Koniec układu monopolizującego rynek naftowy w Polsce?
Gdyby ktokolwiek wątpił w to, że w Polsce można zrobić karierę w amerykańskim stylu, to przykład Sławomira Smołokowskiego i Grzegorza Jankilewicza powinien rozwiać wątpliwości. Gdy przed trzynastu laty J&S, firma tych dwóch ukraińskich imigrantów, rozpoczynała dostawy rosyjskiej ropy do rafinerii w Płocku, jej kapitał zakładowy wynosił zaledwie 2 tys. USD. W dodatku jej właściciele byli nowicjuszami w branży. Dziś roczne obroty całej grupy J&S przekraczają 10 mld USD i zapewnia ona - jak wynika z informacji uzyskanych przez "Wprost" - aż 76 proc. dostaw ropy do PKN Orlen i Rafinerii Gdańskiej. Całkowicie zmonopolizowała też tranzyt tego surowca rurociągiem "Przyjaźń" do portu naftowego w Gdańsku. Odkrywając kulisy niebywałego sukcesu, łatwo się przekonać, że american dream ma niewiele wspólnego ze swoją polską wersją.
Rodzinny interes
"To jest taki family business" - tak w jednym z wywiadów tłumaczył tajemnicę sukcesu J&S Jarek Astramowicz, dyrektor generalny J&S Holding z siedzibą w Larnace na Cyprze (spółka-matka grupy). Rzeczywiście, rodzina przyjaciół J&S jest bardzo liczna. Jak wynika z dokumentów przechowywanych w MSWiA, w latach 80. wydanie wiz Smołokowskiemu i Jankilewiczowi, wtedy obywatelom ZSRR, rekomendowały polskie firmy handlujące bronią i "urządzeniami używającymi nowoczesnych technologii", takie jak Inter Inex, Inex PHZ, Leman-Tex czy Labimex. Gdy później założyciele J&S przyjechali do Polski, obywatelstwa otrzymali w ekspresowym tempie. Smołokowskiego uznano za polskiego obywatela decyzją wojewody mazowieckiego z 10 maja 1993 r. (po trzech miesiącach od złożenia wniosku). Jankilewicz polskim obywatelem został 31 stycznia 1992 r. na mocy postanowienia prezydenta Lecha Wałęsy (po czterech miesiącach od złożenia wniosku). Wkrótce właściciele J&S spotkali się z wyjątkową życzliwością w państwowej wówczas Petrochemii Płockiej (obecnie PKN Orlen), która w 1993 r. zaczęła zamawiać u nich ropę i z anonimowej firemki zarejestrowanej na Cyprze uczyniła potentata. Szczególnymi względami J&S obdarzały wszystkie zarządy polskich rafinerii i kolejne rządy - SLD, AWS i znów SLD.
Dobra passa i szczęśliwe zbiegi okoliczności skończyły się, gdy w środę 8 lutego w siedzibach firmy J&S Energy (jedna ze spółek w grupie) w Warszawie i w Szczecinie rozpoczęła przeszukanie ABW działająca na zlecenie Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie, rozpracowującej m.in. mafię paliwową.
