Czas skończyć z polską biernością w sporze o przyszłość przeszłości
Obecnie należy zadbać o restytucję moralną, gdyż materialna jest raczej niemożliwa. Te słowa wypowiedział premier Bawarii Edmund Stoiber na tegorocznym zjeździe ziomków sudeckich w Norymberdze. Częścią restytucji moralnej jest wystawa "Wymuszone drogi. Ucieczka i wypędzenie w Europie XX wieku". Jej organizatorem jest fundacja Centrum przeciw Wypędzeniom, czyli Erika Steinbach.
Niemcy jak Ormianie
Na wystawie Steinbach dominują tablice informacyjne przedstawiające tragedie XX wieku, poczynając od rzezi Ormian przez wymianę ludności między Grecją a Turcją, wypędzenie niemieckich Żydów po 1933 r. po czystki etniczne na Bałkanach. Pokazano też represje i wypędzenia Polaków przez Niemców i Rosjan oraz deportacje Niemców z terenu prawie całej Europy. Wśród eksponatów zwracają uwagę prasowe wycinki oraz tablica z napisem dotyczącym wyroku Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu z 18 grudnia 1996 r. Trybunał przyznaje kobiecie o nazwisku Louizidou prawo do restytucji, czyli zwrotu mienia. Louizidou wniosła skargę przeciwko tureckiemu państwu i wygrała. Po niedawnych oświadczeniach Powiernictwa Pruskiego, które chce skarżyć Polskę w Strasburgu, można się zastanawiać, w jakim celu na wystawie dotyczącej wysiedleń umieszczono informację o tym wyroku, skoro oficjalnie Erika Steinbach i Związek Wypędzonych (BdV) zdystansowali się wobec roszczeń Rudiego Pawelki & Co. Czy jest to wsparcie tej inicjatywy?
Alibi dla Steinbach
Co nie bez znaczenia, wystawę Steinbach otworzył przewodniczący Bundestagu Norbert Lammert (CDU), który cytował słowa prof. Władysława Bartoszewskiego o konieczności pojednania i porozumienia Polski i Niemiec. Przedstawiając Bartoszewskiego, Lammert powiedział, że był on ministrem spraw zagranicznych Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej (Volksrepublik Polen). Już ten fakt wskazuje na stare, niezbyt chwalebne przyzwyczajenia. Jak na ironię, Lammert mówił o "kulturze pamięci" (Erinnerungskultur) jako zadaniu państwowym. Dlatego komentator "Frankfurter Allgemeine Zeitung" stwierdził natychmiast, że Berlinowi potrzebne jest centrum przeciw wypędzeniom działające w europejskim duchu - tak jak wystawa. Powinno ono powstać nie gdzieś na obrzeżach, lecz w samym centrum niemieckiego krajobrazu pamięci, przy Unter den Linden. Wszak wypędzenie nie było odrębnym elementem niemieckiej przeszłości, lecz integralną częścią i następstwem niemieckiej katastrofy.
Dziwne pretensje Polaków
Sprzeciw Polaków jest niezrozumiały dla niemieckiej opinii publicznej, która przyjmuje wystawę fundacji Centrum przeciw Wypędzeniom jako obiektywną. Łatwo teraz będzie oskarżyć stronę polską o bezsensowny upór. Teraz ani nasza bierność, ani aktywność nie zmienią decyzji Steinbach o utworzeniu w Berlinie stałej ekspozycji. Jest jeszcze natomiast szansa na stworzenie polskiego centrum historycznego lub centrum martyrologii polskiej w Berlinie. Pieniądze mogłyby się znaleźć w budżecie federalnym i w Brukseli. Z niemieckich źródeł jest obecnie finansowane centrum przypominające o nazistowskich ofiarach wśród homoseksualistów. Niestety, polscy politycy nie robią niczego w tej sprawie. A takie centrum mogłoby być także miejscem spotkań młodzieży, nie tylko z Polski i Niemiec. Jeżeli ta sprawa nie stanie się teraz przedmiotem aktywnego lobbingu z polskiej strony, Warszawa zaprzepaści kolejną szansę na dotarcie ze swoim spojrzeniem na historię do niemieckiego społeczeństwa. Polska przegra wtedy walkę o pamięć historyczną. W niemieckiej, a szerzej w europejskiej świadomości utrwali się obraz głównych ofiar II wojny światowej: Żydów i wypędzonych Niemców.
Polska powinność
Czas uzmysłowić sobie gorzką prawdę, że w Niemczech dotychczas nikt nie słyszał o pacyfikacji ponad 800 polskich wsi, których mieszkańców bestialsko wymordowano. Nikt nie wie o 800 tys. Polaków wygnanych z ich domów na Pomorzu Gdańskim czy tysiącach zamordowanych w ramach czystek etnicznych mieszkańcach Zamojszczyzny. Powstanie warszawskie jest nadal mylone z powstaniem w getcie. Niestety, w Niemczech patrzy się na okupację Polski poprzez pryzmat Francji, nie zdając sobie sprawy, że były to dwie diametralnie różne rzeczywistości. Kto, jak nie Polacy, powinni Niemcom ten fakt uzmysłowić? A to dlatego, że krytycznych głosów wobec inicjatywy Eriki Steinbach jest w Niemczech coraz mniej. Także te osoby z niemieckiego życia publicznego, które były przeciwne wystawie, zaczynają ją uważać za interesującą. Na otwarciu ekspozycji Steinbach pojawili się posłowie i członkowie SPD, m.in. Markus Meckel i Wolfgang Thierse.
