaszerował na otwarciu olimpiady w białych kurtkach Willy'ego Bognera, inkrustowanych kryształkami Swarovskiego ułożonymi w gwiazdkę śniegu. Podobnie zaprezentowali się amerykańscy akrobaci snowboardu, ubrani przez Tommy'ego Hilfigera. Większość kurtek i spodni sportowców została ozdobiona cienkimi lamówkami i pasami biegnącymi wzdłuż rąk i nóg, co optycznie wydłuża sylwetkę i nadaje jej dostojeństwa. W takich strojach na podium stanie każdy amerykański medalista, ubrany przez firmę Nike. Czerwone wstawki mają wyróżnić zawodników z tłumu. W strojach Hilfigera dla narciarskich biegaczy czerwone akcenty znajdą się na kolanach, co w oczach obserwujących zawody daje efekt dynamiczniejszych ruchów.
Kreacje Very Wang wciąż są trzymane pod kluczem i swoją premierę będą miały podczas konkursu jazdy figurowej na lodzie. Wang jest znana ze swego przywiązania do bieli i przezroczystych, opinających ciało tkanin. Wiadomo, że w jej strojach wystąpi typowana na złotą medalistkę Amerykanka Michelle Kwan. Zważywszy, że Wang zdobyła w zeszłym roku prestiżowego Oscara mody, Kwan już teraz może liczyć przynajmniej na znalezienie się w gronie najlepiej ubranych łyżwiarek.
Polską drużynę - od czapek po skarpetki - ubrał Alpinus. Polacy podczas ceremonii otwarcia zaprezentowali się w banalnych, luźnych czerwono-szarych strojach przypominających powyciągane dresy Polsportu.
Medale dla projektantów
Stroje projektu wielkich krawców nie są nowością turyńskiej olimpiady. Sportowców na poprzednie igrzyska ubierali już Valentino, Bill Blass czy Courreges. Złoty medal wszech czasów zdecydowanie należy się brytyjskiej projektantce greckiego pochodzenia Sophii Kokosalaki. Przez dwa lata przygotowywała ona inspirowaną tradycyjnym greckim ubiorem kolekcję 7 tys. kostiumów na otwarcie olimpiady w Atenach. Jednak nigdy wcześniej przed Turynem udział projektantów nie był tak znaczący, a styl ubiorów sportowców tak spójny. Dzieje się tak dlatego, że domy mody wciąż tracą odbiorców na swoje wysokie krawiectwo, natomiast wartość rynku odzieży sportowej wciąż rośnie. Jego globalna wartość w 2004 r. wyniosła aż 150 mld dolarów.
W Polsce wartość rynku odzieży sportowej ocenia się na 300-400 mln zł rocznie, co stanowi prawie 13 proc. wartości całego naszego rynku odzieżowego. Udział wyłącznie sportowych strojów w obrotach Gucciego globalnie sięga 10 proc., a w wypadku Tommy'ego Hilfigera czy Ralpha Laurena nawet 30 proc. To efekt zapoczątkowanej pod koniec lat 80. na masową skalę mody na sportowy image. Buty, bluzy i spodnie dresowe wyszły z sal gimnastycznych na ulice. Opinające ciało i produkowane wówczas w jaskrawych kolorach, idealnie trafiły w krzykliwą modę tamtego okresu. Moda się zmieniła, ale trend okazał się trwały. Wzmacnia go jeszcze, zwłaszcza wśród najmłodszej klienteli, rosnąca popularność nowych dyscyplin sportowych, m.in. snowboardu, który tylko w USA uprawia 6 mln osób. Wydatki na snowboardowe kombinezony i gadżety wyniosły tam w zeszłym roku ponad 100 mln dolarów.
Śniegowce Coco Chanel
Drogę do sportu utorowała projektantom mody Coco Chanel. "Od tej chwili sport będzie nie tylko zdrowy, ale i wygodny" - powiedziała podczas pokazu kolekcji mody sportowej w 1929 r. Zaprezentowała wówczas chłonące wodę śniegowce, spodnie wełniane ważące blisko trzy kilogramy, a do tego czapki i szale z gryzącej owczej wełny. Publiczność była zachwycona, bo Chanel w porę dostrzegła rosnącą wśród klasy wyższej popularność jazdy na nartach. Dzięki niej narciarze nie musieli już niszczyć futer, i skórzanych trzewików. Sportowe kreacje Chanel nie były wygodne, wyodrębniły jednak odzież sportową i udowodniły, że uprawiając sport, można dobrze wyglądać.