Licencja na zabijanie
Dlaczego akurat J&S stała się monopolistą na rynku dostaw ropy do Polski? Bo udzielono temu pośrednikowi swego rodzaju licencji na zabijanie konkurencji. Jak wynika z notatek UOP, już w 1994 r. J&S otrzymała od Petrochemii Płockiej roczne upoważnienie do koordynowania dostaw ropy do Polski, które w praktyce dawało J&S wyłączność na reprezentowanie państwowej firmy w Rosji. W 1995 r. Andrzej Praxmajer, ówczesny dyrektor zakupów ropy w Petrochemii Płockiej, wystawił kolejne upoważnienie - tym razem bezterminowo. Dzięki temu J&S podpisywała z koordynatorem po stronie rosyjskiej (obecnie jest nim AK Transnieft) nawet grafiki dostaw rurociągiem (na dokumentach widnieją pieczątki warszawskiej spółki J&S Energy). Oznaczałoby to, że każdy, kto chciał sprzedawać ropę do Polski, musiał się dogadać z J&S, by jego surowiec popłynął w określonym terminie rurą (inaczej płaciłby rafinerii wysokie kary umowne). AK Transnieft, rosyjska państwowa firma zarządzająca rurociągami, zażądała od Polaków potwierdzenia tego procederu i rafineria w Płocku wystawiła J&S stosowne quasi-pełnomocnictwo (12 sierpnia 1998 r. podpisał je Adam Dyląg, członek zarządu rafinerii). Wówczas wystawiono J&S też prawo do występowania w imieniu Rafinerii Gdańskiej oraz Naftoportu. Jak działało to w praktyce, pokazuje protokół z posiedzenia w rosyjskim Ministerstwie Paliw i Energetyki z 21 grudnia 1998 r., z którego wynika, że o zapotrzebowaniu na rosyjską ropę eksportowaną do Polski (i tranzyt przez Gdańsk) decydował Smołokowski (zamówił wtedy 14 mln ton do polskich rafinerii i 5,5 mln ropy do tranzytu). W posiedzeniu brał też udział jego wspólnik Grzegorz Jankilewicz. Nieobecni byli natomiast prezesi polskich rafinerii, choć otrzymali zaproszenia z rosyjskiego ministerstwa. Czy Rosjanie mogli mieć wątpliwości, że firma J&S reprezentuje interesy polskiego państwa, skoro jej współwłaścicielom dano takie uprawnienia?
Licencja na monopol
Przedsiębiorstwo Eksploatacji Rurociągów Naftowych, inna państwowa firma, zagwarantowała J&S monopol na tranzyt rosyjskiej ropy rurociągiem "Przyjaźń" przez Polskę do Naftoportu w Gdańsku (co na to UOKiK?). Dominacja J&S w tym tranzycie jest usankcjonowana umowami. Jak wynika z notatki bydgoskiej delegatury ABW, 20 grudnia 2002 r. J&S podpisała z PERN aneks do umowy czyniący z tego pośrednika "stałego kontraktowego klienta". Zgodnie z aneksem, inne firmy, które chciałyby przesłać kupioną na Wschodzie ropę rurociągiem "Przyjaźń", mogą to zrobić dopiero wtedy, gdy PERN zaspokoi oczekiwania J&S. Ponieważ grupa Smołokowskiego i Jankilewicza transportuje takie ilości ropy, że wykorzystuje całą przepustowość rurociągu, w praktyce nikt inny poza nią nie jest w stanie dostarczyć tą drogą surowca.
Po sporządzeniu notatki UOP śledztwo i działania operacyjne bezpośrednio przeciwko właścicielom J&S chciał ponownie rozpocząć wydział ABW odpowiedzialny za przestępczość zorganizowaną. Działania te zablokował kontrwywiad, tłumacząc, że sprawa właścicieli J&S pozostaje w jego gestii. Minęły trzy lata, a J&S zmonopolizowała tranzyt ropy i opanowała większość dostaw do rafinerii w Płocku i Gdańsku, a także przejęła tę część dostaw ropy do tych rafinerii, którą wcześniej realizował rosyjski koncern Jukos, rozbity następnie przez administrację prezydenta Rosji.
Licencja na bezkarność
Niektórzy oficerowie polskich tajnych służb od dawna zbierali dowody świadczące o nieprawidłowościach przy dostawach ropy, w tym czasie inni pilnowali, by funkcjonujący na tym rynku chory układ trwał. Zarząd Ochrony Ekonomicznych Interesów Państwa UOP (tzw. II A) dysponował wiedzą o dużym prawdopodobieństwie korupcji przy dostawach ropy do Polski już na początku 2000 r. Ustaliliśmy, że wiosną 2000 r. Janusz N., oficer zarządu IIA (autor późniejszej notatki z 21 listopada 2001 r.), sporządził pismo adresowane do ministra gospodarki Janusza Steinhoffa i ministra skarbu Emila Wąsacza. Informował w nim o zagrożeniu, jakie stanowi monopol firmy J&S. Ministrowie notatkę zignorowali (Wąsacz w rozmowie z "Wprost" stwierdził, że nie zna takiej firmy jak J&S, a Steinhoff odmówił komentarza, zasłaniając się tajemnicą państwową).
