****
Już się wydawało, że na rockowych salonach połowy pierwszej dekady nowego stulecia zaczęła się krystalizować stabilna hierarchia, gdy nagle w 2005 r. wszystko wywróciło się do góry nogami. Pojawiły się zespoły w rodzaju Arcade Fire, które wylansowały się same, dzięki Internetowi. I tak namieszały, że nawet malkontentom odechciało się odprawiania modłów nad grobem rocka. Niedawno Arctic Monkeys z Sheffield, a dziś Clap Your Hands z Brooklynu dowiedli swymi debiutami, że zamieszanie wokół nich nie było hucpą. Monkeys w ciągu tylko premierowego dnia sprzedali 118 tys. egzemplarzy swej płyty (to więcej niż Coldplay i Franz Ferdinand) i są uważani za największą sensację od czasów Oasis. Zanim grupa podpisała kontrakt z firmą Wichita, przez internet sprzedała aż 50 tys. sztuk nagranego własnym sumptem albumu "Clap Your Hands Say Yeah" . I nie bez racji uważana jest za kapele, która odegra znaczącą rolę w 2006 r. Jest w muzyce CYHSY coś deliryczno-histeryczno-tanecznego, co przywołuje na myśl dawne nagrania Talking Heads, Blondie i B-52's. Unosi się nad nią duch The Ramones, bo wprawdzie zespół traktuje swoją twórczość bardzo poważnie, to już serio nie traktuje popkulturowego kontekstu, w jakim się obraca - czemu daje świadectwo w pełnych ironii i zaskakujących skojarzeń tekstach, wręcz odwołujących się do tradycji młodego Boba Dylana. To jeden z tych albumów, od których trudno się oderwać.
Jerzy A. Rzewuski
Clap Your Hands Say Yeah: "Clap Your Hands Say Yeah", (Wichita/Sonic)
Już się wydawało, że na rockowych salonach połowy pierwszej dekady nowego stulecia zaczęła się krystalizować stabilna hierarchia, gdy nagle w 2005 r. wszystko wywróciło się do góry nogami. Pojawiły się zespoły w rodzaju Arcade Fire, które wylansowały się same, dzięki Internetowi. I tak namieszały, że nawet malkontentom odechciało się odprawiania modłów nad grobem rocka. Niedawno Arctic Monkeys z Sheffield, a dziś Clap Your Hands z Brooklynu dowiedli swymi debiutami, że zamieszanie wokół nich nie było hucpą. Monkeys w ciągu tylko premierowego dnia sprzedali 118 tys. egzemplarzy swej płyty (to więcej niż Coldplay i Franz Ferdinand) i są uważani za największą sensację od czasów Oasis. Zanim grupa podpisała kontrakt z firmą Wichita, przez internet sprzedała aż 50 tys. sztuk nagranego własnym sumptem albumu "Clap Your Hands Say Yeah" . I nie bez racji uważana jest za kapele, która odegra znaczącą rolę w 2006 r. Jest w muzyce CYHSY coś deliryczno-histeryczno-tanecznego, co przywołuje na myśl dawne nagrania Talking Heads, Blondie i B-52's. Unosi się nad nią duch The Ramones, bo wprawdzie zespół traktuje swoją twórczość bardzo poważnie, to już serio nie traktuje popkulturowego kontekstu, w jakim się obraca - czemu daje świadectwo w pełnych ironii i zaskakujących skojarzeń tekstach, wręcz odwołujących się do tradycji młodego Boba Dylana. To jeden z tych albumów, od których trudno się oderwać.
Jerzy A. Rzewuski
Clap Your Hands Say Yeah: "Clap Your Hands Say Yeah", (Wichita/Sonic)
Więcej możesz przeczytać w 5/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.