Esbecy nie zmartwią się, gdy w ciemnościach będziemy sobie nabijać kolejne guzy
Według dość powszechnie przyjmowanego poglądu, konserwatystów charakteryzuje nieufność wobec wiary w zdolności poznawcze człowieka. Z postępowcami ma być na odwrót cechować ma ich wiara w to, że wszystkie zjawiska tego świata można zgłębić i objąć rozumem. Tymczasem w Polsce w kwestii lustracji ten podział niewiele jest wart.
Prawica przekonuje, że można drogą żmudnej analizy archiwów SB wyrokować o współpracy tajnych agentów z bezpieką. Zupełnie inną wizję kreują publicyści liberalnej lewicy. W ich opinii nie można prawie o nikim z pewnością orzec, czy był współpracownikiem, czy nie.
Jesteśmy co rusz zaskakiwani skandalami w stylu sprawy Zyty Gilowskiej czy audiotele dotyczącego personaliów "Delegata". Kwestia lustracji w krajach postkomunistycznych to jeden z najbardziej skomplikowanych i złożonych problemów. Poradzono sobie z nim w byłej NRD i dziś instytut pastora Gaucka szykuje się do zmiany charakteru swej misji. Niemcy mają lustrację za sobą i niemiecka demokracja zdała egzamin z tak trudnego problemu.
W Polsce od 1990 r. jest inaczej i pewność siebie esbeków zeznających w procesie Gilowskiej tłumaczy dobrze, w czyim interesie było dotychczas tworzenie z lustracji strefy mroku i tajemnicy. Teraz można się obawiać, że proces Gilowskiej i szum wokół "Delegata" na nowo skłonią do kampanii lansującej tezę, że lustracji nie da się przeprowadzić.
Kwestia współpracy z SB - jak każda sfera ludzkiej działalności - da się wyjaśnić. Cierpliwa wiedza zdobywana przez porównywanie coraz większej liczby dokumentów służy do coraz precyzyjniejszego odsiewania prawdy od kłamstwa.
IPN ma po temu potencjał. Wystarczy, że da mu się odpowiednie pieniądze i przestanie się oskarżać o rzekomy stachanowski wyścig w tropieniu wyimaginowanych agentów. Mam nadzieję, że autorzy ustawy lustracyjnej, nie unikając refleksji nad głosami krytyk, takich rytualnych zaklęć się nie przestraszą. W innym wypadku narodowe audiotele w takich sprawach jak szukanie "Delegata" będzie nas prześladować jeszcze miesiącami. Esbecy nie zmartwią się, gdy w ciemnościach będziemy sobie nabijać kolejne guzy. Dlatego trzeba zapalić światło i zakończyć trwający zbyt długo mrok w archiwach.
Prawica przekonuje, że można drogą żmudnej analizy archiwów SB wyrokować o współpracy tajnych agentów z bezpieką. Zupełnie inną wizję kreują publicyści liberalnej lewicy. W ich opinii nie można prawie o nikim z pewnością orzec, czy był współpracownikiem, czy nie.
Jesteśmy co rusz zaskakiwani skandalami w stylu sprawy Zyty Gilowskiej czy audiotele dotyczącego personaliów "Delegata". Kwestia lustracji w krajach postkomunistycznych to jeden z najbardziej skomplikowanych i złożonych problemów. Poradzono sobie z nim w byłej NRD i dziś instytut pastora Gaucka szykuje się do zmiany charakteru swej misji. Niemcy mają lustrację za sobą i niemiecka demokracja zdała egzamin z tak trudnego problemu.
W Polsce od 1990 r. jest inaczej i pewność siebie esbeków zeznających w procesie Gilowskiej tłumaczy dobrze, w czyim interesie było dotychczas tworzenie z lustracji strefy mroku i tajemnicy. Teraz można się obawiać, że proces Gilowskiej i szum wokół "Delegata" na nowo skłonią do kampanii lansującej tezę, że lustracji nie da się przeprowadzić.
Kwestia współpracy z SB - jak każda sfera ludzkiej działalności - da się wyjaśnić. Cierpliwa wiedza zdobywana przez porównywanie coraz większej liczby dokumentów służy do coraz precyzyjniejszego odsiewania prawdy od kłamstwa.
IPN ma po temu potencjał. Wystarczy, że da mu się odpowiednie pieniądze i przestanie się oskarżać o rzekomy stachanowski wyścig w tropieniu wyimaginowanych agentów. Mam nadzieję, że autorzy ustawy lustracyjnej, nie unikając refleksji nad głosami krytyk, takich rytualnych zaklęć się nie przestraszą. W innym wypadku narodowe audiotele w takich sprawach jak szukanie "Delegata" będzie nas prześladować jeszcze miesiącami. Esbecy nie zmartwią się, gdy w ciemnościach będziemy sobie nabijać kolejne guzy. Dlatego trzeba zapalić światło i zakończyć trwający zbyt długo mrok w archiwach.
Więcej możesz przeczytać w 33/34/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.