W ubiegłym tygodniu lider LPR Roman Giertych zapowiedział powołanie nowej komisji śledczej ds. PKN Orlen. Reaktywacja komisji jest uzgodniona z PiS oraz Samoobroną. Komisja powstała m.in. po to, aby zbadać ujawniony przez "Wprost" fakt zatajenia przez ABW notatki z 21 listopada 2001 r., przesłanej Jackowi Piechocie, ówczesnemu ministrowi gospodarki w rządzie Leszka Millera. UOP informował w niej, że Petrochemia Płocka wystawiła co najmniej trzy upoważnienia do "koordynacji" dostaw ropy z Rosji do Polski, umożliwiając J&S pozbycie się z rynku konkurencyjnych pośredników w handlu ropą. Zdaniem autorów pisma, odpowiada za to były prezes Petrochemii Płockiej Konrad Jaskóła. Jego następca Andrzej Modrzejewski początkowo chciał skończyć z patologią, lecz zmienił zdanie po zagranicznej wycieczce w towarzystwie Michała Frąckowiaka, wcześniej szefa jednej z firm z grupy J&S.
UOP domagał się od Piechoty natychmiastowego zarządzenia kontroli NIK w rafineriach w Płocku i Gdańsku oraz doprowadzenia do anulowania przez kierownictwo pierwszego koncernu upoważnień wystawionych J&S. Piechota potwierdził w rozmowie z "Wprost", że notatkę otrzymał, ale nie potrafił powiedzieć, dlaczego nie spełniono zaleceń UOP. Najpewniej będzie musiał się z tego wytłumaczyć przed nową komisją. Podobnie jak były prezydent Aleksander Kwaśniewski, który również był adresatem notatki.
Podziel się sukcesem
Prokurator krajowy Janusz Kaczmarek stwierdził, że następną czynnością w postępowaniu prokuratury będzie sprawdzenie "ruchu pieniędzy na kontach". "Jedną z przyjętych wersji jest kwestia związana z praniem brudnych pieniędzy - czy były prowizje [dla polityków], czy też nie było" - mówił Kaczmarek.
Polscy politycy "wyprali" przekręt z dostawami rosyjskiej ropy, czyniąc z niego zasadę funkcjonowania rynku: każdy, kto chce dostarczać surowiec rafineriom w Płocku czy Gdańsku lub do Naftoportu, musi "podzielić się sukcesem", czyli zyskami. "Mamy bardzo prostą zasadę: rubel za wejście, dwa za wyjście. To znaczy, że wstąpić do organizacji jest trudno, ale znacznie trudniej ją opuścić. Teoretycznie dla wszystkich jej członków przewidziano tylko jedno wyjście: przez komin. Dla jednych z najwyższymi honorami, dla innych hańbiące, ale komin jest jeden" - tak Wiktor Suworow, zbiegły na Zachód były oficer sowieckiego wywiadu wojskowego GRU, opisał reguły obowiązujące w tej służbie. Czy podobne jak w Akwarium (tak określano GRU) zasady rządzą polskim akwarium biznesowo--politycznym, w którym grube ryby i płotki walczą o udział w podziale wartych nawet setki milionów dolarów rocznie "prowizji" z handlu ropą?
W starej anegdocie dwie rybki dyskutują w akwarium o naturze wszechświata. W końcu jedna zadaje dramatyczne pytanie: "Jeżeli Boga nie ma, to kto wymienia wodę w akwarium?". Podobnie rzecz się ma z działalnością firmy J&S w Polsce. Jeżeli to "czysta" działalność, to kto i z jakich powodów wyhodował na kontraktach z państwowymi wówczas rafineriami monopolistę - według UOP - "szkodliwego dla ekonomicznych interesów RP"?