Pierwszą olimpijską ikoną stylu stała się tenisistka Helen Wills, pokazując się na korcie podczas paryskiej olimpiady w 1924 r. w spódniczce do kolan i skromnym daszku na głowie. Prawdziwą furorę zrobiła węgierska drużyna piłki wodnej w Helsinkach w 1952 r., pozując do zdjęć w olimpijskich szlafrokach narzuconych na nagie torsy. Odtąd szlafroki stały się nieodłącznym rekwizytem wszystkich olimpijskich dyscyplin wodnych. W 1998 r. reprezentacja Kanady podbiła świat kapeluszami z wygiętym ku dołowi rondem, a w 2002 r. w Salt Lake City furorę z kolei zrobili Amerykanie, paradując w niebieskich filcowych beretach. Efekt? Następnego dnia sprowadzono 25 tys. beretów, które sprzedano na pniu.
Obserwatorzy mają w pamięci brazylijską pływaczkę Flavię Cazziolato, która dwa lata temu w Atenach startowała w granatowym kostiumie imitującym ubarwienie pawich piór. Kolorystyka jej czepka stopniowo przechodziła od cytrynowego w turkus, co przywodziło na myśl upierzenie amazońskich papug. Znacznie prostszy był pomysł Martiny Hingis: w Barcelonie w 1992 r. szwajcarska tenisistka zapoczątkowała modę na noszenie pod T-shirtem koszuli z długim rękawem.
Również Polacy mają swoją kartę w historii olimpijskiej mody. W 1968 r. w Grenoble przebojem były kożuszki zdobione podhalańskim haftem, w których chodziła nasza reprezentacja. Nie wywalczyła żadnego medalu, ale przywiozła do kraju tytuł najlepiej ubranej. Same kożuszki nie wróciły, bo sportowcy sprzedali je francuskim fanom.
Bielizna księżnej Diany
- Sportowcy całe życie pracowali na to, by pojechać na olimpiadę, dlatego powinni błyszczeć również wyglądem - mówi Michael Budman, współzałożyciel firmy Roots. Jako modele zawodnicy sprzedają nie tyle wzorce estetyczne, ile nowinki z dziedziny odzieżowych technologii, m.in. kombinezony narciarskie o grubości niecałego milimetra. Mistrzowie łyżwiarstwa szybkiego startują w bezszwowych, zwiększających aerodynamikę kombinezonach.
Sportowa odzież od dawna inspirowała modę uliczną. Spodnie tweedowe, w których kobiety stały się powszechnie akceptowane w latach 30., swoją genezę mają w wykonanych z tego materiału bryczesach. W nich właśnie jeździły amatorki narciarstwa. Rozciągliwy lastex, który tuż przed II wojną światową znalazł zastosowanie w bieliźnie i pończochach, był już znany dekadę wcześniej - szyto z niego narciarskie spodnie, tzw. norwegi. Zanim z wynalezionej przez Thomasa Burberry'ego gabardyny zaczęto szyć płaszcze przeciwdeszczowe, materiał ten stosowano do szycia pierwszych sportowych kombinezonów.
Sport przyniósł także zapinane na suwak wiatrówki, bluzy dresowe. Pod koniec lat 70. firma Damart zastosowała chlorofibry, tkaniny, które pomagały utrzymać sportowcom ciepło. Jedną z pierwszych klientek linii bielizny tej firmy przeznaczonej na masowy rynek była księżna Diana.
Igrzyska w Turynie będą kolejnym testem najnowszych osiągnięć technologicznych firm odzieżowych, wystawą najnowszego wzornictwa i popisem kreatywności najlepszych projektantów. Nie bez powodu ogień olimpijski do Turynu niósł m.in. mistrz Armani.
Więcej możesz przeczytać w 7/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.