Niemcy jak Ormianie
Na wystawie Steinbach dominują tablice informacyjne przedstawiające tragedie XX wieku, poczynając od rzezi Ormian przez wymianę ludności między Grecją a Turcją, wypędzenie niemieckich Żydów po 1933 r. po czystki etniczne na Bałkanach. Pokazano też represje i wypędzenia Polaków przez Niemców i Rosjan oraz deportacje Niemców z terenu prawie całej Europy. Wśród eksponatów zwracają uwagę prasowe wycinki oraz tablica z napisem dotyczącym wyroku Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu z 18 grudnia 1996 r. Trybunał przyznaje kobiecie o nazwisku Louizidou prawo do restytucji, czyli zwrotu mienia. Louizidou wniosła skargę przeciwko tureckiemu państwu i wygrała. Po niedawnych oświadczeniach Powiernictwa Pruskiego, które chce skarżyć Polskę w Strasburgu, można się zastanawiać, w jakim celu na wystawie dotyczącej wysiedleń umieszczono informację o tym wyroku, skoro oficjalnie Erika Steinbach i Związek Wypędzonych (BdV) zdystansowali się wobec roszczeń Rudiego Pawelki & Co. Czy jest to wsparcie tej inicjatywy?
Alibi dla Steinbach
Co nie bez znaczenia, wystawę Steinbach otworzył przewodniczący Bundestagu Norbert Lammert (CDU), który cytował słowa prof. Władysława Bartoszewskiego o konieczności pojednania i porozumienia Polski i Niemiec. Przedstawiając Bartoszewskiego, Lammert powiedział, że był on ministrem spraw zagranicznych Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej (Volksrepublik Polen). Już ten fakt wskazuje na stare, niezbyt chwalebne przyzwyczajenia. Jak na ironię, Lammert mówił o "kulturze pamięci" (Erinnerungskultur) jako zadaniu państwowym. Dlatego komentator "Frankfurter Allgemeine Zeitung" stwierdził natychmiast, że Berlinowi potrzebne jest centrum przeciw wypędzeniom działające w europejskim duchu - tak jak wystawa. Powinno ono powstać nie gdzieś na obrzeżach, lecz w samym centrum niemieckiego krajobrazu pamięci, przy Unter den Linden. Wszak wypędzenie nie było odrębnym elementem niemieckiej przeszłości, lecz integralną częścią i następstwem niemieckiej katastrofy.
Dziwne pretensje Polaków
Sprzeciw Polaków jest niezrozumiały dla niemieckiej opinii publicznej, która przyjmuje wystawę fundacji Centrum przeciw Wypędzeniom jako obiektywną. Łatwo teraz będzie oskarżyć stronę polską o bezsensowny upór. Teraz ani nasza bierność, ani aktywność nie zmienią decyzji Steinbach o utworzeniu w Berlinie stałej ekspozycji. Jest jeszcze natomiast szansa na stworzenie polskiego centrum historycznego lub centrum martyrologii polskiej w Berlinie. Pieniądze mogłyby się znaleźć w budżecie federalnym i w Brukseli. Z niemieckich źródeł jest obecnie finansowane centrum przypominające o nazistowskich ofiarach wśród homoseksualistów. Niestety, polscy politycy nie robią niczego w tej sprawie. A takie centrum mogłoby być także miejscem spotkań młodzieży, nie tylko z Polski i Niemiec. Jeżeli ta sprawa nie stanie się teraz przedmiotem aktywnego lobbingu z polskiej strony, Warszawa zaprzepaści kolejną szansę na dotarcie ze swoim spojrzeniem na historię do niemieckiego społeczeństwa. Polska przegra wtedy walkę o pamięć historyczną. W niemieckiej, a szerzej w europejskiej świadomości utrwali się obraz głównych ofiar II wojny światowej: Żydów i wypędzonych Niemców.
Polska powinność
Czas uzmysłowić sobie gorzką prawdę, że w Niemczech dotychczas nikt nie słyszał o pacyfikacji ponad 800 polskich wsi, których mieszkańców bestialsko wymordowano. Nikt nie wie o 800 tys. Polaków wygnanych z ich domów na Pomorzu Gdańskim czy tysiącach zamordowanych w ramach czystek etnicznych mieszkańcach Zamojszczyzny. Powstanie warszawskie jest nadal mylone z powstaniem w getcie. Niestety, w Niemczech patrzy się na okupację Polski poprzez pryzmat Francji, nie zdając sobie sprawy, że były to dwie diametralnie różne rzeczywistości. Kto, jak nie Polacy, powinni Niemcom ten fakt uzmysłowić? A to dlatego, że krytycznych głosów wobec inicjatywy Eriki Steinbach jest w Niemczech coraz mniej. Także te osoby z niemieckiego życia publicznego, które były przeciwne wystawie, zaczynają ją uważać za interesującą. Na otwarciu ekspozycji Steinbach pojawili się posłowie i członkowie SPD, m.in. Markus Meckel i Wolfgang Thierse.
WYMUSZONE DROGI Obecni na otwarciu wystawy |
---|
Joachim Gauck - pastor, współzałożyciel partii Forum, były pełnomocnik ds. akt Stasi György Konrád - węgierski pisarz, przed 1989 r. jeden z czołowych opozycjonistów w swoim kraju, 1997-2003 prezesem Akademii Sztuki w Berlinie Norbert Lammert - CDU, przewodniczący Bundestagu Markus Meckel - SPD, w 1990 r. był ministrem spraw zagranicznych NRD; szef polsko-niemieckiej grupy parlamentarnej Bernd Neumann - CDU, minister stanu ds. kultury Wolfgang Thierse - urodzony we Wrocławiu, polityk SPD, wiceprzewodniczący Bundestagu |
Więcej możesz przeczytać w 33/34/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.