Rodzinny interes
"To jest taki family business" - tak w jednym z wywiadów tłumaczył tajemnicę sukcesu J&S Jarek Astramowicz, dyrektor generalny J&S Holding z siedzibą w Larnace na Cyprze (spółka-matka grupy). Rzeczywiście, rodzina przyjaciół J&S jest bardzo liczna. Jak wynika z dokumentów przechowywanych w MSWiA, w latach 80. wydanie wiz Smołokowskiemu i Jankilewiczowi, wtedy obywatelom ZSRR, rekomendowały polskie firmy handlujące bronią i "urządzeniami używającymi nowoczesnych technologii", takie jak Inter Inex, Inex PHZ, Leman-Tex czy Labimex. Gdy później założyciele J&S przyjechali do Polski, obywatelstwa otrzymali w ekspresowym tempie. Smołokowskiego uznano za polskiego obywatela decyzją wojewody mazowieckiego z 10 maja 1993 r. (po trzech miesiącach od złożenia wniosku). Jankilewicz polskim obywatelem został 31 stycznia 1992 r. na mocy postanowienia prezydenta Lecha Wałęsy (po czterech miesiącach od złożenia wniosku). Wkrótce właściciele J&S spotkali się z wyjątkową życzliwością w państwowej wówczas Petrochemii Płockiej (obecnie PKN Orlen), która w 1993 r. zaczęła zamawiać u nich ropę i z anonimowej firemki zarejestrowanej na Cyprze uczyniła potentata. Szczególnymi względami J&S obdarzały wszystkie zarządy polskich rafinerii i kolejne rządy - SLD, AWS i znów SLD.
Dobra passa i szczęśliwe zbiegi okoliczności skończyły się, gdy w środę 8 lutego w siedzibach firmy J&S Energy (jedna ze spółek w grupie) w Warszawie i w Szczecinie rozpoczęła przeszukanie ABW działająca na zlecenie Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie, rozpracowującej m.in. mafię paliwową.
Licencja na zabijanie
Dlaczego akurat J&S stała się monopolistą na rynku dostaw ropy do Polski? Bo udzielono temu pośrednikowi swego rodzaju licencji na zabijanie konkurencji. Jak wynika z notatek UOP, już w 1994 r. J&S otrzymała od Petrochemii Płockiej roczne upoważnienie do koordynowania dostaw ropy do Polski, które w praktyce dawało J&S wyłączność na reprezentowanie państwowej firmy w Rosji. W 1995 r. Andrzej Praxmajer, ówczesny dyrektor zakupów ropy w Petrochemii Płockiej, wystawił kolejne upoważnienie - tym razem bezterminowo. Dzięki temu J&S podpisywała z koordynatorem po stronie rosyjskiej (obecnie jest nim AK Transnieft) nawet grafiki dostaw rurociągiem (na dokumentach widnieją pieczątki warszawskiej spółki J&S Energy). Oznaczałoby to, że każdy, kto chciał sprzedawać ropę do Polski, musiał się dogadać z J&S, by jego surowiec popłynął w określonym terminie rurą (inaczej płaciłby rafinerii wysokie kary umowne). AK Transnieft, rosyjska państwowa firma zarządzająca rurociągami, zażądała od Polaków potwierdzenia tego procederu i rafineria w Płocku wystawiła J&S stosowne quasi-pełnomocnictwo (12 sierpnia 1998 r. podpisał je Adam Dyląg, członek zarządu rafinerii). Wówczas wystawiono J&S też prawo do występowania w imieniu Rafinerii Gdańskiej oraz Naftoportu. Jak działało to w praktyce, pokazuje protokół z posiedzenia w rosyjskim Ministerstwie Paliw i Energetyki z 21 grudnia 1998 r., z którego wynika, że o zapotrzebowaniu na rosyjską ropę eksportowaną do Polski (i tranzyt przez Gdańsk) decydował Smołokowski (zamówił wtedy 14 mln ton do polskich rafinerii i 5,5 mln ropy do tranzytu). W posiedzeniu brał też udział jego wspólnik Grzegorz Jankilewicz. Nieobecni byli natomiast prezesi polskich rafinerii, choć otrzymali zaproszenia z rosyjskiego ministerstwa. Czy Rosjanie mogli mieć wątpliwości, że firma J&S reprezentuje interesy polskiego państwa, skoro jej współwłaścicielom dano takie uprawnienia?
Licencja na monopol
Przedsiębiorstwo Eksploatacji Rurociągów Naftowych, inna państwowa firma, zagwarantowała J&S monopol na tranzyt rosyjskiej ropy rurociągiem "Przyjaźń" przez Polskę do Naftoportu w Gdańsku (co na to UOKiK?). Dominacja J&S w tym tranzycie jest usankcjonowana umowami. Jak wynika z notatki bydgoskiej delegatury ABW, 20 grudnia 2002 r. J&S podpisała z PERN aneks do umowy czyniący z tego pośrednika "stałego kontraktowego klienta". Zgodnie z aneksem, inne firmy, które chciałyby przesłać kupioną na Wschodzie ropę rurociągiem "Przyjaźń", mogą to zrobić dopiero wtedy, gdy PERN zaspokoi oczekiwania J&S. Ponieważ grupa Smołokowskiego i Jankilewicza transportuje takie ilości ropy, że wykorzystuje całą przepustowość rurociągu, w praktyce nikt inny poza nią nie jest w stanie dostarczyć tą drogą surowca.
Po sporządzeniu notatki UOP śledztwo i działania operacyjne bezpośrednio przeciwko właścicielom J&S chciał ponownie rozpocząć wydział ABW odpowiedzialny za przestępczość zorganizowaną. Działania te zablokował kontrwywiad, tłumacząc, że sprawa właścicieli J&S pozostaje w jego gestii. Minęły trzy lata, a J&S zmonopolizowała tranzyt ropy i opanowała większość dostaw do rafinerii w Płocku i Gdańsku, a także przejęła tę część dostaw ropy do tych rafinerii, którą wcześniej realizował rosyjski koncern Jukos, rozbity następnie przez administrację prezydenta Rosji.
Licencja na bezkarność
Niektórzy oficerowie polskich tajnych służb od dawna zbierali dowody świadczące o nieprawidłowościach przy dostawach ropy, w tym czasie inni pilnowali, by funkcjonujący na tym rynku chory układ trwał. Zarząd Ochrony Ekonomicznych Interesów Państwa UOP (tzw. II A) dysponował wiedzą o dużym prawdopodobieństwie korupcji przy dostawach ropy do Polski już na początku 2000 r. Ustaliliśmy, że wiosną 2000 r. Janusz N., oficer zarządu IIA (autor późniejszej notatki z 21 listopada 2001 r.), sporządził pismo adresowane do ministra gospodarki Janusza Steinhoffa i ministra skarbu Emila Wąsacza. Informował w nim o zagrożeniu, jakie stanowi monopol firmy J&S. Ministrowie notatkę zignorowali (Wąsacz w rozmowie z "Wprost" stwierdził, że nie zna takiej firmy jak J&S, a Steinhoff odmówił komentarza, zasłaniając się tajemnicą państwową).
W ubiegłym tygodniu lider LPR Roman Giertych zapowiedział powołanie nowej komisji śledczej ds. PKN Orlen. Reaktywacja komisji jest uzgodniona z PiS oraz Samoobroną. Komisja powstała m.in. po to, aby zbadać ujawniony przez "Wprost" fakt zatajenia przez ABW notatki z 21 listopada 2001 r., przesłanej Jackowi Piechocie, ówczesnemu ministrowi gospodarki w rządzie Leszka Millera. UOP informował w niej, że Petrochemia Płocka wystawiła co najmniej trzy upoważnienia do "koordynacji" dostaw ropy z Rosji do Polski, umożliwiając J&S pozbycie się z rynku konkurencyjnych pośredników w handlu ropą. Zdaniem autorów pisma, odpowiada za to były prezes Petrochemii Płockiej Konrad Jaskóła. Jego następca Andrzej Modrzejewski początkowo chciał skończyć z patologią, lecz zmienił zdanie po zagranicznej wycieczce w towarzystwie Michała Frąckowiaka, wcześniej szefa jednej z firm z grupy J&S.
UOP domagał się od Piechoty natychmiastowego zarządzenia kontroli NIK w rafineriach w Płocku i Gdańsku oraz doprowadzenia do anulowania przez kierownictwo pierwszego koncernu upoważnień wystawionych J&S. Piechota potwierdził w rozmowie z "Wprost", że notatkę otrzymał, ale nie potrafił powiedzieć, dlaczego nie spełniono zaleceń UOP. Najpewniej będzie musiał się z tego wytłumaczyć przed nową komisją. Podobnie jak były prezydent Aleksander Kwaśniewski, który również był adresatem notatki.
Podziel się sukcesem
Prokurator krajowy Janusz Kaczmarek stwierdził, że następną czynnością w postępowaniu prokuratury będzie sprawdzenie "ruchu pieniędzy na kontach". "Jedną z przyjętych wersji jest kwestia związana z praniem brudnych pieniędzy - czy były prowizje [dla polityków], czy też nie było" - mówił Kaczmarek.
Polscy politycy "wyprali" przekręt z dostawami rosyjskiej ropy, czyniąc z niego zasadę funkcjonowania rynku: każdy, kto chce dostarczać surowiec rafineriom w Płocku czy Gdańsku lub do Naftoportu, musi "podzielić się sukcesem", czyli zyskami. "Mamy bardzo prostą zasadę: rubel za wejście, dwa za wyjście. To znaczy, że wstąpić do organizacji jest trudno, ale znacznie trudniej ją opuścić. Teoretycznie dla wszystkich jej członków przewidziano tylko jedno wyjście: przez komin. Dla jednych z najwyższymi honorami, dla innych hańbiące, ale komin jest jeden" - tak Wiktor Suworow, zbiegły na Zachód były oficer sowieckiego wywiadu wojskowego GRU, opisał reguły obowiązujące w tej służbie. Czy podobne jak w Akwarium (tak określano GRU) zasady rządzą polskim akwarium biznesowo--politycznym, w którym grube ryby i płotki walczą o udział w podziale wartych nawet setki milionów dolarów rocznie "prowizji" z handlu ropą?
W starej anegdocie dwie rybki dyskutują w akwarium o naturze wszechświata. W końcu jedna zadaje dramatyczne pytanie: "Jeżeli Boga nie ma, to kto wymienia wodę w akwarium?". Podobnie rzecz się ma z działalnością firmy J&S w Polsce. Jeżeli to "czysta" działalność, to kto i z jakich powodów wyhodował na kontraktach z państwowymi wówczas rafineriami monopolistę - według UOP - "szkodliwego dla ekonomicznych interesów RP"?
Wszystko dla J&S |
---|
Jarek Astramowicz, prezes J&S Group Holding, ostatnio przekonywał dziennikarzy, że grupa ta dostarcza "około połowy" całości ropy kupowanej przez PKN Orlen i Grupę Lotos. Twierdzi tak, by udowodnić, że J&S wcale nie zdominowało rynku dostaw ropy do Polski, a informację tę powtarza większość mediów. "Wprost" dotarł do raportu za IV kwartał 2005 r. AK Transnieft, przedsiębiorstwa państwowego zarządzającego systemem rurociągów naftowych w Rosji (korzysta z nich J&S, przesyłając ropę do naszego kraju), z którego jasno wynika, że grupa Sławomira Smołokowskiego i Grzegorza Jankilewicza opanowała co najmniej trzy czwarte dostaw ropy do polskich rafinerii oraz całość tranzytu przez nasze terytorium do gdańskiego Naftoportu. |
Więcej możesz przeczytać w 7/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.